Realpolityk a la Orban - Konfederacja

Realpolityk a la Orban

Krystian Kamiński na serwisie X:

Niemal całkowicie bez echa przeszła w polskich środkach masowego przekazu i szerszej w polskiej debacie publicznej piątkowa uchwała parlamentu Ukrainy, który dokonał nowelizacji pakietu aż siedmiu ustaw: „O samorządzie lokalnym”, „O edukacji wyższej”, „O oświacie”, „O zabezpieczeniu funkcjonowania języka ukraińskiego jako państwowego”, „O ogólnokształcącym szkolnictwie średnim”, „O mniejszościach (wspólnotach) narodowych Ukrainy” i „O mediach”. Wszystkie zmiany dotyczyły kwestii praw mniejszości narodowych, z wyjątkiem Rosjan. Tych ostatnich władze Ukrainy przestały uznawać za autochtoniczną mniejszość narodową. Po raz kolejny w Polsce, w której sporo polityków ma usta pełne frazesów o dbaniu o rodaków poza granicami, prawie nikt nie zainteresował się kwestią mającą kluczowe znaczenie dla Polaków kresowych, czyli tych którzy dobrowolnie z Polski nie wyjechali, lecz to Polska „wyjechała” od nich po drugiej wojnie światowej.

Ten brak zainteresowania w sposób oczywisty koresponduje z faktem, że przywrócenie mniejszościom narodowym tych praw, które rządzący Ukrainą konsekwentnie odbierali im po rewolucji Majdanu, nie jest zasługą działań III RP lecz polityki Węgier. To im mogą teraz podziękować kresowi Polacy, nie Warszawie. Dla Budapesztu bowiem sytuacja Madziarów na Ukrainie, stanowiących większość mieszkańców na Zakarpaciu – w gminach przy obecnej granicy Węgier, jest priorytetem, tak jak priorytetem są w ogóle rodacy na dawnych ziemiach kresowych Korony Świętego Stefana, jak pisałem tu wielokrotnie.

Przyjmowane po 2015 r. przez Radę Najwyższą Ukrainy ustawy znacznie ograniczyły prawa mniejszości narodowych. Dwie z nich były szczególnie dużymi grudami soli w oku Węgrów. Ustawa oświatowa z 2017 r. stanowiła, że we wszystkich szkołach szczebla ponadpodstawowego (od V klasy) jedynym językiem nauczania ma być język ukraiński (z wyjątkiem szkół Tatarów Krymskich i małych grup etnicznych: Gagauzów, Karaimów i Krymczaków). Był to przepis na praktyczną likwidację szkolnictwa z węgierskim językiem nauczania funkcjonującego na Zakarpaciu.

Ukraińska „ustawa o zabezpieczeniu funkcjonowania języka ukraińskiego jako państwowego” praktycznie wyeliminowała języki mniejszości ze sfery publicznej, zawężając prawo ich używania do kontaktów prywatnych, obrzędów religijnych, imprez kulturalnych o zamkniętej liczbie uczestników, pieśni w czasie przedstawień. Warto zaznaczyć, że poprzednia ukraińska ustawa z 2012 r. zezwalała na przyznawanie językom mniejszości statusu drugiego oficjalnego na skalę rejonów (odpowiednik powiatów), a nawet całych obwodów (odpowiednik województw).

Reakcja Węgier była natychmiastowa. Od 2017 r. dyplomacja węgierska oświadczyła, że nie może być mowy o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej w przypadku takiego traktowania mniejszości narodowych, w tym węgierskiej. Od tego roku Budapeszt blokował też rozmowy o przystąpieniu Ukrainy do NATO, nie dopuszczając do udziału rządzących Ukrainą do formalnych spotkań Sojuszu na najwyższym szczeblu, co poluzowano dopiero po lutym 2022 r. Węgrzy konsekwentnie stali na tym stanowisku mimo nacisków USA, organów Unii Europejskiej… a także rządu PiS.

W piątek okazało się, że twarda polityka przynosi rezultaty. Zmiany w siedmiu ukraińskich ustawach mają w zamierzeniu gwarantować prawo do posługiwania się w procesie edukacyjnym językiem danej mniejszości narodowej obok języka państwowego, co jest zabezpieczeniem co najmniej utrakwistycznego statusu szkół mniejszościowych. Obowiązek nauczania po ukraińsku dotyczy jedynie samych zajęć z języka państwowego, ukraińskiej literatury i historii. Uczniowie mniejszości narodowych Ukrainy, których językiem ojczystym jest jeden oficjalnych języków UE, którzy już zaczęli naukę w szkołach średnich ogólnokształcących przed 1 września 2018 roku, mają prawo kontynuować edukację dokładnie w takim trybie, w jakim uczyły się do tej pory. Prywatne uczelnie wyższe mają prawo swobodnego wyboru języka wykładowego, z zastrzeżeniem obecności języka ukraińskiego.

Nowelizacje wprowadzają możliwość używania języków mniejszości narodowych w materiałach wyborczych podczas prowadzenia kampanii wyborczej. Mają one być jednak dublowane w języku ukraińskim. Wydawnictwa publikujące w języku krymsko-tatarskim, językach tzw. rdzennej ludności lub mniejszości narodowych Ukrainy, a także w językach mniejszości narodowych, będących językami urzędowymi UE, będą zwolnione z obowiązku wydawania w danym roku przynajmniej 50 proc. tytułów w języku ukraińskim. Możliwe będzie też nadawanie audycji i programów w mediach w językach mniejszości, w wymiarze do 70 proc. czasu antenowego.

Nowa uchwała Rady Najwyższej rozszerza więc i konkretyzuje założenia zawarte w ustawie w sprawie akcesji do UE w września, w której określono charakterystykę mniejszości narodowych – wcześniej ukraińskie ustawodawstwo odmawiało wszystkim grupom mniejszościowym, poza Tatarami Krymskimi, Karaimami, Gagauzami i Krymczakami, uznania ich autochtoniczności (m. in. zgodnie z ustawą z 2021 r. „o rdzennych narodowościach Ukrainy”). Wrześniowa uchwała otworzyła drogę do opracowania formalnej metodologii używania języków mniejszości w rejonach w miejscach ich zwartego zamieszkania, gdzie język mniejszości narodowych powinien być dopuszczony równolegle z językiem państwowym. Ustawą tą Rada Najwyższa zezwoliła mniejszościom narodowym na tworzenie własnych mediów, a także umożliwiła otwieranie wyspecjalizowanych księgarń.

Oczywiście to dopiero ustawy. Pozostawiają one lukę dla działań ukrainizacyjnych (niejasne ujęcie o dwujęzyczności szkół) i ważne będzie przełożenie ich postanowień na przepisy wykonawcze, a w końcu na praktykę. Sądzę więc, że Węgrzy poczekają jeszcze ze swoją blokadą, by zobaczyć efekty piątkowych decyzji Rady Najwyższej. Niemniej w Budapeszcie już mogą świętować pierwsze zwycięstwo ich twardej polityki wobec Kijowa.

Na koniec dla porównania napiszę, jak w tych sprawach zachowywał się rząd PiS. Nie przypominam sobie, by zabrał on głos w sprawie praw językowych na Ukrainie. W kwestii dyskryminacyjnej ukraińskiej ustawy oświatowej z 2017 r. kilka dni po jej uchwaleniu MSZ RP wydało oświadczenie, że ta ustawa “gwarantuje osobom należącym do grup etnicznych i mniejszości narodowych prawo do nauki w języku narodowym obok nauczania w języku ukraińskim w zakładach przedszkolnych i ogólnej oświaty”. MSZ uznało również, że “Jednocześnie zapis ten zawiera gwarancję dotyczącą prawa uczenia języka narodowego w państwowych i samorządowych zakładach nauki lub przez narodowe stowarzyszenia kulturalno-oświatowe”.

Mimo takiego deklaratywnego chwalenia ukraińskiej ustawy, rząd PiS wysłał miesiąc później do Kijowa ówczesną minister edukacji Annę Zalewską, która wraz z ówczesną minister oświaty i nauki Ukrainy Liliją Hrynewycz podpisały deklarację dotyczącą prawa mniejszości polskiej na Ukrainie i mniejszości ukraińskiej w Polsce do nauczania języka ojczystego i nauki w języku ojczystym. Dokument bez żadnej mocy wiążącej i zawierający same ogólniki uzupełniony został zapisem, że nowa ukraińska ustawa oświatowa zapewnia Polakom na Ukrainie „warunki do nauki języka ojczystego oraz nauki w języku ojczystym […] równolegle z nauką w języku państwowym”. Najwyraźniej PiS pasowało wtedy to, co nie pasowało nawet Komisji Weneckiej Rady Europy, która zajęła się sprawą zmobilizowana przez Węgry.

Dopiero w październiku 2018 r. ówczesny podsekretarz stanu w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych Piotr Wawrzyk napisał w odpowiedzi na interpelację poselską, że „w 2017 r. prawa mniejszości polskiej na Ukrainie były szczególnie narażone na negatywne działania władz Ukrainy w sferze edukacji”, czyli coś odwrotnego niż MSZ i MEN gromko obwieszczały rok wcześniej. W kwietniu 2019 r. ówczesny wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz po rozmowach w Kijowie uznał, że niewiążąca deklaracja podpisana przez Zalewską oraz ustne zapewnienia ówczesnego ukraińskiego wiceministra oświaty Pawło Chobzeja załatwiają sprawę.

Zatem jeśli Polacy na Ukrainie będą mogli w szerokim zakresie uczyć się po polsku, to niech wiedzą, że prawo to zawdzięczać będą rządowi Węgier, nie III RP. Ten pierwszy pokazał nam, jak kształtować relacje z Kijowem, liczącym się tylko z twardymi politycznymi zawodnikami. Szkoła realpolitik à la Viktor Orban.

Komentarze (2)