Powrót Syrii na europejską scenę - Konfederacja

Powrót Syrii na europejską scenę

Krystian Kamiński na serwisie X.

W zeszłym tygodniu pojawiły się informację o sformowaniu się grupy państw unijnych proponujących zmianę polityki wobec Syrii. Ministrowie spraw zagranicznych Austrii, Chorwacji, Cypru, Czech, Grecji, Włoch, Słowacji i Słowenii sformułowali w tej sprawie list do wysokiego przedstawiciela UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josepa Borella.

W czasie konferencji prasowej z 22 lipca Borrell na pytanie o inicjatywę ośmiu państw członkowskich odpowiedział – „wysłuchaliśmy tych państw członkowskich reprezentowanych przez Włochy i Austrię i praca będzie kontynuowana. Będąc pragmatyczni, ale nie naiwni. Wiemy, gdzie jest reżim syryjski, bardzo blisko Rosji i Iranu. Ale będziemy pracować. Zawsze jesteśmy gotowi do pracy, aby spróbować znaleźć rozwiązanie, które mogłoby przynieść korzyści narodowi syryjskiemu”. Reakcja nader wstrzemięźliwa.

Minister spraw zagranicznych Włoch Antonio Tajani bardzo słusznie narzekał na faktyczne zejście sytuacji z Syrii z pola widzenia europejskich polityków i debaty europejskich społeczeństw. O ile dekadę temu Syria pozostawała w centrum uwagi, o tyle dziś jest tematem zmarginalizowanym przez wojnę na Ukrainie, wojnę w Strefie Gazy czy sytuację wokół Tajwanu. Tymczasem wojna w Syrii pozostaje najbardziej krwawym zbrojnym konfliktem Eurazji w XXI wieku. Kosztowała życie 500-600 tys. ludzi, z czego co najmniej połowa to cywile. Syria to kluczowy kraj Lewantu, wrota między Bliskim Wschodem, a Anatolią i Europą.

Pod władzą partii Baas i Hafiza al-Asada Syria stała się stałym, niepomijalnym elementem polityki regionu, a czasami szerszych relacji międzynarodowych. Było to widoczne szczególnie na przykładzie Libanu, gdzie bez Syryjczyków nie udałoby się zamknąć krwawej, zawikłanej, chaotycznej wojny domowej. W czasach „zimnej wojny” bliżej ZSRR, al-Asad potrafił jednak manewrować – mało kto dziś pamięta, że Syryjczycy uczestniczyli w 1991 r. w operacji „Pustynna burza” po stronie Amerykanów. Jednak już w 2003 r. okupacja Iraku przez Amerykanów i próby inżynierii społeczno-politycznej z ich strony wywołały w Damaszku zdecydowany sprzeciw.

Syria stała się pod władzą al-Asada seniora również państwem stabilnym w zarządzaniu właściwą Bliskiemu Wschodowi mozaiką etno-religijną, bezwzględnie tłumiącym radykalnym islamizm sunnitów, gwarantującym swobodę religijną miejscowym chrześcijanom, jak na warunki regionu nie biednym, w dodatku już za rządów al-Asada juniora, w pierwszej dekadzie XXI wieku przeżywającym szybki wzrost gospodarczy. W 2010 r. Syria odnotowała wzrost gospodarczy na poziomie 11 proc. …i wtedy przyszła „arabska wiosna”. Szybko podchwycona przez graczy zewnętrznych, którzy upatrzyli w niej okazję dla „zmiany reżimu” w Syrii.

Napiszmy to wyraźnie – konflikt w Syrii nigdy nie przybrałby formy tak gargantuicznej, krwawej wojny, gdyby nie ingerencja graczy zewnętrznych. Formujące się antyrządowe ugrupowania zbrojne otrzymały wsparcie Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru, Turcji, USA, Francji, Wielkiej Brytanii, także dżihadystów z regionu i spoza niego, uwzględniając jaką rolę w działalności tak zwanego „Państwa Islamskiego” odegrali ekstremiści z Czeczenii czy Uzbekistanu, wahabici zwalniani z saudyjskich więzień z sugestią podróży na syryjski dżihad, strumienie prywatnych pieniędzy wahabickich krezusów. Same USA wydały na zbrojenie ugrupowań antyrządowych w Syrii ponad miliard dolarów. Przeszkoliły również kilkanaście tysięcy bojowników w Jordanii.

Jednak jeszcze przed końcem ubiegłej dekady, dzięki zbrojnemu wsparciu Iranu i jego regionalnych sojuszników, przede wszystkim libańskiego Hezbollahu, a od 2015 r. dzięki powietrznej interwencji Rosji, al-Asad zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

Poza pasem północnego pogranicza kontrolowanego przez Turków, terenem niekontrolowanym przez władze Syrii pozostają, pustynna w większości północno-wschodnia część terytorium państwowego, za Eufratem. Tam funkcjonuje parapaństwo miejscowych Kurdów, którego funkcjonowanie gwarantowane jest przez protektorat USA. W ramach tego parapaństwa anarcho-socjalistyczna kurdyjska Partia Unii Demokratycznej (PYD) próbuje utrzymać władzę nad arabską większością, w dodatku, na tym odległym interiorze, żyjącą w znacznej mierze według patriarchalnych reguł plemienno-klanowych. Radykalnie kontrastują one z lewicowo-feministyczną ideologią PYD i nie wróżą moim zdaniem stabilności temu projektowi politycznemu.

Amerykanie nadal stacjonują w tej części Syrii, będąc gwarantem istnienie tych struktur kurdyjskich. Wydobywają syryjską ropę, której złoża znajdują się w prowincji Dajr az-Zaur, dla swojej korzyści. Stacjonują też w at-Tanf przy granicy Jordanii, gdzie blokują główną magistralę łączącą stolicę Syrii z irackim Bagdadem. Niemniej al-Asad kontroluje 70 proc. terytorium państwa, w tym jego stolicę, wybrzeże, oraz większą część populacji państwa. Nic nie wskazuje, by miało się to zmienić.

Konstatując zmianę sytuacji w Syrii autorzy listu, który stał się powodem dla tych rozważań, wskazali, że od 2017 r., czyli ostatniego dokumentu określającego strategię UE wobec tego państwa, sytuacja polityczna się zmieniła. Poprzednia strategia przyjęta przez Radę Unii Europejskiej 3 kwietnia 2017 r. zakładała zakończenie wojny przez generalną tranzycję władzy i ustanowienie zasad liberalnej demokracji – była więc w istocie powtórzeniem celów Zachodu, które przyświecały jego politycznemu, materialnemu i operacyjnemu wsparciu dla rebeliantów… które, to działania już dawno spaliły na panewce i zostały zarzucone, podczas gdy Europa nadal tkwi w koleinach tej samej, starej dyplomacji. Dyplomacji, która poniosła klęskę.

Baszar al-Asad pozostaje prezydentem Syrii. W wyborach parlamentarnych z 15 lipca rządząca Syrią od 1963 r. partia Baas obsadziła 169 na 250 miejsc w parlamencie, a 16 obsadziły jej partie sojusznicze. Uwzględniając oficjalnych kandydatów niezależnych, skład Zgromadzenia Narodowego Syrii będzie niemal identyczny co w poprzedniej kadencji. Słowa często służą dyplomatą do ukrywania prawdy, jak zauważył Talleyrand, i mniej więcej tak jest w tym przypadku. Gdy szefowie dyplomacji ośmiu państw unijnych piszą, że „sytuacja polityczna” się zmieniła, znaczy to, że właśnie nie zmieniła się ona w oczekiwanym przez mocarstwa zachodnie kierunku i czas pogodzić się z realiami. Tak zresztą zrobili już dawni arabscy wrogowie al-Asada – wszyscy poza Katarem odnowili relacje z Syrią, która w zeszłym roku została też przywrócona w prawach członka Ligi Państw Arabskich.

Właściwie, to można stwierdzić, że w porównaniu do punktu startu z 2011 r. to sytuacja zmieniła się na niekorzyść państw zachodnich. Syria stała się częścią osi sojuszników Iranu stanowiącej o jego potędze na Bliskim Wschodzie, stała się również ścisłym sojusznikiem Rosji, popierającym ją na arenie międzynarodowej, łącznie z uznaniem aneksji terytoriów Ukrainy.

Jakie są obecne relacje Unii Europejskiej i Polski z Syrią? W zasadzie trudno mówić, że w ogóle istnieją. Relacje dyplomatyczne zostały zamrożone. W 2012 r. UE uznała powstałą w Katarze, a bazującą przez lata w Stambule, Narodową Koalicję Rewolucji Syryjskiej i Sił Opozycyjnych, za reprezentanta „aspiracji” narodu syryjskiego. Podobnie uczyniły Belgia, Dania, Francja, Hiszpania, Holandia, Niemcy, Norwegia, Luksemburg, Wielka Brytania, Włochy. Właściwie już po roku było wiadomo, że owa Rada nie reprezentuje w terenie, w Syrii, nikogo, a szeroko reklamowana „Wolna Armia Syrii” mająca być jej zbrojnym ramieniem to medialna fikcja przykrywająca rzeszę organizacji etnicznych i islamistycznych, z biegiem czasu się radykalizujących. Pod tą medialną nalepką amerykańska broń trafiała w ręce takich „przyjemniaczków” jak islamistyczny Ahrar asz-Szam czy dawny Dżabhat an-Nusra, przez pewien czas syryjskie skrzydło Al Kaidy. Nota bene zmutowane pozostałości obu tych organizacji do dziś kontrolują resztki syryjskiej prowincji Idlib, dzięki militarnej protekcji Turcji.

Głównym celem rysowanym w liście ośmiu ministrów jest właśnie zakończenie tego rodzaju polityki izolacji i ustanowienie bezpośrednich relacji z władzami Syrii, skoro UE i jej państwa i tak są aktywne wobec tego kraju, obecnie przez zapewnianie wsparcia humanitarnego. Jak podliczono w liście – od początku kryzysu przed 15 lat do Syrii trafiła pomoc o łącznej wartości 33 mld euro. Ta spora suma i tak wydaje się znikoma wobec skali ekonomiczno-społecznej ruiny bliskowschodniego państwa. Mniej więcej 90 proc. Syryjczyków żyje dziś w ubóstwie, a 70 proc. wymaga bezpośredniej pomocy humanitarnej. Na skutek wojny, a potem sankcji i biedy z domów uciekło około 7,2 mln Syryjczyków, w tym około 5 mln poza granice Syrii.

Kryzys migracyjny jaki wybuchnął w 2015 r. możliwy był, na taką skalę, na skutek obalenia Muammara Kaddafiego w Libii i próby usunięcia al-Asada w Syrii, co wiązało się z upadłością obu państw. Stabilna i zdolna do ekonomicznego funkcjonowania Syria jest Europie potrzebna, by nie była właśnie źródłem i korytarzem dla migracyjnej fali. Odbudowująca się gospodarczo Syria nie będzie też miejscem produkcji narkotycznej fenetyliny, jaka napływa stamtąd na nasz kontynent pod nazwą captagonu. Stabilna politycznie Syria to także mniej gleby dla terroryzmu – wyrośnięcie zmory „kalifatu” ISIS, który umożliwił falę dużych zamachów terrorystycznych w Europie w zeszłej dekadzie, również było skutkiem wojny o jakiej piszę i upadłości struktur państwowych Syrii na znacznych jej obszarach za Eufratem, gdzie natychmiast urządzili się dżihadyści z Iraku i trzeba było pięciu lat walki aby zniszczyć ich władztwo terytorialne.

Czas już najwyższy na relacje z tymi, którzy rzeczywiście Syrią rządzą. Czas na dialog o budowaniu regionalnego bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu. Czas na rozmowę o sensowności sankcji, które pogrążają jedynie w biedzie i desperacji miliony ludzi, nie dając im szansy na odbudowy swoich domów, miejscowości, kraju. To ostatnie wymaga stanowiska i działania wszystkich państw Unii Europejskiej, wobec upartości Amerykanów okładających Syryjczyków sankcjami tak rozległymi i ciężkimi, że podważającymi jakiekolwiek interakcje gospodarcze, jakiekolwiek szanse ekonomicznej rekonwalescencji kraju. Amerykanie na drugiej półkuli nie ponoszą konsekwencji swoich ideologicznych manii czy błędnych kalkulacji politycznych, jakie uskuteczniają na Bliskim Wschodzie. Ponosi je Europa. Polska powinna na arenie unijnej natychmiast wesprzeć inicjatywę ósemki państw na rzecz rozwinięcia dialogu z władzami Syrii i poszukiwania dróg normalizacji relacji.

Skomentuj