Kierownictwo PiS niczego się nie nauczyło na sprawie “piątki dla zwierząt”.
Do Sejmu po raz kolejny trafia projekt, który pod przykrywką “troski o zwierzęta” uderza w polskich rolników i przedsiębiorców. A PiS po raz kolejny nie ma jasnego stanowiska i daje się szantażować animalsom.
W projekcie ustawy “o ochronie zwierząt” znajdujemy między innymi takie regulacje: ➡️ zakaz sprzedaży i używania zwykłych fajerwerków przez osoby prywatne (co nie tylko uderza w tradycje sylwestrowe, ale też likwiduje branżę wartą 700 milionów złotych), ➡️ zakaz sprzedaży detalicznej i transportu żywych ryb, ➡️ radykalne poszerzenie uprawnień organizacji “ochrony zwierząt”, których działalność już teraz w wielu wypadkach koncentruje się na niekontrolowanym nękaniu gospodarstw rolnych i hodowli zwierząt.
Konfederacja jest przeciwko tym bzdurom. Nawet PSL jest przeciwko. A PiS… wstrzymując się od głosu uratował radykalnie lewicowy, antyrolniczy projekt.
Kolejne głosowania w tej sprawie już niebawem.
Kierownictwo PiS niczego się nie nauczyło na sprawie "piątki dla zwierząt".
Do Sejmu po raz kolejny trafia projekt, który pod przykrywką "troski o zwierzęta" uderza w polskich rolników i przedsiębiorców. A PiS po raz kolejny nie ma jasnego stanowiska i daje się szantażować… pic.twitter.com/mL8zI1PvHC
Michał Wawer: Platforma Obywatelska wycofała swój wniosek o odrzucenie obywatelskiej ustawy TAK dla CPK!
Ustawa trafi do dalszych prac w komisji sejmowej.
Presja ma sens. Gratulacje dla wszystkich, którzy w ostatnich dniach przyczynili się swoim głosem w debacie publicznej (również tej internetowej) do uświadomienia Platformie, że nie ma w Polsce poparcia dla zmielenia “Tak dla CPK”!
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Przemysława Wiplera i Michała Wawera oraz dra Filipa Furmana z Fundacji Dobry Rząd, 26 listopada 2024 r.
Michał Wawer: – W ostatnim roku w poprzedniej kampanii wyborczej, sejmowej, widzieliśmy festiwal kłamstw manipulacji, fałszywych obietnic, który przebił chyba wszystko, co widzieliśmy w Polsce przez ostatnie trzydziestolecie. Szczególnie to było widoczne właśnie w obszarze ochrony zdrowia.
Każda z partii należących do obecnego układu rządzącego obiecywała niestworzone rzeczy na temat właśnie naprawy systemu ochrony zdrowia. Lewica obiecywała niemożliwie wysoki odsetek PKB przeznaczony na ochronę zdrowia. Platforma Obywatelska obiecywała likwidację całkowitą limitów w NFZ-cie, co było najdroższą ze wszystkich obietnic złożonych przez Platformę Obywatelską! A Trzecia Droga bardzo intensywnie podgrzewała właśnie ten pomysł, żeby refundować świadczenia opieki zdrowotnej, na które dowolnemu pacjentowi nie udało się dostać w ciągu 60 dni do Narodowego Funduszu Zdrowia, że wtedy pacjent idzie do lekarza prywatnego, otrzymuje zwrot z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia.
O tych wszystkich obietnicach rządzący zapomnieli w dniu, w którym odbyły się wybory. My nie zapomnieliśmy i my chcemy przypominać Polakom, że to jest ważne, co się mówi w kampanii wyborczej.
To jest ważne, jakie obietnice się składa. Wiarygodność w polityce jest ważna. Jeżeli my będziemy się zgadzać na to, my jako Polacy, jeżeli będziemy się zgadzać na to, żeby każdy polityk opowiadał dowolne głupoty w czasie kampanii wyborczej i potem będziemy zapominać o tym natychmiast po wyborach, to kampania wyborcza stanie się kompletną fikcją, konkursem na to, kto powie największą głupotę, a nie konkursem na to, kto ma rzeczywiście najlepszy pomysł na naprawę Polski, na naprawę najważniejszych usług publicznych i najważniejszych obszarów naszego życia społecznego.
Dlatego dzisiaj wywołujemy Trzecią Drogę pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, pana Szymona Hołownię, wywołujemy ich do tablicy.
Składamy projekt ustawy realizujący jeden do jednego ich własną obietnicę wyborczą! 60 dni na świadczenie zdrowotne na NFZ-cie, jeżeli nie, to zwrot prywatnej wizyty prywatnego świadczenia z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia. Składamy ten projekt ustawy, do zabierania głosu w tej sprawie wzywamy polityków Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego i czekamy z niecierpliwością, w jaki sposób będą z mównicy sejmowej uzasadniać Polakom, dlaczego nie da się zrealizować ich własnej obietnicy, którą dawali jako swoją gwarancję i dlaczego Trzecia Droga będzie głosowała w tej sprawie w Sejmie przeciwko.
Dziś obchodzimy 14. rocznicę podniesienia na 3 lata podatku VAT z 22% do 23%. 26 listopada 2010 roku większość sejmowa PO-PSL przemyciła tę “tymczasową” podwyżkę w ustawie okołobudżetowej, czyli w takiej specjalnej ustawie rządowej do uchwalania rzeczy tak, żeby nikt nie zauważył. Tegoroczną ustawę okołobudżetową komentowałem tydzień temu z mównicy sejmowej. Dwa dni później ustawa została uchwalona zgodnymi głosami koalicji rządowej. Posłuchajcie, jakie numery rząd nam przygotował tym razem.
Dziś obchodzimy 14. rocznicę podniesienia na 3 lata podatku VAT z 22% do 23%.
26 listopada 2010 roku większość sejmowa PO-PSL przemyciła tę "tymczasową" podwyżkę w ustawie okołobudżetowej, czyli w takiej specjalnej ustawie rządowej do uchwalania rzeczy tak, żeby nikt nie… pic.twitter.com/frSpHsTyTo
Wystąpienia posła Michała Wawera w Sejmie nt. ustawy okołobudżetowej.
– Czym jest ustawa okołobudżetowa? To jest takie tajemnicze zwierzę, mało kto wie, o co w tym chodzi, na czym to polega. A prosta prawda jest taka, że ustawa okołobudżetowa to jest taka specjalna ustawa, za pomocą której minister finansów tworzy sobie takie furteczki do obchodzenia niewygodnych ograniczeń.
Bo minister finansów ma dużo niewygodnych ograniczeń – ma dyscyplinę finansów publicznych, ma demokratyczną kontrolę, ma różne przepisy, które każą wydawać pieniądze z funduszy celowych na te rzeczy, na które te pieniądze są przeznaczone. To jest bardzo niewygodne, bo minister finansów i premier rządu chcieliby wydawać tyle pieniędzy, ile chcą, na takie cele, na jakie chcą, a nie mieć ręce skrępowane tymi wszystkimi ograniczeniami, które Sejm tutaj beztrosko, złośliwie ustala. No i w tym momencie wchodzi właśnie ustawa okołobudżetowa.
To jest ustawa uchwalana w cieniu ustawy budżetowej, do której minister finansów sobie wrzuca różnego rodzaju wyjątki pozwalające na to, żeby te ograniczenia go nie krępowały aż tak bardzo.
Modelowym przykładem w tegorocznej ustawie okołobudżetowej jest art. 17, przedostatni artykuł ustawy, taki malutki artykulik, który zmienia wyłącznie jeden numerek: z 2024 na 2025. Jeśli ktoś czyta samą ustawę, to absolutnie nic z tego nie zrozumie i może nawet przelecieć wzrokiem ten artykuł, nie zauważając go. A jest to bardzo ważny przepis. On dotyczy Funduszu Reprywatyzacji. To jest takie tłuste konto bankowe państwowe, na którym jest wiele miliardów złotych, i te miliardy są przeznaczone na odszkodowania dla obywateli, którym komuniści po II wojnie światowej zabrali majątki. Według pierwotnych założeń ustawy o Funduszu Reprywatyzacji tylko do tego te pieniądze powinny służyć.
To jest strasznie denerwujące dla ministra finansów i dla premiera, że nie mogliby tych pieniędzy wykorzystać do czegoś innego, do robienia jakichś zakupów, które akurat chcą zrobić. Ale nie mogą też zmienić samej ustawy, bo gdyby napisali, że Fundusz Reprywatyzacji można wydawać na rozmaite inne rzeczy, toby zaraz mieli artykuły w gazetach, że rząd okrada Fundusz Reprywatyzacji. A więc robią to sprytniej.
To wymyślił, jeżeli się nie mylę, premier czy wtedy jeszcze minister finansów Mateusz Morawiecki. W czasach COVID-owych wpisał, że Fundusz Reprywatyzacji oczywiście służy do wypłacania tych odszkodowań, ale ponieważ wtedy była taka trudna sytuacja, był COVID, to w 2019 r. i 2020 r. można było te pieniądze wydać na coś innego. I wydawali je w tych latach, a potem rok po roku było to przedłużane: na 2021 r., 2022 r., 2023 r., 2024 r. I teraz mamy właśnie zmianę w ustawie okołobudżetowej. Inny rząd, inny premier, inny minister finansów, ale poza tym wszystko zostało po staremu.
Zmieniamy ustawę okołobudżetową, żeby ten fundusz reprywatyzacyjny można było wydawać też na inne rzeczy. Jeśli spytać ministra, to na pewno powie, że to jest już ostatni raz, że już nigdy więcej nie będzie takiego obejścia, że taka furteczka nie będzie otwierana. Pożyjemy, zobaczymy.
W przyszłym roku w ustawie okołobudżetowej pewnie znajdziemy identyczny przepis, że w 2026 r. też będzie można wydawać środki z funduszu reprywatyzacyjnego, na co się chce. Takich furteczek jest w tej ustawie kilka, może nawet kilkanaście.
Jest przepis pozwalający dodatkowo wydać 6 mld zł z Funduszu Inwestycji Kapitałowych nie wiadomo na co. Uzasadnienie ustawy sugeruje, że może chodzić o jakieś wydatki w sektorze zbrojeniowym, ale to nie jest zapisane w ustawie. A więc jeśli premier z ministrem finansów postanowią to sobie wydać np. na zakup jakiejś spółeczki, która nie jest związana ze zbrojeniówką i która w ogóle nie jest państwu polskiemu potrzebna, ale akurat jest potrzebna premierowi, żeby tam jakiegoś swojego kolegę zatrudnić, to te 6 mld zł będzie mógł na tę spółeczkę wydać.
Są 2 mld zł dla państwowych osób prawnych, również bez zdefiniowanego celu, ograniczeń, jakichkolwiek limitów. Po prostu minister finansów może sobie po uważaniu jakiś urząd dofinansować. Są takie zastrzeżenia, że wydatków na europejską politykę rolną nie trzeba wykazywać w taki sposób, jak nakazuje ustawa o finansach publicznych, bo jeszcze ktoś by tam znalazł coś ciekawego. To są właśnie takie różne ulgi w ciężkim żywocie ministra finansów.
Rozumiecie państwo, jest w polskim prawie bardzo dużo takich bardzo kłopotliwych przepisów, które strasznie przeszkadzają premierowi, ministrowi finansów. Właśnie do tego służy ustawa okołobudżetowa, żeby im ułatwić żywot, ulżyć, żeby otworzyć takie furteczki, aby nie musieli się tymi przepisami prawa polskiego tak bardzo przejmować.
Konfederacja będzie głosowała przeciwko otwieraniu furteczek dla ministra finansów.
Michał Wawer: Wrzesień upłynął pod znakiem tragicznej w skutkach powodzi. Niestety, rząd dopuścił się wielu zaniedbań, które doprowadziły do ogromnej liczby ludzkich tragedii. Niestety, rząd nie tylko nie stanął na wysokości zadania przed i w czasie samej powodzi, ale również teraz nie daje rady.
■ Według informacji medialnej mieszkańcy Kłodzka poszkodowani w czasie powodzi wciąż nie otrzymali odszkodowań za zniszczone domy i mieszkania. 140 złożonych do wojewody wniosków pozostawało długo bez odpowiedzi. Po nagłośnieniu sprawy przez media rząd zdecydował, łaskawcy, o uruchomieniu obiecanych środków.
■ Wyszło jednak na jaw, że nie tylko mieszkańcy Kłodzka mieli problem. Rząd nie wypłacił odszkodowań także w innych miejscowościach, w tym w Lądku Zdroju i Lewinie Kłodzkim.
■ Niestety, ale przez kolejną opieszałość rządu, dwa miesiące po powodzi, powodzianie są bez domów i obiecanych pieniędzy. Nadchodzi zima i szybki remont jest konieczny, żeby uniknąć dodatkowych kosztów. Bez pieniędzy popowodziowe straty będą jeszcze większe.
Michał Wawer: Koalicja Tuska przegłosowała w Sejmie ustawę nakładającą obowiązek tworzenia stref zakazu wjazdu starszych samochodów w dużej części polskich miast!
Skończyły się “zachęty” i “decyzje w rękach samorządów”. Krucjata antysamochodowa wchodzi w fazę zakazów i otwartego przymusu.
Dla wielu mniej zamożnych Polaków oznacza to brak możliwości dojazdu własnym autem do centrów miast i pogłębienie problemu wykluczenia komunikacyjnego.
Koalicja Tuska przegłosowała właśnie ustawę nakładającą obowiązek tworzenia stref zakazu wjazdu starszych samochodów w dużej części polskich miast. Skończyły się “zachęty” i “decyzje w rękach samorządów”. Krucjata antysamochodowa wchodzi w fazę zakazów i otwartego przymusu. Dla wielu mniej zamożnych Polaków oznacza to brak możliwości dojazdu własnym autem do centrów miast i pogłębienie problemu wykluczenia komunikacyjnego.
Koalicja Tuska przegłosowała właśnie ustawę nakładającą obowiązek tworzenia stref zakazu wjazdu starszych samochodów w dużej części polskich miast.
Skończyły się "zachęty" i "decyzje w rękach samorządów". Krucjata antysamochodowa wchodzi w fazę zakazów i otwartego przymusu.
– Z lektury tej ustawy, którą komentujemy, jak i ustawy, która przez tę ustawę jest nowelizowana, wynika – odnosi się proste i bardzo nieprzyjemne wrażenie – że celem rządu bardziej niż pomoc powodzianom jest mnożenie biurokracji. Takich przykładów można wskazywać dziesiątki. Kilka pierwszych z brzegu.
W ustawie o usuwaniu skutków powodzi rząd umieścił dwa zasiłki w miejscu, w którym wystarczyłby jeden. Mamy zasiłek powodziowy, zasiłek losowy, które wymagają od urzędników weryfikacji dokładnie tych samych dokumentów, a są wypłacane w tych samych sytuacjach. Jedyna różnica jest taka, czy osoba uprawniona do zasiłku ma dzieci, czy nie.
Jako Konfederacja 2 miesiące temu proponowaliśmy połączenie tego w jeden zasiłek, likwidację zasiłku losowego, zlikwidowanie całej jednej procedury biurokratycznej. Większość rządząca naszą poprawkę bez czytania, bez dyskusji wyrzuciła do kosza, dlatego że była to poprawka Konfederacji. W efekcie urzędnicy muszą teraz dwa razy wykonywać tę samą robotę.
Kolejny przykład: świadczenie interwencyjne. Przypomnę sytuację sprzed 2 miesięcy, kiedy procedowaliśmy nad ustawą o usuwaniu skutków powodzi. W pierwotnym projekcie ustawy w ogóle nie było świadczenia interwencyjnego dla przedsiębiorców, rząd zapomniał o przedsiębiorcach, a kiedy się zorientował, że zapomniał, to szybko, na gwałt, w formie autopoprawki procedowanej w Sejmie tego samego dnia, kiedy została złożona, chciał to nadrobić. Efekt tego, że przez kilka dni nic w tej sprawie się nie działo i nie było to dobrze przemyślane, jest taki, że zostało to zrobione byle jak.
W ustawie, nad którą dziś procedujemy, mamy nowe przepisy dotyczące świadczenia interwencyjnego, de facto zupełnie nową procedurę wypłacania i liczenia tego świadczenia, ale ponieważ mamy zasadę ochrony praw nabytych, to również w tej ustawie jest zastrzeżenie, że jeżeli komuś na podstawie nowej procedury będą przysługiwać mniejsze pieniądze niż na podstawie starej, to mu się to wyrównuje.
Co to oznacza z perspektywy biurokracji, z perspektywy urzędników? To oznacza, że trzeba policzyć dwa razy. To oznacza, że mogą być sytuacje, gdy urząd będzie musiał to wszystko policzyć dwa razy, żeby sprawdzić, według której procedury ta kwota będzie większa i w związku z tym, którą kwotę dostarczyć osobie uprawnionej do tego świadczenia.
Nie mówię już o problemach dotyczących interpretacji przepisów, dlatego że przez ostatnie 2 miesiące na terenach powodziowych stałym tematem rozmów i dyskusji w urzędach wśród ludzi było to, że nie wiadomo, jak interpretować tę spartaczoną 2 miesiące temu ustawę powodziową. Nie wiadomo było, jak interpretować poszczególne pojęcia. Urzędnicy wstrzymywali procedury, czekając na rozstrzygnięcia co do sposobu interpretacji określonych pojęć, które miały dopiero z Warszawy przyjść.
Dzisiaj też słyszymy nawet z tej mównicy od przedstawicieli koalicji rządzącej, czytamy to w uzasadnieniu projektu ustawy, że co rusz w tej ustawie sprzed 2 miesięcy są problemy interpretacyjne z najprostszymi pojęciami. Jakie są efekty? Efekty są takie, że np. w Kłodzku według stanu sprzed 2 dni, czyli 2 miesiące po tym, jak premier Tusk obiecał 100–200 tys. zł zasiłku na odbudowę domów, ani jeden zasiłek w tej kwocie nie został wypłacony. Dopiero kiedy media się zainteresowały sprawą, dopiero kiedy pojawiły się artykuły na ten temat, to te wypłaty ruszyły, ruszyły na polecenie polityczne z Warszawy.
Z lektury tej ustawy, wynika bardzo nieprzyjemne wrażenie, że celem rządu w tych ustawach bardziej niż pomoc powodzianom — jest po prostu mnożenie biurokracji!
Rząd nie zdał egzaminu z powodzi 2 razy! 👉🏻 W trakcie samej powodzi, w trakcie zarządzania tym, jak wygląda akcja… pic.twitter.com/JnhnK6kpY0
Więc rodzi się pytanie: Czy w takim razie te wnioski zostały należycie zweryfikowane? Bo jeżeli ktoś pomija procedurę i każe po prostu wypłacać, to tak naprawdę są wątpliwości, czy jest to robione prawidłowo.
Podobne doniesienia o wstrzymywaniu wypłat, o zatorach płatniczych są z Bystrzycy Kłodzkiej, Ząbkowic Śląskich, z innych miast dotkniętych powodzią. Przedstawiciele koalicji rządzącej sami przyznają, że urzędnicy sobie z tym nadmiarem biurokracji nie radzą. Ale to nie jest wina urzędników. To jest wina partactwa ustawowego, które zostało 2 miesiące temu przyjęte na tej sali, mimo że zwracaliśmy na to uwagę, mimo że próbowaliśmy jako opozycja poprawkami to naprawiać. Wszystkie te poprawki zostały zbiorowo wyrzucone do kosza przez koalicję rządzącą.
Rząd nie zdał egzaminu z powodzi dwa razy. Najpierw w trakcie przygotowań, w trakcie samej powodzi, w trakcie zarządzania tym, jak wygląda akcja ratunkowa, a drugi raz w trakcie ostatnich 2 miesięcy, kiedy nie zdał egzaminu z usuwania skutków tej powodzi. Koszty tej niekompetencji ponoszą niestety poszkodowani powodzianie. Dziękuję bardzo.
– Marsz Niepodległości to nigdy nie była impreza, która miała się stać wyzbytym z treści politycznej piknikiem rodzinnym. Marsz Niepodległości jest imprezą polityczną w tym sensie, że ma zrzeszać ludzi, którzy są patriotami, którzy chcą polskiej niepodległości, polskiej suwerenności.
I to ludzie, którzy przeciwdziałają temu celowi, a niestety dzisiaj również Polską rządzą ludzie, którzy przeciwdziałają celowi posiadania przez Polskę suwerenności czy nawet niepodległości, no to ci ludzie sami się wykluczają poza obręb polskiego patriotyzmu.
Czy w Marszu Niepodległości mogą brać udział politycy z innych opcji politycznych? Najlepszy dowód, że pojawiają się politycy PiSu i nikt ich z tego Marszu nie wygania pomimo tego, że przez 8 lat robili rzeczy, z którymi, podejrzewam, że zdecydowana większość uczestników Marszu Niepodległości, a już na pewno organizatorzy, są bardzo krytyczni.
Każdy, kto przychodzi na Marsz Niepodległości, kto bierze polską flagę do ręki, na Marszu Niepodległości przysługuje mu domniemanie, że jest patriotą, że chce służyć Polsce, że zależy mu na świętowaniu Dnia Niepodległości w tym sensie, żeby właśnie tę niepodległość konserwować, zachowywać, żeby jej bronić. Natomiast to, że uczestnicy Marszu Niepodległości mają swoją opinię na temat tego, co niektórzy politycy robią, no to też jest częścią tego dnia i zawsze nią było i zawsze nią będzie.
Bardzo się cieszę, że bardzo wielu polityków PiSu jest co roku na Marszu. Bardzo się cieszę też, że w tym roku był wreszcie Jarosław Kaczyński, a nie zrobił tego, co robił przez ostatnią dekadę, tzn. dawał drapaka do Krakowa albo do jakichś innych miast, tylko się wreszcie pojawił na Marszu Niepodległości, na centralnym punkcie obchodów przez naród Święta Niepodległości. To był symboliczny moment, kiedy na scenie głównej Marszu Niepodległości przemawiał prezes Krzysztof Bosak, a Jarosław Kaczyński stał w tłumie, grzecznie słuchał i kiwał głową na to, co mówił Krzysztof Bosak. To był ważny, symboliczny moment dla, myślę, że całej polskiej prawicy.
Hasło “Bóg, honor i ojczyzna” działa na niektóre lewicowe środowiska jak płachta na byka. Naprawdę mogę znaleźć artykuły o tym, że to jest hasło faszystowskie. Także każde hasło patriotyczne dla niektórych środowisk, dla Gazety Wyborczej czy dla OKO.press zaraz wpadnie w kategorię “faszyzm i negatywne emocje”.
Donald Tusk kilkanaście miesięcy temu pisał do republikańskich kongresmenów “wstydźcie się”. Duża część republikańskich polityków może go kojarzyć głównie z tego histerycznego tweeta.
Radosław Sikorski opisywał swego czasu Donalda Trumpa jako “proto-faszystę”.
Bogdan Klich (kandydat na ambasadora w USA) pisał z kolei, że Donald Trump jest “niezrównoważony”.
Więc kiedy dziś liderzy PO deklarują, że mają dobre kontakty na amerykańskiej prawicy, to pamiętajmy, że to tylko zagadywanie paniki.
Przez lata wykazywali się skrajnym brakiem profesjonalizmu politycznego i teraz niestety Polska będzie ponosić tego konsekwencje.
Mamy powtórkę z roku 2020, kiedy politycy PiS postawili wszystko na wygraną Trumpa i po sukcesie Bidena przechodzili taką samą panikę, jak dzisiaj Tusk i Sikorski.
Donald Tusk kilkanaście miesięcy temu pisał do republikańskich kongresmenów "wstydźcie się". Duża część republikańskich polityków może go kojarzyć głównie z tego histerycznego tweeta.
Radosław Sikorski opisywał swego czasu Donalda Trumpa jako "proto-faszystę".
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawer i Jana Krysiaka, 4 listopada 2024 r.
Michał Wawer: – Doszliśmy niestety w polskiej debacie publicznej do takiego punktu, w którym ta debata publiczna coraz bardziej przypomina debatę państw kolonialnych.
To znaczy w Polsce rząd, ministrowie, premier w mediach poruszają tematy trzeciorzędne, tematy zastępcze, alkotubki, związki partnerskie, prawa zwierząt – a tymczasem tematy rzeczywiście ważne, istotne z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa i polskiej siły są przez tych samych ludzi, polskiego premiera, polskiego ministra spraw zagranicznych poruszane, ale nie w mediach polskich i nie w polskim Sejmie, tylko w mediach zagranicznych! I my media zagraniczne musimy czytać, żeby dowiadywać się, jaka jest polityka państwa polskiego, jaką linię przyjmuje rząd polski w najważniejszych sprawach.
I modelowym przykładem takiej sytuacji jest to, co się dzieje w tej chwili, czyli debata wokół zgody NATO na zestrzeliwanie nad Ukrainą rosyjskich rakiet z terytorium państwa polskiego. W mediach polskich na ten temat jest całkowita cisza. Nie jest to tematem w mediach, nie jest to przedmiotem żadnych wypowiedzi ani medialnych, ani sejmowych premiera, ministra spraw zagranicznych, ministra obrony narodowej. Jedynymi źródłami dla nas są wywiady, których na przykład pan Sikorski udziela w mediach amerykańskich, w mediach zachodnioeuropejskich. Nawet w mediach ukraińskich jest ten temat poruszany, w Polsce nie!
Dowiadujemy się o tym temacie z kongresu amerykańskiego, gdzie amerykańscy kongresmeni składają listy popierające polską linię, polską propozycję do władz państwa amerykańskiego. W Polsce tematu nie ma. W Polsce jest milczenie na ten temat.
No i czego my się dowiadujemy z tej debaty na temat polskich spraw prowadzonej w mediach zagranicznych? Otóż dowiadujemy się, że linią polskiego rządu Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego, linią polskiego rządu jest walka o to, żeby Polska mogła aktywnie włączyć się w wojnę na Ukrainie i walka o to, żeby Polska uzyskała zgodę na zestrzeliwanie z polskiego terytorium, z wykorzystaniem polskich instalacji militarnych, zgodę na zestrzeliwanie rosyjskich rakiet. W wersji takiej bardziej dyplomatycznej minister Sikorski proponuje, żebyśmy mogli zestrzeliwać takie rakiety, które najprawdopodobniej naruszą przestrzeń powietrzną NATO i spadną na terytorium państwa polskiego.
To wydaje się jeszcze jakoś, w jakimś sensie logiczne, uzasadnione, choć zapewne w technicznym wykonaniu jest to sprawa bardzo trudna. Ale kiedy pogrzebać głębiej, kiedy zajrzymy np. do listu, który amerykańscy kongresmeni złożyli w swoim rządzie, popierającym polską propozycję, to dowiadujemy się, że już nie tylko o to chodzi. Dowiadujemy się, że chodzi również o zestrzeliwanie rosyjskich rakiet, które mają spaść na ukraińskie cele na terytorium państwa ukraińskiego! I to już jest po prostu branie udziału w wojnie. Jest to zresztą wprost w tym liście nazywane, że to jest wsparcie dla Ukrainy, że jest to wykorzystywanie polskiego wojska, polskich instalacji militarnych jako aktywnej strony wojny na Ukrainie! Czyli, mówiąc po polsku, wciąganie Polski do wojny na Ukrainie.
I pojawia się pytanie, czy Donald Tusk i Radosław Sikorski mają przemyślane, co to oznacza dla Polski i Polaków, jakie tego będą skutki? Bo wariant minimum, absolutny, gdyby zakładać, że Rosjanie będą państwem bardzo powściągliwym w reagowaniu na takie rzeczy, to wariantem minimum jest to, że Rosjanie będą musieli wziąć pod uwagę również likwidację instalacji na terytorium państwa polskiego, służących zwalczaniu rosyjskich rakiet, służących zwalczaniu rosyjskich wojsk na Ukrainie.
Czyli możemy się liczyć z aktami sabotażu, możemy się liczyć z atakami rakietowymi na polskie instalacje antyrakietowe, przeciwlotnicze; z aktami sabotażu i atakami na polskie lotniska.
Gdyby Rosja miała jednak okazać się nie tak powściągliwa, no to dalszym krokiem są po prostu działania odwetowe. Jeżeli my atakujemy wojska rosyjskie na Ukrainie, to Rosja może uznać, że ta sytuacja wymaga odpowiedzi i zaatakowania wojsk polskich na terytorium Polski.
Tę drabinkę eskalacyjną można rozwijać dalej, aż do wariantu maksimum, czyli po prostu wciągnięcia Polski w pełnoskalową wojnę przeciwko Rosji. Wojnę, na którą jako Polska jesteśmy kompletnie niegotowi. Dlatego, że jesteśmy państwem rozbrojonym. Państwem, które oddało znaczącą część swojego uzbrojenia Ukrainie. Państwem, którego zdolności produkcyjne np. w zakresie amunicji, roczne zdolności produkcyjne to jest taka ilość amunicji, która wystarcza Rosjanom czy Ukraińcom na prowadzenie 3 do 5 dni aktywnej wojny.
Więc jesteśmy rozbrojeni, jesteśmy niegotowi do tego, żeby w pełnoskalowej wojnie, w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa, wziąć rzeczywiście udział. Co więcej, nie mamy na tej wojnie nic do ugrania, nic do wygrania. Jest oczywiste, że wbrew buńczucznym zapowiedziom marszałka Hołowni o wdeptywaniu Putina w ziemię, Wojsko Polskie nie ma zdolności, żeby poprowadzić ofensywę przeciwko Rosji i zająć Moskwę. Jest również oczywiste, że żaden polski interes narodowy nie zostanie w wyniku takich działań zaspokojony.
Ukraina przez ostatnie dwa lata wydatnie pokazała, że wszelka pomoc, jaka jest jej świadczona, wszelkie wsparcie, wszelkie dozbrajanie, wszelkie dofinansowanie, wszelkie pomaganie ukraińskim uchodźcom nie spotyka się z żadnymi symetrycznymi aktami wdzięczności, z żadnymi symetrycznymi aktami realizowania polskich interesów narodowych. Ukraina ma do tego podejście, że skoro Polska daje, skoro Polska nie żąda nic w zamian, to trzeba tylko wyciągnąć rękę po więcej, bo najwyraźniej Polacy się boją Ukrainy, albo boją się Amerykanów, albo z jakichkolwiek powodów boją się te ukraińskie interesy ignorować.
Więc po prostu trzeba żądać więcej i trzeba grozić, żeby żądać więcej – bo właśnie groźbami trzeba nazwać słowa ukraińskiego ministra spraw zagranicznych, który na “Campusie Polska” mówił otwarcie o Podkarpaciu, Lubelszczyźnie, wschodniej Małopolsce jako o terytoriach rdzennie ukraińskich. Był to jasny sygnał, że rząd ukraiński jest gotowy wysyłać takie zawoalowane groźby, zawoalowane zapowiedzi wysuwania roszczeń terytorialnych pod adresem Polski i jest gotowy takimi groźbami negocjować większe ustępstwa ze strony Polski.
Cały czas słyszymy ze strony prezydenta Zełeńskiego i polityków ukraińskich, że oni domagają się od Polski więcej – więcej samolotów, więcej pieniędzy, więcej uzbrojenia – i nie oczekują od samych siebie niczego w zamian, tak? Nie ma tutaj mowy o realizowaniu polskich interesów historycznych, nie ma mowy o realizowaniu polskich interesów gospodarczych, jak to widzieliśmy w czasie kryzysu zbożowego albo jak widzimy w kwestii interesów polskiej branży transportowej. Tu również ze strony Ukraińców padały tylko roszczenia, żądania i groźby.
Nie ma mowy o włączeniu Polski w proces odbudowy Ukrainy. Żadne konkrety tutaj nie padają. Chociaż wiemy, że zarówno pod adresem Niemców, jak i pod adresem Amerykanów takie deklaracje padały, ustalenia są już robione, jak ma wyglądać odbudowa Ukrainy. Pod adresem Polski nic takiego nie pada, a opowieści, które tutaj przedstawiciele PiSu czy Platformy, wizje, które roztaczają przed polskim biznesem, można śmiało włożyć w kategorię bajek i mitów. W takiej sytuacji Polska nie ma żadnego interesu w tym, żeby Ukrainę w sensie militarnym wspierać jeszcze bardziej, żeby ryzykować wciągnięcie w aktywną wojnę po to, żeby tutaj jakiekolwiek ukraińskie interesy zaspokoić.
Co więcej, nie wydaje się, żeby leżało to w interesie polskiej polityki zagranicznej, żeby było to oczekiwane przez naszych zachodnich sojuszników!
Donald Tusk i Radosław Sikorski kreują się na tych “wojennych jastrzębi” – patrząc takim dotychczasowym, można powiedzieć, stereotypem myślenia o polskiej polityce zagranicznej, no to nie brakuje w Polsce ludzi, którzy powiedzą, że to dobrze, bo Amerykanie tego oczekują, a jak my będziemy robić to, co Amerykanie oczekują, to Amerykanie coś nam dadzą w zamian. Ale tak nie jest! Tajemnicą poliszynela jest to, że Amerykanie nie chcą pogłębiać swojego zaangażowania w wojnę na Ukrainę. Są sceptyczni i z niezadowoleniem patrzą na ten taki buńczuczny, wojenny entuzjazm prezentowany przez polskich polityków – z obu obozów zresztą, bo zarówno politycy PiSu, jak i politycy Platformy reprezentują podobne podejście – i to raczej działa w tej chwili w ten sposób, że Radosław Sikorski czy Donald Tusk, opowiadając o tym zwiększonym zaangażowaniu, o tym większym ryzykowaniu wciągnięcia NATO w wojnę na Ukrainie, działają po prostu w poprzek, w kontrze do tego, jaka jest linia rządu amerykańskiego.
Tym bardziej, jeżeli jutro zwycięży Donald Trump i ten entuzjazm amerykański dla wspierania Ukrainy jeszcze spadnie, jeszcze bardziej ten entuzjazm wojenny w Ameryce stanie się bardziej ograniczony, chłodniejszy. Jaki zatem jest tutaj interes Radosława Sikorskiego, Donalda Tuska w prowadzeniu tej prowojennej retoryki? Możemy tylko spekulować. Zostawiam też państwu domysły na ten temat. My na pewno jako Konfederacja będziemy te pytania zadawać, będziemy ten temat dążyć i będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby przeciwdziałać wciąganiu Polski w wojnę na Ukrainie.
– Póki Unia była tylko narzędziem niemieckiego imperializmu, w tym był jakiś zdrowy rozsądek, jakieś samoograniczenie. Unia, która była narzędziem niemieckiego imperializmu, owszem, była zainteresowana tym, żeby zniszczyć polskie rolnictwo, ale po to, żeby niemieckie rolnictwo miało się lepiej. Po to, żeby to niemieckie rolnictwo się lepiej rozwijało.
Unia, którą obecnie widzimy, ma cel zniszczenia całego unijnego rolnictwa po to, żeby zredukować emisję dwutlenku węgla. Zamiast walczyć z produkcją samochodów inne niż niemieckie, walczy z produkcją wszelkich samochodów spalinowych i ich sprzedawaniem w Europie po to, żeby zredukować emisję dwutlenku węgla.
Zamiast walczyć z firmami budowlanymi z innych niż niemieckie państw Unii Europejskiej, teraz Unia Europejska walczy z całym budownictwem. I narzuca kolejne rygory, kolejne ograniczenia, które sprawiają, że ceny mieszkań i domów są coraz wyższe, że budownictwo w całej Europie jest coraz trudniejsze, bo służy to walce z ociepleniem klimatu.
Ci fanatycy z Unii Europejskiej robią to wbrew wszelkiej logice. Wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i pomimo tego, że Polska odpowiada za mniej niż 1% globalnej emisji dwutlenku węgla, pomimo tego, że cała Unia Europejska odpowiada za mniej niż 8% globalnej emisji dwutlenku węgla. Nawet gdyby cała Europa zniknęła Boską interwencją z powierzchni ziemi to, w kwestii globalnego ocieplenia, nic by się nie zmieniło tak długo, jak Chińczycy, Hindusi i nawet Amerykanie wcale w tym unijnym entuzjazmie dla redukowania dwutlenku węgla nie biorą żadnego udziału.
Unia Europejska walczy z całym budownictwem i narzuca kolejne rygory, kolejne ograniczenia, które sprawiają, że ceny mieszkań i domów są coraz wyższe, że budownictwo w całej Europie jest coraz trudniejsze‼️
Poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Braun na konferencji prasowej w Sejmie, 29 października 2024 r.
– Szczęść Boże i ratuj się kto może, kiedy rząd walczącej demokracji, jeszcze do przedwczoraj totalnej opozycji, kiedy ten rząd trwoni nasze pieniądze, i coraz głębiej zanurza swoją łapę w naszej kieszeni.
Przypomnijmy, rząd nie ma żadnych pieniędzy poza tymi, które nam zabrał. W systemie wyzysku fiskalnego, ucisku podatkowego i biurokratycznego z Polaków wyciska się po to, żeby następnie lekką ręką dawać no na przykład wszystko dla Ukrainy, słudzy ścielą się na rozkaz, czołgi, sprzęty ciężkie rozdawane setkami, długi zaciągane miliardami i sama spłata odsetek od tego długu w nadchodzącym sezonie będzie polskiego obywatela kosztowała 70 parę miliardów złotych. 70 parę…
Michał Wawer: Przy czym to policzyli ci sami ludzie, co liczyli ustawę budżetową.
– A, właśnie, więc nie wykluczajmy, że oni to twórczo rozwiną, bo właśnie zgłaszają się tutaj bezczelnie z… projektem zmiany ustawy budżetowej. Nie na ten następny sezon, który jest już sezonem kompletnego bankructwa rozpasanego na blisko 300 miliardów, ale zgłaszają się z korektą tego deficytu, który sobie i tak hojną ręką przyznali, zawarowali sobie prawo do niego, tego deficytu poniżej 200 miliardów.
No więc teraz będzie nie poniżej, tylko powyżej. No ale jak nazywa się ktoś, kto wydaje pieniądze nie swoje, do których wydawania nie był upoważniony? Taki ktoś nazywa się złodziejem, malwersantem, jeśli chodzi o grosz publiczny. Możemy więc oficjalnie, od chwili, w której ten projekt ustawy wpłynął do Wysokiej Izby, możemy oficjalnie to ogłaszać: rząd Donalda Tuska jest rządem malwersantów, złodziei i bankrutów.
Dlatego, że państwo, które myli się w rachunkach nie na złote, miliony, czy nawet, powiedzmy, jednocyfrowo wyrażające się miliardy, ale na kolejne dziesiątki miliardów chce korekty po tym, jak te pieniądze już zostały wydane – no to to jest właśnie kradzież. I to kradzież zuchwała połączona na dodatek jeszcze z, jak sądzę, takim kodeksowym deliktem, jakim jest sprowadzanie powszechnego niebezpieczeństwa na naród polski, ponieważ dziura budżetowa to jest katastrofa dla nas wszystkich.
Oni być może po tej katastrofie znajdą sobie miejsce gdzieś tam w eurokołchozie, gdzieś tam w paktach północno- czy południowo-atlantyckich, w różnych organizacjach międzynarodowych, ale to nasze dzieci, nasze wnuki zostaną z tym długiem: tutaj warszawskim i tam brukselskim, bo ta tam również dług narasta, tam również za zgodą notabene tego i poprzedniego rządu, obu tych układów władzy PiS-PO, niestety w tej sprawie jedna śpiewka, tam w Brukseli również zadłuża się dzieci, wnuki, praprawnuki Polaków na kolejne pokolenia, ponieważ eurokołchoz przyznał sobie prawo do tego, żeby dysponować, jak to oni mówią, środkami własnymi Komisji Europejskiej.
Nie ma środków własnych, są tylko te nam, obywatelom, płatnikom, podatnikom odebrane. A zatem miejmy świadomość, że każdy dzień, tydzień funkcjonowania tego rządu to jest trwonienie naszych pieniędzy na łady zielone, niebieskie, tęczowe, pakty migracyjne, z których propagandowo niby rakiem się wycofują, ale tak naprawdę mamy tutaj politykę kontynuacji i Donald Tusk nie przypuszczam, żeby Berlinowi i Brukseli podskoczył w tej sprawie.
Mamy podżeganie do wojny i obciążanie podatników polskich kosztami rozmaitych doktryn, czy to pseudoekonomicznych, czy pseudogeopolitycznych. To nas kosztuje. I za chwilę ten dług osiągnie taki poziom, że naród polski stanie się dłużnikiem niewypłacalnym nawet w najśmielszych prognozach finansistów, którzy przestaną traktować Polaków jako rokujących po prawe dłużników, płatników i za chwilę przyjdzie tutaj jakiś komornik międzynarodowy, położy na stole kwity, usłyszymy “Bitte zahlen Sie” – proszę płacić i wtedy państwo polskie bez fanfar, bębnów wojennych, bez czołgów, okupacji, bez rozbiorów, państwo polskie zostanie postawione w stan likwidacji za długi, których narobili ci ludzie.
A to, że Mateusz Morawiecki i spółka, i jego ministrowie też naszych pieniędzy za kołnierz nie wylewali, prawda, że one się znajdowały w rozmaitych funduszach, czy to sprawiedliwości, czy w tych rozmaitych, szanowni Państwo, pozabudżetowych przepompowniach pieniędzy z podatków, to nie jest żadne usprawiedliwienie. To jest okoliczność, ale żaden sąd nie uniewinni złodzieja, który powie: a tamci też kradli, a tam też murzynów biją. To nie jest usprawiedliwienie.
I tu był podany przykład zarządu firmy, jakiegoś prezesa. Weźmy przykład ojca rodziny. Czy rodzina, dom, gospodarstwo domowe na wsi czy w mieście, jeśli będzie się tak rządziło, że już w październiku wydane zostały pieniądze, których miało wystarczyć do przednówka, no to taki dom upadnie, a ponieważ mówimy o państwie polskim, to upadek tego naszego domu państwowego, narodowego będzie wielki.
Nie chciałbym tego upadku dożyć, nie chciałbym tego stanu bankructwa i galopującej, coraz bardziej bezczelnej malwersacji, nie chciałbym tego zostawiać w spadku moim dzieciom. Tego i Państwu nie życzę.
Rząd pod sąd, Donald Tusk i spółka z Mateuszem Morawieckim powinni rozmawiać z prokuratorem o długach, których narobili, a naród polski powinien wyłonić wreszcie reprezentację, która jest mądra nie po szkodzie, tylko przed szkodą.
Konfederacja ostrzegała, który to już raz możemy powiedzieć: a nie mówiliśmy, a nie mówiliśmy! Myśmy nie popierali nie tylko tych ustaw budżetowych i przewidywaliśmy, że są dęte. Że okażą się po prostu papierologią, kreatywną księgowością. I to się potwierdza dzisiaj.
Ale myśmy przeciwstawiali się w ogóle systemowej grabieży polskiego podatnika i wydatkowaniu pieniędzy na sprawy, które nie należą do dobra publicznego, od których nie zależy nasze bezpieczeństwo wewnętrzne i międzynarodowe. Sprzeciwialiśmy się i sprzeciwiać się będziemy wydawaniu pieniędzy polskich podatników na sprawy, które nie służą bezpieczeństwu i dobrobytowi narodu polskiego.
Tyle na dzisiaj. Ciąg dalszy niestety nastąpi, ponieważ nasza konferencja prasowa, chociaż jednoznaczna w wymowie, nie zdmuchnie tego rządu, ale wy możecie ten rząd zdmuchnąć i wy możecie nie dopuścić do tej recydywy bankructwa bezczelnego i galopującego złodziejstwa systemowej malwersacji. Możecie nie dopuścić do tego, żeby się państwo polskie zataczało od ściany do ściany: PiS-PO, PO-PiS z przystawkami. Wybierzcie mądrze, wybierzcie dobrze, wybierzcie Konfederację. Dziękujemy za uwagę.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła do Parlamentu Europejskiego Grzegorza Braun i posła Michała Wawera, 29 października 2024 r.
Michał Wawer: – Kończy się październik roku 2024 i media obiega informacja, że rząd Donalda Tuska zamierza nowelizować ustawę budżetową. Nie na rok przyszły, która jeszcze nie jest przyjęta, tylko na ten rok, 2024, ten, którego już 5/6 – dobrze liczę? – mamy już za nami.
Nie “troszkę znowelizować”, nie nanieść jakieś kosmetyczne korekty, nie coś doprecyzować. Nie. Donald Tusk chce dodać prawdopodobnie kilkadziesiąt miliardów dodatkowego długu do tej ustawy budżetowej!
Wyobraźmy sobie prezesa firmy, firmy giełdowej, który przedstawił na początku roku Radzie Nadzorczej, akcjonariuszom tej firmy, plan budżetowy na ten rok, że tyle wydamy, tyle zarobimy, tyle będziemy musieli obligacji wyemitować, długu na rzecz naszej firmy zaciągnąć. Rada Nadzorcza, którą w tym wypadku jest Sejm, ten plan finansowy zatwierdziła, no i mija 10 pierwszych miesięcy roku, po czym prezes przychodzi do Rady Nadzorczej i mówi: no, szanowna Rado Nadzorcza, szanowni akcjonariusze, musimy zmienić ten budżet! Dlatego, że nie było to dobrze policzone, wydawaliśmy przez te 10 miesięcy dużo więcej niż mieliśmy zaplanowane, w zasadzie to nielegalnie, w zasadzie bez żadnego porozumienia z wami, bez żadnego informowania was o tym – no ale wydawaliśmy więcej niż to było przewidziane, więc teraz musimy się wziąć i podpisać nowy plan finansowy, który będzie brał poprawkę na to, że wydawaliśmy pieniądze, do wydawania których nie mieliśmy najmniejszego prawa! Bo o to chodzi!
Nie chodzi o to, że przez te najbliższe dwa miesiące, które jeszcze zostały z tego roku, Donald Tusk chce wydawać znacznie więcej pieniędzy niż to było przewidziane pierwotną ustawą. Nie. Chodzi o to, że premier wydawał przez te 10 miesięcy dużo więcej niż miał do tego prawo. I teraz chce, żeby ktoś wziął, podpisał mu to i to zalegalizował. Bo jeżeli to nie będzie zalegalizowane, to się okaże, że wydawał nielegalnie. I taka jest prawda.
Po prostu rząd, nie przejmując się zupełnie tą ustawą budżetową, wydawał pieniądze, których nie miał, do których nie miał prawa i których nie miał prawa pożyczyć, a mimo to pożyczał. Mimo to te pieniądze wydawał. I teraz usiłuje zwalić winę na to, że zapłaciliśmy za mało podatków! To jest komunikat, który otrzymaliśmy jako Polacy. Za mało się zrzuciliśmy na ten interes! No, za mało się zrzuciliśmy. Ale to nie jest prawda. To było przewidywalne.
To, że wpływy z podatków będą mniejsze, a wydatki będą większe, to było 10 miesięcy temu całkowicie jasne. I byli ludzie w Polsce, wśród nich politycy Konfederacji, którzy mówili jasno i otwarcie, że te prognozy, które rząd przedstawił, są całkowicie nierealistyczne. Że wpływy z podatków będą mniejsze, a wydatki będą większe. A to, że rząd sobie na papierze zapisał inaczej wyglądającą sytuację, no to od samego początku była kompletna bzdura. To się niestety potwierdza w tej chwili, że tak było.
Co więcej, ta sytuacja, którą mamy w tej chwili, potwierdza tylko, że dokładnie to samo będzie w przyszłym roku! My już na tym projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok widzimy dokładnie, i mówiliśmy to w debacie budżetowej w Sejmie, że to się nie zepnie! Że te wpływy z podatków są przez ministra Domańskiego i premiera Tuska wyliczane w sposób nieprawdopodobnie optymistyczny i to po prostu nie ma prawa się spiąć. Że te wydatki to jakoś ich mało, te przewidziane ustawą, jak na to, co wiemy, że rząd chce faktycznie wydawać; i że my będziemy mieli w przyszłym roku dokładnie tę samą sytuację, że tę rekordowo deficytową ustawę budżetową, którą w tej chwili rząd przepycha przez Sejm, to ona nie jest ostatnim słowem tego rządu! Że oni przyjdą za 10 miesięcy po pierwszym stycznia, przyjdą w październiku, w listopadzie 2025 roku, i ogłoszą, że jednak to nie było dobrze policzone! Że Polacy za mało się zrzucili w podatkach i że trzeba tamtą ustawę z tym nieprawdopodobnym 300-miliardowym deficytem, będzie trzeba ją za rok znowu znowelizować i przyjąć nową kwotę deficytu.
I to nie byłoby jeszcze aż tak oburzające, aż tak skandaliczne jak jest, gdyby nie fakt, że rząd w tym samym czasie prowadzi politykę bizantyjską pod adresem samego siebie! Pod adresem tego rządu! Mamy kolejne wielomilionowe nagrody przyznawane w kolejnych ministerstwach. W sytuacji, kiedy oni wychodzą i mówią, że Polacy za mało się dorzucili w podatkach i muszą na koszt przyszłych pokoleń pożyczyć kolejne pieniądze, to jednocześnie wysyłają komunikat, że te pieniądze, które oni będą pożyczać albo wyciągać Polakom w podatkach, to one nie są przeznaczone na jakieś żywotne potrzeby Państwa Polskiego, tylko są przeznaczone np. właśnie na nagrody w ministerstwach, na czele oczywiście z Ministerstwem Finansów!
Bo rekordowe nagrody w tym roku, 23 miliony złotych, idą do Ministerstwa Finansów. Czyli ci sami ludzie, którzy nie byli w stanie przewidzieć i w wiarygodny sposób wpisać, jakie będą wpływy, jakie będą wydatki, to teraz mają zostać również w rekordowym stopniu nagrodzeni za to, że nie potrafili napisać dobrej ustawy budżetowej i my na przełomie października / listopada 2024 musimy nowelizować ustawę budżetową na 2024 rok, bo inaczej wyszłoby w Polsce i na świecie, że premier Tusk jest przestępcą, który wydaje pieniądze, do których wydawania nie miał nigdy najmniejszego prawa.
Ten sam rząd, w którym mamy rekordowe 23 miliony na nagrody w Ministerstwie Finansów, jest największym rządem w historii III RP! Mamy najwięcej ministrów, najwięcej wiceministrów. Pomimo tego, że jest to ten sam rząd, który dochodził do władzy pod hasłami, że trzeba to Bizancjum ukrócić!
Oni obiecywali, że w odróżnieniu od ekipy PiSowskiej, która ustanowiła poprzedni rekordowej wielkości rząd, to że oni to naprawią, oni się zmienią, i teraz już ten rząd będzie bardziej oszczędny, mniejszy. Stało się inaczej. Ustanowili tylko kolejny rekord i kolejne głodne gęby ze swoich ław poselskich, ze swojego zaplecza politycznego musieli kolejnymi fikcyjnymi w dużej mierze funkcjami ministerialnymi i wiceministerialnymi nakarmić. Bo czemu służy powołanie oddzielnego Ministerstwa ds. Równości czy Ministerstwa ds. Społeczeństwa Obywatelskiego? Jedynie spłacaniu długów politycznych, jedynie rozbudowywaniu, tworzeniu kolejnych fikcyjnych funkcji, na których fikcyjne zadania idą jak najbardziej realne pensje, brane właśnie z tego rekordowego długu, rekordowego deficytu.
Donald Tusk stworzył gabinet nagród i długów, który po blisko roku rządzenia nie może się pochwalić żadnym sukcesem, ale za to doprowadził do tego, że mamy już w tym roku rekordowy deficyt, a w kolejnym roku będziemy mieli jeszcze większy.
Poseł Michał Wawer na spotkaniu w ramach trasy Mentzen2025.
– 21 lat temu w Polsce miało miejsce referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej. W tym referendum działacze środowisk narodowych, narodowcy, czyli przedstawiciele tego środowiska które reprezentuję, przekonywali Polaków, że po wejściu do Unii Europejskiej Unia nie poprzestanie na tym co ma zapisane w traktatach, że będzie zagarniała kolejne atrybuty polskiej suwerenności. Że będzie samoistnie poszerzać swoje kompetencje. I będzie próbowała budować federalne, jednolite, unijne państwo wbrew temu na co się umówiliśmy. I przekonywali, że unijne firmy będą kolonizować Polskę i dusić nasz wzrost gospodarczy.
Te wszystkie prognozy, wtedy wyśmiewane przez ludzie, którzy siedzą dzisiaj w rządzie, niestety się sprawdziły.
Natomiast czego narodowcy nie przewidzieli 20 lat temu? To pewnego procesu jeszcze groźniejszego, jeszcze bardziej niebezpiecznego, który teraz oglądamy własnymi oczami. Procesu tego jak Unia Europejska z narzędzia polityki niemieckiej, z narzędzia realizowania niemieckich czy francuskich interesów narodowych, staje się fanatyczną organizacją, która ma wielki święty cel.
I tym wielkim świętym celem, który Unia Europejska sobie wymyśliła w ciągu tych ostatnich dwóch dekad, jest walka z globalnym ociepleniem, czyli ideologia klimatyzmu.
I to sprawiło, że Unia Europejska, wszystkie te negatywne procesy, wszystkie wady przynależności do Unii Europejskiej jeszcze bardziej spotęgowała.
Unia Europejska stała się fanatyczną organizacją walczącą z globalnym ociepleniem‼️
🚨Przedstawiciele środowisk narodowych ostrzegali 21 lat temu, że Unia będzie próbowała rozszerzać swoje kompetencje i budować jednolite, federalne państwo, a także że unijne firmy będą… pic.twitter.com/wbeMYaZPok
Mamy załamanie sprzedaży detalicznej, według danych Polacy kupują coraz mniej praktycznie wszystkiego. Tymczasem minister Hennig-Kloska: “Ludzie rezygnują z zakupów nie pierwszej potrzeby, a np. tekstyliów i to dobrze dla klimatu.”
Michał Wawer: Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów, droższy prąd, droższe paliwo, droższe ogrzewanie, droższe mieszkania i domy, droższa żywność, ogólnie niższy rozwój gospodarczy – to wszystko przekłada się po prostu na niższy poziom życia obywateli Unii. A niższy poziom życia to niższe emisje CO2!
My się mamy na każdym kroku poświęcać w imię ideologii klimatycznej, a w tym samym czasie w Azji konsumpcja i emisje rosną jak szalone i absolutnie nikt się tym nie przejmuje.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem Michała Wawera i Jana Krysiaka, 23 października 2024 r.
Michał Wawer: – Kolejny miesiąc przynosi kolejne fatalne dane ekonomiczne. GUS podał, że sprzedaż detaliczna spadła we wrześniu o 3% w ujęciu rocznym, czyli Polaków było stać na zakupy na kwotę 3% niższą łącznie w skali całego kraju niż to było we wrześniu rok temu, a o 6% niższą w ujęciu miesięcznym, czyli o 6% mniej kupili Polacy niż w sierpniu.
Największe spadki odnotowano w takich grupach jak tekstylia, odzież i obuwie, gdzie nasze zakupy spadły aż o 12,5% rok do roku. Atakże meble i sprzęt elektroniczny, gdzie mamy spadek aż 8-procentowy.
Jakby te dane nie były złe same w sobie, do gry włączyła się pani minister Hennig-Kloska, która skomentowała, że po pierwsze: z punktu widzenia klimatu to nawet dobrze! A po drugie, że spadają zakupy głównie nie w zakresie rzeczy pierwszej potrzeby, tylko raczej takie, bez których czasami możemy się obyć.
Spuśćmy już zasłonę milczenia na to, że pani minister uważa ubrania i buty za rzeczy, które nie są rzeczami pierwszej potrzeby. Skupmy się raczej na tych pierwszych słowach. Na tym, że z punktu widzenia klimatu to nawet dobrze, że Polacy są coraz biedniejsi i coraz mniej ich stać na zakupy.
To nie jest pojedyncza wpadka! To jest ujawnienie mimowolne przez panią minister sposobu myślenia, który tkwi w głowach nie tylko rządu Platformy Obywatelskiej i Polski 2050, ale w ogóle całej unijnej elity, całej tej oligarchii siedzącej w Brukseli, która raz po raz zrzuca na Polskę kolejne obowiązki klimatyczne, kolejne ograniczenia, kolejne podatki, kolejne certyfikaty. I oni to robią dokładnie w tym celu.
Naczelną ideologią Unii Europejskiej jest walka o klimat, walka o redukcję emisji dwutlenku węgla. A redukcję emisji dwutlenku węgla da się osiągnąć tylko na jeden sposób: radykalnie ograniczając konsumpcję, radykalnie ograniczając poziom życia mieszkańców Europy.
I pani minister tutaj w takich bardzo prostych i zrozumiałych słowach ujawniła, na czym to tak naprawdę będzie polegało: że wraz ze wzrostem cen, który wynika z Europejskiego Zielonego Ładu, z Fit for 55, z systemu ETS i nakładania obowiązku kupowania certyfikatów na dwutlenek węgla, na energetykę, na transport, na budownictwo, na wszystkie te kolejne sektory, że wraz ze wzrostem cen powodowanym przez te wszystkie działania będzie spadał poziom życia, będzie spadała konsumpcja, będzie po prostu Polaków i mieszkańców innych krajów europejskich na coraz mniej stać!
Nawet jeżeli na papierze PKB będzie dalej rosło, nawet jeżeli na papierze wynagrodzenia będą rosły, to po prostu za te same lub większe pieniądze będziemy mogli kupić systematycznie coraz, coraz mniej. I to jest misja, którą stawia przed sobą Unia Europejska. To jest misja, którą realizuje pani minister Hennig-Kloska jako minister do spraw klimatu, choć tak naprawdę bardziej szczerym i otwartym byłoby powiedzieć: jako minister do spraw biedy, jako minister do spraw ograniczania konsumpcji. Minister Hennig-Kloska do dymisji!
Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów, droższy prąd, droższe paliwo, droższe ogrzewanie, droższe mieszkania i domy, droższa żywność, ogólnie niższy rozwój gospodarczy – to wszystko przekłada się po prostu na niższy poziom życia obywateli Unii. A niższy poziom życia to niższe emisje CO2!
My się mamy na każdym kroku poświęcać w imię ideologii klimatycznej, a w tym samym czasie w Azji konsumpcja i emisje rosną jak szalone i absolutnie nikt się tym nie przejmuje.
Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów,… pic.twitter.com/gEzJszmVOl
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Romana Fritza i Michała Wawera, 15 października 2024 r.
Michał Wawer: – Trzy lata temu Donald Tusk mówił: “To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi”. I to był komentarz do tego, co się działo na polskiej granicy wschodniej. To był komentarz Donalda Tuska do nielegalnych imigrantów szturmujących polską granicę z kamieniami i butelkami.
Minęły trzy lata i dzisiaj Donald Tusk wychodzi i mówi, że trzeba zawiesić procedury azylowe, że trzeba się tej nawale nielegalnej imigracji twardo przeciwstawić. I który Donald Tusk mówi prawdę?
Które poglądy Donalda Tuska to są te prawdziwe poglądy? Ktoś może uważać, że zmienił poglądy w tym czasie. Prawda jest naszym zdaniem taka, że Donald Tusk poglądów nie zmienił, bo nigdy żadnych nie miał. Donald Tusk po prostu dostosowuje swoje wypowiedzi do tego, co sądzi, że się spodoba wyborcom albo spodoba jego partnerom politycznym. I nie ma żadnego zamiaru ani wiązać tych poglądów z tym, co rzeczywiście robi, ani czuć się w żaden sposób związany tym, co deklaruje publicznie, z tym, co będzie później wdrażał w życie, ani w żaden sposób nawet wiązać tego, co mówi teraz, z tym, co powie za trzy lata, za miesiąc czy za pięć minut.
Widzimy to bardzo wyraźnie w działaniach, które tym słowom o zawieszeniu procedur azylowych, o zaostrzeniu prawa imigracyjnego. Widzimy, że nawet w tym samym czasie działania podejmowane przez rząd Platformy Obywatelskiej po prostu nie dowożą tych obietnic, które Donald Tusk składa. Bo kiedy kilka dni temu 17 państw strefy Schengen wezwało Komisję Europejską do zaostrzenia polityki imigracyjnej, do uproszczenia procedur zawracania nielegalnych imigrantów, to rządu polskiego wśród tych 17 aż rządów strefy Schengen nie było! I Donald Tusk tutaj, kiedy się pojawiła opcja realnego wywarcia presji na Komisję Europejską, z tej możliwości nie skorzystał.
Za to w tym czasie wychodził publicznie i przekonywał Polaków, że on teraz będzie twardo walczył z imigracją, będzie bronił Polski przed wojną hybrydową i będzie walczył z imigrantami szturmującymi, nielegalnie przekraczającymi polską granicę.
Te słowa Donalda Tuska nie wytrzymują też konfrontacji z tym, co znajdujemy w zaproponowanych przez niego faktycznie zmianach, reformach. Dlatego, że te słowa Donald Tusk wypowiedział w kontekście prezentowania nowej strategii imigracyjnej Polski, nowego projektu strategii imigracyjnej. I kiedy my wejdziemy w dokładne postanowienia tej strategii imigracyjnej, to znajdujemy tam nie potwierdzenia deklaracji o zawieszaniu procedur azylowych, tylko znajdujemy tam kierunki czysto proimigracyjne!
Znajdujemy tam informacje o otworzeniu 49 Centrów Integracji Cudzoziemców – ważna uwaga, integracji, a nie asymilacji. Nie zmieniania imigrantów zarobkowych w Polaków, tylko właśnie integrowania ich, czyli tworzenia w Polsce mniejszości narodowych. Znajdujemy informacje o tym, że Polska ma inwestować grube miliony w kursy adaptacyjne i orientacyjne, w punkty informacyjne i doradcze, a nawet wsparcie osobistych asystentów dla imigrantów, którzy będą im towarzyszyli w urzędach, szkołach, placówkach medycznych. Czyli po prostu tworzenie fikcyjnych etatów, które służyłyby wyłącznie temu, żeby właśnie zagwarantować, żeby imigranci się w żaden sposób nie zasymilowali! Żeby umożliwiać ich i wspierać im poprzez osobistego tłumacza, żeby swoim językiem dalej, mieszkając w Polsce, się posługiwali, gdziekolwiek pójdą, cokolwiek będą robili.
To nie jest spójne w żaden sposób z tym, co Donald Tusk obiecywał tymi słowami o zawieszeniu procedur azylowych. I nie jest to zbieżne w żaden sposób z polskim interesem narodowym.
To, czego Polska potrzebuje, to po pierwsze zaostrzenia polityki imigracyjnej, czyli ograniczenia liczby imigrantów, którzy do Polski napływają.
Po drugie asymilacji tych, którzy faktycznie napływają, czyli właśnie zmieniania ich w Polaków, zmuszenia ich do tego, żeby się językiem polskim posługiwali. Oczywiście w pierwszym pokoleniu nikt się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Polakiem nie stanie. Ale jeżeli będziemy intensywnie naciskać na asymilację imigrantów, to w drugim, w trzecim pokoleniu być może będzie szansa, żeby faktycznie mieć już zasymilowanych Polaków, ludzi, którzy przyswoili polską kulturę, a nie, żeby mieć, tak jak w krajach zachodnich, drugie, trzecie pokolenie imigrantów, którzy już nie czują, że złapali Pana Boga za nogi wskutek przeprowadzenia się do Polski, tylko wychodzą na ulicę, tworzą getta i podpalają samochody.
Potrzebujemy właśnie asymilacji, a nie integracji. Potrzebujemy zaostrzania procedur imigracyjnych i oczywiście zaostrzania tych procedur azylowych. Nic niestety nie wskazuje, żeby Donald Tusk rzeczywiście zamierzał tej swojej jednej obietnicy, niespójnej ze swoimi działaniami, w jakikolwiek sposób dotrzymać.
Natomiast my jako Konfederacja będziemy i tak patrzeć mu na ręce, będziemy obserwować, czy ta obietnica zostanie dotrzymana. Będziemy egzekwować od rządu Donalda Tuska, żeby procedury azylowe były rzeczywiście zawieszane. Bo to nie jest tak, jak mówią przedstawiciele Lewicy, że te procedury azylowe, które istnieją w tej chwili w Polsce, to jest jakieś prawo człowieka. Każde państwo ma prawo swoje procedury azylowe zawiesić, jeżeli się okaże, że te procedury azylowe są dziurawe, że da się je wykorzystać do działania przeciwko bezpieczeństwu narodowemu, jeżeli one są po prostu wykorzystywane jako narzędzie do prowadzenia wojny hybrydowej. A tak w tej chwili się dzieje w Polsce. Taka jest sytuacja.
I powiedzmy sobie jasno, że ci ludzie, którzy próbują nielegalnie przekraczać granicę polsko-białoruską, to nie są żadni uchodźcy! Im nie przysługuje żadne prawo do azylu.
Uchodźców w Polsce mamy co najwyżej z Ukrainy, a i to nie całej. Definicję uchodźcy spełniają ci ludzie, którzy uciekają do Polski z terenów Ukrainy, z tej części terenów Ukrainy, które są faktycznie objęte wojną. Jeżeli ktoś dociera do Polski z terenów wojną nieobjętych albo wędruje przez pół świata, żeby się do Polski dostać i podaje za “uchodźcę” z Iraku czy Afganistanu, który tutaj w Polsce jako uchodźca szuka nowego życia, to to nie są uchodźcy, szanowni Państwo. To są imigranci ekonomiczni. Mamy prawo i mamy obowiązek wobec państwa polskiego traktować ich jako imigrantów ekonomicznych.
A dla uchodźców mamy procedury azylowe na legalnych przejściach granicznych. W miejscach, które są do tego przeznaczone, żeby się w Polsce zameldować na granicy, złożyć wniosek azylowy i czekać na to, czy państwo polskie zdecyduje się takiego uchodźcę przyjąć, czy nie. Dla kogoś, kto nielegalnie przekracza w miejscu, w którym nie ma wyznaczonego legalnego przejścia granicznego, państwo polskie powinno mieć tylko jedną odpowiedź: złapać, zawrócić i odstawić za granicę w tym samym miejscu, w którym ten człowiek tę granicę nielegalnie przekroczył.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Michała Wawera i Romana Fritza, 11 października 2024 r.
Michał Wawer: – Wrzesień i październik upływają pod znakiem bezprecedensowej zapaści finansowej w systemie ochrony zdrowia.
Przez okres ostatnich kilku tygodni z całego kraju napływają sygnały z kolejnych szpitali w najróżniejszych częściach kraju, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie wywiązuje się z płatności. Są zatory płatnicze. Brakuje pieniędzy. Limity się wyczerpują. I to wszystko ma wpływ na funkcjonowanie ochrony zdrowia, w tej chwili już w skali ogólnokrajowej.
Wizyty pacjentów są odwoływane. Wizyty są przekładane na kolejny rok, a nawet w niektórych wypadkach zawieszana jest działalność całych oddziałów szpitalnych.
W “100 konkretach” Donalda Tuska w ubiegłym roku, w czasie zeszłorocznej kampanii Donald Tusk obiecywał zniesienie limitów NFZ w lecznictwie szpitalnym. Jest to jedna z najważniejszych, najdroższych obietnic, która była zawarta w “100 konkretach”. I oczywiście, jak zdecydowana większość obietnic z tego programu, nie została do dziś zrealizowana! I nie ma żadnych widoków na to, że kiedykolwiek przez Platformę zrealizowana zostanie.
Natomiast w tym wypadku powinniśmy chyba z tego powodu oddychać z ulgą. Dlatego, że właśnie najcięższa sytuacja, najgorsze zatory są w tych obszarach ochrony zdrowia, gdzie świadczenia są obecnie nielimitowane. To są te obszary, w których szpitale muszą udzielać bez ograniczeń wszystkich świadczeń wszystkim pacjentom, którzy się do nich zgłoszą i zgodnie z założeniem tych nielimitowanych świadczeń szpitale powinny na bieżąco otrzymywać za to płatności z Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeżeli tych płatności nie otrzymują, no to szpital nie ma żadnych możliwości, żeby nawet ograniczyć swoje straty. Musi po prostu na bieżąco, na stałe kredytować funkcjonowanie całego systemu opieki zdrowotnej.
Gdyby ten system został rozciągnięty – zgodnie z obietnicą Donalda Tuska – na całe lecznictwo szpitalne, gdyby wszystkie zabiegi, wszystkie świadczenia były nielimitowane, to mielibyśmy w tej chwili do czynienia z sytuacją, w której szpitale po prostu jeden po drugim ogłaszałyby w tej chwili bankructwo!
Program tego, żeby znieść limity w lecznictwie szpitalnym, jest dobry. Powinien być zrealizowany. Ale wymaga jednego podstawowego warunku. Narodowy Fundusz Zdrowia musi posiadać elementarną wiarygodność jako płatnik. Musi zadbać o to, żeby płatności dla szpitali przebiegały w sposób płynny, żeby się odbywały na bieżąco. W momencie, kiedy tego nie ma, kiedy NFZ i państwo polskie nie dotrzymuje umów ze szpitalami, to pogłębianie tego systemu, zdejmowanie kolejnych limitów byłoby tylko pogłębieniem kryzysu, pogłębieniem tej tragedii. Jak na to reaguje rząd?
Rząd stara się odwracać uwagę i jednocześnie szukać oszczędności. Jeśli chodzi o szukanie oszczędności, to również przez ostatnie tygodnie i miesiące toczy się dyskusja na temat porodówek.
Została ogłoszona propozycja Ministerstwa Zdrowia, żeby odciąć finansowanie jednej trzeciej najmniejszych porodówek w skali całego kraju. Dzięki reakcji opozycji, dzięki reakcji opinii publicznej wiemy już dzisiaj, zostało przyznane na Zespole ds. Opieki Okołoporodowej organizowanym przez poseł Karinę Bosak, zostało przyznane przez przedstawiciela rządu, że ten program nie będzie zrealizowany w sposób bezwzględny, że będą wyłączenia, będą wyjątki, będzie brane pod uwagę, jaka jest odległość danej porodówki od innych porodówek znajdujących się w okolicy.
Natomiast kiedy wczoraj z mównicy sejmowej zapytałem przedstawiciela Ministerstwa Zdrowia, jak to konkretnie będzie wyglądało, ile porodówek będzie miało odcięte całkowicie finansowanie, ile będzie miało to finansowanie ograniczone – na to odpowiedzi się niestety nie doczekałem. Zostałem po prostu zbyty ogólnikami.
Więc walka o porodówki cały czas trwa i my jako Konfederacja będziemy się przyglądać temu, jak konkretnie rząd chce oszczędzać na porodach i na oddziałach położniczo-ginekologicznych.
Jeżeli chodzi o odwracanie uwagi, no to mamy całą właściwie przemyślaną strategię pani minister zdrowia Leszczyny, która od momentu, kiedy została ministrem zdrowia, mówi bardzo mało o systemie opieki zdrowotnej. Bardzo dużo mówi za to o krucjacie przeciwko alkoholowi, bardzo dużo mówi o krucjacie przeciwko papierosom. Tym przecież tematem zajmowała się wczoraj, przemawiając z mównicy sejmowej. Nie mówiła o porodówkach, nie mówiła o zatorach płatniczych, skupiała się jedynie na wygodnym dla siebie temacie papierosów. W mediach mówi tylko o alkoholu. No i to niestety trudno czytać inaczej, jak tworzenie tematów zastępczych i szukanie sposobu, żeby odwrócić uwagę od tych realnych problemów związanych z sytuacją finansową NFZ.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. System, w którym funkcjonujemy, system monopolistycznego Narodowego Funduszu Zdrowia jest strukturalnie niewydolny! I tego systemu nie da się naprawić w taki sposób, żeby on zaczął działać naprawdę dobrze.
Inne kraje zachodnie już dawno odeszły od systemu monopolu w państwowej opiece zdrowotnej. Kiedy popatrzymy na Niemcy, kiedy popatrzymy na Czechy, tam funkcjonuje system konkurencyjny. Pacjenci w ramach płaconej do państwa składki zdrowotnej mogą wybrać, u którego ubezpieczyciela chcą się zarejestrować i z którym ubezpieczycielem chcą współpracować, u którego zaspokajać swoje potrzeby w zakresie ochrony zdrowia. To jest kierunek, w którym powinniśmy iść.
Dlatego, że bez mechanizmów konkurencji, bez wprowadzenia w tym systemie państwowym, w systemie, w którym każdy pacjent ma zagwarantowaną opiekę zdrowotną – jeżeli w tym systemie nie wprowadzimy rynkowych mechanizmów konkurencji, to kończyć się to będzie tak, jak obserwujemy właśnie w tej chwili: katastrofą systemu monopolistycznego, systemu, gdzie pieniądze są marnotrawione na potęgę, systemu, w którym po prostu nie ma motywacji na żadnym szczeblu do powiększania wydajności.
Jako Konfederacja zapisaliśmy propozycję gruntownej systemowej reformy ochrony zdrowia w naszym programie w ubiegłym roku, programie Konfederacji pt. Konstytucja Wolności i będziemy dążyć do tego i przekonywać zarówno polityków, jak i Polaków, że ten system wymaga właśnie systemowej reformy i zlikwidowania monopolu Narodowego Funduszu Zdrowia.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
RozwińZwiń komentarze (2)