Krystian Kamiński.
Lenin stwierdził, że „zdarzają się całe dekady, gdy nic się nie dzieje, a potem nadchodzą tygodnie, w trakcie których dzieje się więcej niż przez poprzednie dekady”. Mówił to w odniesieniu do swoich transformacyjnych czasów prawdziwego początku wieku XX. dwanaście dni między 27 listopada a 8 grudnia wyznaczają właśnie tego rodzaju moment przyspieszenia historii na Bliskim Wschodzie.
Koniec baasizmu
Upadła Syryjska Republika Arabska. Upadł nie tylko taki czy inny prezydent i otaczająca go elita. Upadł ostatni, epigoński twór ideologii baasizmu, świeckiego panarabaskiego nacjonalizmu skoncentrowanego na budowie scentralizowanych państw według europejskiego modelu. Panarabska ambicja basistów została zarzucona jeszcze w latach 60 XX wieku, gdy okazało się, że wspólnej przyszłości nie potrafi zbudować nie tylko kilkaset milionów Arabów, ale nawet sami działacze Baas, którzy rozłamali się na frakcję iracką i syryjską, trwające następnie we wzajemnej wrogości.
Al-Asad senior osiągnął sukces. Syria w praktyce miała ostatnie słowo w polityce libańskiej, miała swoje aktywa w palestyńskim życiu politycznym. Miarą jego elastyczności był fakt, że Syria przyłączyła się do inwazji na Irak pod przewodnictwem USA w 1991 r. Jego syn musiał kontynuować politykę utrzymywania na powierzchni państwa, które zostało skonstruowane w ogniu konfliktu z Izraelem i jego amerykańskim protektorem, w czasie hegemonicznej chwili tego ostatniego.
Łatwo dziś szydzić z Baszara al-Asada w obliczu jego upadku. Nie należy jednak zapominać, że rządził przez 24 lata, w czasie których nigdy nie trzymał w ręku zbyt dobrych kart. Syria była reliktem przeterminowanej ideologii, graczem raczej przegranym w toku „zimnej wojny”, a przede wszystkim państwem pod względem terytorialny i ludnościowym co najwyżej średnim w skali swojego regionu, pozbawionym tak wielkich zasobów surowców naturalnych jak Irak, Iran czy monarchie Zatoki Perskiej.
Al-Asad senior grał powyżej swojej ligi. Jego syn musiał spuścić z tonu ale robił to skutecznie. Po 30 latach wycofał w 2005 r. syryjskie wojska z Libanu, ale przecież nie utracił wpływu na libańską politykę. Akceptując realny układ sił Baszar al-Asad uznał przewodnią rolę Iranu po swojej stronie, czyli bliskowschodniej barykady. Kąsał amerykańskich okupantów w Iraku, ale na tyle skrycie, by nie stać się celem w czasie, gdy hegemonia Waszyngtonu właśnie miała się ku końcowi.
Hafyz al-Asad, ojciec Baszara, którego upadek właśnie obserwowaliśmy, przejął władzę nad tą ostatnią i nad całą Syrią, by realizować już nie ideę panarabską, ale pansyryjską. Był w tym pewien historyczny paradoks, bo wcześniej Baas bezwzględnie zwalczała Syryjską Partią Socjal-Nacjonalistyczną promującą pansyrianizm. Asadowie szermując nadal hasłami panarabskimi, w praktyce realizowali ideologię SPSN – ideologię pansyryjską. Ostrze tego paradoksu tępi fakt, że małżonka al-Asada seniora i matka juniora – ANIsa Mach-luf wywodziła się z rodziny działaczy SPSN. Krewny Baszara od strony jego matki – Rami Machluf próbował podpierać swoje oligarchiczne interesy przewodzeniem jednej z tolerowanych na większym lub mniejszym marginesie frakcji SPSN. Do czasu aż on i jego partia przestali być tolerowani w latach 2019-2020.
Ciężar sankcji
Przez 13 lat al-Asad utrzymywał się u steru kurczącej się a potem poszerzającej domeny mimo, że opierał się ugrupowaniom zbrojnym, które szybko stały się pośrednikami USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Arabii Saudyjskiej, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji. Przeżył też bezprecedensowy błysk międzynarodówki dżihadystycznej w postaci „Państwa Islamskiego”.
Na początku mógł opierać się tylko na Iranie, Hezbollahu i innych szyickich organizacjach paramilitarnych regionu. Rosja interweniowała na jego rzecz dopiero jesienią 2015 r. Al-Asad zdołał uzyskać względne zamrożenie konfliktu w dość korzystnym dla siebie układzie terytorialnym, utrzymując zdecydowaną większość gęsto zaludnionego, zagospodarowanego niegdyś pasa kraju z dostępem do morza. Złoża naftowe pozostały pod kontrolą Amerykanów w prowincji Daj Raz – Za-ur. Ich posiadanie niewiele jednak zmieniłoby w sytuacji Syrii. Została ona obłożona bardzo ciężkimi sankcjami, które nie tyle uniemożliwiły jej powstanie z gruzów, co wręcz powodowały dalsze zapadanie się gospodarki państwa i sytuacji materialnej jego mieszkańców. Sankcji tych nie odważyli się przekroczyć szejkowie z Zatoki Perskiej, mimo, że tamtejsze państwa znormalizowały relacje polityczne z al-Asadem.
W efekcie państwo przestawało wykonywać swoje podstawowe funkcje, na które po prostu nie było pieniędzy. Ludzie głodowali, także żołnierze. Służba zdrowia na prowincji niemal przestała działać. Hiperinflacja. Brak porządnego dachu nad głową dla znacznej części społeczeństwa. Mimo dyplomatycznych zabiegów prezydenta Syrii i jego sojuszników nie było widoków na odwrócenie tego stanu rzeczy. Największym sektorem realnej gospodarki stała się produkcja narkotyku – fenetyliny, co tylko pogłębiało feudalizację państwa i armii. Zasobów przestało wystarczać już nawet dla elity. Jesienią 2024 także ona zwróciła się więc przeciwko al-Asadowi.
27 listopada było on już sam, tylko z rodziną. Jego brat Mahir, dowódca 4. brygady pancernej Gwardii Republikańskiej był ostatnim, który próbował bronić jego władzy.
Implozja systemu
Armia syryjska nie walczyła, lecz wycofywała się, pozostawiając za sobą uzbrojenie. Jedyne większe starcie tej „kampanii” to jednodniowa bitwa pod Hamą. Wcześniej i potem nie bił się już praktycznie nikt. Na finale pojawiły się informacje o wprost sformułowanych rozkazach do żołnierzy, w tym Gwardii Republikańskiej, która przecież zawsze odgrywała rolę pretorian systemu, by nie podejmować walki.
Nominowany we wrześniu przez al-Asada premier Muhammad Gchazi al-Dżalali w niedzielę rano, gdy bojownicy różnego autoramentu chaotycznie spacerowali już po stolicy, czekał gotowy na rozmowy z nadchodzącymi islamistami.
Upadek al-Asada i całego systemu Syryjskiej Republiki Arabskiej, to nie kwestia sukcesów HTS (czyli “Organizacja Wyzwolenia Lewantu”) i innych ugrupowań antyrządowych. To nawet nie kwestia porzucenia byłego prezydenta przez sojuszników. Pierwsze dni, wypełnione rosyjskimi bombardowaniami zgrupowań i zaplecza HTS, czy koncentracja na granicy oddziałów irackich, szyickich hAszd asz-Szha-bi zdają się sugerować, że to drugie nie było przesądzone. Al-Asad upadł, bo w samej Syrii zabrakło już grup społecznych gotowych do obrony jego władzy. System tej władzy w zasadzie implodował, a nie został rozbity.
Śmiem twierdzić, że syryjskim alawitom, chrześcijanom, druzom taka postawa może się w przyszłości odbić się nieprzyjemną czkawką. Upadek Syryjskiej Republiki Arabskiej, to sukces USA. Upada państwo z genem antyamerykanizmu i antysyjonizmu, choć elastyczne w swojej polityce. Jak stwierdziłem już we wcześniejszych wpisach na swoich platformach społecznościowych, to ustawa Cezara przeforsowana jeszcze w 2020 r. usunęła al-Asadowi dywan spod nóg. To, co nie udało się Barackowi Obamie i Donaldowi Trumpowi stało się zwieńczeniem kadencji lekceważonego Joe Bidena i jest to tylko jedno z jego zwycięstw na Bliskim Wschodzie. Upadek al-Asada to krach irańskiej „Osi Oporu” przeciwko Izraelowi.
Hamas na powrót został sprowadzony do rangi organizacji podziemnej. Hezbollah został zdekapitowany, pozbawiony znacznej części kadry, części siły żywej i zużył niemałą część arsenału. Teraz zapadł się łącznik między nimi a terytorium Iranu.
Nie ma przypadku, że HTS rozpoczął swój marsz wkrótce po ogłoszeniu niezbyt przestrzeganego rozejmu w Libanie, które potwierdziło zużycie sił Hezbollahu. Izrael – drugi zwycięzca w tej sytuacji natychmiast rozpoczął bombardowania celów w Syrii na niespotykanym wcześniej poziomie. Niszczył instalacje wojskowe i uzbrojenie pozostałe po armii rządowej już kalkulując relacje z przyszłymi panami Syrii. Co jeszcze ważniejsze, lądowe oddziały Izraela zajęły kolejne terytorium Syrii – pas strefy zmilitaryzowanej patrolowany dotychczas przez kontyngent sił ONZ – UNDOF. Nie wykluczam, że siły izraelskie obejmą swoją okupacją kolejne fragmenty syryjskiego terytorium. Ostatecznie Wzgórza Golan Izraelczycy okupują już od półwiecza, dokonali ich jednostronnej aneksji i kolonizacji.
Wszystkie te zwycięstwa Izraela nie byłyby jednak możliwe bez bardzo znaczącego materialnego, politycznego, dyplomatycznego wsparcia USA, które całkowicie rozmijało się humanitarystyczną retoryką prezydenta Bidena, oglądającego niewzruszenie działania w Strefie Gazy. Nie tylko Baszar al-Asad ma krew na mankietach.
Przegrani
Rosyjska ambasada w Damaszku, inaczej niż irańska, nie została zaatakowana przez bojówkarzy. Według pierwszych informacji celem ataków nie są też rosyjskie bazy i posterunki w Syrii, co oznacza, że w odpowiednim czasie Moskwa zdołała dołączyć do porozumienia różnych aktorów w sprawie transformacji politycznej Syrii. Jego elementem był pewnie wyjazd obalonego prezydenta z rodziną do Moskwy, gdzie otrzymał oficjalny azyl. Upadek al-Asada to porażka rosyjskiej polityki, jednak nie zasadnicza. Sensowność jej wysuniętej bliskowschodniej forpoczty i bazy morskiej w Tartusie stała się dyskusyjna w sytuacji, gdy w ramach wojny na dużą skalę na Ukrainie, Rosjanie i tak nie potrafili ustanowić swojej pełnej kontroli na Morzu Czarnym.
Upadek Syryjskiej Republiki Arabskiej jest natomiast zasadniczą klęską dla Iranu, który utracił to, co wywalczył wielkim nakładem zasobów materialnych, ale też krwi członków Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i najbliższych sojuszników przez ostatnie 21 lat. Iran sam staje się obecnie celem dla ostrza amerykańsko-izraelskiej polityki, co rodzi poważne dylematy dla elity Republiki Islamskiej, co jest wątkiem na osobny komentarz.
Jak sądzę nic dobrego nie czeka również Syryjczyków. Al-Asad upadł jeszcze zanim do Damaszku wkroczył HTS i jego wódz Abu Muhammad al-Dżulani, a właściwie Ah-med asz-Sza-raa, bo właśnie zaczął używać swojego prawdziwego imienia i nazwiska. W istocie Damaszek został zajęty przez uśpione bojówki z okolicy, skierowały się do stolicy oddziały rebelianckie z południowej Dary, wyścig podjęły nawet ochraniane przez lata przez Amerykanów oddziały z odległego at-TaNf, położonego przy granicy Jordanii.
Większy postaw sukna w prowincji Aleppo i Daj az-Zaur próbowały uchwycić Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), czyli siła zbrojna kurdyjskiego parapaństwa, które utrwaliło się na północnym-wschodzie kraju. W Aleppo SDF musiały poddać tyły wobec natarcia protegowanej przez Turcję oddziałów islamistycznej Syryjskiej Armii Narodowej (SNA). W niedzielę rozpoczęły się już walki o Manbidż.
Nad północną Syrią majaczy już widmo dużej ofensywy tureckich pośredników, a być może bezpośrednio tureckiej armii, które zroluje władzę struktur kurdyjskich spod granicy tureckiej na kolejnych obszarach pogranicza w okolicach Kobani, może nawet regionie Hasaki. Nieoficjalne informacje mówią, że Amerykanie zadeklarowali swoją protekcję nad kurdyjskim parapaństwem tylko na południu, w regionie Dejr az-Za-ur, południowej części Rakki. Natomiast brak takich stanowczych komunikatów wobec pasa przy granicy Turcji na północy. Tymczasem to właśnie obszary północne są matecznikiem ludności kurdyjskiej, na południu kurdyjskie struktury polityczne utrzymują władzę niepewną nad zawsze skorymi do lawirowania plemionami arabskimi.
Sukces sułtana
Turcja jest trzecim wygranym w obecnej sytuacji. W związku z wycofaniem się Rosji, osłabieniem Iranu oraz brakiem międzynarodowo uznawanej władzy w Damaszku, Turcy otrzymują znacznie szersze pole do działania. Recep Erdogan od początku, od 2011 r. postawił na obalenie al-Asada. Pod koniec ubiegłej dekady stał się zarazem głównym protektorem i sponsorem arabsko-islamistycznych ugrupowań zbrojnych. To on zagwarantował, w układzie z Rosją i Iranem istnienie ich rezerwatu w części prowincji Idlib, z której wyszedł ku də gras. Od 2022 r. Turcy sygnalizowali gotowość do normalizacji relacji z al-Asadem. Nie podejmuję się odpowiedzieć czy były to sygnały szczere, czy od początku była to gra na zmylenie syryjskiego prezydenta.
Spodziewam się, że Turcy podejmą działania na rzecz rozszerzenia swojego protektoratu na północy kraju i przetrzebienia potencjału militarnego SDF. Interesy Turcji będą więc zderzać się z wpływami i interesami Izraela oraz USA, co zresztą tworzy nadzieję dla Moskwy, dla której odciągnięcie Turcji od Zachodu. od lat jest politycznym priorytetem.
Trudno mi wierzyć, że obecna sytuacja doprowadzi do stabilizacji Syrii. Cechą charakterystyczną świata arabskiego jest, że upadek hierarchicznych struktur władzy, zapadnięcie się oficjalnych struktur politycznych, choćby utrzymywanych siłą, wyzwala istną kaskadę partykularyzmów. Bardzo często jedyną ojczyzną okazuje się dla Araba wówczas jego plemię lub klan.
Jak wspomniałem na wstępie upadek Syryjskiej Republiki Arabskiej to upadek samej ideologii arabsko-syryjskiego świeckiego nacjonalizmu będącego ideologiczną nadbudową tego państwa. W zasadzie ostatniego legitymizującego się nią państwa. Ideologia ta erodowała już od dekad. Pod wrażaniem rewolucji islamskiej w Iranie czy kariery Hamasu wśród Palestyńczyków, wielu komentatorów twierdziło niegdyś, że to islamizm może się stać ideologią konsolidującą państwa i świat arabski. Z perspektywy wojny syryjskiej wydaje się jednak, że jest on jedynie ideologią polaryzującą ten świat.
Kto chce niech wierzy w ideową przemianę wodza Tah-reer asz-Szaam. Ja sądzę, że nawet gdyby Ahmed asz-Szaraa przeszedł daleko idącą duchową przemianę, to i tak odśrodkowa siła partykularyzmów uruchomi konflikty, w których radykalny islamizm będzie politycznie poręczny, a presja radykalnie nastrojony grup sunnitów wydatna. Dlatego obawiam się, że w nowej Syrii nadal nie będzie pokoju, nadal lać będzie się krew, a najwięcej krwi wytoczone zostanie z najsłabszych mniejszości etno-konfesyjnych. Obawiam się, że chrześcijan syryjskich czeka to, co spotkało irackich. Za rządów Saddama Husajna w Iraku żył ponad milion chrześcijan. Po dwóch dekadach od jego obalenia zostało lekko ponad 100 tys.
Skomentuj