Szykujcie się na większy hejt. Za darmo wam ludzie Internetu nie oddadzą! - Konfederacja

Szykujcie się na większy hejt. Za darmo wam ludzie Internetu nie oddadzą!

Czy czeka nas kolejna próba ograniczania naszej wolności w Internecie! Do tego problemu odniósł się w swoim komentarzu Sławomir Menzten.

Sławomir Mentzen: W ciągu ostatnich kilku dni pojawiło się na Youtubie kilka filmów, mających zwrócić uwagę Polaków na zjawisko hejtu w Internecie. Jakub Wiech, Dawid Myśliwiec i Tomasz Rożek, popularni w Internecie twórcy, w przejmujących filmach opowiadali o tym, jak źle znoszą hejt, z którym się mierzą i sugerowali, że trzeba w końcu coś z tym zrobić. Padały sugestie ograniczenia wolności słowa czy prywatności w Internecie. Zawsze, gdy kilku influencerów w tym samym czasie wypowiada się w podobnym tonie na ten sam temat, powstaje podejrzenie, że jest to kolejna akcja marketingowa, mająca ułatwić komuś zmianę prawa. Nie wiem, czy tak było w tym przypadku, ale temat jest jednak na tyle ważny, że trzeba go dokładnie omówić i dać odpór sugerowanym przez nich propozycjom.

Z hejtem mierzy się każdy, kto jest osobą publiczną. Im kto jest bardziej znany, tym hejt jest większy. Tak było, jest i będzie. Lżeni i pomawiani są politycy, biznesmeni, artyści, sportowcy, celebryci. Dzieje się to w każdej skali i dotyczy nie tylko osób publicznych. Masz lepsze oceny w szkole od innych? Będziesz obrażany przez kolegów i koleżanki. Szybko awansowałeś w pracy? Będziesz obrażany przez kolegów i koleżanki. Jesteś ładniejszy, mądrzejszy, silniejszy, bardziej pracowity, oszczędniejszy? Będziesz obrażany i pomawiany. Każdy sukces się z tym wiąże. Tak działa świat, tak działa natura ludzka i nie da się nic z tym zrobić.

To nie jest kwestia Internetu. Na osoby publiczne hejt wylewa się z gazet, z telewizji, z radia. Polecam krótki serial Netflixa o Davidzie Beckhamie, ze szczególnym uwzględnieniem odcinka o tym, co go spotkało, gdy w meczu z Argentyną na MŚ 1998 we Francji dostał czerwoną kartkę. Był potem obrażany na stadionach, w gazetach, w telewizji i na ulicach przez całe miesiące. Dostawał pocztą tradycyjną groźby śmierci. Na jednym z pubów pojawiła się szubienica z wiszącą kukłą, podpisana David Beckham. I to wszystko nie miało nic wspólnego z Internetem. Teraz zmieniła się tylko technologia, zjawisko jest to samo. Nie trzeba być Beckhamem, żeby się o sobie nasłuchać. Na każdym meczu kibice lżą piłkarzy, trenerów, sędziów, policję i kibiców przeciwnej drużyny. Tak to po prostu działa.

Jest tylko jedna metoda, żeby nie być hejtowanym publicznie. Trzeba nie być osobą publiczną. Gruba skóra jest niezbędną kwalifikacją do bycia powszechnie znanym. Jeżeli ktoś tego nie wytrzymuje psychicznie, to niestety musi zmienić swoje życie, wycofać się z dotychczasowej działalności i mieć nadzieję, że ludzie o nim kiedyś zapomną.

Teraz krótka wstawka osobista. Jestem obrażany, pomawiany i niesprawiedliwie oceniany (często też słusznie krytykowany!) bardziej, niż trzej wymienieni twórcy razem wzięci. I to nie tylko przez anonimowych hejterów, ale też przez największe telewizje, gazety, przez najbardziej znanych dziennikarzy i polityków. Przypisuje mi się obrzydliwe lub kuriozalne poglądy, robi się ze mnie idiotę, alkoholika, czasem wariata czy złodzieja. Byłem celem zorganizowanych, płatnych kampanii negatywnych, wmawiających ludziom kłamstwa na mój temat. Anonimowe strony na FB płaciły za wyświetlanie reklam informujących, że zostałem aresztowany, I wiem, że tak musi być, taką cenę muszę zapłacić za to, że coś udało mi się osiągnąć, za to, że bronię spraw, które są dla mnie ważne.

Z doświadczenia wiem, że nie było żadnego momentu w moim życiu, w którym podjąłem decyzję, że teraz będę osobą publiczną. To był trwający wiele lat proces, bez żadnej wyraźnej czerwonej linii, którą przekraczałem, mając świadomość, że od teraz muszę zacząć wytrzymywać hejt. Nie pisałem się na to, tak samo jak nie pisali się na to Myśliwiec, Wiech czy Rożek. Wszyscy w pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę z tego, gdzie się znaleźliśmy i jakie są tego konsekwencje. Wtedy było już jednak za późno. Ale każdy z nas może to przerwać. Wystarczy, że przestanie tworzyć w Internecie.

Jeżeli ktoś wchodzi na ring, to musi brać pod uwagę, że może dostać w mordę. Nie chcesz być obijany, zejdź z ringu, przestań tworzyć w Internecie. Nie ma obowiązku być osobą publiczną. Mamy w Polsce wiele bardzo wpływowych osób, miliarderów, artystów, naukowców, o których nikt nawet nie wie, jak wyglądają. O których nikt nie słyszał. Da się w ten sposób żyć. Tylko trzeba chcieć. Ale jak ktoś woli stać się rozpoznawalnym, to musi, po prostu musi być gotowy na to, że będzie też obrażany.

Nie zmienia to faktu, że w Internecie prawo dalej obowiązuje. Wolność musi być związana z odpowiedzialnością. Wolność słowa również. Gdy mnie ktoś wyzywa, bije lub grozi śmiercią na ulicy, mam prawo oczekiwać, że poniesie karę. W Internecie również. Ale nie mam prawa oczekiwać, że każdy po ulicy będzie chodził z przywieszoną tabliczką z imieniem, nazwiskiem i danymi kontaktowymi. W ogóle nie interesuje mnie, jak nazywają się ludzi mijający mnie na ulicy i w ogóle nie interesuje mnie, jak nazywają się ludzie komentujący w Internecie.

Jestem zwolennikiem zachowania wolności słowa i prawa do prywatności w Internecie, ale też ponoszenia odpowiedzialności przez tych, którzy łamią prawo. Jednak czym innym jest namierzenie i doprowadzenie do skazania pojedynczych przestępców, a czym innym inwigilowanie i pozbawienie prywatności wszystkich. Wolę być obrażany codziennie przez miliony osób, niż dać państwu narzędzia do masowej inwigilacji i kontroli Internetu. Wolność słowa i prawo do prywatności są ważniejsze niż dobre samopoczucie osób publicznych. Jeżeli państwo otrzyma narzędzia do tego, żeby dokładnie wiedzieć, kto pisze co w Internecie, to będzie z tych narzędzi korzystać. I to w bardzo złych celach. Nie chcę, żebyśmy mieli tu drugie Chiny, nie chcę totalitarnej kontroli Internetu.

Nie wiem, czy te wymienione na początku filmy Wiecha, Myśliwca i Rożka pojawiły się spontanicznie, czy też są elementem akcji mającej przygotować nas na ograniczenia wolności słowa i prywatności w Internecie. Jeżeli tym pierwszym, to tak jak pisałem wyżej, nie mam lepszej rady niż zupełnie szczera i pisana w dobrej wierze sugestia ograniczenia działalności w Internecie. Zdrowie psychiczne jest ważniejsze od kariery influencera.

Ale jeżeli bierzecie udział w tym drugim, to niestety będziecie musieli Panowie przygotować się na jeszcze większą dawkę hejtu i krytyki niż do tej pory. Bo za darmo wam Internetu ludzie nie oddadzą. I nasłuchacie się o sobie znacznie więcej, znacznie gorszych rzeczy, niż do tej pory. Każda akcja wywołuje reakcję. Popieraliście ograniczenia czyjejś wolności w związku z klimatem czy wirusem, to ludzie bronili się w taki sposób, jak umieli, wykorzystując takie narzędzia, jakie mieli. Jeżeli będziecie popierali kolejne ograniczenia czyjejś wolności, to znowu będziecie musieli zmierzyć się z reakcją. Czego wam oczywiście nie życzę.

Skomentuj