W szumie frazesów o wojnie i zbrojeniach rząd tnie planowane i publicznie deklarowane wydatki na zbrojenia.
Poprzedni rząd zresztą chaotycznie, pospiesznie i pod koniec kadencji zapowiadał je lub kontraktował ze środków, których nigdy nie miał (dług miał być dopiero zaciągany).
W szumie frazesów o wojnie i zbrojeniach rząd tnie planowane i publicznie deklarowane wydatki na zbrojenia.
Poprzedni rząd zresztą chaotycznie, pospiesznie i pod koniec kadencji zapowiadał je lub kontraktował ze środków, których nigdy nie miał (dług miał być dopiero zaciągany).… https://t.co/PBdaXX1XFC
Siły Zbrojne nie dysponują funduszami i instrumentami umożliwiającymi normalne, prawidłowe zarządzanie. Są zwasalizowane finansowo i legislacyjnie przez niekompetentnych polityków i urzędników.
Wszyscy boją się tego co już w drugiej kadencji rządu PiS wydawało się nieuchronne (słyszałem to od wysokich urzędników) — urealniania wziętych czasem z powietrza liczb bardzo drogich elementów uzbrojenia z zagranicy, po to żeby było na bardziej przyziemne rzeczy, jak zaopatrzenie, serwis, szkolenia, personel, budynki, wyposażenie etc. Sformowano jednostki które od lat nie są wyposażane. Zarządzono ćwiczenia na które nie zaplanowano wydatków ani wyposażenia czy obiektów.
Do tego momentu nikt tych decyzji nie podjął, nie ma żadnego całościowego planu wydatkowo-inwestycyjnego, trwa całkowita chaotyczna improwizacja i wszyscy jak ognia boją się tematu.
Paweł Usiądek Konfederacja: 17 września rzecznik ukraińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Heorhij Tychyj poinformował, że w tym tygodniu na Ukrainę przybędzie polska delegacja wojskowa. Celem wizyty będzie szczegółowe zapoznanie się z doświadczeniami strony ukraińskiej w zwalczaniu rosyjskich ataków powietrznych, które od początku pełnoskalowej agresji stały się jednym z głównych elementów wojny. Wcześniej mowa była o szkoleniach na terenie Polski.
Tychyj przypomniał, że informacja ta została zapowiedziana już wcześniej przez szefa ukraińskiej dyplomacji podczas wizyty ministra Radosława Sikorskiego w Kijowie. Polska delegacja ma mieć charakter wysokiego szczebla – w jej skład wejdą oficerowie kierowniczych stanowisk, którzy będą mogli bezpośrednio zapoznać się z praktycznymi doświadczeniami Sił Zbrojnych Ukrainy. Choć plan i termin wizyty są już ustalone, szczegóły nie zostały ujawnione ze względów bezpieczeństwa.
W Polsce temat współpracy wojskowej z Ukrainą budzi szczególne emocje. Ministerstwo Obrony Narodowej już wcześniej stanowczo zdementowało doniesienia, jakoby polscy żołnierze mieli zostać wysłani na Ukrainę w celu udziału w szkoleniach. MON wyraźnie podkreślił, że wszelkie działania w zakresie systemów dronowych i antydronowych będą realizowane wyłącznie na terytorium Rzeczypospolitej. Jakakolwiek oficjalna obecność polskich żołnierzy na Ukrainie stanowi pretekst dla Rosji do dalszej eskalacji.
Współpraca z Ukraińcami w dziedzinie obrony przeciwdronowej jest bardzo cenna, jednak wydarzenia tego typu powinny mieć miejsce w Polsce. Dla bezpieczeństwa naszych żołnierzy oraz dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
Wiemy, że był rozpisany przetarg w Straży Granicznej, w którym specyfikacja istotnych warunków zamówienia została tak napisana, że spełniała ją wyłącznie jedna izraelska firma, a polski producent został wykluczony.
I to jest właśnie dramat – państwo, zamiast budować własne zdolności, samo zamyka drzwi przed rodzimym przemysłem. Uważam, że za takie decyzje powinny już dawno polecieć głowy – zarówno w instytucjach, które to firmują, jak i wśród polityków, którzy to nadzorują!
Polecamy uwadze całą rozmowę na kanale Rymanowski Live w której wziął udział poseł Przemysław Wipler 👇
Obronności nie mierzy się wysokością wydatków, lecz zdolnościami, jakie uzyskały siły zbrojne. Te zostały przetestowane podczas wtargnięcia dronów w polską przestrzeń powietrzną. Problemem jest tempo przekuwania wydatków w zdolności obronne. Potrzebujemy warsztatów, techników czy części zamiennych. Brakuje ciągłości w zaopatrywaniu w części zamienne, nawet dla tego sprzętu, który już mamy.
Obronności nie mierzy się wysokością wydatków, lecz zdolnościami, jakie uzyskały siły zbrojne. Te zostały przetestowane podczas wtargnięcia dronów w polską przestrzeń powietrzną. Problemem jest tempo przekuwania wydatków w zdolności obronne. Potrzebujemy warsztatów, techników czy… pic.twitter.com/uYRMnelmDU
Sam trend zwiększania liczebności armii jest czymś pozytywnym, jednak kluczowe jest, abyśmy mieli żołnierzy zmotywowanych do walki, dobrze wyszkolonych i posiadających wysokie kompetencje, a także odpowiednio rozbudowane i przygotowane do działania rezerwy.
Sam trend zwiększania liczebności armii jest czymś pozytywnym, jednak kluczowe jest, abyśmy mieli żołnierzy zmotywowanych do walki, dobrze wyszkolonych i posiadających wysokie kompetencje, a także odpowiednio rozbudowane i przygotowane do działania rezerwy. Powrotu do poboru nie… pic.twitter.com/4l4llpHyO4
Powrotu do poboru nie będzie, ale potrzebujemy nowoczesnego systemu powszechnego przeszkolenia wojskowego, dostosowanego do obecnych realiów życia. Powinien to być system z atrakcyjną ofertą dla młodych ludzi, najpierw wprowadzony dla chętnych, a następnie stopniowo rozszerzany na całe społeczeństwo.
Cała rozmowa Krzysztofa Bosaka w programie Rzecz o Polityce
Dzisiaj mija kolejna rocznica napaści ZSRS na Polskę. W trakcie gdy broniliśmy się przed Niemcami, od tyłu zaatakowali nas Sowieci. Podzielili się Polską z Niemcami, rozpoczęły się mordy, zsyłki, potem Katyń i dekady sowieckiej okupacji. Straciliśmy niepodległość, którą odzyskaliśmy dopiero 50 latach.
To tragiczna data, moment, w którym stało się oczywiste, że II RP przechodzi do historii. W niecałe trzy tygodnie okazało się, że całe nasze państwo zniknie. W kilkanaście dni od 1 września bardzo szybko wydało się, że nie jesteśmy w stanie obronić się przed agresorami. Te trzy tygodnie było bardzo brutalnym sprawdzeniem, jak rzeczywistość wygląda naprawdę.
Dzisiaj mija kolejna rocznica napaści ZSRS na Polskę. W trakcie gdy broniliśmy się przed Niemcami, od tyłu zaatakowali nas Sowieci. Podzielili się Polską z Niemcami, rozpoczęły się mordy, zsyłki, potem Katyń i dekady sowieckiej okupacji. Straciliśmy niepodległość, którą…
Jeszcze w sierpniu 1939 roku, a nawet na początku września, Polacy byli karmieni propagandą – jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Zwyciężymy wroga! Alianci już atakują Niemców, a my bombardujemy Berlin! Gazety tak długo drukowały propagandę, aż Niemcy nie zajmowali miast, w których były drukarnie. 17 września wkroczyli Sowieci, a już chwilę po północy, w nocy z 17 na 18 września Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych Edward Rydz-Śmigły przekroczył granicę z Rumunią. Okazało się, że dobra atmosfera, propaganda sukcesu i malowanie trawy na zielono nie powstrzymały Niemców i Sowietów.
Ludzie, którzy okłamywali Polaków, którzy wtrącali do więzień za krytykowanie polskich przygotowań do wojny, i którzy za niewystarczające przygotowania odpowiadali, którzy jeszcze na początku września wieścili nasze szybkie zwycięstwo, 18 września znaleźli się w Rumunii. Propaganda zniknęła, przywódcy zniknęli, zostali Polacy mierzący się ze zbrodniczymi okupantami.
Obecnie również nie jesteśmy gotowi do wojny, również jesteśmy karmieni propagandą sukcesu i również rząd nawołuje do jedności i utrzymywania atmosfery. I bardzo bym chciał, żeby ten baśniowy nastrój nigdy nie został zepsuty przez paskudną rzeczywistość, w której Rosja znowu nas zaatakuje, a wszystkie nasze problemy, które obecnie zamiatane są pod dywan, wychodzą na światło dzienne.
Po raz pierwszy, od czasów Hitlera i Stalina, mamy sąsiada, który przygotowuje się do ataku na nas. Rosja napadła już na Czeczenię, Gruzję, Ukrainę, naprawdę nie można wykluczyć, że nie posunie się dalej. A my, zamiast zrobić wszystko, żeby Putin połamał sobie na nas zęby, zadowalamy się propagandą sukcesu, jednością, optymizmem i bardzo pilnujemy, żeby nikt nie psuł dobrej atmosfery.
Moglibyśmy w Polsce wytwarzać broń kilkakrotnie taniej, polonizować technologię i eksportować ją dalej, stając się realnym graczem na rynku. Dlaczego tego nie robimy? Bo w polskim rządzie jest bardzo silny lobbing amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Przez to wciąż jesteśmy skazani na rolę klienta i importera.
Moglibyśmy w Polsce wytwarzać broń kilkakrotnie taniej, polonizować technologię i eksportować ją dalej, stając się realnym graczem na rynku. Dlaczego tego nie robimy? Bo w polskim rządzie jest bardzo silny lobbing amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Przez to wciąż jesteśmy… pic.twitter.com/vEBwVRBJgs
To jest ich celowa polityka, która miała wielkie wsparcie za rządów PiS i ma je również obecnie. Czas zacząć budować własną siłę. Bo albo będziemy mieć własny przemysł zbrojeniowy, albo będziemy zawsze zależni od cudzych decyzji.
Grzegorz Płaczek, przewodniczący Klubu Poselskiego Konfederacji
Władza przez lata nauczyła się kłamać. Robiła to przez lata, ale na szczęście Polacy się budzą i manipulowanie opinią publiczną idzie rządzącym coraz trudniej. Na szczęście.
Ostatnie wydarzenia z nocy z 9 na 10 wrześnie 2025 r. i wtargnięcie obcych dronów na terytorium Polski pokazały, jak wygląda ten mechanizm. Gdyby nie działania dziennikarzy oraz internautów – do dziś z pewnością zależne od Warszawy „niezależne” media podawałaby informację, iż rosyjskie drony zniszczyły dom w Wyrykach, wleciały z terytorium Ukrainy i cała obrona ludności naszego kraju przebiegła bezbłędnie, a każdy kto szuka odpowiedzi na podstawowe pytania związane z atakiem dronowym jest nazywany sprzymierzeńcem Rosji. Głupie, ale tego oczekuje władza.
Tym razem jest jednak inaczej. Polityczny konflikt na linii prezydent-premier również obecnie sprawia, że pewnych rzeczy nie da się już zamiatać łatwo pod dywan.
11. września b.r. w Sejmie minister obrony narodowej udzielił informacji „o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony” – problem w tym, że po wystąpieniu szefa Ministerstwa Obrony Narodowej i rundzie poselskich pytań nie padła odpowiedź niemal na żadne z postawionych przez parlamentarzystów pytań. Premier również w swoim przemówieniu do posłów podał garść informacji, które można było przeczytać w prasie. W związku z tym działając na podstawie Ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, chcąc uporządkować fakty i ustalić, jaki jest stan faktyczny dot. wydarzeń nocy z 9 na 10 września b.r. kieruję do szefa MON podstawowe pytania, w celu ustaleniu tego, gdzie leży prawda. Niezależnie od tego, jaka ona jest.
1. Ile łącznie dronów wtargnęło na terytorium Polski w nocy z 9 na 10 wrześnie 2025 r.? Sprawa wydaje się oczywista, jednak mogło dojść do weryfikacji tej liczby w ostatnich dniach.
2. Ile dronów zostało zestrzelonych i w jaki konkretnie sposób? Czym innym jest zestrzelenie dronów, a czym innym samoistny upadek dronu po dotarciu do celu. Warto ustalić, jaki procent dronów został realnie uznany za zagrażający naszemu bezpieczeństwu i dlaczego nie wszystkie drony zostały zestrzelone?
3. Ile dronów nie zostało zestrzelonych i dokładnie dlaczego? Gdzie zostały one znalezione po upadku? Z informacji prasowych wynika, że niektóre drony dotarły daleko w głąb Polski. Dlaczego? Czy uznano je za niegroźne? Czy wszystkie były śledzone podczas lotu? Dlaczego podjęto decyzję, że obce drony mogą bezpiecznie przelecieć setki kilometrów nad terytorium Polski?
4. Z terytorium(ów) jakiego państw(a) wleciały drony na terytorium Polski? Tutaj sprawa jest poważniejsza. Premier podawał informację, iż drony wleciały z Białorusi, jednak później okazało się, że niekoniecznie. Cześć z nich wleciała z Ukrainy. Próbowałem z mównicy sejmowej otrzymać wiążącą informację od ministra obrony – jednak bezskutecznie. Opinia publiczna powinna usłyszeć szczegóły w tej kwestii.
5. Czy Polska otrzymała informację o lecących dronach od rządu/wojska ukraińskiego lub białoruskiego (innego?), a jeśli tak – dlaczego drony nie zostały zestrzelone po przekroczeniu granicy Polski? Jeśli prawdą jest, że Polska otrzymała ostrzeżenie od Białorusi i Ukrainy o lecących dronach, dlaczego nie zostały one zestrzelone np. przez wojska Ukraińskie, które mają w pobliżu polsko-ukraińskiej granicy „systemy/rakiety antydronowe”. Czy doszło chociażby do podjęcia próby zneutralizowania dronów przez naszego wschodniego sąsiada? Sytuacja wydaje się dziwna, zwłaszcza, że fakt, iż Polska ponoć otrzymała ostrzeżenie był skrzętnie początkowo ukrywany. Dlaczego?
6. Czy w dom w Wyrykach (Lubelszczyzna) uderzyła rakieta wystrzelona z polskiego F-16 (prawdopodobnie AIM-120 AMRAAM) wskutek awarii naprowadzania podczas próby zestrzelenia drona? Ewentualnie, czy dom w Wyrykach został trafiony przez rakietę polskiego wojska lub wojsk sprzymierzonych? Proszę o informację w tej kwestii.
❌ Władza przez lata nauczyła się kłamać. Robiła to przez lata, ale na szczęście Polacy się budzą i manipulowanie opinią publiczną idzie rządzącym coraz trudniej. Na szczęście. Ostatnie wydarzenia z nocy z 9 na 10 wrześnie 2025 r. i wtargnięcie obcych dronów na terytorium Polski… pic.twitter.com/gsrU7l0fIQ
Wieś Wyryki przejdzie do historii. To tutaj został zniszczony dom – być może to w tej polskiej wsi doszło do największych cywilnych zniszczeń, które… sami sobie wyrządziliśmy. Władza oraz media głównego nurtu od początku forsowały przekaż, że dom został zniszczony przez dron. Dopiero dziennikarskie śledztwo doprowadziło do tego, że opinia publiczna usłyszała, że fakty nie są takie oczywiste. Jeśli prawdą jest, że dom został zniszczony przez polską rakietę – jak to możliwe, że do tego doszło? Przecież wojsko polskie nie wystrzeliwuje setek takich rakiet. Jeśli doszło do awarii naprowadzania – jest to wysoce niepokojące. Jak to możliwe, że ten temat nie był poruszany na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, a prezydent nie został o tym od razu poinformowany? Postępowanie bada Prokuratura – i to rozumiem – jednak prosty fakt potwierdzenia, co zniszczyło dom może być teraz kwestią tygodni lub miesięcy. To nie jest normalne. Wojsko Polskie i służby bezpieczeństwa powinny znać odpowiedź natychmiast. Łącznie z pałacem prezydenckim i posłami. Co prawda wójt wsi Wyryki twierdzi, że należy patrzeć wprzód, „nic to nie zmienia [przyp. ustalenie, co zniszczyło dom]. Jedynie, co może się zadziać, to ta informacja może dać dodatkową pożywkę dla rosyjskich trolli”, jednak ustalenie tego, co było przyczyną zniszczeń zmienia wiele. Nie dziwi oczywiście takie podejście wójta, gdyż startował na swój urząd z komitetu, z którego startowali działacze Nowej Lewicy (a kontrkandydatem był działacz PiS), więc narracja wójta wydaje się być, z politycznego punktu widzenia, oczywista. Dlaczego prezydent RP, jak i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, nie otrzymali niezwłocznych wyjaśnień? Zadawanie podstawowych pytań nie jest trollingiem, jak twierdzi wójt – jest wyłącznie próbą zrozumienia wydarzeń z tamtej nocy i próbą odpowiedzenia na pytanie, czy to normalne, że władza najpierw wprowadziła Polaków w błąd, a teraz cedzi informacje, dopasowując je do tych, które niezależnie pojawiają się w przestrzeni publicznej.
Sprawa jest niezwykle groźna i jako poseł – mając najwyższy szacunek do polskich żołnierzy – działając na podstawie art. 20 ust. 2 Ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, oczekują udzielenia mi odpowiedzi na powyższe pytania przez szefa MON – nie później jednak niż w ciągu 14 dni od otrzymania mojej interwencji. A w przypadku, gdyby któraś z informacji, o które pytam, objęta była klauzulą poufności/zastrzeżone, jestem gotowy skorzystać z zaproszenia do kancelarii tajnej, celem zapoznania się z udzielonymi odpowiedziami.
POLACY POWINNI POZNAĆ PRAWDĘ. Jakakolwiek by ona nie była. Czas zmierzyć się z faktami.
W ubiegłym tygodniu rządowe ośrodki alarmowały przed „rosyjską dezinformacją” w związku z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Tymczasem okazało się, że część z tych informacji, uznanych oficjalnie za fałsz, była prawdziwa.
Na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowano przykłady „dezinformacji”. Jednym z nich miało być twierdzenie, że zniszczenia na terytorium Polski mogły być efektem działań polskiej lub ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Władza przestrzegała, że rosyjskie kanały próbują sugerować, iż szczątki dronów bądź pociski mogły spadać na polskie miejscowości. O sprawy te pytali między innymi posłowie Konfederacji, po czym byli nazywani tradycyjnie „ruskimi onucami”. Jednak już kilka dni później „Rzeczpospolita” ujawniła, że w Wyrykach w województwie lubelskim w dom uderzył pocisk wystrzelony przez polskiego F-16 podczas próby zestrzelenia rosyjskiego drona.
To, co rząd nazywał „rosyjską dezinformacją”, okazało się prawdą! Konfederacja znów miała rację!
W ubiegłym tygodniu rządowe ośrodki alarmowały przed „rosyjską dezinformacją” w związku z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Tymczasem okazało się,… pic.twitter.com/1lBcv75StD
Podobnie w przypadku Ukrainy: resort przedstawiał jako „dezinformację” sugestię, że Kijów domaga się, aby Zachód zestrzeliwał drony nad ukraińskim terytorium. Tymczasem minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha otwarcie wezwał sojuszników do użycia obrony przeciwlotniczej NATO w ukraińskiej przestrzeni powietrznej.
Mamy więc sytuację paradoksalną: to, co rząd w Warszawie przedstawiał obywatelom jako „fake news”, kilka dni później okazało się faktem. Pytanie brzmi: czy państwo świadomie dezinformowało opinię publiczną, czy po prostu nie kontroluje własnych służb i przekazu informacyjnego? W obu przypadkach konsekwencje są dramatyczne – bo uderzają w wiarygodność instytucji państwowych i w bezpieczeństwo Polaków.
Gdy władza nazywa fakty „dezinformacją”, a później sama przyznaje im rację, to nie Rosja, ale polski rząd staje się producentem chaosu informacyjnego. To właśnie takie działania najbardziej podkopują zaufanie społeczne i realnie osłabiają nasze bezpieczeństwo. To właśnie przez taki brak szacunku do obywateli później prawdziwa rosyjska dezinformacja ma używanie, bo przecież państwo kłamało. Kłamało ws. pandemii, ws. szczepionek, ws. Przewodowa, ws. Wyryk. Zacznijmy Polakom podawać prawdę, nawet jeśli nie wygodną.
Sławomir Mentzen skomentował wpis Donalda Tuska, który napisał, że cała odpowiedzialność za uszkodzenia domu w Wyrykach spada na autorów dronowej prowokacji, czyli Rosję.
Nikt nie ma pretensji do żołnierzy, nie ich wina, że rakieta zawiodła. Pretensje mamy do waszego rzędu, który dezinformował w tej sprawie i kompromitował Polskę w ONZ. Chowanie się przez premiera za żołnierzami jest tu bardzo słabe.
Nikt nie ma pretensji do żołnierzy, nie ich wina, że rakieta zawiodła.
Pretensje mamy do waszego rzędu, który dezinformował w tej sprawie i kompromitował Polskę w ONZ.
Chowanie się przez premiera za żołnierzami jest tu bardzo słabe.
Strzelnice w Polsce, te istniejące, ale też planowane lokalizacje, są coraz częściej atakowane przez różnego rodzaju aktywistów. Zawiązują się dziwne, podejrzane ruchy przeciw strzelectwu, czarnoprochowcom, służbom mundurowym, myśliwym, leśnikom itd.
Nawet niektórzy parlamentarzyści bez skrępowania prezentują publicznie takie poglądy, również z sejmowej mównicy.
Sytuacja zaczyna bardzo przypominać tę na Ukrainie przed 2014 i 2022 rokiem.
Strzelnice w Polsce, te istniejące, ale też planowane lokalizacje, są coraz częściej atakowane przez różnego rodzaju aktywistów. Zawiązują się dziwne, podejrzane ruchy przeciw strzelectwu, czarnoprochowcom, służbom mundurowym, myśliwym, leśnikom itd.
Potrzebujemy świadomych, praworządnych , uprawnionych do posiadania i posiadających broń obywateli.
Dla nierozumiejących słowa czytanego: to nie jest wpis o złagodzeniu restrykcji prawnych, bo to temat na inną dyskusję.
To wpis o tym, że prorosyjska narracja, to głównie ta, która mówi o rozbrojeniu, braku potrzeby edukacji obronnej, czy podważająca zasadność szkoleń ochrony cywilnej i militarnych. Pod przykrywką lewackiego pacyfizmu, czy ochrony środowiska jest wtedy bardzo łatwo krzyczeć…
Rolnik z Wohynia znalazł na polu drona — i jako pasjonat motocykli opisuje jego technologię.
Równocześnie rząd chwali się, że użył myśliwców do zestrzeliwania tanich dronów. Systemy Sky Control i Barbara wciąż są w budowie. W sieci krążą prywatne instrukcje o ochronie przed dronami, a SMS-y RCB apelują: zachowaj spokój i powiadamiaj służby.
W Sejmie — pięć lat po wojnie w Karabachu — trwa dyskusja o fabryce dronów. I to na kilka dni przed manewrami Zapad.
Rolnik z Wohynia znalazł na polu drona — i jako pasjonat motocykli opisuje jego technologię. 🤔🤖
Równocześnie rząd chwali się, że użył myśliwców do zestrzeliwania tanich dronów. ✈️💥 Systemy Sky Control i Barbara wciąż są w budowie. 🔧⏳ W sieci krążą prywatne instrukcje o… pic.twitter.com/9SggwkHANu
Jeśli zwykli ludzie analizują sprzęt wojskowy i podają instrukcje obrony, a rząd przedstawia użycie myśliwców jako sukces — to poważny sygnał dla potencjalnych przeciwników.
Oby ten kryzys obudził rządzących — bo to już nie są przelewki. Nie żartuję. Nie straszę. Informujcie się, bądźcie czujni i zgłaszajcie podejrzane przypadki służbom.
12 września 1939 roku był kulminacyjnym momentem polskiego uderzenia znad Bzury w bok niemieckiej 8. Armii generała Kluge. Polskie wojska osiągnęły linię Głowno–Stryków–Ozorków, rozbijając niemiecką 30. Dywizję Piechoty i zmuszając pozostałe jednostki armii wroga do przejścia do obrony. Zatrzymano również pochód części najsilniejszej niemieckiej 10. Armii i zmuszono przeciwnika do wstrzymania uderzenia na Warszawę.
Bitwa nad Bzurą, choć wielka, nie miała szans zmienić losów wojny. Jednak mogła zapisać się w dziejach Polski jako kolejne zwycięstwo naszego oręża i zadać Niemcom boleśniejsze straty. Tak się jednak nie stało, a było to możliwe. Żołnierze nie zawiedli. Przewaga materiałowa i liczebna przeciwnika nie była jedynym ani nawet decydującym czynnikiem, bo żołnierz polski w pierwszej fazie bitwy pokazał, że kiedy przeciwnik jest atakowany, a uderzenie prowadzone sprawnie, to wróg zaczyna przegrywać, choć mógł sobie pozwolić na pisanie na skrzynkach z amunicją “nicht sparen”. Zawiodło najwyższe dowództwo, brak łączności i brak koordynacji. Za tym wszystkim stał czynnik ludzki. Gdyby Sztab Naczelnego Wodza nie zwlekał z udzieleniem Armii „Poznań” zgody na uderzenie na Niemców wcześniej, już 4 września, Armia „Łódź” zostałaby odciążona i mogłaby wytrwać dłużej na kluczowych pozycjach. Gdyby wydano zgodę choćby 6 września, sytuacja mogłaby się jeszcze zmienić, ale nawet wtedy zwlekano z odpowiedzią dla nieatakowanej Armii „Poznań”. Pozwolono, by Niemcy bili nas częściami i uzyskiwali miażdżącą przewagę na kluczowych odcinkach frontu.
Zawiodła łączność. Przez brak kontaktu z Naczelnym Dowództwem i wycofującą się i oskrzydloną Armią „Łódź” nie można było skoordynować i tak już opóźnionego uderzenia na Niemców w dniu 9 września. Gdyby udało się nawiązać łączność, Armia „Łódź” mogłaby zatrzymać się w rejonie Łodzi–Sochaczewa i związać część sił niemieckich, wspierając w ten sposób uderzenie Armii „Poznań” i „Pomorze”, jednocześnie ratując się od całkowitego rozbicia w walkach na południowy zachód od Warszawy.
12 września 1939 roku był kulminacyjnym momentem polskiego uderzenia znad Bzury w bok niemieckiej 8. Armii generała Kluge. Polskie wojska osiągnęły linię Głowno–Stryków–Ozorków, rozbijając niemiecką 30. Dywizję Piechoty i zmuszając pozostałe jednostki armii wroga do przejścia do… pic.twitter.com/7mWqbafpfC
Zawiódł dowódca Armii „Warszawa”, a wcześniej Armii „Łódź” – gen. Juliusz Rómmel. Porzucił walczące oddziały swojej Armii „Łódź”, za co zamiast wyroku śmierci otrzymał… dowództwo nad Armią „Warszawa”. To jeden z najjaskrawszych przykładów tragicznych w skutkach sanacyjnego kolesiostwa. Gen. Rómmel nie udzielił pomocy wojskom walczącym nad Bzurą, choć właśnie ze względu na ich działania zaczepne napór Niemców na Warszawę znacząco zelżał. Gen. Czuma, dowódca obrony stolicy, chciał siłami 20–30 tys. żołnierzy wesprzeć walczące na zachód od Warszawy wojska, ale Rómmel się nie zgodził. Nie zgodził się też na wysłanie dwóch Brygad Kawalerii celem przebicia się do zgrupowania Kutrzeby i wsparcia w toczącej się wielkiej bitwie. Znów Niemcy bili nas częściami.
Osamotnione Armie „Poznań” i „Pomorze” walczyły dwa tygodnie, zanim część wyczerpanych żołnierzy bez ciężkiego sprzętu i amunicji dotarła do stolicy. Pozostali zginęli, zostali wzięci do niewoli lub ukrywali się w okolicznych lasach od Nasielska po Sochaczew i od Koła po Skierniewice.
Dlaczego o tym piszę? Ze względu na naukę, jaką powinny dać nam tamte doświadczenia. Podobnie jak przed II wojną światową uprawia się u nas propagandę sukcesu. Podpisuje się gigantyczne, kosztowne kontrakty na dostawy uzbrojenia, a brakuje środków na najbardziej podstawowe rzeczy. Wówczas była to łączność, amunicja, a nawet bielizna dla żołnierzy. Dziś nie jest wiele lepiej. Setki miliardów wydamy na kosztowny sprzęt dobry na nieco już minioną rzeczywistość pola walki, a nie mamy stosunkowo tanich zestawów antydronowych czy zapasów amunicji pozwalających myśleć o oporze dłuższym niż dwa tygodnie.
Inne sprawy związane z organizacją dowodzenia, logistyki czy planami prowadzenia działań wojennych pozostawiam do Waszej oceny. Obyśmy z bolesnej lekcji z września 1939 roku wyciągnęli wnioski.
Krzysztof Bosak skomentował na X wpis b. premiera Mateusza Morawieckiego nt. konieczności deregulacji w celu rozbudowy polskiego sektora dronowego.
Co za bzdury! Nie dajcie się nabrać na takie hasełka. Droga do budowy obrony przed dronami w państwie w stanie pokoju NIE POLEGA na deregulacji. Przeciwnie: żeby zbudować profesjonalny system obrony przeciw dronom potrzeba dużo nowych regulacji prawnych. Oto jakich:
1) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia urządzeń do zakłócania dronów w czasie pokoju oraz kwestie odpowiedzialności za spowodowane w ten sposób szkody
2) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia urządzeń do zestrzeliwania dronów w czasie pokoju oraz kwestie odpowiedzialności za szkody spowodowane przez systemy zastrzeliwujące oraz przez spadające szczątki dronów
3) wprowadzających zasady, okoliczności i zakres użycia kontrdronów (interceptorów) oraz kwestie odpowiedzialności jak wyżej
4) wprowadzających dla statków powietrznych system cyfrowej identyfikacji swój/obcy na czas wojny i pokoju, tak dla sektora cywilnego jak i militarnego
5) tworzących ramy prawne i technologiczne dla cyfrowej wymiany informacji pomiędzy systemami obrony przeciwlotniczej i antydronowej, w celu jego ogólnokrajowego i modułowego rozwoju
6) tworzących podstawy prawne, technologiczne i organizacyjne pod przejście komunikacji między wojskiem, służbami cywilnymi i obywatelami z anachronicznego systemu powiadomień tekstowych na nowoczesny, interoperacyjny system powiadomień cyfrowych, pozycjonowanych na wielowarstwowym systemie cyfrowych map
7) tworząc podstawy jak wyżej pod wprowadzenie aplikacji służącej powiadamianiu o zagrożeniach — zarówno obywateli przez służby jak i służb przez obywateli
8) modyfikując regulacje Sił Zbrojnych RP dotyczące ich planowanego rozwoju, tak żeby uwzględnić w nich prace i wydatki na systemy radiolokacyjne i obronne umożliwiające reagowanie na drony
9) wprowadzając do prawa przepisy nakładające obowiązek stworzenia ochrony antydronowej dla cywilnej infrastruktury krytycznej, precyzujące kto ma to zrobić, jak i za które pieniądze
10) wprowadzające do prawa przepisy umożliwiające firmom z sektora ochroniarskiego proponowanie usług ochrony przed dronami i precyzujące wszystkie aspekty z tym związane
Każda z powyższych rzeczy jest niezbędna lub pożyteczna, aby w Polsce rozwinął się sektor ochrony antydronowej. Żadna z nich nie wydarzy się w wyniku deregulacji.
Czy jest zatem coś co mogłoby się wydarzyć w wyniku deregulacji?
Tak, np. ułatwienie produkcji kinetycznych systemów antydronowych bez uzyskiwania zgód niezbędnych dla produkcji uzbrojenia. Są tylko dwa ale: stosowanie takich systemów jest nielegalne w czasach pokoju, podobnie jak ich kupno przez kogokolwiek innego niż wojsko. A państwo nigdy tego nie dopuści, bo wiąże się to z operowaniem materiałami wybuchowymi. Można taką produkcję tylko nieco proceduralnie uprościć, pozostawiając nadal pod nadzorem państwa.
Czy to o czym piszę jest proste? Nie. Czy jest popularne? Nie. Czy jest prawdziwe? Tak.
Póki nie zaczniemy dyskutować rzeczowo i na poważnie tylko będziemy się zadowalać gładko brzmiącymi frazesami puty będziemy mieć przysłowiowe państwo z kartonu.
Od dwóch dni jestem atakowany, nazywany ruską onucą. Oskarża się mnie o to, że sieję defetyzm, podważam zdolności naszej armii, że rozszerzam ruską propagandę.
A dlaczego? Dlatego, że mówię prawdę na temat naszych zdolności obronnych. Mówię prawdę o tym, że zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie są w stanie teraz rocznie produkować miliony dronów, a my w wieloletnim zamówieniu zamówiliśmy 10 tysięcy dronów.
Mówię o tym, że nie mamy w tym momencie żadnych działających systemów antydronowych, a do dronów, z rosyjskiej sklejki, za 10 tysięcy dolarów strzelamy rakietami za 2 miliony dolarów. I w długim terminie to nie ma szans działać, bo Rosjanie są w stanie wysłać nam nie 19, a np. 500 dronów i nagle nie będziemy mieli naraz tyle rakiet, żeby je wszystkie zestrzelić.
Jak można stwierdzić, że nawoływanie do zwiększenia zdolności obronnych Polski to rosyjska propaganda?! pic.twitter.com/9bVzAepYWu
I gdy o tym wszystkim mówię po to, żeby ludzie się w końcu obudzili, żeby politycy się obudzili, żeby wreszcie poważnie zadbali o nasze zdolności obronne, to jestem oskarżany, że to jest ruska propaganda, że to jest defetyzm.
Przepraszam, ale nie rozumiem. Jak można stwierdzić, że nawoływanie do zwiększenia zdolności obronnych Wojska Polskiego po to, żebyśmy mieli mniejsze problemy z obronieniem się przed Rosją, że to jest rosyjska propaganda. No Rosjanie chyba powinni nas namawiać, żebyśmy się nie zbroili, że jest dobrze, że już Polacy nie potrzebujecie więcej wojska. To byłaby rosyjska propaganda, a nie mówienie, że potrzebujemy więcej broni i amunicji, żeby się skutecznie bronić przed Rosjanami.
No i zarzut z defetyzmu, że ja tutaj podważam zdolności naszej armii. Chyba lepiej jest mówić prawdę po to, żeby każdy wiedział jak jest naprawdę, niż wciskać ludziom jakiś kit, jakąś propagandę, robić dobrą atmosferę, propagandę sukcesu, że jest świetnie. Nie, nie jest świetnie.
Dobrą atmosferą nie powstrzyma się żadnego ataku. Dobrym samopoczuciem również nie powstrzyma się ataku. Do tego potrzebna jest broń, amunicja i sprawne wojsko.
W 1939 roku również mieliśmy w Polsce propagandę sukcesu, było takie hasło “Silni, zwarci, gotowi zwyciężymy wroga”. Jak ktoś się przeciwstawiał tej rządowej propagandzie sukcesu mówiącej, że polska jest mocarstwem i pewnie zaraz zajmie Berlin jak tylko Niemcy nas zaatakują potrafił trafić do Berezy Kartuskiej za sianie defetyzmu. Konfiskowano książki, gdzie mówiono, że nasze wojsko nie ma szans z wojskiem niemieckim.
Było dokładnie to samo i jak się skończyło? Ci sami ludzie, którzy wcześniej uprawiali tą propagandę sukcesu, którzy mówili jak jest świetnie, po dwóch tygodniach zaczęli uciekać do Rumunii.
W związku z czym trzeba mówić prawdę, niezależnie od tego czy to się komuś podoba czy nie. Bo my w końcu musimy zacząć przygotowywać się na poważnie do obrony.
– Byłem wczoraj na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego poświęconej wtargnięciu do Polski obcych dronów. Po tej Radzie wyszli z niej politycy cali uśmiechnięci, w dobrej sympatycznej atmosferze i mówili, że wszystko jest w porządku. Polacy nie martwcie się, będzie dobrze. Nie nie, nie będzie.
Bardzo przepraszam, ale nie mogę być taki uśmiechnięty po tej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie będę mówił, że jesteśmy w dobrej sytuacji, kiedy tak nie jest. Musimy zacząć się zbroić, zamiast udawać, że wszystko jest w porządku i dbać tylko o dobrą atmosferę! pic.twitter.com/seN0BlMn1f
Zobaczcie jak to wygląda. Rosjanie wysyłają do nas drony zrobione z jakiejś tam sklejki, styropianu, których koszt produkcji to jest 10 tysięcy dolarów. My do walki z tymi 19-20 dronami wysyłamy F-16, F-35 kosztujące fortunę myśliwce, które strzelają do tych dronów rakietami po 2 miliony dolarów sztuka. Jeszcze nie każda rakieta w takiego drona trafia. Czasem trzeba zużyć więcej rakiet, żeby zepsuć, wysadzić jednego drona ze sklejki, kosztującego Rosjan 10 tysięcy dolarów.
Przecież to nie ma kompletnie żadnego sensu. Jak myślicie, co się komu prędzej skończy? Czy nam rakiety AMRAAM za 2 miliony dolarów, czy Rosjanom styropian? Kto wygra tego rodzaju starcie, jeżeli koszt zestrzelania drona za 10 tysięcy dolarów, to będzie u nas 2 miliony dolarów, nie licząc kosztów eksploatacji tego samolotu.
Więc bardzo przepraszam, ale nie będę mówił, że wszystko jest w porządku, kiedy ewidentnie nie jest wszystko w porządku.
Polska naprawdę potrzebuje systemów antydronowych, które będą zapewniały normalną relację kosztu do efektu, bo strzelanie do dronów za 10 tysięcy rakietami za 2 miliony dolarów jest kompletnie bez sensu.
Wicemarszałek Krzysztof Bosak – wystąpienie podczas posiedzenia Semu, 11 września 2025 r.
Przede wszystkim gratulacje dla wszystkich zaangażowanych w operację wojskową, w operację obronną. Gratuluję szefom najważniejszych instytucji państwowych współpracy prawidłowej. I na tym, obawiam się, gratulacje należałoby zakończyć, bowiem nie jest czas na poklepywanie się po plecach.
Czas jest na to, żeby umiejscowić ten atak we właściwym kontekście. A tym kontekstem jest brak wystarczającego przygotowania naszego państwa na tego rodzaju ataki.
Przypomnijmy doniesienia tylko z lipca i września tego roku. Dowiedzieliśmy się z mediów, z publikacji w lipcu i wrześniu, że system antydronowy zakupiony przez poprzedni rząd, SKYCtrl nie jest rozwijany, nie jest modernizowany, że Rada Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych wstrzymała jego modernizację – a teraz słyszymy, że nie jest nawet rozmieszczony na granicy. Domagamy się odpowiedzi na pytanie, dlaczego.
Dowiedzieliśmy się w sierpniu, że nowy system antydronowy, kompleksowy, który miał być budowany w ramach obrony przeciwlotniczej, o której mówił pan minister, system KINMA, został wstrzymany i w ogóle nie jest realizowany z powodu braku środków.
Dowiedzieliśmy się, że system BARBARA aerostatów rozpoznawczych – pan minister sam to w swoim wystąpieniu potwierdził – składa się zaledwie z czterech balonów. To jest nic.
Dowiedzieliśmy się także, że specyfikacja systemu antydronowego, który ma zamówić Straż Graniczna, jest tak napisana, że dziwnym trafem spełnia ją tylko jedna izraelska firma. Myślę, że jest dobry dzień na to, żeby do tych informacji się odnieść i wyjaśnić, dlaczego Polska nie dysponuje właściwie żadnym operacyjnie działającym systemem antydronowym.
Oczywiście wspaniale, że pomogli nam sojusznicy, duże podziękowania dla europejskich sojuszników, w szczególności tych, którzy byli zaangażowani w tę całą operację.
Także dzisiaj tutaj nawet na galerii był przez chwilę ambasador Czech. Czesi również wykazują solidarność, wysyłając nam śmigłowce do wsparcia.
To wszystko bardzo dobrze. Natomiast jeżeli tego typu ataki będą ponawiane, ataki służące testowaniu sposobu działania nas, naszych sojuszników, używania uzbrojenia, działania radarów, musimy sobie zadać pytanie, z czego my i z czego sojusznicy będziemy strzelać i do czego dokładnie będziemy strzelać.
I tutaj uważam, że dokładne odpowiedzi powinny być także w parlamencie udzielone, a więc zadam parę pytań i zachęcam posłów obozu rządzącego, żeby również wsłuchali się w te pytania.
A więc po pierwsze, ile było faktycznie wśród tych kilkunastu znalezionych już w tej chwili obiektów latających, faktycznych dronów bojowych. Pierwotnie media podawały, że to były Shahedy, niebezpieczne faktycznie drony. Wszyscy jesteśmy ostrzegani przed dezinformacją, więc wystrzegajmy się jej. Ile było faktycznie Shahedów, a ile było styropianowych wabików udających Shahedy?
Ile dronów lub obiektów latających opuściło nasze terytorium i ile z tych, które opuściły, to były wabiki, a ile to były faktyczne drony bojowe? Czy te, które opuściły, to były drony bojowe?
Jaki obiekt spowodował zniszczenie tego domu na Lubelszczyźnie? Myślę, że jego nazwa powinna paść, bo zapewne został znaleziony.
Następne pytanie. Czy Rzeczpospolita przy swoich systemach radiolokacyjnych obecnie ma zdolność odróżniania wabików od dronów bojowych? Czy NATOwscy sojusznicy mają zdolność odróżniania styropianowych wabików kosztujących parę tysięcy dolarów czy euro, od dronów bojowych, kosztujących parędziesiąt tysięcy? Czy przy kolejnych takich atakach będziemy do styropianowych wabików strzelać rakietami z poderwanych sojuszniczych samolotów F-35 i co na to nasi sojusznicy?
I z czego wynika milczenie naszych amerykańskich sojuszników wobec tego ataku?
Bardzo prosiłbym o udzielenie odpowiedzi na te pytania, bowiem dotykają one istoty naszych zdolności obronnych i istoty naszych relacji sojuszniczych.
Jestem, szczerze powiedziawszy, zdumiony tym, że od wczoraj trwa spektakl wzajemnych pochwał, wzajemnego gratulowania sobie w sytuacji, gdy także w sektorze cywilnym systemy ostrzegania ludności nie zadziałały prawidłowo! Widać rażący brak koordynacji pomiędzy strukturami wojskowymi i cywilnymi.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa reagowało z wielogodzinnym opóźnieniem! Informacje nie były prawidłowo przekazywane.
To parlament jest miejscem, gdzie należy te rzeczy wyjaśnić. Jeżeli pan, panie pośle, i wy tutaj z koalicji rządzącej uważacie, że to, co się wydarzyło, jest dobrą okazją, żeby się poklepać po plecach, to głęboko się mylicie.
My tu jesteśmy od tego, żeby patrzeć władzy na ręce, żeby w interesie obywateli punktować zaniedbania, wątpliwości i podnosić jakość naszych zdolności obronnych. Tego się domagamy. Te zdolności obronne mają być budowane, a nie pudrowane. Dziękuję bardzo.
Kiedy mówiliśmy, że dach przecieka, mówili, że to nieprawda, zwłaszcza, że wcale nie padało. Kiedy mówimy, że dach przecieka, mówią, że nie wolno teraz o tym mówić, bo pada.
W ogóle nie dziwi mnie taka narracja ze strony polityków POPiSu. Oni, kiedy mówią, że nie wolno mówić o zaniedbaniach zbrojeniowych Polski, chcą pozostać bezkarni, nierozliczeni przez Polaków.
Mam ich w dupie. Trzeba o tym mówić, tym głośniej im bardziej pada, bo jak przyjdzie faktyczna ulewa to może zerwać dach. A tylko wyborcy są w stanie zmusić polityka do zmiany zachowania. Wyborcy nie tyle mają prawo, co mają obowiązek wiedzieć, jakie zaniedbania poczyniły kolejne rządy.
Kiedy mówiliśmy, że dach przecieka, mówili, że to nieprawda, zwłaszcza, że wcale nie padało. Kiedy mówimy, że dach przecieka, mówią, że nie wolno teraz o tym mówić, bo pada.
W ogóle nie dziwi mnie taka narracja ze strony polityków POPiSu. Oni, kiedy mówią, że nie wolno mówić o…
Dziwi natomiast podchwytywanie narracji o tym, że teraz to nie wolno mówić o patologii zakupowej, niegospodarności w zbrojeniówce, uzależnieniu od zewnętrznych dostawców, brakach w amunicji, dziurawych przepisach obrony przeciwlotniczej, spychologii MSWiA w tym zakresie – tak za rządów PiS jak i PO, przez zwykłych komentatorów. Argumentują, że się wróg dowie.
Boże! Ci ludzie zdają się naprawdę myśleć, że to jest tajemnica dla obcych wywiadów. Ci ludzie nie rozumieją, że jest wprost przeciwnie niż by sobie życzyli – wróg wie a Polacy żyją w nieświadomości.
Właśnie teraz trzeba apelować o opamiętanie i rozwój polskiego sektora zbrojeniowego. Robiliśmy to wcześniej, robimy to teraz i będziemy robić aż stara klasa polityczna się nie opamięta lub nie zostaną wymieniona w niesławie.
PS Jeśli chodzi o głosy apelujące o “zgodę”, przytoczę Wasiutyńskiego: “Proszę nie wmawiać, że to niezgoda zgubiła Rzeczpospolitą. Nie! To zgoda ją zgubiła. Zgoda – liberum veto; (…) zgoda – i brak władzy wykonawczej; zgoda – i sejmy rozbiorowe. Honor Polski ratowała insurekcja kościuszkowska, która pierwsza w dziejach polskich wzniosła szubienice dla rodaków.”
PPS Naljepsza jest Lewica i Razemici. Ci co jeszcze niedawno apelowali o całkowite rozbrojenie Polski, wskazywały “bezsens” wydatków na zbrojenia, teraz jeszcze śmią w ogóle podnieść gęby. Kiedy się im przypomina to mówią, że się pomylili. A w nosie mam Wasze pomyłki, Wasze pomyłki są krytycznie niebezpieczne dla Państwa, Wasze pomyłki to prawdopodobieństwo nieszczęścia Polski na skalę trudną do przewidzenia. Jesteście jedną wielką pomyłką, Wy musicie zniknąć ze sceny politycznej, idźcie mylić się gdzieś do piwnic, gdzie tylko Wasze najbliższe otoczenie ucierpi, nie cały naród.
Szymon Janus ma rację w kwestii gotowości do wojny czy zagrożeń. Jakiś czas temu w wewnętrznej dyskusji w Ruchu Narodowym sformułowałem bardzo podobne myśli: nie ma jednej wojny. Są bardzo różne wojny. Do każdej trzeba się inaczej przygotowywać.
Uważam że ten wpis jest ciekawy i zarazem zasługuje na odpowiedź. Najpierw dlaczego jest ciekawy? Bo @sjanus_pl ma rację w kwestii gotowości do wojny czy zagrożeń. Jakiś czas temu w wewnętrznej dyskusji w @RuchNarodowy sformułowałem bardzo podobne myśli: nie ma jednej wojny. Są… https://t.co/7FvxhNsgj4
Dylemat na ile uniwersalna, a na ile specjalizowana ma być armia jest dużym wyzwaniem strategicznym i politycznym. Nie da się być gotowym do wszystkiego w tym samym stopniu. Trzeba określać priorytety. Także priorytety gotowości w czasie, wynikające z ograniczeń budżetowych.
Uzbrojenie dziś w pełni wdrożone to uzbrojenie przestarzałe jutro. Uzbrojenie w pełni nowoczesne jutro, to uzbrojenie którego dziś nie ma na poligonie. Itd. Itd. Podobnie jest z systemami obrony przeciwlotniczej i ich nowym sektorem — systemami przeciwdronowymi.
Więc ogólnie racja co do metody myślenia, prowadzącej do wariantowości, złożoności, skalowalności wszystkich czynników i konstatacji, że zawsze będą luki i obszary zaniedbane (o niższym priorytecie). To powinen być wynik świadomego, celowego zarządzania jaki jest rozkład priorytetów.
A teraz gdzie wpis wymaga odpowiedzi? No moim zdaniem jest tu jednak zbyt duży element propagandy sukcesu w relacji do tematu dnia. I ucieczka od zmierzenia się z diagnozą. Przesuwanie dyskusji na inne pole. Nie mam nic przeciw dyskusji na innych polach w inne dni. Natomiast dziś tematem dnia są drony. I w tym obszarze krytycyzm jest po prostu racjonalny, uzasadniony, słuszny i sprawiedliwy.
Zarówno proces zaopatrywania wojska w drony i wdrożenia ich do szkolenia jak i budowy ochrony antydronowej leży. Nie jest tak że to trochę leży na jakimś polu, a gdzie indziej jest OK. To leży prawie wszędzie, w prawie każdym aspekcie. Leży także w odniesieniu do deklaracji i zapowiedzi samych polityków. Leży nie w odniesieniu do marzeń i maksymalistycznych oczekiwań tylko do jakichkolwiek oczekiwań. I to że kupione zostały inne rzeczy nie może uśpić naszej czujności. Bo te inne rzeczy można łatwo zniszczyć dronami.
Pojawienie się dronów to nie jest jakiś poboczny dodatek do zagrożeń. To zmiana reguł gry. Stare zasady już nie obowiązują. Trzeba się przestawić na nowe. To było wiele razy deklarowane, ale nie zostało faktycznie zrobione.
W poniedziałek podczas debaty wprost potwierdził to gen. Jarosław Gromadziński, odnosząc się do kluczowych dokumentów planistycznych i inwestycyjnych wojska. Ktoś może powiedzieć, że dziś nie jest dzień na złe wiadomości. Odpowiem, że żaden dzień nie jest dobry na złe wiadomości. A odpowiedzialność moralna za Polskę nakazuje dzielić się zrozumieniem stanu rzeczy, alarmować, naciskać, popychać do zmian na lepsze. I będziemy to robić. Rozumiejąc ogromne skomplikowanie wyzwania jakim jest budowanie gotowości do wojny czy do obrony Polski.
Natomiast nie zgodzimy się na odmowę dyskusji pod pretekstem jej ogromnego skomplikowania.
PS Na innych polach niż drony też nie jest dobrze. To że jest trochę lepiej niż kilka lat temu, to nie znaczy że jest choćby blisko stanu zadowalającego.
PPS Wojsko to system. Wojna to starcie systemów. Wysypy nowoczesności czy zaopatrzenia nie tworzą systemu. Kluczowe pytanie to czy system pracuje? Dla odpowiedzi kluczowe jest jego testowanie. Testowanie i pokazywanie to dwie różne rzeczy. Polskie ćwiczenia często bliższe są pokazom niż testom.
RozwińZwiń komentarze (3)