Tylko głos Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców jest głosem w obronie zdrowego rozsądku i podstawowych wolności - Konfederacja

Tylko głos Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców jest głosem w obronie zdrowego rozsądku i podstawowych wolności

Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak w swoim przemówieniu na spotkaniu Komitetu Wyborczego Wyborców Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy w Siedlcach, podczas prezentacji kandydatów do samorządu w tym kandydata na prezydenta Siedlec Krzysztofa Mulawy.

– To jest chyba pierwsze spotkanie otwarte naszego Komitetu Wyborczego, ogólnopolskiego Komitetu Wyborczego Wyborców, Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy. Także na wstępie dziękuję Państwu za przybycie. Dziękuję, że wspólnie tworzymy to wydarzenie i zapraszam do wspólnej pracy, która nie potrwa długo, bo kalendarz wyborczy jest tak ułożony, że już niedługo będziemy znać wyniki.

To będzie krótka kampania wyborcza. To będzie krótka kampania wyborcza, do której połączyliśmy siły w ramach dwóch – co najmniej – środowisk, z których każde składa się z wielu komponentów. Czyli z jednej strony Konfederacja, która jest koalicją sił ideowej prawicy, z drugiej strony środowisko Bezpartyjnych Samorządowców.

Rywalizowaliśmy w poprzedniej kampanii wyborczej podczas wyborów do Parlamentu. Występowaliśmy razem w debatach. Powiedziałem to na naszym debiucie Komitetu Wyborczego w Warszawie, gdzie wystąpiliśmy wspólnie. Były takie debaty, w których tylko głos ze strony Konfederacji i głos ze strony Bezpartyjnych Samorządowców był głosem w obronie zdrowego rozsądku i podstawowych wolności, którymi jako Polacy jeszcze w różnych obszarach dysponujemy. A które chcą nam zabrać, czy to eurokraci, czy politycy opcji rządzącej, jak wcześniej PiS, teraz Platforma z Lewicą, pewne rzeczy się niestety nie zmieniają.

I występując wspólnie okazuje się, bo to powiedział mi później pan Kacprzak, jeden z liderów Bezpartyjnych Samorządowców, nie tylko ja na to zwróciłem uwagę! Zwrócił na to uwagę także on. Szczególnie było to widać w debacie Onetu i WWF w sprawach tzw. polityki klimatycznej, gdzie okazało się, że ze wszystkich partii, które przyszły było słychać tylko poprawne politycznie komunały. A z naszej strony pytania: ile to będzie kosztować, kto za to zapłaci, co z normalnymi swobodami, którymi jako obywatele dysponujemy, swobodą przemieszczania się, swobodą podróżowania, swobodą budowania i ogrzewania domów, swobodą dysponowania swoją własnością. I oczywiście ci z drugiej strony mieli do powiedzenia tyle, że o to do dyskusji, ale pewne rzeczy są nie do zakwestionowania. Dla nas nie ma rzeczy, które nie są do zakwestionowania.

Połączyliśmy siły właśnie dlatego, że było widać, że robimy pod pewnymi względami podobną pracę polityczną. Nie będę udawał i nie będę twierdził czegoś, co nie jest prawdą, że nie ma różnic poglądów. I w Konfederacji są różnice poglądów i wśród Bezpartyjnych Samorządowców są różnice w poglądach, w różnych kwestiach. Ale są rzeczy, które nas łączą i dlatego wystąpiliśmy wspólnie pod hasłem “Łączy nas wolność!”.

Mamy to hasło tutaj na naszym nowym tle, na tą kampanię wyborczą. Mamy wspólny Komitet Wyborczy i łączymy te siły, które zgromadziły zaufanie milionów wyborców. Niezależnych mentalnie, programowo od sił, które uznały, że mają prawo podzielić całe polskie społeczeństwo na dwie części i zrobić z nas wszystkich zakładników swojego sporu. Czyli z jednej strony od PiS-u, który sam nazwał siebie Zjednoczoną Prawicą, którą nigdy nie był. Ani zjednoczony, ani taki prawicowy, jakby to chciał się przedstawiać. I z drugiej strony rzekomych obrońców praworządności. Gdzie już w tej chwili po tych pierwszych ruchach przez pierwsze kilka miesięcy rządzenia widzimy, że z praworządnością nie ma to nic wspólnego. A ma bardzo dużo wspólnego z układami, które są na poziomie Unii Europejskiej. Ma bardzo dużo wspólnego z poparciem zza granicy i licencją na łamanie prawa w Polsce.

Siły, które dochodziły do władzy pod pretekstem przywrócenia rządów prawa, nie przedstawiają nam w Sejmie do uchwalenia nowych projektów ustaw. Cóż za sytuacja, prawda? Któż by mógł przypuszczać, że tak się to potoczy? I przyjeżdża wczoraj do Warszawy pani komisarz Von Der Leyen i okazuje się, że stało się. Już spełniamy wymagania, których wcześniej nie spełnialiśmy. Miliardy euro odblokowane!

Będziemy to przypominać. Nie to, żebym był przeciwny wydaniu miliardów euro, które przypływają. Będziemy to przypominać, że te miliardy euro są z długu. To nie są miliardy, które ktoś przyszedł i ofiarował. Większość dziennikarzy i większość polityków jest tu zdezinformowana. Mówią, o część to są darowizny. Darowizny może dla państw członkowskich, ale nie dla Unii Europejskiej. Dla Unii Europejskiej nikt niczego nie darował. Wszystko co do eurocenta zostanie spłacone wraz z odpowiednimi odsetkami. Pytanie jest tylko: przez kogo? Spłacanie tego będzie trwało do 2058 roku. Jako jedyni o tym mówiliśmy. A w Polsce jeszcze nie zaczęło się wydatkowanie tych środków. To jest istna komedia.

I dziś to co mówiliśmy w 2020 roku widać, że było prawdą, czyli że jest to program, który miał absolutnie tło polityczne, tło ideologiczne. I był bardzo złym dla Polski wyborem. Bardzo złym programem dla Polski, zupełnie niepotrzebnym. Jeżeli Polska chce się zadłużać, ma możliwości zadłużania się bez tego, żeby ktoś z zewnątrz stawiał nam warunki. I teraz okazuje się, że rzekomi obrońcy praworządności prawa nie respektują, ale pieniądze dostaną. My wyłamujemy się poza te układy.

Te układy dotykają też bardzo mocno w tej chwili branż, o które mamy spór i z Unią Europejską i z Ukrainą. I o tych branżach też ze względu na to, że jest z nami Rafał Mekler, jeden z liderów Protestu Przewoźników i ze względu na zaangażowanie także Krzysztofa Mulawy, posła właśnie z Siedlec i naszego kandydata na prezydenta Siedlec, ze względu na zaangażowanie nas wszystkich w te protesty, chcę o tym kilka słów powiedzieć. Dlatego, że to jest prawdziwa szkoła polityki. Jeżeli ktoś obserwował polską politykę z jakimiś złudzeniami, to właśnie jest w tej chwili ten moment, kiedy się resztki złudzeń można wyzbyć. Zarówno co do tego, jak różnią się między sobą główne siły polityczne, jak i co do ich skuteczności w polityce europejskiej.

Bo na czym zasadzała się propaganda w okresie rządu PiS, propaganda Platformy, Lewicy, Polski2050 i PSL? Mówili: “Oni są antyeuropejscy, oni są nieprofesjonalni, gdybyśmy my rządzili, wszystko byłoby zupełnie inaczej.”

W tej chwili rządzą. I teraz pytanie, gdzie są sukcesy? Gdzie są sukcesy negocjacyjne, jeżeli chodzi o sytuację polskiej branży przewozowej? Uczestniczyłeś, Rafał, w rozmowach z przedstawicielstwem Komisji Europejskiej, będziesz mógł o tym za chwilę powiedzieć, jak te rozmowy wyglądają, jak wygląda polska siła przetargowa w tych rozmowach.

Gdzie są sukcesy nowych członków rządu w rozmowie z Komisją Europejską w sprawach rolnictwa? Nie ma tych sukcesów, proszę państwa. Co więcej, że tych sukcesów nie będzie, oni doskonale wiedzieli i oni nawet nie wstydzą się tego przyznać. Zrobił to Marszałek senior, Marek Sawicki, mówiąc, że na ministra rolnictwa to nikt za bardzo nie chce iść, bo ten minister rolnictwa to w zasadzie nic już nie może. O wszystko trzeba pytać Unię Europejską.

Popatrzcie, co robią politycy PSL w sile wieku. Ta ich przywódcza średnia generacja, ludzie tam kilka lat starsi ode mnie, którzy są w tej chwili w czołówce. W sile wieku i w szczycie swojej kariery politycznej weszli do rządu. Nikt z nich nie chciał zostać ministrem rolnictwa! To nie jest przypadek, że polityk już w zasadzie w wieku emerytalnym, który jeszcze uczestniczył 20 lat temu w rozmowach akcesyjnych Polski do Unii Europejskiej, czyli pan Czesław Siekierski, został ministrem rolnictwa. Mówią, o, bo bardzo doświadczony. Nie kwestionuję, że bardzo doświadczony, ale lider PSL-u wolał zostać ministrem obrony. Kolejny lider PSL-u, mój kolega z prezydium Sejmu, poseł Zgorzelski, wolał zostać wicemarszałkiem Sejmu niż iść do rządu. Kolejny wolał zostać ministrem infrastruktury. Kolejny, idąc w dół, szukając co robią młodsi, wolał pójść na wiceministra pod panią Hennig-Kloskę do tzw. Ministerstwa Klimatu niż iść do rolnictwa. Zwróćcie Państwo uwagę!

Ministerstwo Rolnictwa jest postrzegane przez polityków PSL-u jako gorące krzesło, bo oni wiedzą coś, czego publicznie nie mówią. Oni wiedzą, że ich zdolność do wynegocjowania czegoś w Brukseli jest bardzo, bardzo niewielka. A dlaczego? Dlatego, że są skrępowani… Poprawnością polityczną, odgrywania roli dobrych Europejczyków zamiast walki o polskie interesy gospodarcze. I to pokazał protest przewoźników, to pokazują w tej chwili protesty rolników, że bez twardej walki nic tu się nie wywalczy. Nic tu się nie wywalczy.

To wie doskonale strona ukraińska. Stąd te teatralne ruchy. Przyjazd rządu na granicę, oskarżenia wobec Polski, robienie jakichś list wrogów Ukrainy, oskarżenie najbardziej proukraińskiego prezydenta w świecie zachodnim, czyli prezydenta państwa polskiego, że jest prorosyjski. Gdzie? Na najbardziej newralgicznym forum w ONZ. To jest twarda gra.

A w tym czasie ze strony polskiej? No właśnie. Wprowadzenie embarga na zaledwie cztery produkty, kiedy nasz rynek jest niszczony. My przedstawiliśmy w Sejmie odpowiedź na to. Odpowiedź w postaci rozszerzenia embarga. Jeżeli chcemy, żeby Komisja Europejska zaczęła z Polską coś negocjować, to musimy najpierw wyłożyć jakieś karty na stół, a później oczekiwać, że będzie reakcja. Działanie w postaci takiej, jak robi to obecny rząd, czyli że my wyślemy zapytania, przeprowadzimy rozmowy, wyjaśnimy jakie mamy argumenty i będziemy czekać, że w Brukseli ktoś się nad tym pochyli, to nie da żadnego rezultatu. W Brukseli nikt się nad niczym nie pochyli, co wykracza poza już uzgodnione priorytety polityczne. A uzgodnione priorytety polityczne są bardzo proste i oczywiste: wspierać Ukrainę, o ile nie wywołuje, to jakiś szkód dla najważniejszych państw Unii Europejskiej. A że dla Polski jakieś szkody są wywołane? No jest wojna, każdy coś tam traci. Takie jest myślenie w Brukseli. Takie jest myślenie.

I teraz to, co my musimy powiedzieć, to, że złamano obietnicę z okresu referendum akcesyjnego. Jaka była obietnica w trakcie referendum akcesyjnego? Trzeba to przypominać. Obietnica była taka, że Bruksela bierze politykę handlową i bierze politykę rolną, a w zamian za to zapewnia ciągłość produkcji i stabilizację rynku rolnego. I teraz obie te rzeczy są złamane. I to, co wiemy z rozmów m.in. już bezpośrednio z Komisji Europejskiej, to, że te decyzje, które Bruksela podjęła, nie były poprzedzone analizami ekonomicznymi! I to miały być decyzje tymczasowe, a one już były przedłużone i szykują się do kolejnego przedłużenia. I to trzeba też powiedzieć, że przedłużane były przy poparciu prawie całej klasy politycznej.

Tak się składa, że my ani swoich ludzi w rządzie nie mieliśmy, ani w Parlamencie Europejskim. Liczę na to, że w tym roku, w czerwcu, to się zmieni, że wprowadzimy nie tylko za kilka tygodni ludzi do rad, do sejmików, ale że wprowadzimy ludzi do Parlamentu Europejskiego. I politycy systemowi, absolutnie oportunistyczni, którzy są tam wysłani przez inne partie, przestaną być postrzegani jako jedyna reprezentacja polskiego społeczeństwa, polskiego narodu, czy – to już w ogóle kuriozalne – jako eurosceptycy czy partie narodowe z Polski.

Bo w tej chwili tak jest, że w opinii innych partii, innych społeczeństw europejskich za partię narodową z Polski to robi PiS! To jest śmieszne, ale tak rzeczywiście jest. Tak rzeczywiście jest, bo media wyrobiły taką opinię i sami politycy PiSu zadbali o to, żeby odgrywać taką rolę. I to kłamstwo musi się skończyć. Jeżeli ktoś głosuje wielokrotnie, konsekwentnie za oddawaniem własnych zasobów dla innego państwa, innego narodu, za tym, żeby jedno państwo utrzymywało dwa narody, za tym, żeby zalać własny rynek konkurencyjną produkcją, za tym, żeby wykreować w sąsiednim państwie konkurencyjną produkcję.

Przypominam program przekazywania sadzonek owoców na Ukrainę, jakby to było państwo specjalnej… przed wojną, żeby było jasne! Jakby to było państwo specjalnej troski, gdzie, prawda, rolnictwo istnieje od 10 lat, trzeba pojechać nauczyć ich rolnictwa. Zawieziemy im sadzonki, niech się nauczą, można uprawiać krzewy, można uprawiać drzewka, owoce.

I w tej chwili jesteśmy zaorani, zaorani, zalani. I to wszystko odbyło się przy pełnej wiedzy ludzi z rządu. To trzeba demaskować. Politycy w tej chwili udają zaskoczonych. Nie mają prawa udawać zaskoczonych. Będę to przypominał.
Były członek rządu Mateusza Morawieckiego, Jan Krzysztof Ardanowski, ich były minister rolnictwa, na początku, kiedy zostało przyjęte pierwsze rozporządzenie Unii Europejskiej o otwarciu rynku na produkcję rolną z Ukrainy i zaczęło się mówienie: “W Afryce będą głodować, musimy puścić transfer przez Polskę do portów” itd. On to w pierwszym wywiadzie, w pierwszej reakcji powiedział, co nastąpiło przez następny rok, czy już dwa lata. Nie będzie transferu. Jest to niemożliwe, nie ma wystarczającej liczby ciężarówek, nie ma wystarczającej liczby wagonów, nie ma wystarczającego miejsca na torach, żeby odpowiednie składy wpuścić, nie ma mocy przeładunkowych w portach, ponieważ była mowa o budowie portu zbożowego w Gdyni. Została powołana spółka i przez 8 lat tyle rząd zrobił, że spółkę zdążył powołać, port nie powstał, żadna infrastruktura. Nie ma możliwości fizycznej.

Później było kłamanie. Mówili na przykład, że na końcu linii szerokotorowej zostaną zbudowane silosy z Amerykanami. Nic z tych rzeczy, które były zapowiadane się nie wydarzyło. Minister Kowalczyk oszukiwał rolników, oszukiwał Polaków. Mówił: “Nie sprzedawajcie, ceny pójdą w górę!” Okazało się, że w tym czasie silosy w Polsce były zapełniane ukraińskimi produktami rolnymi. Ci, którzy posłuchali ministra, dali się nabrać i ponieśli straty.

Jesteśmy w tej chwili w dramatycznie złej sytuacji, z której nie ma żadnego dobrego wyjścia. I to trzeba mówić otwarcie, bo jeżeli jesteśmy w dramatycznie złej sytuacji, to społeczeństwo musi to wiedzieć. Na czym polega dramatycznie zła sytuacja? Polega ona na tym, że część polskiego sektora rolnego utraciła zdolność sprzedawania swoich produktów, choćby po kosztach ich wytworzenia i nikt nie ma pomysłu ani chęci, by to zmienić, bo wynika to z uwarunkowań międzynarodowych i z regulacji unijnych. To jest sytuacja, na którą my jako naród nie możemy się zgodzić. Nie możemy się zgodzić na to, żeby szereg branż naszej gospodarki trafił na stałe pod kroplówkę, a dokładnie to jest to, co proponują nam urzędnicy i politycy z Brukseli.

Jak oni to mówią? Oni mówią w ten sposób: “Rozumiemy, że macie bardzo trudno. My nie możemy dla was zrobić wyjątku.” Jak mówią “nie możemy”, to znaczy: “nie chcemy”. Bo oczywiście gdyby chcieli, to by zrobili. Mają tą władzę, że mogą te przepisy ustanowić w dowolny sposób. Ale mówią: “My nie możemy dla was zrobić wyjątku (czyli nie chcemy). Możecie zastosować u siebie w kraju rozwiązanie polityczne.” Co mówią w ten sposób, mówiąc o rozwiązaniu politycznym? Sugerują, że polski rząd straty ponoszone w Polsce ma wziąć na siebie i zacząć po prostu wszystkim protestującym płacić pieniądze, żeby zeszli z protestów i żeby zrekompensować straty, które ponoszą w swoich gospodarstwach. Czyli to jest propozycja, żeby państwo polskie na swój własny koszt wzięło całe branże pod kroplówkę. Jak powiedzmy branżę przewozową, która utraciła rentowność w wyniku zniszczenia dotychczasowego systemu negocjowanego przez lata, regulacji gospodarczych relacji pomiędzy ukraińskim sektorem transportowym i polskim sektorem transportowym. Czy żeby wziąć pod kroplówkę całe rolnictwo. I teraz, czy my się możemy jako Polacy zgodzić na takie rozwiązanie polityczne? No może na kwartał. Może na pół roku, może dla jakiejś jednej wąskiej branży, ale całe rolnictwo na lata, nie wiadomo na jak długo?

A co jest w planie? W planie jest integracja Ukrainy z Unią Europejską. I teraz zostawmy na bok strategię, zostawmy na bok politykę. Na poziomie gospodarczym to oznacza utrwalenie obecnych reguł na stałe! To oznacza utrwalenie obecnych reguł na stałe. To, co było zrobione tylko tymczasowo, na chwilę po wybuchu wojny, to miałoby się stać nowymi regułami na stałe. My jako państwo, jako naród na coś takiego zgodzić się nie możemy! I to nie jest kwestia podejścia pro-ukraińskiego, antyukraińskiego. To w ogóle nie jest ta kwestia. To jest kwestia najbardziej fundamentalnych interesów gospodarczych – polskich.

Nie chodzi o to, czy Polska coś tutaj zarobi. Chodzi o to, czy nasza gospodarka, konkretne branże, przetrwają. Nawet patrząc z punktu widzenia skrajnie proukrańskiego, czyli że Polska istnieje po to, żeby wspierać Ukrainę. No to żeby kogoś wspierać, to wpierw trzeba nie zbankrutować. A Polska istnieje po to, żeby wspierać swoich obywateli, żeby polska gospodarka się rozwijała. Żeby Polacy żyli w kraju, w którym mogą się rozwijać, w którym mogą się realizować, żeby żyli w kraju, który ma bezpieczeństwo żywnościowe. Żeby żyli w kraju, w którym przedsiębiorcom z branży transportowej opłaca się jeździć i wozić towary, a nie żeby ich ciężarówki stały pod ich domami przy płocie albo na granicy.

Otrzymaliśmy w poprzedniej kadencji zaproszenie na rozmowy o nowym rządzie z premierem Morawieckim. Było u nas wahanie, iść czy nie iść, przecież wiadomo, że to teatr. No ale powiedzieliśmy, skoro zapraszają, no to może pójdźmy. I zabierzmy ze sobą Rafała Meklera. Zobaczymy, czy premier się orientuje, o co chodzi z protestem przewoźników. No i poszliśmy i się okazało, jaka sytuacja. Protest trwał już pół roku, ponad pół roku. Okazało się, że wiceminister od tych rzeczy świetnie zorientowany, a premier nie znał podstawowych faktów. I pyta, no dobrze panowie, ale co zrobić? Co zrobić, żeby oni zeszli z tej granicy? Mówimy, panie premierze, rozwiązanie jest bardzo proste. Proszę stworzyć takie warunki, żeby ci ludzie mogli zarabiać. A moment, w którym oni będą mogli zarabiać, to będzie moment, w którym zejdą z granicy.

Bo nikt normalny przy zdrowych zmysłach nie będzie stał na granicy, jak może zarabiać jeżdżąc swoją ciężarówką. Ale takie warunki nam stworzono, że opłaca się stać, a nie jeździć. Opłaca się teraz szukać, jak traktorami wjechać do centrum Warszawy, a nie jak traktorem wjechać na pole i robić swoją robotę. To jest sytuacja nieakceptowalna. I dziwna sytuacja w naszym państwie polega na tym, że jako jedyni mówimy o tym otwartym tekstem. Jako jedyni mówimy, dlaczego tak jest. A tak jest dlatego, że Unia Europejska w autoryzowanie działań rzekomej wyższej mądrości, której całe swoje biografie zainwestowali politycy starsi ode mnie o 10, 15, 20 i 30 lat, podejmuje decyzje w sposób nieodpowiedzialny, nieprzemyślany, szkodliwy i nie chce robić korekt. A politycy, którzy są w wyścigu o poparcie polskiego społeczeństwa, odgrywają przed tym społeczeństwem naszym role, które powodują, że nie chcą się przyznać do swojej słabości. Nie chcą się przyznać!

Mateusz Morawiecki nigdy nie chciał się przyznać, że zgodził się na rzeczy niekorzystne dla Państwa Polskiego. I tak teraz Donald Tusk nie chce się przyznać, że nie jest w stanie w Brukseli wynegocjować tego, co potrzebujemy. Dlatego zniknął. Dlatego tygodniami go ostatnio nie widzieliśmy, mimo że tak jest gorąco w polskiej polityce. Do mnie ludzie smsy piszą, czy pojawił się w Sejmie Tusk? Czy pojawił się Tusk, prawda? Wczoraj się pojawił, wreszcie.

Będzie odwracanie uwagi od spraw ważnych. Będziemy mieć tematy, debaty zastępcze na najróżniejsze rzeczy, o najróżniejszych sprawach. Będzie uciekanie od spraw gospodarczych. Będzie straszenie nas. Będzie szantażowanie nas. To już się zaczęło. Popatrzcie Państwo, to co postanowił zrobić premier Tusk, czyli wpisać drogi, przejścia graniczne, linie kolejowe jako infrastrukturę krytyczną. I dodać jeszcze, że jeżeli ktoś nie chce, żeby tam takie rozwiązania zastosowano, no to prawdopodobnie można przypuszczać, że on będzie sprzyjał Rosji. Nikt przy zdrowych zmysłach w Polsce Rosji sprzyjać nie chce i nie będzie. Bo jest to państwo zbrodnicze i napastnicze.

Natomiast jeżeli chodzi o nasze prawa obywatelskie, o obronę naszych interesów, to musimy znaleźć do tego jakieś skuteczne środki. Jeżeli rząd nie chce z ludźmi rozmawiać, którzy zrobili… który to był miesiąc, kiedy był strajk ostrzegawczy przewoźników wokół Warszawy? W marcu. Ponad 100 ciężarówek objechało obwodnicą Warszawę. Nie było blokowania ruchu, był po prostu strajk ostrzegawczy. Rząd się po tym nie zainteresował. Wcześniej zrobiliśmy specjalny zespół w Sejmie. Na ten zespół został zaproszony ktoś z ministerstwa i pani dyrektor z ministerstwa bardzo cierpliwie przez 40 minut tłumaczyła nam, że wszystko co się dzieje jest zgodne z prawem. Jak taki rasowy biurokrata. Wytłumaczyła nam, że wszystko jest zgodnie z prawem. Panowie, ponosicie straty, ale wszystko jest zgodnie z prawem. My mamy rączki czyste. Czyli perswazja nie działa, dyskusja nie działa, strajk ostrzegawczy nie działa. To co ma działać?

To, co w tej chwili robi premier Tusk, to jest próba z jednej strony ukrycia się przed opinią publiczną, nie wzięcia na siebie odpowiedzialności, wystawianie Siekierskiego, wystawianie Kołodziejczaka, wystawianie innych, żeby poszumieli w mediach, a samemu mocno w tle. I druga rzecz, nie przyznania się, nie przyznania się do własnej słabości, niechęci też do zachowania się w sposób silny, czyli na przykład przyjęcia takiego rozporządzenia, jak my proponujemy, rozszerzającego embargo. Ale zdelegalizowanie protestów przez sztuczkę prawną. Bo to jest sztuczka prawna, to ustanowienie infrastruktury krytycznej.

Dlaczego oni to robią? Oni nie chcą zmienić prawa. Musieliby przygotować ustawę ograniczającą wolność zgromadzeń, bo protesty są robione na bazie swobody zgromadzeń. Ale oczywiście wiedzą, że prezydent by tego nie podpisał. Poza tym byłaby to ustawa prawdopodobnie niekonstytucyjna, bo mamy konstytucyjnie gwarantowaną wolność zgromadzeń. Więc robią sztuczkę prawną polegającą na tym, że lista infrastruktury krytycznej, która notabene jest niejawna, zostanie jednym rozporządzeniem zmieniona i nagle ciach, we wszystkich miejscach, gdzie trwają protesty, już ich nie wolno robić. Policja nagle zamiast chronić protestujących może używać siły. To jest bezprawie, to jest rządzenie dekretami, to nie są rządy prawa i my to możemy mówić. To jest prawda, my to możemy mówić i będziemy to mówić i w tej kampanii i w następnej.

Uważamy, że mamy prawo do prawdy jako Polacy, mamy prawo do swoich praw obywatelskich, mamy prawo do tego, żeby być obywatelami pierwszej kategorii w swoim własnym państwie. Nie drugiej, nie trzeciej, nie piątym kołem u wozu, tylko być obywatelami pierwszej kategorii w swoim własnym państwie. I wyraźnie polskim politykom się to myli.

Dam jeszcze jeden przykład. Uczestniczyłem na tym posiedzeniu Sejmu, w tym tygodniu, w spotkaniu, w którym jeden z ważnych polityków obozu rządzącego, spotykając się z politykami z innego państwa, zaczął od tego, że my mamy w zasadzie tylko jeden interes obecnie. To jest bezpieczeństwo. Zaglądam w teczkę z materiałami z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, patrzę, tam są wyszczególnione różne inne rzeczy. On to wszystko pominął. Po czym zaczyna się dyskusja i wszyscy tylko o Ukrainie, o Białorusi. Nikt o Polsce, nikt o Polakach. To jest polski Sejm. My mamy ciągle swoje interesy. Nawet Ministerstwo Spraw Zagranicznych zauważa te interesy w swoich materiałach. Co za amok!

Ktoś musi powiedzieć dość. Ktoś musi to przerwać. No i tutaj pojawiamy się my, jako Komitet Wyborczy, Konfederacja Bezpartyjni Samorządowcy, ludzie, którzy są skoncentrowani na interesach normalnych Polaków, normalnych mieszkańców. Na tym, żebyśmy mogli zarabiać, na tym, żebyśmy podatki, które płacimy, płacili w rozsądnym wymiarze, a nie, że będzie nam pod różnymi pretekstami ciągle dokładane obciążeń. A redukowane międzynarodowym korporacjom, które mogą tutaj robić wszystko i za nic nie ponosić odpowiedzialności, za tym, żeby samorządy nie były ubezwłasnowolnione, to wątek podniesiony przez Bezpartyjnych Samorządowców na naszym wydarzeniu, bardzo ważny moim zdaniem. Gdzie w bardzo obrazowy sposób jedna z liderek Bezpartyjnych Samorządowców powiedziała o tym, jak rząd PiSu zrobił sobie z samorządów wycieraczkę propagandową. To znaczy, żeby cokolwiek zrealizować, trzeba było robić zdjęcie z tym wielkim wręczanym, prawda, tam jakimś czekiem czy czymś. Zabrali samorządom pieniądze, utworzyli rządowe fundusze i powtórzyli mechanizmy rozdań z funduszy europejskich. Chcesz coś zrobić, musisz aplikować do rządu, a polityk z rządu ci da albo ci nie da. I będzie to narzędziem kampanii wyborczej. My takich rzeczy nie popieramy.

Chcemy, żeby samorządy funkcjonowały, rozwijały się, ale w sposób wolny i oddolny, a nie tworzenie mechanizmu klientelizmu wobec rządu. Jesteśmy Polakami, mamy swoje poczucie własnej godności. Nie chcemy być wszyscy klientami machiny propagandowej rządu. Nie ma na to naszej zgody. I nie będzie. I po to połączyliśmy siły, żeby wnieść normalne, obywatelskie podejście do samorządu, żeby część samorządów przewietrzyć, żeby dać alternatywę. Żeby dać alternatywę na poziomie sejmików, dać alternatywę na poziomie powiatów, dać alternatywę na poziomie gmin, gdzie wystawiamy w wielu miejscach komitety lokalne, tak jak tutaj w Siedlcach, wystawiamy komitet lokalny we współpracy z różnymi środowiskami, pokazując zdolności koalicyjne po to, żeby ta alternatywa mogła zapracować na tym poziomie właśnie miejskim także. I to będzie się działo w całym kraju.

To jest dopiero początek prawdziwej obywatelskiej rewolucji, którą robi Konfederacja i którą robią Bezpartyjni Samorządowcy, a przynajmniej ta ich uczciwa, odważna część, która okazała się naprawdę bezpartyjna. Naprawdę bezpartyjna i naprawdę, która chciała pracować wspólnie razem z nami.

Komentarze (4)