Marek Tucholski na X.
Czego nie rozumie Jakub Wiech?
Wielu rzeczy, ale od początku.
Pan Jakub uważa, że przewidział wzrost cen energii. To prawda, ale nie on jeden. W gruncie rzeczy dla każdego interesującego się tematem było jasne, że unijna polityka klimatyczna do tego doprowadzi i doprowadziła.
Pan Jakub uważa, że wysokie ceny energii w Polsce to rezultat tego, że nie odeszliśmy od węgla. Otóż i tak i nie. Prąd z węgla jest drogi, ale głównie za sprawą opłaty ETS, którą narzucili nam eurokraci, a która to opłata w ostatnich latach drastycznie wzrosła. Gdyby nie ona koszt produkcji prądu z węgla byłby o 50-60% niższy.
Pan Jakub argumentuje, że do górnictwa do 2049 roku mamy dopłacić 150 miliardów złotych oraz że wydobycie węgla jest w Polsce droższe niż w innych krajach na świece. Znów i tak i nie. To znaczy rzeczywiście 150 miliardów przeznaczymy na górnictwo, ale pan Jakub zapomniał dodać, że w znacznej części na jego likwidację. Nie na jego modernizację, poprawę wydajności, zakup nowoczesnych maszyn, robotyzację itd. tylko na likwidację.
Tak, wydobycie węgla w Polsce jest droższe niż np. w Rosji czy Australii. Wynika to między innymi z faktu, że polskie złoża położone są głębiej. Od lat nie inwestujemy w rozwój górnictwa węgla kamiennego w Polsce, więc trudno oczekiwać żeby było ono dochodowe. Są jeszcze inne przyczyny słabych wyników branży, ale to nieco inny temat, który wymaga osobnych wyjaśnień.
Niemniej, ostatnie lata pokazały, że z węgla można mieć prąd jeśli nie tańszy, to na pewno nie droższy niż w innych krajach UE. Opierając się na rynku spot jeszcze w 2023 roku cena prądu w Polsce nie różniła się znacząco od ceny w większości krajów UE. W 2022 roku była wyraźnie niższa. Mieliśmy prąd tańszy niż Niemcy o 30% a od atomowej Francji aż o 40%. To pokazało odporność naszego systemu opartego głównie o własne zasoby na geopolityczne wstrząsy i wahania cen.
W 2021 roku prąd tańszy niż Polska miały tylko kraje skandynawskie i wcale nie była to duża różnica. Nawet atomowa Francja miała o prawie 30 euro/MWh drożej niż my. We wcześniejszych latach ceny był znacznie niższe i wahały się między 30 a 53 euro/MWh – podobnie jak w innych krajach UE.
Przykładem cen niech będzie obecny spór inwestorów w energetykę wiatrową na Bałtyku z Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Domagają się ustalenia ceny na aukcji na poziomie między 500 a 600 zł za 1MWh. Koszt produkcji 1 MWh, z węgla do obecnie około 450zł i to z podatkiem ETS wynoszącym około 50% tej kwoty…
Teraz rzecz której najprawdopodobniej pan Jakub Wiech nie rozumie. Otóż nie da się oderwać energetyki od geopolityki. Owszem, możemy zamknąć kopalnie, elektrownie węglowe i przestawić się na źródła pogodozależne i liczyć na to, że w końcu kiedyś uda nam się wybudować elektrownie jądrowe. Do tego czasu możemy importować prąd, ale takie rozwiązanie ma potężne wady:
– po pierwsze nie tak uprawia się politykę. Do skutecznej polityki potrzebne są narzędzia i silne podstawy. Te podstawy to między innymi energetyczna niezależność państwa. Bez niej inne kraje mają w ręku narzędzia do nacisku na nasz kraj i na pewno będą je wykorzystywać z korzyścią dla siebie i stratą dla nas,
– po drugie Europa nie ma dość prądu. Ostatnie tygodnie pokazały, że kilka krajów (np. Szwecja, Francja czy Norwegia) o pewnych rezerwach stabilnych mocy ratowały inne kraje, przede wszystkim Niemcy, Włochy i Wielką Brytanię przed balckoutem. Również Polska była importerem prądu. Polska i UE bez elektrowni węglowych, których we Wspólnocie wciąż jest jeszcze dużo, sobie nie poradzi.
– po trzecie ten model transformacji energetycznej jaki proponuje Jakub Wiech to zamiana uzależnienia od importu jednych surowców na uzależnienie od importów od innych surowców. Import paliw kopalnych zastąpi import komponentów i surowców do fotowoltaiki, wiatraków czy magazynów energii. Tymczasem UE jest w ponad 90% uzależniona od importu metali ziem rzadkich z Chin. To gorsza sytuacja niż obecnie, ponieważ gaz, węgiel czy ropę możemy ściągać z liczniejszych kierunków. My jesteśmy w lepszej sytuacji niż reszta UE, ponieważ przynajmniej węgla nie musimy importować. Gdybyśmy mieli taką potrzebę możemy stosunkowo pewnie oprzeć się na własnych zasobach tego surowca. W tej sytuacji nie straszne nam zawirowania na świecie -pandemie, wojny, przerwane łańcuchy dostaw.
Teraz kolejna sprawa. Jeszcze niedawno Pan Jakub miał jako grafikę w tle na portalu “X” wiatraki. Nie mam nic przeciwko temu. Każdy ma jakieś priorytety i chce je podkreślić. Wspominam o tym w kontekście dopłat do węgla, które pana Jakuba bardzo irytują. Mnie również, ale nie postuluje z tego powodu likwidacji branży. Otóż na wiatraki i fotowoltaikę też są systemy wsparcia.
Czym niby są aukcje OZE i ceny gwarantowane? Czym niby są dotacje do fotowoltaiki? Czym jest brak odpowiedzialności źródeł niestabilnych za stabilizację systemu? Przecież elektrownie konwencjonalne muszą pracować przez pogodozależne wiatraki i fotowoltaikę w nieoptymalnych warunkach ciągle zmieniając intensywność pracy. To nie tylko powoduje zwiększone koszty dla elektrowni węglowych i skraca żywotność bloków, ale też jest powodem wzrostu emisyjności i spadku wydajności pracy elektrowni. Potem jest oczywiście zarzut o ich nierentowność. Inne kraje również dotują źródła pogodozależne. Na przykład Niemcy mają mechanizm wsparcia oparty na ustawie EEG (Erneuerbare-Energien-Gesetz), którego celem jest rozwój produkcji tzw. energii odnawialnej poprzez zapewnienie inwestorom stabilnych warunków finansowych i ekonomicznych. Tylko w 2022 roku przeznaczono na ten cel 11 miliardów euro (43 miliardy złotych).
Mimo różnych starań takich jak nakładanie podatku ETS i stworzenia zasad faworyzujących tzw. OZE cena energii rośnie. Choć używamy mniej węgla, a moce źródeł pogodozaleznych bardzo szybko rosną, cena zamiast spadać jest coraz wyższa. Można to zrzuć na zasady funkcjonowania rynku energii, które naliczają cenę od ceny najdroższego źródła w systemie, ale w takim razie kraje o niskiej emisyjności zawsze powinny mieć tańszy prąd. Jednak tak nie jest.
Modelowy przykład to Wielka Brytania. Pan Jakub Wiech podawał niedawno z dumą informację, że ostatnia elektrownia węglowa w tym kraju została zamknięta. Czy to spowodowało obniżkę ceny? Nie. Jest nawet drożej niż w Polsce i to pomimo posiadania elektrowni jądrowych, własnych zasobów gazu i dziesiątek GW w elektrowniach wiatrowych na Morzu Północnym – miejscu o bardzo dobrych warunkach dla tego rodzaju energetyki.
Kraje bałtyckie również mają niską emisyjność, ale cenę wysoką. Niemcy choć mają ponad 160 GW zainstalowane w wiatrakach i fotowoltaice także nie mogą poszczycić się niskimi cenami, a tamtejsze firmy także uciekają na inne kontynenty z powodu cen energii. Można tak długo wymieniać.
W UE jedynie kraje skandynawskie, które mają duże zasoby stabilnych źródeł energii i atomowa Francja mają względnie niskie ceny, choć z Francją też różnie to bywa.
Wnioski
Obecny model polityki energetycznej i przemysłowej UE to ślepa uliczka. Możemy pozbyć się energetyki węglowej i uzależnić się energetycznie i politycznie, ale to nic nie zmieni. Dalej będzie drogo. Możemy pozostać przy obecnej energetyce i również płacić drogo, ale zachować energetyczną autonomię. Czekając na atom jak na zbawienie też możemy się przeliczyć. Wydatki będą potężne a czas realizacji długi. Do tego zapotrzebowanie na prąd będzie rosło szybciej niż ewentualny wzrost mocy wytwórczych.
Oczywiście będzie rosło pod warunkiem, że z powodu obecnej polityki UE nie popadniemy w stagnację gospodarczą, co jest bardzo prawdopodobne.
Sposoby na wyjście z sytuacji oczywiście są, ale to temat na inny wpis.
Skomentuj