

Jeszcze w piątek Donald Tusk apelował w Sejmie o jedność w obliczu zagrożeń, a już wczoraj – zamiast szukać rozwiązań tego problemu – rozpoczął atak na liderów Konfederacji za słowa, których nikt nie wypowiedział.
Jeszcze w piątek @donaldtusk apelował w Sejmie o jedność w obliczu zagrożeń, a już wczoraj – zamiast szukać rozwiązań tego problemu – rozpoczął atak na liderów @KONFEDERACJA_ za słowa, których nikt nie wypowiedział. To nie jest jedność, to czysta polityczna gra w sytuacji, w… pic.twitter.com/GOqBQbsICU
— Przemysław Wipler (@Wipler1978) September 14, 2025
To nie jest jedność, to czysta polityczna gra w sytuacji, w której Polska potrzebuje realnych i zdecydowanych działań. I jeśli premier woli szukać wrogów wśród opozycji zamiast wśród tych, którzy realnie zagrażają Polsce – to znaczy, że mamy do czynienia z polityką absolutnie absurdalną i szkodliwą.
Za słowa, iż osoby NIEzaszczepione nie będą miały się od kogo zarazić, jeśli inne osoby się zaszczepią, szef GiS – Pan dr Paweł Grzesiowski powinien natychmiast wylecieć ze stanowiska! Co gorsza, manipulujące opinią publiczną nagranie z tym przekazem publikowane jest w internecie przez szefa Głównego Inspektoratu Sanitarnego przy użyciu logo Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektora Sanitarnego.
➡️ Nie jestem antyszczepionkowcem, ale zgodnie z nauką i faktami – szczepienia CHRONIĄ OSOBY ZASZCZEPIONE, a w przypadku szczepień przeciwko np. C-19, grypie, krztuścowi, błonicy, polio, itp. OSOBY ZASZCZEPIONE NADAL MOGĄ ZARAŻAĆ INNYCH, być nosicielami wirusa i nadal go transmitować!
❌ Za słowa, iż osoby NIEzaszczepione nie będą miały się od kogo zarazić, jeśli inne osoby się zaszczepią, szef GiS – Pan dr Paweł Grzesiowski powinien natychmiast wylecieć ze stanowiska! Co gorsza, manipulujące opinią publiczną nagranie z tym przekazem publikowane jest w… pic.twitter.com/ShPEiMzIP1
— Grzegorz Płaczek (@placzekgrzegorz) September 14, 2025
➡️ Wspierając politykę dobrowolności szczepień w Polsce, apeluję do opinii publicznej, aby nie dała się zmanipulować dr. Grzesiowskiemu, a premiera RP Pana Donalda Tuska oraz Panią minister zdrowia proszę o pilną reakcję i posprzątanie tej stajni Augiasza. Szef GiS szerzy fakenews’y i wprowadza Polaków w błąd! Pytanie: czy robi to z niewiedzy, czy ktoś Mu za to płaci?
Skomentuj
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Posłowie i komentatorzy związani z PiS próbują mi wmówić, że popieram banderym, bo zagłosowałem przeciwko ich poprawce do ustawy o wspieraniu Ukrainy, która ograniczała wolność słowa o promowanie banderyzmu.
Wiele już widziałem, ale tym razem pisowska bezczelność mnie znowu zaskoczyła. Mieliście 8 lat na przeprowadzenie tych zmian w prawie. Nie zrobiliście tego. O Banderze przypomnieliście sobie dopiero teraz, gdy już znaleźliście się w opozycji. Wcześniej twierdziliście, że jesteście sługami narodu ukraińskiego. Tolerowaliście to, że Ukraina dalej czci Banderę. Nie zwracaliście im na to uwagi. Nazywaliście czcicieli Bandery swoimi przyjaciółmi. Nie zrobiliście nic, żeby zmusić Ukrainę do zmiany postępowania. Chcieliście, żeby razem z Banderą Ukraina weszła do UE i NATO.
Od wczoraj posłowie i komentatorzy związani z PiS próbują mi wmówić, że popieram banderym, bo zagłosowałem przeciwko ich poprawce do ustawy o wspieraniu Ukrainy, która ograniczała wolność słowa o promowanie banderyzmu.
— Sławomir Mentzen (@SlawomirMentzen) September 13, 2025
Wiele już widziałem, ale tym razem pisowska bezczelność mnie…
A teraz, już w opozycji, zebrało wam się na odwagę, i jeszcze zarzucie mi, że jestem przyjacielem banderyzmu?!
Za to, że pojechałem do Lwowa, żeby pokazać Polakom jak powszechny jest tam kult Bandery, wielokrotnie dostałem od Ukraińców groźby śmierci, grozili też mojej rodzinie. Trafiłem na listę wrogów Ukrainy, groził mi mer Lwowa, a popularny ukraiński historyk nawoływał do zorganizowania zamachu na mnie. Ale według pisowskich przygłupów, to ja jestem przyjacielem banderyzmu.
Problem banderyzmu może rozwiązać tylko Ukraina. Dopóki w centrum Lwowa stoi wielki pomnik Bandery, wszędzie wiszą flagi UPA, a dzieci w ukraińskich szkołach uczą się fałszywej wersji historii, trzeba cały czas upominać Ukrainę, stawiać jej warunki i przymuszać do zaprzestania kultu Bandery. Inaczej się tego problemu nie rozwiąże. My tu się możemy na banderym oburzać, ale nic to nie zmieni, dopóki swojej polityki nie zmieni Ukraina. I niestety rząd PiS nic w tej sprawie nie zrobił.
To tyle o pisowskiej bezczelności. A dlaczego zagłosowałem przeciwko? Bo od lat wielokrotnie powtarzałem, że jestem za pełną wolnością słowa w stylu amerykańskim. Chciałbym, żeby każdy mógł głosić najbardziej absurdalne nawet opinie, z którymi w życiu bym się nie zgodził. Byłbym hipokrytą, gdybym zagłosował wbrew swoim poglądom i deklaracjom.
Uważam, że każdy powinien mieć prawo do publicznego zrobienia z siebie kretyna, z czego często politycy i komentatorzy zresztą korzystają. Każdy powinien mieć prawo do publicznego głoszenia poglądów, które powinny go wykluczać z grona osób cywilizowanych, a z pewnością do takich poglądów należy banderyzm.
Rozumiem, że wiele osób ma tu inny pogląd, ale ja mam właśnie taki i nie będę się go wypierał ani ukrywał. Jestem za pełną wolnością słowa. Wolny Polak powinien mieć prawo do mówienia wszystkiego, na co tylko ma ochotę. Powinien cieszyć się taką wolnością słowa, jaką może cieszyć się Amerykanin. Dlatego nie poparłem poprawki ograniczającej wolność słowa w Polsce i w przyszłości nie będę popierał innych ograniczeń wolności słowa.
Skomentuj
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej już otwarcie zanegował rolę Stanów Zjednoczonych na świecie, starając się zaprezentować jako bardziej przewidywalny i korzystniejszy partner od Waszyngtonu. W warunkach świata wielobiegunowego ma szanse na sukces.
W dniach 31 sierpnia – 1 września odbył się szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w chińskim Tianjinie, który został zaplanowany tak, by umożliwić zebranym na nim politykom uczestniczyć w pekińskich obchodach zakończenia drugiej wojny światowej w Azji Wschodniej.
SzOW, znana również pod anglojęzycznym akronimem SCO, powstała jako formuła uzgadniania zaangażowania Chińskiej Republiki Ludowej na terenie poradzieckiej Azji Środkowej z Moskwą i stabilizacji tego niepewnego regionu na przełomie wieków. Rosja, uznając w XXI wieku coraz większy priorytet współpracy z Chinami, ale też, chcąc nie chcąc, ich rosnącą potęgę, z zadowoleniem przyjęła powstanie tej platformy. Jednak od tego czasu SzOW zmieniła swój charakter. Do dwóch mocarstw oraz Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu i Uzbekistanu dołączyły następnie Indie wraz z Pakistanem, Iranem i Białorusią.
Mongolia. Azerbejdżan, Armenia, Turcja, Kambodża, Sri Lanka, Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Bahrajn, Kuwejt, Birma, Nepal i Malediwy są „partnerami w dialogu”, czyli obserwatorami. Rozszerzanie organizacji jest bardziej na rękę Pekinowi, mniej Rosji, która próbowała zwiększyć w niej swoje aktywa, włączając do organizacji, mające punkt ciężkości w głębokiej Azji, Białoruś w 2024 r.
Na członków SzOW przypada 23 proc. światowego PKB w wartościach nominalnych i 43 proc. światowej populacji. Inna sprawa, że wskaźnik nominalnego PKB w dolarach niewiele nam mówi, w warunkach, gdy Azja Wschodnia stała się już regionem z własnym kapitałem, konkurencyjną technologią i przemysłem oraz wzrastającym udziałem relacji handlowych państwa w jego ramach.
Rangę szczytu podkreśla to, że poza liderami państw członkowskich i oficjalnych partnerów, w Tianjinie pojawili się również premier Malezji, premier Wietnamu, prezydent Laosu, prezydent Turkmenistanu a także sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres. Nie było natomiast przywódców Arabii Saudyjskiej, ZEA, Kataru, Bahrajnu oraz Kuwejtu.
Chińczycy wykorzystali szczyt do promowania idei współpracy w dziedzinie sztucznej inteligencji. Uzgodniono też powstanie „banku rozwoju” SzoW, co jest kolejnym dużym przedsięwzięciem finansowym w jakie angażuje się Pekin, i kolejnym oczkiem sieci przepływów finansowych, które mają podważyć dominację USA w obszarze finansowym, gdzie ich wpływy wciąż są najsilniejsze.
W rozmowach z Xi cel dedolaryzacji handlu został jasno podkreślony przez Władimira Putina. Jednak rosyjski przywódca nie usłyszał satysfakcjonujących dla siebie deklaracji chińskich gospodarzy. Choć Pekin promuje rozwój własnych elektronicznych systemów płatności, chińskie banki i firmy nie spieszą się z szerszym wykorzystaniem w handlu z Rosją. Nie otworzyli też możliwości dla rosyjskiego systemu MIR.
Pekin zobowiązał się również do przekazania w tym roku 2 mld juanów (280 mln dolarów) bezzwrotnej pomocy dla państw członkowskich oraz do udzielenia pożyczek dla członków organizacji w wysokości 10 mld juanów (1,4 mld dolarów) w ciągu najbliższych trzech lat.
W Tianjinie pojawił się premier Indii Narendra Modi. Przybył on do Chin po raz pierwszy od siedmiu lat. Xi Jinping zorganizował już pierwszego dnia spotkanie dwustronne w kuluarach szczytu. “Jesteśmy zdecydowani rozwijać nasze relacje oparte na wzajemnym szacunku, zaufaniu i wrażliwości” – zadeklarował w jego trakcie Modi. Xi wyraził ze swojej strony nadzieję, że „jeszcze bardziej podniesie” poziom i ufunduje “trwały, zdrowy i stabilny rozwój stosunków dwustronnych”. Przewodniczący ChRL podkreślił, że dwa państwa „nie powinny pozwolić, aby kwestia granicy definiowała ogólne stosunki chińsko-indyjskie” i że rozwój gospodarczy obu krajów powinien być ich głównym celem. Jak uznał – „Dopóki będą zaangażowane w nadrzędny cel bycia partnerami, a nie rywalami, i zapewniania możliwości rozwoju, a nie zagrożeń, stosunki chińsko-indyjskie będą się rozwijać i stale rozwijać”. Ze swojej strony Modi wyraził zadowolenie, że udało się osiągnąć porozumienie z Pekinem w zakresie kontroli granic i uznał, że na ich spornym, himalajskim odcinku osiągnięto stan „pokoju i stabilności”. Ogłosił decyzję o przywróceniu bezpośrednich połączeń lotniczych między dwoma państwami.
INDIE, CHINY, ROSJA – ŚWIAT BEZ AMERYKAŃSKIEGO SCENARIUSZA
— Krystian Kamiński 🇵🇱 (@K_Kaminski_) September 9, 2025
Na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej już otwarcie zanegował rolę Stanów Zjednoczonych na świecie, starając się zaprezentować jako bardziej przewidywalny i… pic.twitter.com/Q5LK6cKjXT
Kwestia spornych odcinków granic był najbardziej bezpośrednio zapalną kwestią w relacjach dwóch państw. Starcia w 2020 i 2021 r. Kosztowały co najmniej kilkadziesiąt ofiar po obu stronach, choć w walce nie użyto broni palnej. Zgoda co do wzięcia kwestii w nawias to poważny krok polityczny. Choć tendencja ku ociepleniu nie jest nowa – Modi i Xi spotkali się w kuluarach szczytu BRICS w rosyjskim Kazaniu w październiku zeszłego roku, to tym razem nabrała cech oficjalnych deklaracji i konkretnych działań (Chiny zniosły tuż przed szczytem ograniczenia na eksport do Indii pierwiastków ziem rzadkich i magnesów).
Ocieplenie to następuje w kontekście presji wywieranej na Indie przez USA – nałożenia ceł o łącznej wysokości 50 proc. oraz gróźb uderzenia sankcjami pośrednimi, które będą odnosić się do nabywców rosyjskiej ropy naftowej i paliw. Indie są drugim największym importerem rosyjskiej ropy. Jej rafinacja i sprzedaż wytworzonych z niej produktów na rynkach światowych przynosi Hindusom poważne zyski.
Przewodniczący ChRL w swoim przemówieniu na forum szczytu podkreślił, że świat potrzebuje przewidywalnej swobody handlu zamiast barier, a w czytelnej aluzji do polityki USA stwierdził, że „cienie mentalności i zastraszania z czasów zimnej wojny nie zniknęły”. Wzywał do „bardziej zbalansowanych ram zarządzania światowego”, co było jasnym odrzuceniem dawnej epoki hegemonii Waszyngtonu i jego bloku. Przestrzegał przed „zewnętrznymi ingerencjami” ukazując Amerykanów w Eurazji jako intruzów zza wielkiej wody. Odnosiło się to licznych inicjatyw hiperaktywnego Donalda Trumpa w sprawie konfliktu bliskowschodniego, indyjsko-pakistańskiego, czy azerbejdżańsko-armeńskiego konfliktu. Xi chciał przedstawić Chiny jako przewidywalnego partnera chcącego świat stabilizować, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych. Ten przekaz zapewne trafi do elit wielu krajów spoza Zachodu.
Premier Modi zamanifestował, że Indie nie zamierzają podporządkowywać się agendzie politycznej Waszyngtonu, szczególnie wobec takiego traktowania jego państwa. Indie już wcześniej sygnalizowały niezadowolenie z trumpowskiej dyplomacji. Zaprzeczały, że to amerykańska mediacja doprowadziła do przerwania militarnej wymiany z Pakistanem – takie przedstawianie sprawy przez Trumpa Hindusi uznali za uprzedmiatawianie ich państwa jako pośledniego i nie dającego sobie rady z rozwiązywaniem własnych konfliktów i stabilizacją własnej sytuacji. Indie mają być też niezadowolone ze sposobu w jaki Amerykanie negocjowali nową umowę handlową, kwestionując już zawarte kompromisy i wysuwając coraz to nowe żądania. Niezbyt udana majowa konfrontacja z Pakistanem również mogła skłonić indyjskiego premiera do szukania odprężenia w relacjach z Pekinem, wspierającym Islamabad, także uzbrojeniem.
Jeszcze bardziej kordialne było relacje przewodniczącego ChRL z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. W trakcie spotkania dwustronnego podpisano memorandum w sprawie budowy gazociągu Siła Syberii 2. W zeszłej dekadzie Rosjanie zbudowali gazociąg Siła Syberii, który od 2019 r. zaczął dostarczać do ChRL surowiec ze złóż wschodniosyberyjskich.
Pod koniec zeszłego roku Siła Syberii osiągnęła projektowy poziom przesyłu “błękitnego paliwa” 38 miliardów metrów sześciennych rocznie. Siła Syberii 2 ma transportować około 50 mld m sześc. gazu rocznie, a co ważne, jako 950-kilometrowa rura wiodąca przez Mongolię ma sięgnąć jamalskich złóż na rosyjskiej dalekiej Północy.
Oczywiście mamy do czynienia dopiero z memorandum. To dopiero wstęp do negocjacji, które Chińczycy swoi sposobem będą przeciągać, by uzyskać korzystniejsze warunku jeśli chodzi o zaangażowanie w samą inwestycję, jak i późniejszy kontrakt na dostawy. W przypadku pierwszej Siły Syberii jej tworzenie trwało około dekady. Niemniej dla Rosji, wykluczanej z rynku europejskiego ten krok to sukces. Tak jak i dla Chin, które z jednej strony dążą do dywersyfikacji źródeł zasilania w surowce energetyczne, z drugiej jednak ze strategicznego punktu widzenia muszą najbardziej doceniać te, z którymi połączenie nie może być zakłócone przez blokadę morską. Przy tej okazji Chiny ogłosiły też zniesienia wiz dla obywateli Rosji na pobyt do 30 dni, na okres roku.
Aby jeszcze bardziej podkreślić sprzeciw wobec USA Xi, Putin i Modi pokazywali się we trzech i wymieniali uściski dłoni. Premier Indii powiedział rosyjskiemu prezydentowi, że Indie i Rosja stoją ramię w ramię nawet w trudnych czasach, po tym jak Putin nazwał Modiego swoim „drogim przyjacielem”, opisując ich relacje jako „przyjacielskie i pełne zaufania”. W poniedziałek Modi opublikował na X zdjęcie siebie z Putinem w opancerzonej limuzynie Aurus należącej do rosyjskiego przywódcy. Komentatorzy zwracali uwagę na kordialne zachowanie Modiego wobec rosyjskiego przywódcy.
W środę odbyła się w Pekinie parada wojskowa z okazji 80. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej w Azji Wschodniej. Wśród gości należy zauważyć premiera Słowacji Roberta Fico i ministra spraw zagranicznych Węgier Petera Szijjarto.
Łącznie w paradzie wzięło udział 45 oddziałów wojskowych, gromadzących 12 tys. żołnierzy. Zaprezentowano nowe drony latające i morskie o imponujących rozmiarach, także pociski hipersoniczne i międzykontynentalne. Komentatorów zachodnich szczególnie zainteresowały systemy broni laserowej – morski i do użycia na lądzie.
Choć nie znamy parametrów tej broni ani przykładów jej użycia, otrzymujemy obraz państwa posiadającego własny zaawansowany przemysł zbrojeniowy. Konflikt Pakistanu i Indii, w którym wyprodukowane w Chinach samoloty tego pierwszego strąciły maszyny produkcji rosyjskiej i zachodniej, każe przestać lekceważyć potencjału tego przemysłu, który, bez względu na swoje zaawansowanie, ma moce produkcyjne daleko przekraczające moce USA i całego bloku zachodniego.
Zwracało też uwagę wyeksponowanie przez Xi Jinpinga przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej Kim Dzong Una, który pokazywał się równie blisko gospodarza co Putin. Można to uznać za manifestację akceptacji dla roli jaką Północni Koreańczycy odgrywają jako sojusznicy Rosji w jej konflikcie z Ukrainą, co emancypuje północnokoreańskiego przywódcę, ale dla Chin jest rzuceniem wyzwania USA i Unii Europejskiej poprzez wskazanie, że bez niego nie uporządkują ukraińskiego pola bitwy.
Szczyt SzOW i rocznicowa parada były manifestacją mocy Chin, ale też manifestacją, że moc ta jest atrakcyjna dla różnych uczestników stosunków międzynarodowych, w tym tak ważnych jak Rosja, Indie czy Turcja. Warto pamiętać, że szczyt w Tianjinie skupił pięć państwo dysponujących bronią atomową. W bloku atlantyckim są takie trzy. SzOW jest już postrzegany jako prestiżowa i użyteczna platforma. Nawet państwa spoza organizacji, w tym jeden członek NATO, uznają obecność na tej platformie jako szansę na wzmocnienie swojej pozycji.
Wydarzenia w Chinach pokazują konsolidację Eurazji. Nie w tym sensie, by nagle miała zniknąć wrogość Indii i Pakistanu, czy rywalizacja Kazachstanu i Uzbekistanu. Konsolidacja polega na tym, że przywódcy eurazjatyccy mogą zacząć rozwiązywać swoje spory i konflikty, ale też nawiązywać swoją współpracę i stymulować swój rozwój bez uczestnictwa mocarstw i instytucji zachodnich. Gdy na takiej platformie gotowa będzie współdziałać czołowa potęga przemysłowa Chiny, mocarstwo atomowe posiadające parytet z USA, surowcowe zagłębie świata mające wielki wpływ na logistykę transkontynentalną (niedługo także morską, biorąc po uwagę otwieranie się „drogi północnej”) w osobie Rosji oraz Indie – najludniejsze państwo świata dysponujące rzeszami nie tylko młodej i taniej, ale coraz częściej dobrze wykształconej siły roboczej, zetkniemy się z synergią, której USA w swoim obecnym stanie nie za bardzo mają co przeciwstawić. W tą synergię będą włączone zresztą inne wzrastające, ludne azjatyckie rynki z perspektywami jak Wietnam, Indonezja czy Malezja. Tak rozumiana Eurazja rozkłada już ręce przed arabskimi petromonarchiami.
Dlaczego to może się udać? Bo przy wszystkich konfliktach i konkurencji między tymi państwami Chiny proponują im warunki wymiany, kapitał i technologię lepszą niż USA, które właśnie wzięły się za wyżymanie Europy z jej soków ekonomicznych. Broniąc kruszejących podstaw swojej pozycji Waszyngton, co jest doskonale zauważalne na przykładzie Indii, proklamuje dziś zasadę: „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Tymczasem Chiny zdają się mieć luksus tolerowania państw szukających równowagi, neutralności, niuansowania polityki zagranicznej. Uznają, że ich potęga przemysłowa oraz wolny handel i tak będą grać na ich korzyść.
Jeśli tak rozumiana konsolidacja eurazjatycka będzie miała miejsce, pomimo rozbieżności interesów, to Polska, przy obecnej naszej polityce, jedzie na zderzenie czołowe z pociągiem historii. Jedzie jako zderzak… nie będąc pewną jak daleko za nią jest amerykański pojazd. Chyba, że kogoś upewniły niedawne mętne deklaracje lokatora Białego Domu. Warto jednak w tym kontekście zauważyć, że my żyjemy na skraju eurazjatyckiej Wielkiej Wyspy a nie w Ameryce Północnej.
RozwińZwiń komentarze (3)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
12 września 1939 roku był kulminacyjnym momentem polskiego uderzenia znad Bzury w bok niemieckiej 8. Armii generała Kluge. Polskie wojska osiągnęły linię Głowno–Stryków–Ozorków, rozbijając niemiecką 30. Dywizję Piechoty i zmuszając pozostałe jednostki armii wroga do przejścia do obrony. Zatrzymano również pochód części najsilniejszej niemieckiej 10. Armii i zmuszono przeciwnika do wstrzymania uderzenia na Warszawę.
Bitwa nad Bzurą, choć wielka, nie miała szans zmienić losów wojny. Jednak mogła zapisać się w dziejach Polski jako kolejne zwycięstwo naszego oręża i zadać Niemcom boleśniejsze straty. Tak się jednak nie stało, a było to możliwe. Żołnierze nie zawiedli. Przewaga materiałowa i liczebna przeciwnika nie była jedynym ani nawet decydującym czynnikiem, bo żołnierz polski w pierwszej fazie bitwy pokazał, że kiedy przeciwnik jest atakowany, a uderzenie prowadzone sprawnie, to wróg zaczyna przegrywać, choć mógł sobie pozwolić na pisanie na skrzynkach z amunicją “nicht sparen”. Zawiodło najwyższe dowództwo, brak łączności i brak koordynacji. Za tym wszystkim stał czynnik ludzki. Gdyby Sztab Naczelnego Wodza nie zwlekał z udzieleniem Armii „Poznań” zgody na uderzenie na Niemców wcześniej, już 4 września, Armia „Łódź” zostałaby odciążona i mogłaby wytrwać dłużej na kluczowych pozycjach. Gdyby wydano zgodę choćby 6 września, sytuacja mogłaby się jeszcze zmienić, ale nawet wtedy zwlekano z odpowiedzią dla nieatakowanej Armii „Poznań”. Pozwolono, by Niemcy bili nas częściami i uzyskiwali miażdżącą przewagę na kluczowych odcinkach frontu.
Zawiodła łączność. Przez brak kontaktu z Naczelnym Dowództwem i wycofującą się i oskrzydloną Armią „Łódź” nie można było skoordynować i tak już opóźnionego uderzenia na Niemców w dniu 9 września. Gdyby udało się nawiązać łączność, Armia „Łódź” mogłaby zatrzymać się w rejonie Łodzi–Sochaczewa i związać część sił niemieckich, wspierając w ten sposób uderzenie Armii „Poznań” i „Pomorze”, jednocześnie ratując się od całkowitego rozbicia w walkach na południowy zachód od Warszawy.
12 września 1939 roku był kulminacyjnym momentem polskiego uderzenia znad Bzury w bok niemieckiej 8. Armii generała Kluge. Polskie wojska osiągnęły linię Głowno–Stryków–Ozorków, rozbijając niemiecką 30. Dywizję Piechoty i zmuszając pozostałe jednostki armii wroga do przejścia do… pic.twitter.com/7mWqbafpfC
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) September 12, 2025
Zawiódł dowódca Armii „Warszawa”, a wcześniej Armii „Łódź” – gen. Juliusz Rómmel. Porzucił walczące oddziały swojej Armii „Łódź”, za co zamiast wyroku śmierci otrzymał… dowództwo nad Armią „Warszawa”. To jeden z najjaskrawszych przykładów tragicznych w skutkach sanacyjnego kolesiostwa. Gen. Rómmel nie udzielił pomocy wojskom walczącym nad Bzurą, choć właśnie ze względu na ich działania zaczepne napór Niemców na Warszawę znacząco zelżał. Gen. Czuma, dowódca obrony stolicy, chciał siłami 20–30 tys. żołnierzy wesprzeć walczące na zachód od Warszawy wojska, ale Rómmel się nie zgodził. Nie zgodził się też na wysłanie dwóch Brygad Kawalerii celem przebicia się do zgrupowania Kutrzeby i wsparcia w toczącej się wielkiej bitwie. Znów Niemcy bili nas częściami.
Osamotnione Armie „Poznań” i „Pomorze” walczyły dwa tygodnie, zanim część wyczerpanych żołnierzy bez ciężkiego sprzętu i amunicji dotarła do stolicy. Pozostali zginęli, zostali wzięci do niewoli lub ukrywali się w okolicznych lasach od Nasielska po Sochaczew i od Koła po Skierniewice.
Dlaczego o tym piszę? Ze względu na naukę, jaką powinny dać nam tamte doświadczenia. Podobnie jak przed II wojną światową uprawia się u nas propagandę sukcesu. Podpisuje się gigantyczne, kosztowne kontrakty na dostawy uzbrojenia, a brakuje środków na najbardziej podstawowe rzeczy. Wówczas była to łączność, amunicja, a nawet bielizna dla żołnierzy. Dziś nie jest wiele lepiej. Setki miliardów wydamy na kosztowny sprzęt dobry na nieco już minioną rzeczywistość pola walki, a nie mamy stosunkowo tanich zestawów antydronowych czy zapasów amunicji pozwalających myśleć o oporze dłuższym niż dwa tygodnie.
Inne sprawy związane z organizacją dowodzenia, logistyki czy planami prowadzenia działań wojennych pozostawiam do Waszej oceny. Obyśmy z bolesnej lekcji z września 1939 roku wyciągnęli wnioski.
RozwińZwiń komentarze (5)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Miasto tonie w długach – zadłużenie Krakowa przekracza już 7 miliardów złotych. Mimo to nadal wydaje się publiczne pieniądze na rzeczy, które trudno uznać za pilne lub potrzebne mieszkańcom.
W tym samym czasie wciąż brak informacji o konkretnych działaniach, które miałyby realnie zwiększyć bezpieczeństwo mieszkańców w kontekście wojny za naszą wschodnią granicą.
📉 Miasto tonie w długach – zadłużenie Krakowa przekracza już 7 miliardów złotych.
— Piotr Bartosz (@piotr_bartosz) September 12, 2025
Mimo to nadal wydaje się publiczne pieniądze na rzeczy, które trudno uznać za pilne lub potrzebne mieszkańcom.
W tym samym czasie wciąż brak informacji o konkretnych działaniach, które miałyby… pic.twitter.com/LrqhZQmPdC
Dlatego złożyłem wniosek o udostępnienie informacji publicznej do Urzędu Miasta Krakowa. Pytam w nim m.in.:
✅ Czy planowane są jakiekolwiek inwestycje związane z bezpieczeństwem (np. schrony, magazyny, systemy ostrzegania)?
✅ Czy miasto prowadzi inwentaryzację dawnych obiektów ochronnych?
✅ Czy przewiduje się konkretne działania w związku z ryzykiem zagrożeń?
To nie są pytania na wyrost. To kwestie, które powinny być już dawno przedyskutowane i wdrażane. Czekam na odpowiedź, którą zgodnie z ustawą urząd powinien udzielić w ciągu 14 dni. Gdy tylko ją otrzymam, przekażę informacje publicznie.
RozwińZwiń komentarze (1)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Warto być rzetelnym i patrzeć politykom na ręce, szczególnie rządzącym.
Dlatego publikuję znacznie szersze statystyki rządowego programu in vitro (2024–2025):
➡️ łącznie od startu (1.06.2024) do 11.09.2025 rozpoczęto 30 279 prób.
➡️ 18 387 (ok. 61%) zakończyło się ciążą.
➡️ 4 929 (ok. 16%) zakończyło się narodzinami dziecka.
Rząd chętnie podaje wyłącznie „sukcesy”: liczbę ciąż czy dzieci, co brzmi efektownie w mediach. Ale brakuje równowagi: nie mówi się o tym, że ponad 4 na 5 prób kończy się bez narodzin dziecka. Takie przedstawianie rzeczywistości w różowych barwach może wprowadzać w błąd i dawać fałszywe wyobrażenie skuteczności.
Nie podaje się też pełnych danych np. ile zarodków zostało utraconych, ile ciąż skończyło się poronieniem, jaka jest struktura ciąż mnogich. Ministerstwo Zdrowia oficjalnie raportuje tylko wybrane wskaźniki, które dobrze wyglądają w telewizji. A przecież rodziny zasługują na pełną informację, aby podejmować świadome decyzje, a nie ulegać politycznej propagandzie.
Konsekwencje takiej jednostronnej narracji są poważne.
👉 część par, karmionych propagandą, może nie podjąć dodatkowej diagnostyki albo leczenia przyczyn niepłodności, uznając, że „in vitro wszystko załatwi”.
👉 pomija się powagę problemu: niepłodność dotyka w Polsce nawet 15–20% par i wymaga szerokiego podejścia medycznego i społecznego, a nie wyłącznie jednego programu politycznego.
👉 zamiast kompleksowej polityki zdrowotnej mamy marketing wyborczy, który ignoruje dramaty rodzin, dla których każda nieudana próba to ogromne emocje, stres i cierpienie.
Warto być rzetelnym i patrzeć politykom na ręce, szczególnie rządzącym 🙂 Dlatego publikuję znacznie szersze statystyki rządowego programu in vitro (2024–2025):
— Klaudia Domagała (@KlaudiaDomagala) September 12, 2025
➡️ łącznie od startu (1.06.2024) do 11.09.2025 rozpoczęto 30 279 prób.
➡️ 18 387 (ok. 61%) zakończyło się ciążą.
➡️ 4… https://t.co/0mydrKDMRK
Nie mam wątpliwości, że in vitro potrafi być piękną drogą. Mam przyjaciół, którzy dzięki tej metodzie doczekali się wymarzonej rodziny i to cudowne, że mogli tego doświadczyć. Ale właśnie dlatego potrzebna jest uczciwa rozmowa, rzetelne statystyki i polityka zdrowotna oparta na faktach, a nie wyłącznie na medialnym PR. Jednocześnie z wolnościowego punktu widzenia uważam, że powinna być to procedura finansowana przez starających się o potomstwo, a nie całe społeczeństwo.
Trzeba też jasno powiedzieć: sama technologia nie zmieni trendów demograficznych, jeśli kulturowo i społecznie coraz więcej kobiet i mężczyzn nie widzi w rodzicielstwie wartości. W Polsce mamy do czynienia z rosnącą presją kariery, konsumpcyjnego stylu życia, lękiem przed brakiem stabilności i brakiem szacunku dla macierzyństwa. Jeśli państwo i społeczeństwo nie odbudują prestiżu rodziny i nie przywrócą macierzyństwu miejsca jako naturalnego i cenionego wyboru, żaden program refundacyjny nie odwróci kryzysu demograficznego.
RozwińZwiń komentarze (2)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Co za bzdury! Nie dajcie się nabrać na takie hasełka. Droga do budowy obrony przed dronami w państwie w stanie pokoju NIE POLEGA na deregulacji. Przeciwnie: żeby zbudować profesjonalny system obrony przeciw dronom potrzeba dużo nowych regulacji prawnych. Oto jakich:
1) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia urządzeń do zakłócania dronów w czasie pokoju oraz kwestie odpowiedzialności za spowodowane w ten sposób szkody
2) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia urządzeń do zestrzeliwania dronów w czasie pokoju oraz kwestie odpowiedzialności za szkody spowodowane przez systemy zastrzeliwujące oraz przez spadające szczątki dronów
3) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia kontrdronów (interceptorów) oraz kwestie odpowiedzialności jak wyżej
4) wprowadzających dla statków powietrznych system cyfrowej identyfikacji swój/obcy na czas wojny i pokoju, tak dla sektora cywilnego jak i militarnego
5) tworzących ramy prawne i technologiczne dla cyfrowej wymiany informacji pomiędzy systemami obrony przeciwlotniczej i antydronowej, w celu jego ogólnokrajowego i modułowego rozwoju
6) tworzących podstawy prawne, technologiczne i organizacyjne pod przejście komunikacji między wojskiem, służbami cywilnymi i obywatelami z anachronicznego systemu powiadomień tekstowych na nowoczesny, interoperacyjny system powiadomień cyfrowych, pozycjonowanych na wielowarstwowym systemie cyfrowych map
7) tworząc podstawy jak wyżej pod wprowadzenie aplikacji służącej powiadamianiu o zagrożeniach — zarówno obywateli przez służby jak i służb przez obywateli
8) modyfikując regulacje Sił Zbrojnych RP dotyczące ich planowanego rozwoju, tak żeby uwzględnić w nich prace i wydatki na systemy radiolokacyjne i obronne umożliwiające reagowanie na drony
9) wprowadzając do prawa przepisy nakładające obowiązek stworzenia ochrony antydronowej dla cywilnej infrastruktury krytycznej, precyzujące kto ma to zrobić, jak i za które pieniądze
10) wprowadzające do prawa przepisy umożliwiające firmom z sektora ochroniarskiego proponowanie usług ochrony przed dronami i precyzujące wszystkie aspekty z tym związane
Każda z powyższych rzeczy jest niezbędna lub pożyteczna, aby w Polsce rozwinął się sektor ochrony antydronowej. Żadna z nich nie wydarzy się w wyniku deregulacji.
Czy jest zatem coś co mogłoby się wydarzyć w wyniku deregulacji?
Tak, np. ułatwienie produkcji kinetycznych systemów antydronowych bez uzyskiwania zgód niezbędnych dla produkcji uzbrojenia. Są tylko dwa ale: stosowanie takich systemów jest nielegalne w czasach pokoju, podobnie jak ich kupno przez kogokolwiek innego niż wojsko. A państwo nigdy tego nie dopuści, bo wiąże się to z operowaniem materiałami wybuchowymi. Można taką produkcję tylko nieco proceduralnie uprościć, pozostawiając nadal pod nadzorem państwa.
Czy to o czym piszę jest proste?
Nie.
Czy jest popularne?
Nie.
Czy jest prawdziwe?
Tak.
Póki nie zaczniemy dyskutować rzeczowo i na poważnie tylko będziemy się zadowalać gładko brzmiącymi frazesami puty będziemy mieć przysłowiowe państwo z kartonu.
RozwińZwiń komentarze (1)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Od dwóch dni jestem atakowany, nazywany ruską onucą. Oskarża się mnie o to, że sieję defetyzm, podważam zdolności naszej armii, że rozszerzam ruską propagandę.
A dlaczego? Dlatego, że mówię prawdę na temat naszych zdolności obronnych. Mówię prawdę o tym, że zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie są w stanie teraz rocznie produkować miliony dronów, a my w wieloletnim zamówieniu zamówiliśmy 10 tysięcy dronów.
Mówię o tym, że nie mamy w tym momencie żadnych działających systemów antydronowych, a do dronów, z rosyjskiej sklejki, za 10 tysięcy dolarów strzelamy rakietami za 2 miliony dolarów. I w długim terminie to nie ma szans działać, bo Rosjanie są w stanie wysłać nam nie 19, a np. 500 dronów i nagle nie będziemy mieli naraz tyle rakiet, żeby je wszystkie zestrzelić.
Jak można stwierdzić, że nawoływanie do zwiększenia zdolności obronnych Polski to rosyjska propaganda?! pic.twitter.com/9bVzAepYWu
— Sławomir Mentzen (@SlawomirMentzen) September 12, 2025
I gdy o tym wszystkim mówię po to, żeby ludzie się w końcu obudzili, żeby politycy się obudzili, żeby wreszcie poważnie zadbali o nasze zdolności obronne, to jestem oskarżany, że to jest ruska propaganda, że to jest defetyzm.
Przepraszam, ale nie rozumiem. Jak można stwierdzić, że nawoływanie do zwiększenia zdolności obronnych Wojska Polskiego po to, żebyśmy mieli mniejsze problemy z obronieniem się przed Rosją, że to jest rosyjska propaganda. No Rosjanie chyba powinni nas namawiać, żebyśmy się nie zbroili, że jest dobrze, że już Polacy nie potrzebujecie więcej wojska. To byłaby rosyjska propaganda, a nie mówienie, że potrzebujemy więcej broni i amunicji, żeby się skutecznie bronić przed Rosjanami.
No i zarzut z defetyzmu, że ja tutaj podważam zdolności naszej armii. Chyba lepiej jest mówić prawdę po to, żeby każdy wiedział jak jest naprawdę, niż wciskać ludziom jakiś kit, jakąś propagandę, robić dobrą atmosferę, propagandę sukcesu, że jest świetnie. Nie, nie jest świetnie.
Dobrą atmosferą nie powstrzyma się żadnego ataku. Dobrym samopoczuciem również nie powstrzyma się ataku. Do tego potrzebna jest broń, amunicja i sprawne wojsko.
W 1939 roku również mieliśmy w Polsce propagandę sukcesu, było takie hasło “Silni, zwarci, gotowi zwyciężymy wroga”. Jak ktoś się przeciwstawiał tej rządowej propagandzie sukcesu mówiącej, że polska jest mocarstwem i pewnie zaraz zajmie Berlin jak tylko Niemcy nas zaatakują potrafił trafić do Berezy Kartuskiej za sianie defetyzmu. Konfiskowano książki, gdzie mówiono, że nasze wojsko nie ma szans z wojskiem niemieckim.
Było dokładnie to samo i jak się skończyło? Ci sami ludzie, którzy wcześniej uprawiali tą propagandę sukcesu, którzy mówili jak jest świetnie, po dwóch tygodniach zaczęli uciekać do Rumunii.
W związku z czym trzeba mówić prawdę, niezależnie od tego czy to się komuś podoba czy nie. Bo my w końcu musimy zacząć przygotowywać się na poważnie do obrony.
RozwińZwiń komentarze (6)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Mimo weta prezydenta Nawrockiego koalicja Tuska raz jeszcze przegłosowała ustawę przedłużającą 800+ i darmową ochronę zdrowia dla Ukraińców oraz głosowała przeciwko karaniu za banderyzm!
W przeciwieństwie do Polaków Ukraińcy wciąż nie będą musieli nawet pracować i płacić składek, żeby korzystać z naszej publicznej ochrony zdrowia, wciąż też będziemy sponsorować dla nich 800+. Zakazu propagowania zbrodniczej ideologii banderyzmu też nie będzie. KO, Lewica, PSL i Polska2050 pomylili parlamenty i powinni zasiadać w Radzie Najwyższej Ukrainy, bo bardziej reprezentują obywateli ukraińskich niż polskich. Wstyd.
Czy po to nakręcali tę histerię przez ostatnie dni? Liczę, że prezydent Nawrocki raz jeszcze stanie na wysokości zadania i zawetuje tę niesprawiedliwą wobec Polaków ustawę.
Udostępniajcie, bo oni znowu to zrobili❗Mimo weta prezydenta Nawrockiego koalicja Tuska raz jeszcze przegłosowała ustawę przedłużającą 800+ i darmową ochronę zdrowia dla Ukraińców oraz głosowała przeciwko karaniu za banderyzm❗
— Ewa Zajączkowska-Hernik (@EwaZajaczkowska) September 12, 2025
W przeciwieństwie do Polaków Ukraińcy wciąż nie… pic.twitter.com/SBPUGt7QoJ
Mamy rekordowy deficyt budżetowy, ogromne potrzeby na każdej płaszczyźnie funkcjonowania państwa, w tym obronności i nie możemy pompować kolejnych miliardów na przywileje socjalne dla cudzoziemców! Przypominam, że przegłosowana dziś ustawa obejmować ma również młodych Ukraińców, którzy po decyzji prezydenta Zełenskiego mogą teraz swobodnie wyjeżdżać z kraju. I ich też będziemy sponsorować!
Nasze pseudoelity stworzyły jakiś patologiczny system, gdzie obywateli innego państwa traktuje się lepiej niż samych Polaków. Nie ma na świecie drugiego takiego kraju! Program 800+, z założenia przecież pro-demograficzny, powinien być przeznaczony tylko dla Polaków, a składki na ochronę zdrowia powinni płacić wszyscy!
RozwińZwiń komentarze (7)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Rozstrzygnięcie przetargu na terminal promowy w Porcie Gdynia pokazuje smutną prawdę o naszym państwie – wybrano szwedzką firmę Stena Line, a polskie konsorcjum Unity Line i Best Ferries Alliance zostało odrzucone pod pretekstem, że ich oferta była niemożliwa do wykonania.
Tymczasem właśnie po to powstała marka POLSCA Baltic Ferries, aby polscy armatorzy mogli wreszcie konkurować ze skandynawskimi gigantami, którzy przez lata konsekwentnie wypierali nas z rynku. POLSCA miała być symbolem odrodzenia żeglugi promowej i narzędziem odbudowy narodowej pozycji na Bałtyku. Decyzja podjęta w Gdyni to nie tylko policzek dla polskich przedsiębiorstw, ale także krok w stronę dalszego uzależniania się od zagranicznych operatorów.
Port Gdynia w obcych rękach. Czy Polska naprawdę chce rezygnować z własnej żeglugi promowej?!
— Krzysztof Szymański (@KSzymanskiKonf) September 12, 2025
Rozstrzygnięcie przetargu na terminal promowy w Porcie Gdynia pokazuje smutną prawdę o naszym państwie – wybrano szwedzką firmę Stena Line, a polskie konsorcjum Unity Line i Best… pic.twitter.com/cw6s22wNLn
Port Gdynia tłumaczy, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Ale trzeba zapytać: dlaczego państwo nie stoi po stronie własnych armatorów? Dlaczego w kluczowym dla bezpieczeństwa i gospodarki sektorze nie wybiera się drogi wzmacniania krajowego kapitału, tylko przekazuje się kontrolę obcym koncernom?
To nie jest zwykły spór przetargowy. To pytanie o przyszłość polskiej suwerenności gospodarczej. Jeśli dziś pozwolimy, aby strategiczne terminale promowe były domeną zagranicy, jutro obudzimy się w sytuacji, w której polska obecność na Bałtyku będzie tylko wspomnieniem.
RozwińZwiń komentarze (2)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Pani Poseł, spróbuję pomóc:
1. To że całe spotkanie RBN miało formułę zamkniętą i klauzulowaną (jako „zastrzeżone”) nie oznacza, że każda przedstawiana na nim informacja jest klauzulowna.
2. W materiałach klauzulowanych prawie zawsze przemieszane są informacje jawne i niejawne. Umiejętność operowania jednocześnie informacjami o różnym stopniu jawności i poufności czy tajności to część profesjonalnego warsztatu politycznego polityka zajmującego się bezpieczeństwem.
3. Ta grafika śmigała w internecie już przed RBN. Gdyby przygotowywała się Pani do RBN to by Pani to wiedziała.
4. Z faktu, że ta informacja śmiga w mediach nie wynika, że ma Pani prawo ujawniać przebieg RBN albo treść przedstawianych materiałów albo nawet fakt przedstawienia Pani jakichś materiałów, o ile taki fakt rzeczywiście miał miejsce.
Proponuję przed napisaniem odpowiedzi skonsultować się z prawnikami, żeby nie zrobiła Pani kolejnego błędu 🙂
Pani Poseł, spróbuję pomóc:
— Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) September 12, 2025
1. To że całe spotkanie RBN miało formułę zamkniętą i klauzulowaną (jako „zastrzeżone”) nie oznacza, że każda przedstawiana na nim informacja jest klauzulowna.
2. W materiałach klauzulowanych prawie zawsze przemieszane są informacje jawne i… https://t.co/yMeQBLtXYL
RozwińZwiń komentarze (2)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Radykalizm lewicowy potrafi być niebezpieczny i popychać młodzież z dobrych domów do łamania prawa i nawet zbrodni. To dzieje się w USA, w Europie, rzadko bo rzadko, ale także w Polsce.
Media nie powinny dawać pod żadnym pozorem osłony ekstremizmowi z żadnej strony sceny politycznej. Istnienie skrajnie prawicowego ekstremizmu nie jest powodem by przymykać oko na jego lewicowy odpowiednik.
Jeśli to prawda to wymaga to wyciągnięcia wniosków. Radykalizm lewicowy potrafi być niebezpieczny i popychać młodzież z dobrych domów do łamania prawa i nawet zbrodni. To dzieje się w USA, w Europie, rzadko bo rzadko, ale także w Polsce.
— Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) September 12, 2025
Media nie powinny dawać pod żadnym… https://t.co/6sBeDhtMrJ
Ekstremizm zaczyna się tam gdzie pojawia się uznanie dla przemocy motywowanej politycznie, usprawiedliwianie jej, fascynacja nią, instruowanie do niej. Wszystkie te elementy są w tzw. ruchu ANTIFA.
Jego mechanizm indoktrynacji jest bardzo prosty: zagubieni młodzi ludzie otrzymują proste wyjaśnienie swoich problemów — będące mieszanką idei anarchistycznych i komunistycznych. Złu mają być winni „kapitaliści”, „burżuje” i w szczególności „faszyści”. Ci ostatni typowani są dość swobodnie z ogólnego spektrum działaczy prawicowych.
Zgodnie z ekstremistyczną ideologią państwo sobie nie radzi (służy kapitalistom), a jedyną receptą i ratunkiem przed złem ma być fizyczna walka z „faszystami”. Ta ma prowadzić do postępu, rewolucji, wyzwolenia czy też ochrony praw człowieka (zależnie od wariantu ideologii). Formy walki są różne — od pokrzykiwania i przepychanek aż do zbrodni i zamachów.
Policja i ABW powinny monitorować tego typu grupy i nie pozwalać na ich rozwój, aby zapobiec tragediom takim jak w USA, ale także w Niemczech czy innych państwach europejskich.
RozwińZwiń komentarze (6)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Ekipa rządząca z godną podziwu determinacją walczy dalej w obronie ukraińskich przywilejów.
Z całej tej ustawy, gdzie naprawdę o bardzo wielu jej fragmentach można mówić i już wielokrotnie mówiliśmy, chciałbym się skupić na jednym konkretnym: na przywileju Ukraińców w dostępie do polskiej ochrony zdrowia, bo to jest problem, który bardziej niż jakikolwiek inny naświetla to, że rząd, najpierw rząd PiS-u, teraz rząd Platformy, obywateli Ukrainy traktuje po prostu lepiej niż obywateli Polski.
Zgodnie z polskim systemem ochrony zdrowia, który został stworzony w III RP, zasadą jest, że dostęp do ochrony zdrowia mają ci, którzy mają ubezpieczenie: osoby pracujące, płacące składki, członkowie ich rodzin, ale też osoby, za które państwo lub różne instytucje z jakiegoś powodu postanowiły opłacać składki, czyli np. bezrobotni zarejestrowani w urzędach pracy i inne osoby, które zostały uznane za takie, które tego wsparcia wymagają.
Natomiast zasadą jest, że żeby mieć bezpłatny dostęp do ochrony zdrowia, trzeba mieć ubezpieczenie. To jest zasada, która dotyczyła jeszcze do niedawna tak samo Polaków, jak i cudzoziemców. Masz ubezpieczenie, masz ochronę zdrowia; nie masz ubezpieczenia, nie zadbałeś o to, to musisz za ochronę zdrowia płacić. I ni stąd, ni zowąd 3 lata temu, po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie rząd postanowił ten system przewrócić do góry nogami i wprowadzić kategorię ludzi, którzy mają dostęp do ochrony zdrowia bez ubezpieczenia. Nie jest to w żaden sposób rozliczane, jest to system, który po prostu jest niekompatybilny z tym, jak w ogóle system ochrony zdrowia w Polsce został stworzony. Tą grupą ludzi są obywatele Ukrainy.
Poseł @MichalWawer o uprzywilejowaniu Ukraińców w dostępie do polskiej ochrony zdrowia: Rząd postanowił wprowadzić kategorię ludzi, którzy mają dostęp do ochrony zdrowia bez ubezpieczenia (…). Tą grupą ludzi są obywatele Ukrainy.
— Konfederacja (@KONFEDERACJA_) September 10, 2025
👉Najpierw rząd PiS-u, teraz rząd Platformy… pic.twitter.com/pX4lyMrSjX
Nie Polacy, nawet nie obywatele jakichkolwiek innych krajów, tylko konkretnie obywatele Ukrainy, którzy mają dostęp do ochrony zdrowia nie z tytułu płaconych składek, nie z tytułu posiadania ubezpieczenia jakkolwiek opłacanego przez kogokolwiek, tylko po prostu na podstawie ukraińskiego paszportu. Ten przywilej jest od 3 lat konsekwentnie przedłużany, utrzymywany.
Aż kilkanaście dni temu prezydent Nawrocki posłuchał wreszcie głosu Konfederacji i powiedział: dość. Powiedział, że ten absurdalny system stojący w sprzeczności z logiką systemu ochrony zdrowia i dający przywileje obywatelom innego państwa w porównaniu z obywatelami Polski nie może tak dłużej funkcjonować.
Wydawałoby się, że sprawa jest oczywista i że tak naprawdę w tym momencie rządowi Donalda Tuska nie pozostaje nic prostszego niż po prostu zrównać Ukraińców w prawach z Polakami. Chodzi o powiedzenie, że jeżeli ktoś ma mieć dostęp do ochrony zdrowia, to na takich zasadach jak Polacy, płacąc składki, mając to ubezpieczenie.
Zresztą ci wszyscy Ukraińcy, jak przekonują przedstawiciele rządu, pracują, płacą składki, płacą podatki, legalnie pracują w Polsce, więc nie powinno być problemu. Jeżeli zdecydowana większość z nich normalnie funkcjonuje na polskim rynku pracy, to po zrównaniu praw po prostu dołączyliby do Polaków odnośnie do pozyskiwania ubezpieczenia NFZ-u i korzystania z ochrony zdrowia na takiej samej zasadzie jak obywatele polscy.
Tymczasem rząd postanowił szukać jakiejś drogi dookoła. Wprowadza w tej ustawie, nad którą dzisiaj procedujemy, jakieś dziwaczne, kazuistyczne konstrukcje, gdzie nadal Ukraińcy mają dostęp do ochrony zdrowia tylko na podstawie paszportu, ale z jakichś świadczeń zdrowotnych zostają decyzją Donalda Tuska wyłączani. Palcem wskazuje się, które świadczenia im nie przysługują.
Jest to absurdalne, stoi w sprzeczności z sensem tej ustawy i logiką systemu ochrony zdrowia. Ma to generować jakieś symboliczne oszczędności, które nawet rząd w swoim nadmiarze optymizmu ocenił na jakieś 25 mln, czyli pieniądze zupełnie niezauważalne w skali całego polskiego systemu ochrony zdrowia.
Zrównajcie po prostu Ukraińców w prawach z Polakami w dostępie do ochrony zdrowia, tak na dobry początek likwidowania ukraińskich przywilejów. To chociażby utrudniłoby turystykę medyczną, która jest na masową skalę uprawiana przez Ukraińców mieszkających na Ukrainie, ale przyjeżdżających do polskich szpitali, żeby korzystać z polskiej ochrony zdrowia. Nie wiem, czego się spodziewacie, dając taki projekt ustawy. Że ludzie się nie zorientują, że prezydent się nie zorientuje, że robicie coś innego niż to, co prezydent jasno wskazał? Wskazał, co ma być zawarte w tej ustawie, żeby ona miała szansę na akceptację prezydenta.
Szanowni Państwo! Żaden cudzoziemiec nie powinien mieć w Polsce większych praw niż Polacy. To dotyczy ochrony zdrowia, to dotyczy każdego innego obszaru.
Wnoszę o podjęcie konstruktywnych prac nad rozwiązaniami, które by zlikwidowały ukraińskie przywileje, a dzisiaj wnoszę o odrzucenie w pierwszym czytaniu tego absurdalnego projektu.
Dziękuję bardzo.
RozwińZwiń komentarze (7)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Unia Europejska chce dokonać wielkiego skoku na waszą prywatność pod przykrywką ochrony najbardziej bezbronnych. Żyjąc w dobie galopującej cyfryzacji, globalizacji, postępu technologicznego mogą umknąć nam niebezpieczne regulacje, które wprowadzane są po cichu, bez większego rozgłosu, bez publicznej debaty.
Regulacje, które często pod słusznym pretekstem, często zwracając uwagę na realne zagrożenia czy problemy, pod pozorem zwiększenia bezpieczeństwa wkraczają nieproporcjonalnie, nieadekwatnie w sferę prywatności każdego z nas. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Chat Control – rozporządzenia ingerującego w komunikatory elektroniczne, na masową skalę pozbawiającego wszystkich obywateli krajów członkowskich Unii prawa do prywatności elektronicznej korespondencji. Rozporządzenie forsowane jest pod nazwą Child Sexual Abuse Regulation. Tak, to właśnie ochrona najmłodszych przed nadużyciami ma stanowić pretekst do zdjęcia ochrony prywatności naszej korespondencji elektronicznej.
Dlaczego jest to jedynie pretekst dla innych celów? Eksperci są zgodni: proponowana regulacja będzie niemal całkowicie nieskuteczna. Wystarczy dodatkowe szyfrowanie przesyłanych materiałów, aby instrument inwigilacyjny nie miał żadnej siły sprawczej. Nie istnieje obecnie technologia zdolna skutecznie wykrywać niegodziwe i seksualne traktowanie dzieci w szyfrowanych przed wysłaniem transmisjach.
Co więcej, tak szerokie skanowanie przeciąży organy ścigania. Systemy skanowania mają ogromny wskaźnik błędów, co oznacza miliony fałszywych alarmów dodatkowo obciążających niewydolny już i tak aparat państwa, a stygmatyzujących niewinnych obywateli. Czemu zatem ma służyć łamanie szyfrowania komunikatorów przez organy państwa i instytucje międzynarodowe, zbieranie i przechowywanie treści przez operatorów?
To pełzający techno-autorytaryzm, to masowa inwigilacja komunikacji cyfrowej. To nowoczesna próba stworzenia usystematyzowanych mechanizmów znanych nam już z najgorszych kart historii państw totalitarnych.
Skanowanie po stronie klienta jest pogwałceniem praw człowieka i nie zależy to od rodzaju technologii. W orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2024 roku wyraźnie stwierdzono, że osłabienie szyfrowania end-to-end, które miałoby wpływ na wszystkich użytkowników, stanowi naruszenie artykułu 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i może być uzasadnione jedynie w konkretnych indywidualnych przypadkach.
Dopuszczenie takich działań byłoby zatem możliwe tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa państwowego, a nie w codziennej komunikacji milionów niewinnych ludzi. Były sędzia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w swojej analizie sporządzonej w sprawie Chat Control podkreśla, że rozszerzenie skanowania na szyfrowaną komunikację end-to-end narusza zasadę pewności prawa – brak precyzyjnych ram i jasnych warunków to recepta na nadużycia, w tym inwigilację polityczną, komercyjną czy nawet dyskryminację. Ostrzegają eksperci, prawnicy, Europejski Inspektor Ochrony Danych, firmy technologiczne. A mimo to technokraci prą z projektem naprzód. Badania wskazują, że w Unii Europejskiej już teraz 72% obywateli sprzeciwia się skanowaniu zaszyfrowanej komunikacji.
Sami dobrze wiecie, po to używacie Whatsappa czy Signala, żeby czuć się ze swoimi rozmówcami przynajmniej częściowo bezpiecznie, a dziś właśnie Unia Europejska chce to zabrać. Dlaczego Konfederacja mówi stanowcze NIE tej inicjatywie? Po pierwsze, to masowa ogólna inwigilacja poddawana szerokiej krytyce od prawa do lewa. To naruszenie fundamentalnych praw obywatelskich przy braku zachowania jakiejkolwiek proporcjonalności. Brak pewności prawa, ryzyka nadużyć. A wreszcie to narzędzie i tak będzie nieskuteczne w stosunku do rzeczywistej przestępczości i nadużyć wobec dzieci.
Procedowanie Chat Control przyspieszyło. Możemy się spodziewać, że projekt wejdzie na posiedzenie plenarne w połowie października, wejdzie też na posiedzenie Rady Unii Europejskiej. Na pewno będziemy informować państwa o przebiegu prac legislacyjnych. W tym momencie po prostu trzeba jak najbardziej nagłośnić ten temat. Konfederacja zawsze stała na straży wolności obywatelskich i suwerenności narodowej. Próba wprowadzania inwigilacji konwersacji i korespondencji bez nakazu sądowego, przełamując szyfrowanie, to cywilizacyjny regres, to cofnięcie się o całą epokę w standardach i gwarancjach, które dawało nam nowoczesne państwo prawa.
Musimy powstrzymać Chat Control, musimy zatrzymać ten cyfrowy totalitaryzm. Wolność jednostki, prawo do prywatności to jest fundament naszej cywilizacji i trzeba tego bronić.
RozwińZwiń komentarze (3)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Jeśli PiS miałby kiedykolwiek wrócić do władzy to cały garnitur polityków odpowiedzialnych za to wszystko powinien zostać wymieniony i zastąpiony zupełnie nowymi ludźmi. Osobiście uważam, że autorzy tak gigantycznych strat, szkód, oszustw, nadużyć i defraudacji powinni trafić do więzień.
Jeśli PiS miałby kiedykolwiek wrócić do władzy to cały garnitur polityków odpowiedzialnych za to wszystko powinien zostać wymieniony i zastąpiony zupełnie nowymi ludźmi.
— Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) September 12, 2025
Osobiście uważam, że autorzy tak gigantycznych strat, szkód, oszustw, nadużyć i defraudacji powinni trafić… https://t.co/B4ZCDGobAJ
Wiem że to nie nastąpi i nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Niemniej zniknięcie z politycznego piedestału to absolutnie minimalna kara w prawidłowo funkcjonującej demokracji.
RozwińZwiń komentarze (4)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
– Byłem wczoraj na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego poświęconej wtargnięciu do Polski obcych dronów. Po tej Radzie wyszli z niej politycy cali uśmiechnięci, w dobrej sympatycznej atmosferze i mówili, że wszystko jest w porządku. Polacy nie martwcie się, będzie dobrze. Nie nie, nie będzie.
Bardzo przepraszam, ale nie mogę być taki uśmiechnięty po tej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie będę mówił, że jesteśmy w dobrej sytuacji, kiedy tak nie jest. Musimy zacząć się zbroić, zamiast udawać, że wszystko jest w porządku i dbać tylko o dobrą atmosferę! pic.twitter.com/seN0BlMn1f
— Sławomir Mentzen (@SlawomirMentzen) September 12, 2025
Zobaczcie jak to wygląda. Rosjanie wysyłają do nas drony zrobione z jakiejś tam sklejki, styropianu, których koszt produkcji to jest 10 tysięcy dolarów. My do walki z tymi 19-20 dronami wysyłamy F-16, F-35 kosztujące fortunę myśliwce, które strzelają do tych dronów rakietami po 2 miliony dolarów sztuka. Jeszcze nie każda rakieta w takiego drona trafia. Czasem trzeba zużyć więcej rakiet, żeby zepsuć, wysadzić jednego drona ze sklejki, kosztującego Rosjan 10 tysięcy dolarów.
Przecież to nie ma kompletnie żadnego sensu. Jak myślicie, co się komu prędzej skończy? Czy nam rakiety AMRAAM za 2 miliony dolarów, czy Rosjanom styropian? Kto wygra tego rodzaju starcie, jeżeli koszt zestrzelania drona za 10 tysięcy dolarów, to będzie u nas 2 miliony dolarów, nie licząc kosztów eksploatacji tego samolotu.
Więc bardzo przepraszam, ale nie będę mówił, że wszystko jest w porządku, kiedy ewidentnie nie jest wszystko w porządku.
Polska naprawdę potrzebuje systemów antydronowych, które będą zapewniały normalną relację kosztu do efektu, bo strzelanie do dronów za 10 tysięcy rakietami za 2 miliony dolarów jest kompletnie bez sensu.
Skomentuj
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Kaczyński właśnie powiedział, że realizacja programu Konfederacji, to wysadzenie Polski w powietrze.
Tymczasem realizacja programu PiS:
– setki tysięcy muzułmańskich imigrantów,
– Zielony Ład,
– służenie narodowi ukraińskiemu,
– rekordowe skomplikowanie podatków,
– rekordowa biurokracja,
– olbrzymia inflacja,
– dwa lata lockdownów.
W jednym Kaczyński ma rację, rzeczywiście jesteśmy po przeciwnych stronach barykady.
Kaczyński właśnie powiedział, że realizacja programu Konfederacji, to wysadzenie Polski w powietrze.
— Sławomir Mentzen (@SlawomirMentzen) September 12, 2025
Tymczasem realizacja programu PiS:
– setki tysięcy muzułmańskich imigrantów,
– Zielony Ład,
– służenie narodowi ukraińskiemu,
– rekordowe skomplikowanie podatków,
– rekordowa…
RozwińZwiń komentarze (1)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Kompletnie nie kupuję narracji, że dojrzały i odpowiedzialny polityk to musi obowiązkowo malować trawę na zielono bo inaczej budzi społeczny niepokój. Mówienie prawdy o stanie naszego WSPÓLNEGO państwa jest obowiązkiem uczciwego polityka. Obywatele mają prawo do tej wiedzy*, dlaczego mieli by jej być pozbawieni? Tylko Sławomir Mentzen traktuje Polaków jak dorosłych ludzi którzy mają prawo do prawdy, nawet tej trudnej.
Kompletnie nie kupuję narracji, że dojrzały i odpowiedzialny polityk to musi obowiązkowo malować trawę na zielono bo inaczej budzi społeczny niepokój. Mówienie prawdy o stanie naszego WSPÓLNEGO państwa jest obowiązkiem uczciwego polityka. Obywatele mają prawo do tej wiedzy*,… pic.twitter.com/L9s6abjTZ9
— Tomasz Mentzen (@TomaszMentzen) September 12, 2025
Warte podkreślenia jest też to, że Mentzen strategię mówienia prawdy stosuje również w tych miejscach gdzie to on odpowiedzialny jest za to, że coś poszło lub może pójść nie tak. Przytaczam fragment z raportu kwartalnego jego firmy sprzed roku. Firmy, za której działania odpowiada:
“Tym razem mam do przekazania prawie same złe wiadomości. Kwartał temu nie pokazaliśmy dobrych danych finansowych, ale byłem zadowolony z pracy naszego zespołu. W tym kwartale niestety nie mogę tej opinii powtórzyć. Wyniki są gorsze niż w II kwartale, ale one są mniej istotne. Znacznie ważniejsze jest to, że nie bardzo mam za co pochwalić naszej pracy. Nie potrafię powiedzieć, czy większe znaczenie miał sezon urlopowy, czy wzrost mojego zaangażowania politycznego, wynikający z rozpoczęcia kampanii niewyborczej, czy też przyczyna była jeszcze inna. Faktem jest, że jestem bardzo niezadowolony z tempa i owoców naszej pracy.”
Czy wyobrażacie sobie innego polityka który tak by podsumował swoją pracę? Wszyscy inni zawsze wszytko robią w zasadzie optymalnie a wszelkie obiektywne porażki są winą innych.
Polska zasługuję na polityka który mówi jak jest. Na polityka który traktuje obywateli jak dorosłych ludzi którzy mają prawo zarówno znać prawdę o SWOIM państwie jak i o decydowaniu o swoim własnym życiu. Nie jesteśmy dziećmi i dość takiego nas traktowania.
*Oczywiście nie mówię tutaj o tajemnicach wojskowych, mówię o wiedzy absolutnie jawnej i takiej którą wrogi zagraniczny wywiad na 100% i tak już posiada.
Skomentuj
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
800+ dla Ukraińców to brak szacunku dla Polaków, ponieważ ten kosztowny program uzasadniano poprawą polskiej, a nie obcej demografii. Polska i Polacy, jak mało kto, pomogli Ukraińcom, życząc im, by ich kraj przetrwał, a oni jak najszybciej wrócili do swoich domów. Wszystko jednak ma swoje granice.
800+ dla Ukraińców to brak szacunku dla Polaków, ponieważ ten kosztowny program uzasadniano poprawą polskiej, a nie obcej demografii. Polska i Polacy, jak mało kto, pomogli Ukraińcom, życząc im, by ich kraj przetrwał, a oni jak najszybciej wrócili do swoich domów. Wszystko jednak… pic.twitter.com/qKQA3bcT5P
— Bartłomiej Pejo (@bartlomiejpejo) September 12, 2025
Dzielenie się polskim programem prodemograficznym jest chyba symbolicznym przekroczeniem pewnych granic.
Zadaniem rządu Polski powinno być w pierwszej kolejności wspieranie narodu polskiego.
RozwińZwiń komentarze (1)
Zaloguj się żeby móc dodawać komentarze
Skomentuj