Marek Tucholski
Gdyby system drogowy działał jak energetyczny, ludzie wyszliby na ulice. Ale w energetyce absurd przeszedł, bo schowano go pod hasłami „ratowania klimatu”.
Wyobraźmy sobie, że mamy sieć dróg:
– jedne są otwarte tylko wtedy, kiedy wieje lub świeci słońce. Nazywa się je „ekologicznymi” i są “tanie”.
– drugie to normalne drogi, dostępne zawsze, ale zepchnięte na margines, bo mają ustępować miejsca „zielonym”. Przez to są niedoinwestowane i nie mogą zarabiać w sposób ciągły, ale muszą być gotowe 24/7, bo tylko one uratują kraj, gdy „zielone” drogi znikną z systemu. Jednocześnie oskarża się je, że są kosztowne, choć jak wcześniej wspomniano, nie mogą pracować optymalnie i z czasem jest ich coraz mniej, więc gdy są otwierane, korzystanie z nich robi się bardzo drogie.
– Mimo to płacisz za wszystkie, bez względu na to, których używasz.
To właśnie tak działa dzisiejszy system energetyczny w Polsce, zgodny z unijną polityką klimatyczną:
– płacisz za prąd, którego nie zużyłeś (opłaty stałe),
– dopłacasz do OZE (opłata OZE),
– dopłacasz do gotowości elektrowni (opłata mocowa),
– dopłacasz do utrzymania sieci, nawet gdy z niej nie korzystasz (sieciowa stała i zmienna),
– do tego jeszcze doliczamy 23% VAT.
Efekt? Nawet przy zerowym zużyciu prądu można dostać fakturę na kilkaset złotych. A przy normalnym zużyciu tylko część to faktyczna energia, a reszta to opłaty.
Gdyby system drogowy działał jak energetyczny, ludzie wyszliby na ulice. Ale w energetyce absurd przeszedł, bo schowano go pod hasłami „ratowania klimatu”.
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) July 9, 2025
Wyobraźmy sobie, że mamy sieć dróg:
– Jedne są otwarte tylko wtedy, kiedy wieje lub świeci słońce. Nazywa się je… pic.twitter.com/AGvp9DslF4
Gdyby system drogowy działał jak system energetyczny płacilibyśmy kilka tysięcy złotych rocznie tylko za to, że mamy samochód, jeździlibyśmy tylko wtedy, kiedy pozwala na to pogoda, a kiedy naprawdę musielibyśmy się gdzieś dostać ruch byłby albo zablokowany, albo ekstremalnie drogi.
Tego rodzaju model, gdyby zastosowano go do jakiejkolwiek innej infrastruktury publicznej, np. dróg czy wodociągów, wywołałby powszechny sprzeciw jako absurdalny, niewydolny i niesprawiedliwy. Ale w energetyce przeszedł pod pretekstem „ratowania klimatu”.
A teraz wyobraźmy sobie normalny system, gdzie źródła energii są stabilne, pracują w sposób optymalny, zarabiają na siebie, nic nie wypycha ich z systemu i dzięki temu cena jest przewidywalna i nie ulega drastycznym wahaniom. Nie trzeba wprowadzać taryf dynamicznych i kombinować jak się do nich dostosować. Nie trzeba wydawać pieniędzy na kosztowną przebudowę sieci. Nie trzeba budować wielkich ilości magazynów energii i dopłacać do fotowoltaiki i magazynów energii w domu.
Skomentuj