Nazywajmy rzeczy po imieniu: Następuje afrykanizacja francuskich miast - Konfederacja

Nazywajmy rzeczy po imieniu: Następuje afrykanizacja francuskich miast

Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak w programie “Jan Pospieszalski rozmawia”.

– Uważam, że trzeba powoli już dostosować retorykę do tego, co się dzieje we Francji, i nazywać to wprost afrykanizacją francuskich miast. I tu nie mam na myśli żadnego nawet rasizmu, chodzi o afrykanizację poziomu bezpieczeństwa, afrykanizację podejścia… po prostu tam jest coraz więcej Afrykanów, ze wszystkim, co przynoszą ze sobą. (…) Przede wszystkim ze spadkiem poziomu bezpieczeństwa.

Myślę, że przeciętny Francuz – to jest to, co najbardziej, jak czytam relacje Francuzów, im przeszkadza, że oni muszą się przyzwyczaić do życia w permanentnym strachu. Nie chwaląc się, przewidziałem to prawie 20 lat temu. Tzn. w dyskusjach, które toczyliśmy wtedy w internecie, po takich wielkich zamieszkach we Francji, które się powtarzają średnio co dekadę, byliśmy świeżo po zamieszkach we Francji, gdzieś tam we wczesnych latach dwutysięcznych, i wielu z nas w środowisku wówczas prawicowym, narodowym, odebrało te zamieszki, te płonące przedmieścia jako taki zwiastun nowych czasów.

Część osób uważała, jak to zwykle ludzie lubią uważać, że po prostu nastąpi jakieś zawalenie porządku społecznego. Niektórzy czytali Raspaila “Obóz świętych” itd., że po prostu załamie się porządek społeczny i tam zostanie ustanowiony jakiś kalifat czy coś takiego. Moja prognoza była bardziej złożona. Wtedy, mniej więcej 20 lat temu, sformułowałem taką diagnozę, że tam się porządek społeczny absolutnie nie zawali, tylko warunki ich życia będą się coraz bardziej przybliżać do warunków życia bliskowschodnich. Takich, jak są np. w Izraelu. To znaczy, że oni będą żyć w społeczeństwie demokratycznym, rozwiniętym gospodarczo, a jednocześnie natężenie aktów kryminalnych czy aktów terroru będzie coraz większe. Po prostu oni się stopniowo przyzwyczają do życia w obniżonym poczuciu bezpieczeństwa.

I przez ostatnie 20 lat dokładnie to nastąpiło, tzn. przeciętny Francuz, im większe miasto, tym bardziej zaadaptował się do życia w obniżonym poczuciu bezpieczeństwa. Czyli oni po prostu zostali przez przybyszów “wytresowani”, że jeżeli jedziesz metrem, musisz mieć zegarek zdjęty z ręki i schowany w kieszeni. Że nie wyciągasz telefonu w autobusie ani w metrze, ani nie zostawiasz telefonu na stoliku kawiarnianym przy ulicy. Że, jeżeli jesteś atrakcyjną kobietą, to ubierasz się w sposób ukrywający twoją atrakcyjność, jeśli chcesz wyjść w pojedynkę na ulicę. Że nie wracasz wieczorem albo się rozglądasz. Jak to napisała jedna z młodych Francuzek, że zanim wejdziesz do bramy swojej kamienicy, patrzysz w lewo, patrzysz w prawo, czy ktoś za tobą nie idzie. Czyli, krótko mówiąc, zachowujesz się permanentnie jak człowiek śledzony. Nie stajesz za blisko krawędzi peronu, bo ktoś cię może zepchnąć pod nadjeżdżające metro. Zanim zejdziesz na schody do metra, oglądasz się za siebie, bo po prostu ktoś może cię z tych schodów zepchnąć ot tak, dla zabawy! Że jeżeli jesteś młodym francuskim chłopakiem i chodzisz do szkoły, i nie jest to szkoła francuska, tylko już bardziej islamska, no to po prostu szukasz sobie ochrony u tych, którzy w tej szkole dominują, albo po prostu będziesz w jakiś sposób znieważany czy bity. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.

Oni już do tego zostali przyzwyczajeni. Ten sam proces następuje w Niemczech. Byłem ostatnio w Niemczech, rozmawiałem z młodymi Polakami. Wśród nich funkcjonuje podział, taki potoczny, jeżeli chodzi o szkoły niemieckie, że jest podział na szkoły niemieckie i szkoły islamskie. Chodzi o to, kto dominuje. I to są dwa różne kody zachowań. Inaczej się młodzież zachowuje w szkołach niemieckich, inaczej w szkołach islamskich.

Komentarze (1)