Rząd koalicji nie musi być taki zły, bo... nie będzie w stanie zbyt wiele zrobić - Konfederacja

Rząd koalicji nie musi być taki zły, bo… nie będzie w stanie zbyt wiele zrobić

Sławomir Mentzen: Patrząc na zapowiedzi polityków mających tworzyć nową koalicję, można mieć nadzieję, że czekający nas rząd nie będzie aż taki zły. Już tłumaczę się z tego zaskakującego twierdzenia.

Ten rząd nie musi być tragiczny z tego powodu, że nie będzie w stanie zbyt wiele zrobić. Wygląda na to, że konserwatyści będą blokować obyczajowe pomysły Lewicy, a liberałowie zakleszczą się z socjalistami. W rezultacie rząd nie będzie mógł pójść w żadnym kierunku. No bo w jakich sprawach może się dogadać ta konserwatywno-postępowa i liberalno-socjalistyczna koalicja? Co więcej, ta koalicja jest złożona z trzech koalicji. Mamy Trzecią Drogę, składającą się z PSL i Hołowni, mamy Lewicą złożoną z SLD, Wiosny Biedronia i Razem. Mamy też KO, gdzie jest PO, Nowoczesna, Zieloni i Inicjatywa Polska. Jak tu się w takim gronie dogadać?

Nowy traktat unijny zabierający nam prawo weta? Lewica jest za a PSL przeciw. Podatki? Lewica chce je podwyższać a liberałowie obniżać. Mieszkania? Jedni chcą, żeby budowało je państwo, a drudzy chcą pomagać bankom i deweloperom za pomocą kredytu 0%. W sprawach obyczajowych mamy kompletny klincz, bo PSL wzmocniony konserwatystami wyrzuconymi z PO, jest tu po zupełnie innej stronie sporu niż Lewica. Zdania są tam podzielone też co do elektrowni jądrowej, rolnictwa, zasiłków, prawa pracy i wielu innych zagadnień. Można by tak długo wymieniać.

Koalicjanci zgadzają się tylko z jednym: trzeba rozliczyć PiS i przywrócić praworządność. Bardzo chciałbym, żeby chociaż kilku pisowców poszło siedzieć, ale patrząc na poprzednie rozliczenia, wielkich nadziei nie mam. A co do praworządności, to dotychczasowe zapowiedzi wskazują na to, że dżumę będziemy leczyli cholerą, a praworządność będzie wtedy, kiedy to my ich, a nie oni nas.

Ale to wszystko to tylko początek problemów. Załóżmy, że jakimś cudem koalicjanci w jakiejś sprawie się porozumieją i uda im się coś razem uzgodnić. Wtedy przecież do gry wchodzi prezydent Andrzej Duda i jego prawo weta, do którego odrzucenia brakuje nowej koalicji głosów. Prezydent nie musi zresztą wetować ustawy. Może ją odesłać do Trybunału Konstytucyjnego, również opanowanego przez ludzi z nadania PiS. Oznacza to, że do 2025 roku żadnej rewolucji nie należy się spodziewać. Będzie dryf i próby rządzenia za pomocą rozporządzeń.

Wybory prezydenckie w 2025 są zresztą kolejnym problemem. W tych wyborach wystartować będzie chciał Hołownia, Kosiniak-Kamysz, ktoś z Lewicy, a z Platformy Tusk lub Trzaskowski. Każdy z nich będzie musiał się jakoś odróżnić od pozostałych kandydatów, pokazać swoją sprawczość, co będzie dodatkowo bujało tym niestabilnym okrętem rządowym.

Oczywiście najlepiej by było, gdyby polski rząd potrafił zmieniać kraj w jakimś sensownym kierunku, ale nie ukrywajmy, że z Lewicą na pokładzie jest to zupełnie niemożliwe. Zdecydowanie więc wolę rząd, który nie będzie w stanie nic zrobić, od takiego, który by nas poprowadził w miejsca, w które nikt normalny nigdy nie chciałby trafić.

Komentarze (4)