– Póki Unia była tylko narzędziem niemieckiego imperializmu, w tym był jakiś zdrowy rozsądek, jakieś samoograniczenie. Unia, która była narzędziem niemieckiego imperializmu, owszem, była zainteresowana tym, żeby zniszczyć polskie rolnictwo, ale po to, żeby niemieckie rolnictwo miało się lepiej. Po to, żeby to niemieckie rolnictwo się lepiej rozwijało.
Unia, którą obecnie widzimy, ma cel zniszczenia całego unijnego rolnictwa po to, żeby zredukować emisję dwutlenku węgla. Zamiast walczyć z produkcją samochodów inne niż niemieckie, walczy z produkcją wszelkich samochodów spalinowych i ich sprzedawaniem w Europie po to, żeby zredukować emisję dwutlenku węgla.
Zamiast walczyć z firmami budowlanymi z innych niż niemieckie państw Unii Europejskiej, teraz Unia Europejska walczy z całym budownictwem. I narzuca kolejne rygory, kolejne ograniczenia, które sprawiają, że ceny mieszkań i domów są coraz wyższe, że budownictwo w całej Europie jest coraz trudniejsze, bo służy to walce z ociepleniem klimatu.
Ci fanatycy z Unii Europejskiej robią to wbrew wszelkiej logice. Wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i pomimo tego, że Polska odpowiada za mniej niż 1% globalnej emisji dwutlenku węgla, pomimo tego, że cała Unia Europejska odpowiada za mniej niż 8% globalnej emisji dwutlenku węgla. Nawet gdyby cała Europa zniknęła Boską interwencją z powierzchni ziemi to, w kwestii globalnego ocieplenia, nic by się nie zmieniło tak długo, jak Chińczycy, Hindusi i nawet Amerykanie wcale w tym unijnym entuzjazmie dla redukowania dwutlenku węgla nie biorą żadnego udziału.
Unia Europejska walczy z całym budownictwem i narzuca kolejne rygory, kolejne ograniczenia, które sprawiają, że ceny mieszkań i domów są coraz wyższe, że budownictwo w całej Europie jest coraz trudniejsze‼️
Poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Braun na konferencji prasowej w Sejmie, 29 października 2024 r.
– Szczęść Boże i ratuj się kto może, kiedy rząd walczącej demokracji, jeszcze do przedwczoraj totalnej opozycji, kiedy ten rząd trwoni nasze pieniądze, i coraz głębiej zanurza swoją łapę w naszej kieszeni.
Przypomnijmy, rząd nie ma żadnych pieniędzy poza tymi, które nam zabrał. W systemie wyzysku fiskalnego, ucisku podatkowego i biurokratycznego z Polaków wyciska się po to, żeby następnie lekką ręką dawać no na przykład wszystko dla Ukrainy, słudzy ścielą się na rozkaz, czołgi, sprzęty ciężkie rozdawane setkami, długi zaciągane miliardami i sama spłata odsetek od tego długu w nadchodzącym sezonie będzie polskiego obywatela kosztowała 70 parę miliardów złotych. 70 parę…
Michał Wawer: Przy czym to policzyli ci sami ludzie, co liczyli ustawę budżetową.
– A, właśnie, więc nie wykluczajmy, że oni to twórczo rozwiną, bo właśnie zgłaszają się tutaj bezczelnie z… projektem zmiany ustawy budżetowej. Nie na ten następny sezon, który jest już sezonem kompletnego bankructwa rozpasanego na blisko 300 miliardów, ale zgłaszają się z korektą tego deficytu, który sobie i tak hojną ręką przyznali, zawarowali sobie prawo do niego, tego deficytu poniżej 200 miliardów.
No więc teraz będzie nie poniżej, tylko powyżej. No ale jak nazywa się ktoś, kto wydaje pieniądze nie swoje, do których wydawania nie był upoważniony? Taki ktoś nazywa się złodziejem, malwersantem, jeśli chodzi o grosz publiczny. Możemy więc oficjalnie, od chwili, w której ten projekt ustawy wpłynął do Wysokiej Izby, możemy oficjalnie to ogłaszać: rząd Donalda Tuska jest rządem malwersantów, złodziei i bankrutów.
Dlatego, że państwo, które myli się w rachunkach nie na złote, miliony, czy nawet, powiedzmy, jednocyfrowo wyrażające się miliardy, ale na kolejne dziesiątki miliardów chce korekty po tym, jak te pieniądze już zostały wydane – no to to jest właśnie kradzież. I to kradzież zuchwała połączona na dodatek jeszcze z, jak sądzę, takim kodeksowym deliktem, jakim jest sprowadzanie powszechnego niebezpieczeństwa na naród polski, ponieważ dziura budżetowa to jest katastrofa dla nas wszystkich.
Oni być może po tej katastrofie znajdą sobie miejsce gdzieś tam w eurokołchozie, gdzieś tam w paktach północno- czy południowo-atlantyckich, w różnych organizacjach międzynarodowych, ale to nasze dzieci, nasze wnuki zostaną z tym długiem: tutaj warszawskim i tam brukselskim, bo ta tam również dług narasta, tam również za zgodą notabene tego i poprzedniego rządu, obu tych układów władzy PiS-PO, niestety w tej sprawie jedna śpiewka, tam w Brukseli również zadłuża się dzieci, wnuki, praprawnuki Polaków na kolejne pokolenia, ponieważ eurokołchoz przyznał sobie prawo do tego, żeby dysponować, jak to oni mówią, środkami własnymi Komisji Europejskiej.
Nie ma środków własnych, są tylko te nam, obywatelom, płatnikom, podatnikom odebrane. A zatem miejmy świadomość, że każdy dzień, tydzień funkcjonowania tego rządu to jest trwonienie naszych pieniędzy na łady zielone, niebieskie, tęczowe, pakty migracyjne, z których propagandowo niby rakiem się wycofują, ale tak naprawdę mamy tutaj politykę kontynuacji i Donald Tusk nie przypuszczam, żeby Berlinowi i Brukseli podskoczył w tej sprawie.
Mamy podżeganie do wojny i obciążanie podatników polskich kosztami rozmaitych doktryn, czy to pseudoekonomicznych, czy pseudogeopolitycznych. To nas kosztuje. I za chwilę ten dług osiągnie taki poziom, że naród polski stanie się dłużnikiem niewypłacalnym nawet w najśmielszych prognozach finansistów, którzy przestaną traktować Polaków jako rokujących po prawe dłużników, płatników i za chwilę przyjdzie tutaj jakiś komornik międzynarodowy, położy na stole kwity, usłyszymy “Bitte zahlen Sie” – proszę płacić i wtedy państwo polskie bez fanfar, bębnów wojennych, bez czołgów, okupacji, bez rozbiorów, państwo polskie zostanie postawione w stan likwidacji za długi, których narobili ci ludzie.
A to, że Mateusz Morawiecki i spółka, i jego ministrowie też naszych pieniędzy za kołnierz nie wylewali, prawda, że one się znajdowały w rozmaitych funduszach, czy to sprawiedliwości, czy w tych rozmaitych, szanowni Państwo, pozabudżetowych przepompowniach pieniędzy z podatków, to nie jest żadne usprawiedliwienie. To jest okoliczność, ale żaden sąd nie uniewinni złodzieja, który powie: a tamci też kradli, a tam też murzynów biją. To nie jest usprawiedliwienie.
I tu był podany przykład zarządu firmy, jakiegoś prezesa. Weźmy przykład ojca rodziny. Czy rodzina, dom, gospodarstwo domowe na wsi czy w mieście, jeśli będzie się tak rządziło, że już w październiku wydane zostały pieniądze, których miało wystarczyć do przednówka, no to taki dom upadnie, a ponieważ mówimy o państwie polskim, to upadek tego naszego domu państwowego, narodowego będzie wielki.
Nie chciałbym tego upadku dożyć, nie chciałbym tego stanu bankructwa i galopującej, coraz bardziej bezczelnej malwersacji, nie chciałbym tego zostawiać w spadku moim dzieciom. Tego i Państwu nie życzę.
Rząd pod sąd, Donald Tusk i spółka z Mateuszem Morawieckim powinni rozmawiać z prokuratorem o długach, których narobili, a naród polski powinien wyłonić wreszcie reprezentację, która jest mądra nie po szkodzie, tylko przed szkodą.
Konfederacja ostrzegała, który to już raz możemy powiedzieć: a nie mówiliśmy, a nie mówiliśmy! Myśmy nie popierali nie tylko tych ustaw budżetowych i przewidywaliśmy, że są dęte. Że okażą się po prostu papierologią, kreatywną księgowością. I to się potwierdza dzisiaj.
Ale myśmy przeciwstawiali się w ogóle systemowej grabieży polskiego podatnika i wydatkowaniu pieniędzy na sprawy, które nie należą do dobra publicznego, od których nie zależy nasze bezpieczeństwo wewnętrzne i międzynarodowe. Sprzeciwialiśmy się i sprzeciwiać się będziemy wydawaniu pieniędzy polskich podatników na sprawy, które nie służą bezpieczeństwu i dobrobytowi narodu polskiego.
Tyle na dzisiaj. Ciąg dalszy niestety nastąpi, ponieważ nasza konferencja prasowa, chociaż jednoznaczna w wymowie, nie zdmuchnie tego rządu, ale wy możecie ten rząd zdmuchnąć i wy możecie nie dopuścić do tej recydywy bankructwa bezczelnego i galopującego złodziejstwa systemowej malwersacji. Możecie nie dopuścić do tego, żeby się państwo polskie zataczało od ściany do ściany: PiS-PO, PO-PiS z przystawkami. Wybierzcie mądrze, wybierzcie dobrze, wybierzcie Konfederację. Dziękujemy za uwagę.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła do Parlamentu Europejskiego Grzegorza Braun i posła Michała Wawera, 29 października 2024 r.
Michał Wawer: – Kończy się październik roku 2024 i media obiega informacja, że rząd Donalda Tuska zamierza nowelizować ustawę budżetową. Nie na rok przyszły, która jeszcze nie jest przyjęta, tylko na ten rok, 2024, ten, którego już 5/6 – dobrze liczę? – mamy już za nami.
Nie “troszkę znowelizować”, nie nanieść jakieś kosmetyczne korekty, nie coś doprecyzować. Nie. Donald Tusk chce dodać prawdopodobnie kilkadziesiąt miliardów dodatkowego długu do tej ustawy budżetowej!
Wyobraźmy sobie prezesa firmy, firmy giełdowej, który przedstawił na początku roku Radzie Nadzorczej, akcjonariuszom tej firmy, plan budżetowy na ten rok, że tyle wydamy, tyle zarobimy, tyle będziemy musieli obligacji wyemitować, długu na rzecz naszej firmy zaciągnąć. Rada Nadzorcza, którą w tym wypadku jest Sejm, ten plan finansowy zatwierdziła, no i mija 10 pierwszych miesięcy roku, po czym prezes przychodzi do Rady Nadzorczej i mówi: no, szanowna Rado Nadzorcza, szanowni akcjonariusze, musimy zmienić ten budżet! Dlatego, że nie było to dobrze policzone, wydawaliśmy przez te 10 miesięcy dużo więcej niż mieliśmy zaplanowane, w zasadzie to nielegalnie, w zasadzie bez żadnego porozumienia z wami, bez żadnego informowania was o tym – no ale wydawaliśmy więcej niż to było przewidziane, więc teraz musimy się wziąć i podpisać nowy plan finansowy, który będzie brał poprawkę na to, że wydawaliśmy pieniądze, do wydawania których nie mieliśmy najmniejszego prawa! Bo o to chodzi!
Nie chodzi o to, że przez te najbliższe dwa miesiące, które jeszcze zostały z tego roku, Donald Tusk chce wydawać znacznie więcej pieniędzy niż to było przewidziane pierwotną ustawą. Nie. Chodzi o to, że premier wydawał przez te 10 miesięcy dużo więcej niż miał do tego prawo. I teraz chce, żeby ktoś wziął, podpisał mu to i to zalegalizował. Bo jeżeli to nie będzie zalegalizowane, to się okaże, że wydawał nielegalnie. I taka jest prawda.
Po prostu rząd, nie przejmując się zupełnie tą ustawą budżetową, wydawał pieniądze, których nie miał, do których nie miał prawa i których nie miał prawa pożyczyć, a mimo to pożyczał. Mimo to te pieniądze wydawał. I teraz usiłuje zwalić winę na to, że zapłaciliśmy za mało podatków! To jest komunikat, który otrzymaliśmy jako Polacy. Za mało się zrzuciliśmy na ten interes! No, za mało się zrzuciliśmy. Ale to nie jest prawda. To było przewidywalne.
To, że wpływy z podatków będą mniejsze, a wydatki będą większe, to było 10 miesięcy temu całkowicie jasne. I byli ludzie w Polsce, wśród nich politycy Konfederacji, którzy mówili jasno i otwarcie, że te prognozy, które rząd przedstawił, są całkowicie nierealistyczne. Że wpływy z podatków będą mniejsze, a wydatki będą większe. A to, że rząd sobie na papierze zapisał inaczej wyglądającą sytuację, no to od samego początku była kompletna bzdura. To się niestety potwierdza w tej chwili, że tak było.
Co więcej, ta sytuacja, którą mamy w tej chwili, potwierdza tylko, że dokładnie to samo będzie w przyszłym roku! My już na tym projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok widzimy dokładnie, i mówiliśmy to w debacie budżetowej w Sejmie, że to się nie zepnie! Że te wpływy z podatków są przez ministra Domańskiego i premiera Tuska wyliczane w sposób nieprawdopodobnie optymistyczny i to po prostu nie ma prawa się spiąć. Że te wydatki to jakoś ich mało, te przewidziane ustawą, jak na to, co wiemy, że rząd chce faktycznie wydawać; i że my będziemy mieli w przyszłym roku dokładnie tę samą sytuację, że tę rekordowo deficytową ustawę budżetową, którą w tej chwili rząd przepycha przez Sejm, to ona nie jest ostatnim słowem tego rządu! Że oni przyjdą za 10 miesięcy po pierwszym stycznia, przyjdą w październiku, w listopadzie 2025 roku, i ogłoszą, że jednak to nie było dobrze policzone! Że Polacy za mało się zrzucili w podatkach i że trzeba tamtą ustawę z tym nieprawdopodobnym 300-miliardowym deficytem, będzie trzeba ją za rok znowu znowelizować i przyjąć nową kwotę deficytu.
I to nie byłoby jeszcze aż tak oburzające, aż tak skandaliczne jak jest, gdyby nie fakt, że rząd w tym samym czasie prowadzi politykę bizantyjską pod adresem samego siebie! Pod adresem tego rządu! Mamy kolejne wielomilionowe nagrody przyznawane w kolejnych ministerstwach. W sytuacji, kiedy oni wychodzą i mówią, że Polacy za mało się dorzucili w podatkach i muszą na koszt przyszłych pokoleń pożyczyć kolejne pieniądze, to jednocześnie wysyłają komunikat, że te pieniądze, które oni będą pożyczać albo wyciągać Polakom w podatkach, to one nie są przeznaczone na jakieś żywotne potrzeby Państwa Polskiego, tylko są przeznaczone np. właśnie na nagrody w ministerstwach, na czele oczywiście z Ministerstwem Finansów!
Bo rekordowe nagrody w tym roku, 23 miliony złotych, idą do Ministerstwa Finansów. Czyli ci sami ludzie, którzy nie byli w stanie przewidzieć i w wiarygodny sposób wpisać, jakie będą wpływy, jakie będą wydatki, to teraz mają zostać również w rekordowym stopniu nagrodzeni za to, że nie potrafili napisać dobrej ustawy budżetowej i my na przełomie października / listopada 2024 musimy nowelizować ustawę budżetową na 2024 rok, bo inaczej wyszłoby w Polsce i na świecie, że premier Tusk jest przestępcą, który wydaje pieniądze, do których wydawania nie miał nigdy najmniejszego prawa.
Ten sam rząd, w którym mamy rekordowe 23 miliony na nagrody w Ministerstwie Finansów, jest największym rządem w historii III RP! Mamy najwięcej ministrów, najwięcej wiceministrów. Pomimo tego, że jest to ten sam rząd, który dochodził do władzy pod hasłami, że trzeba to Bizancjum ukrócić!
Oni obiecywali, że w odróżnieniu od ekipy PiSowskiej, która ustanowiła poprzedni rekordowej wielkości rząd, to że oni to naprawią, oni się zmienią, i teraz już ten rząd będzie bardziej oszczędny, mniejszy. Stało się inaczej. Ustanowili tylko kolejny rekord i kolejne głodne gęby ze swoich ław poselskich, ze swojego zaplecza politycznego musieli kolejnymi fikcyjnymi w dużej mierze funkcjami ministerialnymi i wiceministerialnymi nakarmić. Bo czemu służy powołanie oddzielnego Ministerstwa ds. Równości czy Ministerstwa ds. Społeczeństwa Obywatelskiego? Jedynie spłacaniu długów politycznych, jedynie rozbudowywaniu, tworzeniu kolejnych fikcyjnych funkcji, na których fikcyjne zadania idą jak najbardziej realne pensje, brane właśnie z tego rekordowego długu, rekordowego deficytu.
Donald Tusk stworzył gabinet nagród i długów, który po blisko roku rządzenia nie może się pochwalić żadnym sukcesem, ale za to doprowadził do tego, że mamy już w tym roku rekordowy deficyt, a w kolejnym roku będziemy mieli jeszcze większy.
Poseł Michał Wawer na spotkaniu w ramach trasy Mentzen2025.
– 21 lat temu w Polsce miało miejsce referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej. W tym referendum działacze środowisk narodowych, narodowcy, czyli przedstawiciele tego środowiska które reprezentuję, przekonywali Polaków, że po wejściu do Unii Europejskiej Unia nie poprzestanie na tym co ma zapisane w traktatach, że będzie zagarniała kolejne atrybuty polskiej suwerenności. Że będzie samoistnie poszerzać swoje kompetencje. I będzie próbowała budować federalne, jednolite, unijne państwo wbrew temu na co się umówiliśmy. I przekonywali, że unijne firmy będą kolonizować Polskę i dusić nasz wzrost gospodarczy.
Te wszystkie prognozy, wtedy wyśmiewane przez ludzie, którzy siedzą dzisiaj w rządzie, niestety się sprawdziły.
Natomiast czego narodowcy nie przewidzieli 20 lat temu? To pewnego procesu jeszcze groźniejszego, jeszcze bardziej niebezpiecznego, który teraz oglądamy własnymi oczami. Procesu tego jak Unia Europejska z narzędzia polityki niemieckiej, z narzędzia realizowania niemieckich czy francuskich interesów narodowych, staje się fanatyczną organizacją, która ma wielki święty cel.
I tym wielkim świętym celem, który Unia Europejska sobie wymyśliła w ciągu tych ostatnich dwóch dekad, jest walka z globalnym ociepleniem, czyli ideologia klimatyzmu.
I to sprawiło, że Unia Europejska, wszystkie te negatywne procesy, wszystkie wady przynależności do Unii Europejskiej jeszcze bardziej spotęgowała.
Unia Europejska stała się fanatyczną organizacją walczącą z globalnym ociepleniem‼️
🚨Przedstawiciele środowisk narodowych ostrzegali 21 lat temu, że Unia będzie próbowała rozszerzać swoje kompetencje i budować jednolite, federalne państwo, a także że unijne firmy będą… pic.twitter.com/wbeMYaZPok
Mamy załamanie sprzedaży detalicznej, według danych Polacy kupują coraz mniej praktycznie wszystkiego. Tymczasem minister Hennig-Kloska: “Ludzie rezygnują z zakupów nie pierwszej potrzeby, a np. tekstyliów i to dobrze dla klimatu.”
Michał Wawer: Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów, droższy prąd, droższe paliwo, droższe ogrzewanie, droższe mieszkania i domy, droższa żywność, ogólnie niższy rozwój gospodarczy – to wszystko przekłada się po prostu na niższy poziom życia obywateli Unii. A niższy poziom życia to niższe emisje CO2!
My się mamy na każdym kroku poświęcać w imię ideologii klimatycznej, a w tym samym czasie w Azji konsumpcja i emisje rosną jak szalone i absolutnie nikt się tym nie przejmuje.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem Michała Wawera i Jana Krysiaka, 23 października 2024 r.
Michał Wawer: – Kolejny miesiąc przynosi kolejne fatalne dane ekonomiczne. GUS podał, że sprzedaż detaliczna spadła we wrześniu o 3% w ujęciu rocznym, czyli Polaków było stać na zakupy na kwotę 3% niższą łącznie w skali całego kraju niż to było we wrześniu rok temu, a o 6% niższą w ujęciu miesięcznym, czyli o 6% mniej kupili Polacy niż w sierpniu.
Największe spadki odnotowano w takich grupach jak tekstylia, odzież i obuwie, gdzie nasze zakupy spadły aż o 12,5% rok do roku. Atakże meble i sprzęt elektroniczny, gdzie mamy spadek aż 8-procentowy.
Jakby te dane nie były złe same w sobie, do gry włączyła się pani minister Hennig-Kloska, która skomentowała, że po pierwsze: z punktu widzenia klimatu to nawet dobrze! A po drugie, że spadają zakupy głównie nie w zakresie rzeczy pierwszej potrzeby, tylko raczej takie, bez których czasami możemy się obyć.
Spuśćmy już zasłonę milczenia na to, że pani minister uważa ubrania i buty za rzeczy, które nie są rzeczami pierwszej potrzeby. Skupmy się raczej na tych pierwszych słowach. Na tym, że z punktu widzenia klimatu to nawet dobrze, że Polacy są coraz biedniejsi i coraz mniej ich stać na zakupy.
To nie jest pojedyncza wpadka! To jest ujawnienie mimowolne przez panią minister sposobu myślenia, który tkwi w głowach nie tylko rządu Platformy Obywatelskiej i Polski 2050, ale w ogóle całej unijnej elity, całej tej oligarchii siedzącej w Brukseli, która raz po raz zrzuca na Polskę kolejne obowiązki klimatyczne, kolejne ograniczenia, kolejne podatki, kolejne certyfikaty. I oni to robią dokładnie w tym celu.
Naczelną ideologią Unii Europejskiej jest walka o klimat, walka o redukcję emisji dwutlenku węgla. A redukcję emisji dwutlenku węgla da się osiągnąć tylko na jeden sposób: radykalnie ograniczając konsumpcję, radykalnie ograniczając poziom życia mieszkańców Europy.
I pani minister tutaj w takich bardzo prostych i zrozumiałych słowach ujawniła, na czym to tak naprawdę będzie polegało: że wraz ze wzrostem cen, który wynika z Europejskiego Zielonego Ładu, z Fit for 55, z systemu ETS i nakładania obowiązku kupowania certyfikatów na dwutlenek węgla, na energetykę, na transport, na budownictwo, na wszystkie te kolejne sektory, że wraz ze wzrostem cen powodowanym przez te wszystkie działania będzie spadał poziom życia, będzie spadała konsumpcja, będzie po prostu Polaków i mieszkańców innych krajów europejskich na coraz mniej stać!
Nawet jeżeli na papierze PKB będzie dalej rosło, nawet jeżeli na papierze wynagrodzenia będą rosły, to po prostu za te same lub większe pieniądze będziemy mogli kupić systematycznie coraz, coraz mniej. I to jest misja, którą stawia przed sobą Unia Europejska. To jest misja, którą realizuje pani minister Hennig-Kloska jako minister do spraw klimatu, choć tak naprawdę bardziej szczerym i otwartym byłoby powiedzieć: jako minister do spraw biedy, jako minister do spraw ograniczania konsumpcji. Minister Hennig-Kloska do dymisji!
Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów, droższy prąd, droższe paliwo, droższe ogrzewanie, droższe mieszkania i domy, droższa żywność, ogólnie niższy rozwój gospodarczy – to wszystko przekłada się po prostu na niższy poziom życia obywateli Unii. A niższy poziom życia to niższe emisje CO2!
My się mamy na każdym kroku poświęcać w imię ideologii klimatycznej, a w tym samym czasie w Azji konsumpcja i emisje rosną jak szalone i absolutnie nikt się tym nie przejmuje.
Minister Hennig-Kloska mimowolnie ujawniła w prostych słowach logikę, która tak naprawdę stoi za polityką klimatyczną Unii Europejskiej, czyli: im większa bieda, tym lepiej dla klimatu.
Proces wywoływania w Europie przymusowej biedy rozkręca się coraz bardziej. Mniej samochodów,… pic.twitter.com/gEzJszmVOl
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Romana Fritza i Michała Wawera, 15 października 2024 r.
Michał Wawer: – Trzy lata temu Donald Tusk mówił: “To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi”. I to był komentarz do tego, co się działo na polskiej granicy wschodniej. To był komentarz Donalda Tuska do nielegalnych imigrantów szturmujących polską granicę z kamieniami i butelkami.
Minęły trzy lata i dzisiaj Donald Tusk wychodzi i mówi, że trzeba zawiesić procedury azylowe, że trzeba się tej nawale nielegalnej imigracji twardo przeciwstawić. I który Donald Tusk mówi prawdę?
Które poglądy Donalda Tuska to są te prawdziwe poglądy? Ktoś może uważać, że zmienił poglądy w tym czasie. Prawda jest naszym zdaniem taka, że Donald Tusk poglądów nie zmienił, bo nigdy żadnych nie miał. Donald Tusk po prostu dostosowuje swoje wypowiedzi do tego, co sądzi, że się spodoba wyborcom albo spodoba jego partnerom politycznym. I nie ma żadnego zamiaru ani wiązać tych poglądów z tym, co rzeczywiście robi, ani czuć się w żaden sposób związany tym, co deklaruje publicznie, z tym, co będzie później wdrażał w życie, ani w żaden sposób nawet wiązać tego, co mówi teraz, z tym, co powie za trzy lata, za miesiąc czy za pięć minut.
Widzimy to bardzo wyraźnie w działaniach, które tym słowom o zawieszeniu procedur azylowych, o zaostrzeniu prawa imigracyjnego. Widzimy, że nawet w tym samym czasie działania podejmowane przez rząd Platformy Obywatelskiej po prostu nie dowożą tych obietnic, które Donald Tusk składa. Bo kiedy kilka dni temu 17 państw strefy Schengen wezwało Komisję Europejską do zaostrzenia polityki imigracyjnej, do uproszczenia procedur zawracania nielegalnych imigrantów, to rządu polskiego wśród tych 17 aż rządów strefy Schengen nie było! I Donald Tusk tutaj, kiedy się pojawiła opcja realnego wywarcia presji na Komisję Europejską, z tej możliwości nie skorzystał.
Za to w tym czasie wychodził publicznie i przekonywał Polaków, że on teraz będzie twardo walczył z imigracją, będzie bronił Polski przed wojną hybrydową i będzie walczył z imigrantami szturmującymi, nielegalnie przekraczającymi polską granicę.
Te słowa Donalda Tuska nie wytrzymują też konfrontacji z tym, co znajdujemy w zaproponowanych przez niego faktycznie zmianach, reformach. Dlatego, że te słowa Donald Tusk wypowiedział w kontekście prezentowania nowej strategii imigracyjnej Polski, nowego projektu strategii imigracyjnej. I kiedy my wejdziemy w dokładne postanowienia tej strategii imigracyjnej, to znajdujemy tam nie potwierdzenia deklaracji o zawieszaniu procedur azylowych, tylko znajdujemy tam kierunki czysto proimigracyjne!
Znajdujemy tam informacje o otworzeniu 49 Centrów Integracji Cudzoziemców – ważna uwaga, integracji, a nie asymilacji. Nie zmieniania imigrantów zarobkowych w Polaków, tylko właśnie integrowania ich, czyli tworzenia w Polsce mniejszości narodowych. Znajdujemy informacje o tym, że Polska ma inwestować grube miliony w kursy adaptacyjne i orientacyjne, w punkty informacyjne i doradcze, a nawet wsparcie osobistych asystentów dla imigrantów, którzy będą im towarzyszyli w urzędach, szkołach, placówkach medycznych. Czyli po prostu tworzenie fikcyjnych etatów, które służyłyby wyłącznie temu, żeby właśnie zagwarantować, żeby imigranci się w żaden sposób nie zasymilowali! Żeby umożliwiać ich i wspierać im poprzez osobistego tłumacza, żeby swoim językiem dalej, mieszkając w Polsce, się posługiwali, gdziekolwiek pójdą, cokolwiek będą robili.
To nie jest spójne w żaden sposób z tym, co Donald Tusk obiecywał tymi słowami o zawieszeniu procedur azylowych. I nie jest to zbieżne w żaden sposób z polskim interesem narodowym.
To, czego Polska potrzebuje, to po pierwsze zaostrzenia polityki imigracyjnej, czyli ograniczenia liczby imigrantów, którzy do Polski napływają.
Po drugie asymilacji tych, którzy faktycznie napływają, czyli właśnie zmieniania ich w Polaków, zmuszenia ich do tego, żeby się językiem polskim posługiwali. Oczywiście w pierwszym pokoleniu nikt się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Polakiem nie stanie. Ale jeżeli będziemy intensywnie naciskać na asymilację imigrantów, to w drugim, w trzecim pokoleniu być może będzie szansa, żeby faktycznie mieć już zasymilowanych Polaków, ludzi, którzy przyswoili polską kulturę, a nie, żeby mieć, tak jak w krajach zachodnich, drugie, trzecie pokolenie imigrantów, którzy już nie czują, że złapali Pana Boga za nogi wskutek przeprowadzenia się do Polski, tylko wychodzą na ulicę, tworzą getta i podpalają samochody.
Potrzebujemy właśnie asymilacji, a nie integracji. Potrzebujemy zaostrzania procedur imigracyjnych i oczywiście zaostrzania tych procedur azylowych. Nic niestety nie wskazuje, żeby Donald Tusk rzeczywiście zamierzał tej swojej jednej obietnicy, niespójnej ze swoimi działaniami, w jakikolwiek sposób dotrzymać.
Natomiast my jako Konfederacja będziemy i tak patrzeć mu na ręce, będziemy obserwować, czy ta obietnica zostanie dotrzymana. Będziemy egzekwować od rządu Donalda Tuska, żeby procedury azylowe były rzeczywiście zawieszane. Bo to nie jest tak, jak mówią przedstawiciele Lewicy, że te procedury azylowe, które istnieją w tej chwili w Polsce, to jest jakieś prawo człowieka. Każde państwo ma prawo swoje procedury azylowe zawiesić, jeżeli się okaże, że te procedury azylowe są dziurawe, że da się je wykorzystać do działania przeciwko bezpieczeństwu narodowemu, jeżeli one są po prostu wykorzystywane jako narzędzie do prowadzenia wojny hybrydowej. A tak w tej chwili się dzieje w Polsce. Taka jest sytuacja.
I powiedzmy sobie jasno, że ci ludzie, którzy próbują nielegalnie przekraczać granicę polsko-białoruską, to nie są żadni uchodźcy! Im nie przysługuje żadne prawo do azylu.
Uchodźców w Polsce mamy co najwyżej z Ukrainy, a i to nie całej. Definicję uchodźcy spełniają ci ludzie, którzy uciekają do Polski z terenów Ukrainy, z tej części terenów Ukrainy, które są faktycznie objęte wojną. Jeżeli ktoś dociera do Polski z terenów wojną nieobjętych albo wędruje przez pół świata, żeby się do Polski dostać i podaje za “uchodźcę” z Iraku czy Afganistanu, który tutaj w Polsce jako uchodźca szuka nowego życia, to to nie są uchodźcy, szanowni Państwo. To są imigranci ekonomiczni. Mamy prawo i mamy obowiązek wobec państwa polskiego traktować ich jako imigrantów ekonomicznych.
A dla uchodźców mamy procedury azylowe na legalnych przejściach granicznych. W miejscach, które są do tego przeznaczone, żeby się w Polsce zameldować na granicy, złożyć wniosek azylowy i czekać na to, czy państwo polskie zdecyduje się takiego uchodźcę przyjąć, czy nie. Dla kogoś, kto nielegalnie przekracza w miejscu, w którym nie ma wyznaczonego legalnego przejścia granicznego, państwo polskie powinno mieć tylko jedną odpowiedź: złapać, zawrócić i odstawić za granicę w tym samym miejscu, w którym ten człowiek tę granicę nielegalnie przekroczył.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Michała Wawera i Romana Fritza, 11 października 2024 r.
Michał Wawer: – Wrzesień i październik upływają pod znakiem bezprecedensowej zapaści finansowej w systemie ochrony zdrowia.
Przez okres ostatnich kilku tygodni z całego kraju napływają sygnały z kolejnych szpitali w najróżniejszych częściach kraju, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie wywiązuje się z płatności. Są zatory płatnicze. Brakuje pieniędzy. Limity się wyczerpują. I to wszystko ma wpływ na funkcjonowanie ochrony zdrowia, w tej chwili już w skali ogólnokrajowej.
Wizyty pacjentów są odwoływane. Wizyty są przekładane na kolejny rok, a nawet w niektórych wypadkach zawieszana jest działalność całych oddziałów szpitalnych.
W “100 konkretach” Donalda Tuska w ubiegłym roku, w czasie zeszłorocznej kampanii Donald Tusk obiecywał zniesienie limitów NFZ w lecznictwie szpitalnym. Jest to jedna z najważniejszych, najdroższych obietnic, która była zawarta w “100 konkretach”. I oczywiście, jak zdecydowana większość obietnic z tego programu, nie została do dziś zrealizowana! I nie ma żadnych widoków na to, że kiedykolwiek przez Platformę zrealizowana zostanie.
Natomiast w tym wypadku powinniśmy chyba z tego powodu oddychać z ulgą. Dlatego, że właśnie najcięższa sytuacja, najgorsze zatory są w tych obszarach ochrony zdrowia, gdzie świadczenia są obecnie nielimitowane. To są te obszary, w których szpitale muszą udzielać bez ograniczeń wszystkich świadczeń wszystkim pacjentom, którzy się do nich zgłoszą i zgodnie z założeniem tych nielimitowanych świadczeń szpitale powinny na bieżąco otrzymywać za to płatności z Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeżeli tych płatności nie otrzymują, no to szpital nie ma żadnych możliwości, żeby nawet ograniczyć swoje straty. Musi po prostu na bieżąco, na stałe kredytować funkcjonowanie całego systemu opieki zdrowotnej.
Gdyby ten system został rozciągnięty – zgodnie z obietnicą Donalda Tuska – na całe lecznictwo szpitalne, gdyby wszystkie zabiegi, wszystkie świadczenia były nielimitowane, to mielibyśmy w tej chwili do czynienia z sytuacją, w której szpitale po prostu jeden po drugim ogłaszałyby w tej chwili bankructwo!
Program tego, żeby znieść limity w lecznictwie szpitalnym, jest dobry. Powinien być zrealizowany. Ale wymaga jednego podstawowego warunku. Narodowy Fundusz Zdrowia musi posiadać elementarną wiarygodność jako płatnik. Musi zadbać o to, żeby płatności dla szpitali przebiegały w sposób płynny, żeby się odbywały na bieżąco. W momencie, kiedy tego nie ma, kiedy NFZ i państwo polskie nie dotrzymuje umów ze szpitalami, to pogłębianie tego systemu, zdejmowanie kolejnych limitów byłoby tylko pogłębieniem kryzysu, pogłębieniem tej tragedii. Jak na to reaguje rząd?
Rząd stara się odwracać uwagę i jednocześnie szukać oszczędności. Jeśli chodzi o szukanie oszczędności, to również przez ostatnie tygodnie i miesiące toczy się dyskusja na temat porodówek.
Została ogłoszona propozycja Ministerstwa Zdrowia, żeby odciąć finansowanie jednej trzeciej najmniejszych porodówek w skali całego kraju. Dzięki reakcji opozycji, dzięki reakcji opinii publicznej wiemy już dzisiaj, zostało przyznane na Zespole ds. Opieki Okołoporodowej organizowanym przez poseł Karinę Bosak, zostało przyznane przez przedstawiciela rządu, że ten program nie będzie zrealizowany w sposób bezwzględny, że będą wyłączenia, będą wyjątki, będzie brane pod uwagę, jaka jest odległość danej porodówki od innych porodówek znajdujących się w okolicy.
Natomiast kiedy wczoraj z mównicy sejmowej zapytałem przedstawiciela Ministerstwa Zdrowia, jak to konkretnie będzie wyglądało, ile porodówek będzie miało odcięte całkowicie finansowanie, ile będzie miało to finansowanie ograniczone – na to odpowiedzi się niestety nie doczekałem. Zostałem po prostu zbyty ogólnikami.
Więc walka o porodówki cały czas trwa i my jako Konfederacja będziemy się przyglądać temu, jak konkretnie rząd chce oszczędzać na porodach i na oddziałach położniczo-ginekologicznych.
Jeżeli chodzi o odwracanie uwagi, no to mamy całą właściwie przemyślaną strategię pani minister zdrowia Leszczyny, która od momentu, kiedy została ministrem zdrowia, mówi bardzo mało o systemie opieki zdrowotnej. Bardzo dużo mówi za to o krucjacie przeciwko alkoholowi, bardzo dużo mówi o krucjacie przeciwko papierosom. Tym przecież tematem zajmowała się wczoraj, przemawiając z mównicy sejmowej. Nie mówiła o porodówkach, nie mówiła o zatorach płatniczych, skupiała się jedynie na wygodnym dla siebie temacie papierosów. W mediach mówi tylko o alkoholu. No i to niestety trudno czytać inaczej, jak tworzenie tematów zastępczych i szukanie sposobu, żeby odwrócić uwagę od tych realnych problemów związanych z sytuacją finansową NFZ.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. System, w którym funkcjonujemy, system monopolistycznego Narodowego Funduszu Zdrowia jest strukturalnie niewydolny! I tego systemu nie da się naprawić w taki sposób, żeby on zaczął działać naprawdę dobrze.
Inne kraje zachodnie już dawno odeszły od systemu monopolu w państwowej opiece zdrowotnej. Kiedy popatrzymy na Niemcy, kiedy popatrzymy na Czechy, tam funkcjonuje system konkurencyjny. Pacjenci w ramach płaconej do państwa składki zdrowotnej mogą wybrać, u którego ubezpieczyciela chcą się zarejestrować i z którym ubezpieczycielem chcą współpracować, u którego zaspokajać swoje potrzeby w zakresie ochrony zdrowia. To jest kierunek, w którym powinniśmy iść.
Dlatego, że bez mechanizmów konkurencji, bez wprowadzenia w tym systemie państwowym, w systemie, w którym każdy pacjent ma zagwarantowaną opiekę zdrowotną – jeżeli w tym systemie nie wprowadzimy rynkowych mechanizmów konkurencji, to kończyć się to będzie tak, jak obserwujemy właśnie w tej chwili: katastrofą systemu monopolistycznego, systemu, gdzie pieniądze są marnotrawione na potęgę, systemu, w którym po prostu nie ma motywacji na żadnym szczeblu do powiększania wydajności.
Jako Konfederacja zapisaliśmy propozycję gruntownej systemowej reformy ochrony zdrowia w naszym programie w ubiegłym roku, programie Konfederacji pt. Konstytucja Wolności i będziemy dążyć do tego i przekonywać zarówno polityków, jak i Polaków, że ten system wymaga właśnie systemowej reformy i zlikwidowania monopolu Narodowego Funduszu Zdrowia.
Ja od razu powiem, że jestem konserwatystą i gardzę piciem alkoholu z jakiegokolwiek opakowania innego niż szklane, tak jak nasi przodkowie przez setki lat. Natomiast nazwijmy… Red: Myślałem, że jako konserwatysta powie pan, że gardzi alkoholem w ogóle.
– Nazwijmy rzeczy po imieniu. Cała ta sprawa z alkotubkami to jest po prostu temat zastępczy. Taki temat zastępczy, w którym Donald Tusk celuje. On w czasie swoich poprzednich rządów walczył i z kibolami, i z dopalaczami. Teraz walczy z alkotubkami albo z alkoholem w ogóle.
I to nie jest przypadek, że ta sprawa wybuchła akurat w momencie, kiedy przez Sejm przechodziła specustawa powodziowa, która wyszła w formie dziurawej z tego Sejmu. Że to się działo wszystko w czasie, kiedy w trakcie głosowań, m.in. głosami Trzeciej Drogi, obiecującej wcześniej dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, została odrzucona poprawka Konfederacji zwalniająca z ZUS-u przedsiębiorców na terenach powodziowych na okres odbudowy. To wszystko jest po prostu elementem takiego teatru robionego przez Donalda Tuska i tak samo elementem tego teatru jest styl tego, w jaki sposób to się odbyło na tym posiedzeniu Rady Ministrów!
Sytuacja – w której premier przed kamerami mówi: “Czesław – do ministra konstytucyjnego – idź załatw!” – to to jest po prostu teatrzyk wzięty rodem ze wschodnich satrapii. To się nie w ten sposób załatwia, pan doskonale o tym wie.
Robienie takich rzeczy na pokaz przed kamerami, oddelegowywanie ministra z posiedzenia Rady Ministrów, żeby się “zajął jakimś tematem i on jedzie i się zajmuje”, pomimo tego, że tak naprawdę potem się okazuje, że i tak będą potrzebne przepisy, żeby móc to wszystko zalegalizować i temu przeciwdziałać. To jest po prostu teatr i temat zastępczy zarazem.
– Warto podbić, żeby nikomu nie uciekło, że padło tutaj, że rząd nie rozwiąże problemu “małpek”, bo Unia zakazuje! I nic nie da się zrobić, więc rząd tutaj wychodzi i mówi: nie ma wyboru, jedyne, co można zrobić to to, o czym pani poseł powiedziała, czyli podnieść akcyzę. To co prawda nie rozwiąże problemu “małpek” ani problemu alkoholizmu, za to wygeneruje dodatkowe miliardy dochodów budżetowych.
To ludzie zaczną te “małpki” sobie produkować u siebie w domu na bimbrownicy, ale rząd liczy na to, że wygeneruje to dodatkowe dochody budżetowe. I jest bardzo znaczące, że pani Leszczyna jako minister zdrowia, minister zdrowia w rządzie, który obiecał zniesienie limitów leczenia w NFZ-cie, to pani Leszczyna konsekwentnie od momentu objęcia urzędu zajmuje się właśnie głównie w sferze publicznej walką z alkoholem! Zamiast naprawianiem systemu ochrony zdrowia.
Bartosz Arłukowicz: Przedstawiliśmy przed chwilą KPO w onkologii, orientuje się pan w ogóle w temacie onkologii? Wie pan, co to w ogóle jest? Kilka dni temu była konferencja na 5 miliardów złotych dla szpitali na przebudowę, dofinansowanie i unowocześnienie onkologii.
W tym samym czasie, panie pośle, ogłaszacie propozycję limitów na porodówki, która na przykład w moim okręgu świętokrzyskim sprawiłaby, że w całej południowej połowie województwa zostałyby zamknięte porodówki. Proszę słuchać komunikatów własnego rządu i się zająć właśnie tymi społecznymi sprawami.
Nazwijmy rzeczy po imieniu, cała ta sprawa z alkotubkami, to jest po prostu TEMAT ZASTĘPCZY!
🚨To nie jest przypadek, że ta sprawa wybuchła akurat w momencie, kiedy przez Sejm przechodziła specustawa powodziowa, która wyszła w formie… pic.twitter.com/qGLT6QAeFg
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Marty Czech, 2 października 2024 r.
Michał Wawer: – Wczoraj, w trakcie głosowań sejmowych, koalicja rządząca od Lewicy przez Platformę po Polskę 2050 i PSL, wyrzuciła do kosza poprawkę Konfederacji zapewniającą zwolnienie ze składek ZUS dla przedsiębiorców poszkodowanych powodzią.
Jedyne na co w relacjach z ZUS-em mogą liczyć poszkodowani przedsiębiorcy to odroczenie składek zusowskich, co gwarantowała im ustawa, nawet nie ta obecna, tylko ustawa pochodząca jeszcze z 2011 roku. A w praktyce jest to rozwiązanie, które niestety nie jest żadną szczególną pomocą, dlatego, że to oznacza, że te składki w okresie objętym tym quasi stanem wyjątkowym powodziowym, te składki dla tych przedsiębiorców będą się po prostu kumulować. I w momencie kiedy wygaśnie rozporządzenie ministra to ZUS natychmiast przyjdzie do tych wszystkich przedsiębiorców, w grudniu czy w styczniu, i zedrze z nich wszystkie zaległe składki w jednej dużej racie.
Chcieliśmy temu zapobiec. Przedstawiliśmy poprawkę, która miała przedsiębiorcom oszczędzić takiej sytuacji. Rząd wyrzucił ją do kosza i przyjął rozwiązanie – ze strony rządu usłyszymy, że zapewnili co innego, że zapewnili świadczenie interwencyjne. I to jest cała perfidia tej sytuacji. Dlatego, że rząd zamiast obniżyć czasowo obciążenia państwowe dotykające przedsiębiorców woli zrobić tak, że te obciążenia zostaną na miejscu, będą się kumulować, rząd będzie sobie robił dobry pijar mówiąc właśnie o świadczeniu interwencyjnym, którego zresztą kwoty nadal nie znamy, rozmaici wójtowie z ministrami będą sobie przed kamerami ściskać ręce, wręczać tekturowe czeki i tłumaczyć ile to tysięcy każdemu z przedsiębiorców na terenach powodziowych wręczyli, a praktyka będzie taka, że te kwoty ze świadczenia interwencyjnego pójdą na spłatę. być może nawet nie całości, tych właśnie zaległości zusowskich narosłych przez okres odraczania. Narosłych dla przedsiębiorców przez okres odbudowywania się po powodzi.
Czyli pieniądze przepłyną z kieszeni do kieszeni. Zdjęcia do mediów będą zrobione, a przedsiębiorcy tak naprawdę się na tym w żaden sposób nie pożywią. Jedyni, którzy na tym zyskają, to urzędnicy zaangażowani w cały ten proces.
Wisienką na torcie jest fakt, że w tej większości, która odrzuciła poprawkę zwalniającą przedsiębiorców poszkodowanych z ZUS-u, w tej większości znaleźli się, jak jeden mąż, posłowie Trzeciej Drogi, posłowie PSL-u, czyli ci politycy, którzy przez całą kampanię wyborczą w ubiegłym roku obiecywali polskim przedsiębiorcom całkowitą dobrowolność ZUS-u! Teraz, kiedy przyszło co do czego, kiedy przyszło rządzenie, kiedy przyszła powódź, to nie było ich stać nawet na to, żeby tym poszkodowanym przez powódź na kilka miesięcy dać dobrowolny ZUS. Tak wygląda spełnianie obietnic przez rządzących obecnie polityków.
Zwolnienie z ZUS-u wylądowało w koszu. W koszu wylądowało także wiele innych bardzo dobrych poprawek opozycji, dobrych poprawek Konfederacji. Daliśmy naprawdę z siebie wszystko w trakcie prac nad specustawą powodziową. Próbowaliśmy łatać dziury, próbowaliśmy uszczelniać system, próbowaliśmy poprawiać legislację, poprawiać techniczne rozwiązania tam, gdzie one były wadliwe. Dla rządu to nie miało znaczenia.
Wszystko, co złożyła Konfederacja, lądowało w koszu bez żadnej dyskusji po prostu dlatego, że przyniosła to Konfederacja. I efekt jest taki, że specustawa powodziowa wyszła wczoraj z Sejmu w takiej samej kondycji, w jakiej do tego Sejmu wjechała. To znaczy dziurawa, nieefektywna, mniej pomocna dla poszkodowanych niż mogłaby być, i pełna luk, które dopiero w przyszłości trzeba będzie zapewne łatać.
Koalicja rządząca przed godziną odrzuciła poprawkę Konfederacji do specustawy powodziowej – co oznacza, że przedsiębiorcom odbudowującym się po powodzi nie będzie przysługiwać zwolnienie ze składek ZUS.
Rząd jedynie odroczy pobór składek, a za kilka miesięcy wystawi przedsiębiorcom skumulowany rachunek za cały ten okres.
Powódź czy nie, ZUS zedrze z poszkodowanych swoje. Wstyd.
Koalicja rządząca przed godziną odrzuciła poprawkę Konfederacji do specustawy powodziowej – co oznacza, że przedsiębiorcom odbudowującym się po powodzi nie będzie przysługiwać zwolnienie ze składek ZUS.
W specustawie powodziowej wraca pisowska szkoła legislacji, żywcem wyjęta z czasów “tarcz covidowych”.
Czyli: zrobić wielką ustawę poruszającą dziesiątki tematów, i wrzucić tam: – trochę dobrych rozwiązań, – trochę złych rozwiązań, – trochę jakichś kompletnych głupot, – okrasić to kilkoma “sprytnymi” wrzutkami legislacyjnymi, które nie mają kompletnie nic wspólnego z tematem specustawy, ale rząd się ich wstydzi, więc wrzuca do specustawy, żeby zginęły w zalewie zmian.
W specustawie powodziowej wraca pisowska szkoła legislacji, żywcem wyjęta z czasów "tarcz covidowych".
I tak w specustawie powodziowej (na obecnym etapie prac) rząd Donalda Tuska szykuje nam między innymi: • Rozwiązania dające większą elastyczność w funkcjonowaniu szkół czy sądów na terenach powodziowych. Trzeba będzie się jeszcze przyjrzeć, czy jakieś szczegóły tam nie są spartaczone, ale co do zasady na plus. • 1000 złotych zasiłku losowego, czyli kuriozalny “zasiłek od zasiłku”, przysługujący tylko tym, którzy… już wcześniej otrzymali zasiłek celowy. Po co oddzielny zasiłek i oddzielna procedura? Jeśli w ogóle idziemy w takie drobnicowe rozwiązania, to nie prościej po prostu podnieść zasiłek celowy o 1000 zł za każde dziecko w wieku szkolnym? Mnożenie biurokracji na minus. • Pomoc psychologiczna na NFZ bez skierowania. W kraju, w którym średni czas oczekiwania na psychologa na NFZ to 119 dni. Taka “pomoc powodzianom” to współczesny odpowiednik malowania trawy na zielono. Na minus. • I creme de la creme specustawy powodziowej, czyli… likwidacja programu “Laptop dla ucznia”. Nie dla terenów powodziowych, tylko tak w ogóle, dla całego kraju. Co, gdzie, jak, dlaczego teraz, dlaczego tutaj? Ja tak generalnie to jestem nawet za likwidacją tego bzdurnego programu – ale przecież takich rzeczy się nie robi wrzutką do specustawy powodziowej! Potrójny minus!
W specustawie powodziowej powraca pisowska szkoła legislacji!
Doskonale nam znana z czasów pandemii COVID-19, z czasów ustaw tzw. tarcz antykryzysowych czy antycovidowych. Ustawy te charakteryzowały się, tak samo jak ta specustawa — szeregiem poważnych wad procesu… pic.twitter.com/Yxkvg8aTKK
Czy ludzie, którzy pisali pisowskie tarcze covidowe, nadal pracują w rządzie i teraz pisali platformerską specustawę powodziową? Taki bigos legislacyjny trafia potem do Sejmu, poprawki opozycji rząd hurtem i z automatu wyrzuci do kosza, a my jako posłowie będziemy musieli w jednym głosowaniu opowiedzieć się albo “za” wszystkim naraz, albo “przeciw” wszystkiemu naraz.
Michał Wawer: Minister Hennig-Kloska się nie poddaje i robi kolejne podejście pod budowę wiatraków na obszarach chronionych!
Kilka dni temu Ministerstwo Klimatu skierowało do Komitetu Stałego Rady Ministrów projekt ustawy. Już pierwszy przepis (na screenie) to wielki ukłon w stronę producentów wiatraków – budowa wiatraków i innych instalacji OZE ma teraz stać się z definicji “realizacją nadrzędnego interesu publicznego”.
Taka wrzutka otwiera drogę do nieograniczonego budowania wiatraków w miejscach, w których obecnie jest to niedopuszczalne z przyczyn środowiskowych – takich jak obszary Natura 2000 i siedliska chronionych gatunków zwierząt.
Co ciekawe, w konsultacjach publicznych nie wzięły udziału żadne organizacje ekologiczne. Nie były zainteresowane, czy ministerstwo ich nie zaprosiło?
Szkoda, że pseudoekolodzy i politycy PO nie są tak zaangażowani w ochronę zagrożonych gatunków zwierząt i obszarów Natura 2000, jak byli zaangażowani np. w blokowanie inwestycji infrastrukturalnych chroniących przed zagrożeniem powodziowym.
Pani Hennig-Kloska, minister do spraw realizacji interesów lobby wiatrakowego – do dymisji!
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Wojciecha Machulskiego, 23 września 2024 r.
Michał Wawer: – Lobbyści wiatrakowi wyrzuceni drzwiami przed kilkoma miesiącami teraz wracają oknem.
Mogłoby się wydawać, że w okresie powodzi, w okresie klęski żywiołowej Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie zajmować się pomaganiem powodzianom, szykowaniem rozwiązań, które pozwolą uniknąć powodzi w przyszłości albo które rozwiążą bieżące problemy. Ale niestety Ministerstwo Klimatu zamiast tego wykorzystuje powódź, jako zasłonę dymną, pod przykrywką której może realizować swoje interesy, nawet nie swoje interesy tylko interesy grup lobbyingowych, które ewidentnie za tym ministerstwem stoją.
Kilka dni temu, 18 września do Komitetu Stałego Rady Ministrów od Pani Minister Klimatu Pauliny Hennig-Kloski, trafił projekt ustawy. Gigantycznej ustawy wdrażającej dyrektywy unijne, zmieniającej system nakładania opłat za prąd i w tej gigantycznej, skomplikowanej ustawie znalazł się jeden malutki przepis, nie mający w zasadzie nic wspólnego z całą resztą treści tej ustawy. Jeden malutki przepis, który sprawia że na terenach chronionych, na terenach Natura 2000, na terenach siedlisk zagrożonych gatunków zwierząt, budowanie wiatraków stanie się o wiele, wiele prostsze.
Na czym polega ten mechanizm? Otóż do tej pory, żeby uzyskać zgodę na wybudowanie wiatraka na terenie chronionym trzeba było udowodnić że przemawia za tym nadrzędny interes publiczny. Czyli w każdej konkretnej sprawie producent chcący postawić w danym miejscu wiatrak, być może też wyciąć drzewa przy okazji, musiał pójść do urzędu, pokazać, że tutaj ten wiatrak przyniesie interesowi publicznemu większe korzyści, niż wywoła szkody poprzez naruszenie tego chronionego terytorium przyrodniczego. Siłą rzeczy było to bardzo trudne do wykazania, bo w większości takich wypadków urzędnicy odpowiedzialni za ochronę środowiska wysyłali osoby chcące stawiać wiatraki z kwitkiem.
I co chce wprowadzić teraz minister Hennig-Kloska? Otóż chce wprowadzić automatyzm, że w każdej sytuacji, kiedy ktoś chce zbudować wiatrak, czy inną instalację odnawialnego źródła energii na terytorium chronionym, na terytorium Natury 2000, na terytorium objętym ochroną zagrożonego gatunku, będzie z automatu przyjęte spełnienie kryterium nadrzędnego interesu publicznego. Czyli do ustawy zostanie wpisane, że budowa wiatraków jest zawsze nadrzędnym interesem publicznym w porównaniu do ochrony środowiska naturalnego.
I to jest oczywiście święty graal dla lobby wiatrakowego, dlatego, że pozwoli budować wiatraki na masową skalę na terytoriach obecnie niezamieszkanych, czyli właśnie nieobjętych tymi regulacjami, jak daleko od domu muszą znajdować się wiatraki. I są to terytoria oczywiście najcenniejsze przyrodniczo, bo żebyśmy mieli świadomość o czym mówimy. Mówimy o obszarach Natura 2000, które obejmują 20% terytorium Polski. Najcenniejszych przyrodniczo lasów, innych obszarów, gdzie żyją zagrożone gatunki zwierząt, gdzie rozwija się turystyka, gdzie jest zachowywane naturalne życie, naturalne środowisko. Te miejsca zostaną wyjęte spod ochrony, jeżeli tylko ktokolwiek uzna, że w danym miejscu “O! Tu się opłaca wyciąć drzewa i postawić wiatrak.”
I pytanie brzmi gdzie w tej sytuacji są organizacje ekologiczne? Otóż organizacji ekologicznych nigdzie nie widać. Pomimo tego, że ta ustawa już od 3 miesięcy jest znana opinii publicznej, że trafiła do konsultacji publicznych, żadna organizacja ekologiczna w tych konsultacjach publicznych nie wzięła udziału, nie zabrała głosu. Być może nie zostały zaproszone, tak? Być może to jest strategia minister Hennig-Kloski i lobby wiatrakowego, żeby zapraszać do konsultacji publicznych tylko spółki energetyczne, paliwowe, które też mają w tej ustawie jakiś swój interes.
Jest to bardzo zastanawiające, że żadna z organizacji ekologicznych sowicie finansowanych przez niemiecki budżet niemieckie fundacje polityczne, bardzo zaangażowanych w takie sprawy, jak blokowanie infrastruktury powodziowej, tej infrastruktury, która mogłaby ograniczyć skutki trwającej obecnie powodzi, ale nie została zbudowana kilka lat temu, dlatego że organizacje ekologiczne protestowały przeciwko temu. Te organizacje, które protestowały przeciwko jakiejkolwiek wycince drzew, nawet na potrzeby gospodarcze uzasadnione ekonomicznie. Teraz, kiedy minister klimatu chce wprowadzić zasadę “chcesz zbudować wiatrak, wytnij sobie drzewa na terenie chronionym, buduj wiatraki”, to te organizacje ekologiczne, powiedzmy jasno: pseudoekologiczne, siedzą cicho nie mają nic w tej sprawie do powiedzenia.
Dosyć Ministerstwa Klimatu, które jest tak naprawdę Ministerstwem Załatwiania Interesów Lobbingowych. Dosyć organizacji ekologicznych, które nie dbają o interesy polskiej przyrody, polskiego środowiska naturalnego. Hennig-Kloska do dymisji, organizacje ekologiczne do objęcia intensywną kontrolą.
Poseł Michał Wawer w programie “Kawa na ławę’ w TVN24.
– Z dzisiejszej perspektywy, po tych kilku dniach wiemy, że nie tylko w perspektywie wieloletniej, ale nawet w perspektywie kilkunastodniowej były poważne zaniedbania.
Wiemy, że w momencie kiedy już z Unii Europejskiej, z Czech płynęły sygnały, że jest zagrożenie falą powodziową i że trzeba się na to przygotowywać, to w zbiornikach na Nysie Kłodzkiej nie była woda spuszczana z tych zbiorników w odpowiednim tempie, bo były przestrzegane zalecenia międzyresortowego rządowego zespołu, żeby ograniczać zrzuty wody ze względu na przeciwdziałanie złotej aldze.
Miało to istotne znaczenia. Mówimy o dziesiątkach czy setkach milionów sześciennych wody, które, gdyby powiększono rezerwę przeciwpowodziową, to zostałyby na tych zbiornikach zatrzymane, a nie zostały.
Rozmowa w @tvn24kawa – czy można było zapobiec powodzi w Polsce?👇🏻
Wiemy, że w momencie kiedy już z Unii Europejskiej, z Czech płynęły sygnały, że jest zagrożenie falą powodziową i że trzeba się na to przygotowywać, to w zbiornikach na Nysie Kłodzkiej nie była woda spuszczana z… pic.twitter.com/TYkvMYCVF3
Czy można było zmniejszyć skutki powodzi? To są pytania na które powinna zostać udzielona odpowiedzieć w ramach komisji śledczej w Sejmie, przez ludzi którzy te decyzje podejmowali. Czyli przez polityków z tego międzyresortowego zespołu i przez panią dyrektor Wód Polskich. Mówimy tutaj o milionach sześciennych wody. Jedno jest pewne, że to nie było bez znaczenia, że to nie była kwestia marginalna.
Pytanie ile miejscowości, ile tysięcy osób byłoby uchronionych przed powodzią, gdyby zostało to zrobione dobrze, to jest pytanie, które wymaga zbadania w kolejnych tygodniach.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i zastępcy rzecznika prasowego Konfederacji Marty Czech, 19 września 2024 r.
Michał Wawer: – Zacząć trzeba od tego, co dziś powinno być dla wszystkich oczywiste. Składamy wielkie wyrazy uznania, szacunku, wdzięczności dla wszystkich, którzy na zalanych terenach walczą z powodzią. Tych, którzy usuwają skutki powodzi w tych miejscach, przez które fala już przeszła. Tych, którzy w tej chwili, jak we Wrocławiu, walczą o obronę polskich miast i wsi przed falą powodziową. I tych, którzy dopiero na tę falę się szykują, jak w województwie lubuskim. Wyrazy szacunku, uznania dla strażaków, dla żołnierzy, dla przedstawicieli wszystkich innych służb i oczywiście dla ochotników, dla mieszkańców polskich miast i miasteczek, w tym również dla działaczy Konfederacji, którzy ofiarnie od kilku dni walczą z tą powodzią, bronią majątków swoich, bronią majątków swoich sąsiadów, pomagają wszystkim, którzy w tej chwili tej pomocy potrzebują. Także działaczom Konfederacji, którzy na terenie całego kraju organizują zbiórki pomocowe i dbają o to, żeby te najpotrzebniejsze materiały trafiły do tych, którzy w tej chwili ich najbardziej potrzebują.
W tej chwili najważniejsze jest to, żeby tę powódź przetrwać, żeby pomóc potrzebującym, żeby usunąć skutki powodzi tam, gdzie ta powódź wyrządziła zniszczenia. Natomiast dochodzimy już też do tego momentu, w którym trzeba zacząć analizować, co się wydarzyło, co poszło nie tak, co mogło pójść lepiej – i wyciągać wnioski, co zrobić, żeby w przyszłości, przy kolejnej powodzi, bo kolejna powódź prędzej czy później nadejdzie, żeby można było skutki zniszczeń ograniczyć lub całkowicie tereny polskie przed tą powodzią, przed negatywnymi skutkami uchronić. A dokonywanie tej analizy, wyciąganie wniosków nie jest niestety łatwe, ponieważ działamy w warunkach ogromnego chaosu informacyjnego.
I ten chaos informacyjny wynika nie tylko z natury tej sytuacji, z natury katastrofy klęski żywiołowej, ale również z tego, że jest fatalna komunikacja ze strony rządu, że brakuje przede wszystkim rzecznika prasowego rządu, brakuje wyspecjalizowanego serwisu informacyjnego, który pozwalałby odróżniać prawdę od fake newsów.
Brakuje jednoznacznych, zgodnych z prawdą, dotyczących faktów informacji. Zamiast tego mamy spektakl medialny w wykonaniu premiera Donalda Tuska, który na Dolnym Śląsku próbuje kreować się na głównego aktora walki z powodzią i dorównujący mu spektakl medialny ze strony polityków PiSu, którzy w tym trudnym czasie na masową skalę, widoczną już od 13 września, poświęcają się przede wszystkim jadowitym atakom personalnym, które tylko zaciemniają obraz tego, jak wygląda sytuacja i utrudniają wyciągnięcie tych rzeczywistych wniosków.
Niemniej, pomimo tego ogromnego chaosu informacyjnego, możemy już pewne fakty stwierdzić i możemy już postawić pewne pytania. Wśród tych oczywistych faktów, na które mamy jednoznaczne potwierdzenie, na pierwszy plan wybija się to, że kłamstwem były słowa Donalda Tuska z 13 września, że “prognozy nie są przesadnie alarmujące”.
To były słowa fatalne, słowa być może nawet o tragicznych skutkach, które wprowadziły ogromne zamieszanie. Były to słowa wypowiedziane w dniu, w którym od Unii Europejskiej, od organów zajmujących się tym w Unii Europejskiej, polskie samorządy otrzymywały informacje, że sytuacja jest jak najbardziej alarmująca i trzeba się przygotować na klęskę żywiołową! To było w tym samym dniu, w którym premier Czech alarmował Polaków, że trzeba się przygotować na kataklizm. Mimo to Donald Tusk wybrał ten właśnie moment, żeby Polaków uspokajać, żeby wprowadzać niestety chaos – i te słowa miały swoją moc, miały swoje znaczenie, mogły i zapewne w wielu miejscach spowodowały, że przygotowania do powodzi szły wolniej, że nie było takiej mobilizacji, że ludzie, którzy mogli podjąć decyzję o spokojnej i bezpiecznej ewakuacji, być może nawet rezygnowali z podjęcia takiej decyzji.
Kolejną rzeczą, którą wiemy, jest to, że ze zbiornika retencyjnego Nysa dokonano w przeddzień powodzi zbyt małego zrzutu wody. W tym zbiorniku można było przygotować większą rezerwę przeciwpowodziową, można było zrobić w zbiorniku miejsce na kolejne miliony metrów sześciennych spływającej w fali powodziowej wody, co by realnie pozwoliło ograniczyć wielkość fali powodziowej i skutki dla kolejnych miejscowości położonych na trasie tej fali. Jakie były przyczyny dokonania tego zbyt małego zrzutu? Kto popełnił błąd? Kto podjął taką decyzję i kogo należy z tego rozliczyć? To są pytania, które powinny być zadane i odpowiedź na które powinna usłyszeć polska opinia publiczna.
Kolejną rzeczą, którą wiemy, jest to, że w wielu miejscach działania zaradcze były opóźniane. Że zbyt późno rozpoczęto przygotowania do fali powodziowej, że zbyt późno ruszyła pomoc, że zbyt późno podjęto wiele działań i na poziomie samorządowym, i na poziomie rządowym. Jaki był związek tego z tymi fatalnymi, uspokajającymi słowami premiera? Kto stoi za tymi decyzjami, żeby pewne rzeczy opóźniać, żeby pewną mobilizację wprowadzać zbyt późno? To jest kwestia do wyjaśnienia. Wiemy, że w czasie powodzi w tych najbardziej dotkniętych powodzią miejscowościach nie było po prostu łączności.
Wiemy, że sytuacja komunikacyjna w Polsce, sytuacja ze zwykłym przepływem informacji, informowaniem o tym, co się gdzie dzieje, jest dalece niezadowalająca. Jako kraj przyfrontowy, kraj, który musi być gotowy nie tylko na klęski żywiołowe, ale też na warunki wojenne, powinniśmy wyciągnąć z tego jak najszybciej wnioski i pracować nad tym, żeby w Polsce istniała po prostu awaryjna sieć komunikacyjna pozwalająca rządowi na utrzymywanie zdolności do przekazywania wiedzy i informacji na terenie całego kraju również wtedy, kiedy te nasze codzienne, tradycyjne środki komunikacji, takie jak telefony, zawiodą. Tego niestety tutaj w czasie powodzi nie było.
Wiemy, że część miejscowości zalanych była po prostu odcięta od świata również w tym sensie informacyjnym. Wiemy wreszcie, że ogromna była skala zaniedbań przez szereg ostatnich lat. Wiemy, że to, co obciąża ten rząd, być może nawet w większym stopniu rząd poprzedni, że brakowało determinacji, woli politycznej do tego, żeby tworzyć nową infrastrukturę przeciwpowodziową, żeby dokonywać w skuteczny sposób inwestycji infrastrukturalnych pozwalających zabezpieczyć Polskę przed powodziami. Tutaj koronnym przykładem jest wspólna pisowsko-platformerska kapitulacja w sprawie zbiornika w Kotlinie Kłodzkiej, który pod wpływem protestów ekologów – “pseudoekologów”, należałoby powiedzieć – został przerwany, mimo, że wszystkie naukowe przesłanki wskazywały, że ten zbiornik powstać powinien.
Mamy raporty NIK-u wskazujące nieskuteczność działań w zakresie przygotowywania i małej, i dużej retencji. To są rzeczy, z których powinniśmy wyciągnąć wnioski i na przyszłość większą wagę wszyscy, jako politycy, jako obywatele, większą wagę przywiązywać do wywierania presji na inwestycje infrastrukturalne i budowanie zbiorników retencyjnych. To są te rzeczy, które wiemy.
Mamy również kwestie, co do których trzeba zadać pytania i zmusić polityków Platformy i PiSu do tego, żeby na te pytania odpowiedzieli. Wśród tych pytań na pierwszy plan wybija się pytanie, czy niemiecki wywiad usiłował nakłaniać polskich naukowców do współpracy z organizacjami pseudoekologicznymi, czy wciągał polskich naukowców we współpracę na rzecz niemieckiego wywiadu i działania w niemieckim interesie po to, żeby w Polsce utrudniać tworzenie inwestycji infrastrukturalnych – inwestycji, przeciwko którym te organizacje pseudoekologiczne protestowały. To jest pytanie, które jest związane oczywiście z wystąpieniem w dniu wczorajszym pana doktora Chociana w telewizji Polsat, który powiedział publicznie i zawiadomił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że pod jego adresem takie propozycje ze strony niemieckiego wywiadu były składane. To jest sprawa, która wymaga gruntownego wyjaśnienia.
Drugim pytaniem, które trzeba zadać, to jest kwestia, jak wyglądają zasoby rezerw strategicznych w Polsce. Dlatego, że niestety przez cały ten mijający tydzień nie dowiedzieliśmy się ani jaki był stan zasobów Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w przeddzień powodzi, ani jakie zasoby zostały uruchomione i dostarczone do terenów objętych powodzią. Niestety, są te wątpliwości, przesłanki, żeby się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest tak, że całe polskie rezerwy strategiczne lub niemal całe zostały wywiezione w poprzednich miesiącach i latach na Ukrainę, i Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych ma po prostu puste magazyny – być może jest taka sytuacja, że jako Polacy w wypadku właśnie tego, co nastąpiło, czyli klęski żywiołowej, jesteśmy w wyniku tej nadmiernej, nieuzasadnionej ofiarności po prostu bezbronni wobec kolejnej sytuacji kryzysowej.
W tych wszystkich sprawach trzeba postawić jasno fakty, trzeba zadać pytania, trzeba wymagać odpowiedzi na nie. Musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość. Musimy rozliczyć tych, którzy za zaniedbania odpowiadali w mijających dniach, miesiącach i latach.
Dlatego jako Konfederacja będziemy na kolejnym posiedzeniu Sejmu prezentować wniosek o powołanie Komisji Śledczej do spraw zaniedbań związanych z powodzią, tak, aby cała polska opinia publiczna mogła usłyszeć polityków zadających te pytania i słuchających odpowiedzi ze strony rządu obecnego, rządu poprzedniego, tak, abyśmy te kwestie wyjaśnili i żebyśmy byli w stanie rozliczyć winnych, wyciągnąć wnioski na przyszłość i zabezpieczyć się przed kolejną powodzią.
Bo tak, jak mówiłem, nie ma wątpliwości, że kolejna powódź prędzej czy później nadejdzie. Jako państwo powinniśmy być na to w przyszłości lepiej przygotowani.
– Najbardziej trzeba ubolewać nad tym, że nawet jeżeli teraz padnie trochę słusznych zarzutów czy słusznych recept, to niewiele z tego zostanie. Obserwujemy to co najmniej od 1997 roku. A pewnie jeszcze wcześniej,. Dyskusja na temat problemu powodzi i bliźniaczego problemu suszy toczy się tylko wtedy, kiedy jest właśnie szczyt powodzi czy szczyt suszy. Potem wszyscy o tym zapominają i problem tak naprawdę znika z obszaru zainteresowania i mediów, i polityków.
Raptem kilka miesięcy temu był wydany raport NIK-u chociażby na temat tego, jak program retencyjny w gospodarce rolnej był realizowany. Został przyjęty taki program. Miało być 100 milionów metrów sześciennych dodatkowej zdolności retencyjnej. A w zakreślonym czasie Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie było w stanie zrealizować tylko 10% tego programu. Nie wydano nawet połowy pieniędzy, niezbyt wielu pieniędzy, które zostały na to przeznaczone.
Najwyraźniej nie było zainteresowania politycznego i determinacji żeby to robić. Teraz za to będziemy płacić! Dlatego, że koszty naprawiania, koszty ratowania, koszty naprawiania skutków tych powodzi będą dużo większe niż gdyby te pieniądze wydać racjonalnie wcześniej i po prostu przygotować się na takie sytuacje jakie mają miejsce.
I to jest problem uniwersalny. I za rządów Platformy, i za rządów PiSu jest po prostu cały czas to samo. Tylko szczyt zainteresowania, kiedy jest kryzys. Potem wszyscy zapominają o problemie.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
RozwińZwiń komentarze (5)