Amerykanie na Tajwanie - Konfederacja

Amerykanie na Tajwanie

Krystian Kamiński – analiza geopolityczna.

Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia stała się najważniejszym regionem globu. To stwierdzenie ma już chyba rangę banału nawet w Polsce, choć z zażenowaniem muszę przyznać, że prawda ta docierała do głównego nurtu polskich polityków, dziennikarzy, publicystów, a nawet tak zwanych ekspertów, szczególnie długo. Pisałem już wiele razy o przyczynach właśnie takiej rangi tego regionu – jego skali populacji i znaczenia ekonomicznego. Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia pozostaje fabryką świata. Nawet jeśli część tych państw – poza Japonią, Chinami oraz Koreą Południową – nadal pozostaje miejscami głównie lokowania przemysłu produktów prostych. Obecne napięcia obaliły wszelkie te postnowoczesne, postępowe teorie, widzące objaw rozwoju w pozbywaniu się tego rodzaju przemysłu, pozostawianiu u siebie jedynie wybranych ogniw najbardziej innowacyjnych łańcuchów produkcji, przechodzeniu na „gospodarkę usług”, cyfrowej finansjalizacji.

Wojna na Ukrainie uświadomiła nam, że PKB nakręcane przez elektroniczne operacje potentatów finansowych, fundusze emerytalne, czy kolejne usługi przemysłu rozrywkowego, nie jest wprost proporcjonalnych do potęgi i sprawczości państwa. Przemysł w gruncie rzeczy tak prymitywny, jak wytłaczanie podstawowych pocisków artyleryjskich, czy podstawowych komponentów chemicznych prostych lekarstw, ciągle ma ogromne znaczenie. Dlatego ogromne znaczenie ma dziś azjatycka „fabryka świata”.

Mimo rozpoczętej przez Donalda Trumpa wiosną 2018 r. wojny celnej z Chinami, USA do tej pory nie udało się zerwać większości łańcuchów produkcyjnych, choć wyhamowują one inwestycje i kooperację w najbardziej innowacyjnych sektorach przemysłu elektronicznego, cyfrowego. Najnowsze informacje pokazują, że Amerykanie przechodzą jednak do twardszych, bardziej bezpośrednich działań. „Fabryka świata” coraz bardziej staje się strefą starcia dwóch globalnych supermocarstw.

Chiu Kuo-cheng, minister obrony władz na Tajwanie, przyznał 19 marca, że Amerykanie prowadzą szkolenie jego sił na wyspach Kinmen. O znaczeniu tego ruchu stanowią dwa fakty. Kontrolowane przez Tajpej wyspy położone są bardzo blisko kontynentalnego terytorium kontrolowanego przez Chińską Republikę Ludową, w odległości zaledwie czterech kilometrów od ważnego chińskiego miasta portowego Xiamen. Przeciwnicy, w tym osobiście Amerykanie, niemal dosłownie patrzą więc sobie w oczy.

Jeszcze w pierwszej połowie marca tajwańskie środki masowego przekazu podały nieoficjalne informacje o tym, że Amerykanie założyli na Kinmen stałą bazę. To znaczący krok eskalacyjny. Wraz z uznaniem ChRL za reprezentanta chińskiej państwowości w 1972 r. i przyjęciem jej do ONZ, Amerykanie rozpoczęli wycofywanie swoich sił, w dekadzie lat 60 idących w tysiące żołnierzy, którym towarzyszyła na wyspie broń nuklearna. W 1979 r. zamknięto ostatnią bazę Sił Zbrojnych USA na Tajwanie.

Powrót amerykańskich wojskowych na wyspę umożliwił National Defense Authorization Act (NDAA) na kolejny rok budżetowy. Według tajwańskich mediów amerykańscy „doradcy wojskowi” rozpoczęli stałe stacjonowanie w wojskowych bazach na Kinmen, ale też Peskadorach – archipelagu kontrolowanym przez władze w Tajpej, wysuniętym około 50 km na zachód od Tajwanu w kierunku wybrzeża ChRL. W tych dwóch bazach na stałe mają już stacjonować żołnierze 1. Grupy Sił Specjalnych USA, gdzie szkolą żołnierzy 101. Batalionu Desantowo-Rozpoznawczego sił zbrojnych władz na Tajwanie, czyli elitarnych sił typu piechoty morskiej. W północnej części wyspy żołnierze amerykańscy szkolą miejscowych w zakresie obsługi dronów przeznaczonych dla Powietrznodesantowej Kompanii Sił Specjalnych wspomnianego batalionu.

Xiamen pełni funkcję kwatery głównej 73. Grupy Armii Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, jednej z trzech grup armii ChALW, podlegających Dowództwu Teatru Wschodniej, odpowiadającemu za obronę ChRL od strony morza. Można uznać, że Amerykanie wykorzystają bazę znajdującą się zaledwie kilka kilometrów od miasta i portu do rozwinięcia działalności zwiadowczej. W 2021 roku ówczesna prezydent władz w Tajpej Tsai Ing-wen potwierdziła, że amerykańskie siły specjalne szkolą podlegające jej siły zbrojne, ale nie było mowy o ich stałej obecności. Departament Obrony USA potwierdził oficjalnie obecność 30 amerykańskich żołnierzy, ale tylko w celu ochrony Instytutu Amerykańskiego na Tajwanie, czyli nieoficjalnego przedstawicielstwa USA w Tajpej. Wydaje się, że te oficjalne oświadczenia nie opisują rzeczywistości. Tajwańskie media, twierdziły zresztą, że Amerykanie planują dalsze rozszerzanie programu Elementu Łącznikowego Operacji Sił Specjalnych USA (SOFLE) na azjatyckiej wyspie.

Kongres USA pozostawił także furtkę otwartą dla zwiększenie obecności urzędników cywilnych na wyspie, co byłoby działaniem być może jeszcze bardziej eskalacyjnym, bo może być odczytywane w Pekinie jako krok nie tylko na rzecz politycznego, ale i formalno-prawnego upodmiotowienia Tajwanu. Miejscowi radykałowie podchwytują możliwość. 19 marca w Czechach gościła wiceprezydent-elekt władz w Tajpej Hsiao Bi-khim z przejawiającej tendencje niepodległościowe-separatystyczne Demokratycznej Partii Postępowej. Hsiao to była przedstawicielka tajwańskich władz w Waszyngtonie. Przeprowadziła się tam zresztą jeszcze jako nastolatka, tam ukończyła szkołę średnią i studia. Przesiąkła miejscową kulturą, jest na przykład zdecydowaną zwolenniczką agendy LGBT. Jest objęta sankcjami ChRL.

Tym samym USA powracają do relacji zimnowojennych relacji z ChRL, z czasów, gdy była ona traktowana jako część wrogiego obozu komunistycznego, godzącego nie tyle w interesy, co w istnienie ich własnego systemu i państwa. Biorąc pod uwagę miejsce Kinmen na mapie, wydaje się, że będziemy mieli ze strony Amerykanów do czynienia nie tyle ze strategią „powstrzymywania”, co „odpychania”, podduszania Chin.

Waszyngton eskaluje napięcia, uznając najpewniej, że eskalacja konfliktu będzie prowadzić do szybszej i silniejszej polaryzacji całego regionu, jednoznacznego wybierania przez państwa Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej jednej ze stron, czego obecnie większość z nich gorliwie próbuje uniknąć… podobnie jak część elit na Tajwanie. Szczególnie w partii Kuomintang, ale i sferach biznesowych nie brakuje tam środowisk stawiających na uniknie konfrontacyjnych wobec ChRL ruchów. Amerykanie dążą do ograniczenia także ich pola manewru.

Można uznać, że taka strategia amerykańska zawiera duży zakres tolerancji dla opcji przerodzenia się jej w otwartą wojnę. Szczególnie w realiach, w których czas pracuje jednak bardziej na korzyść ChRL, o ile będą one w stanie kontynuować transformację swojej gospodarki.

Skomentuj