Panie Prezesie @OficjalnyJK, jest tylko jeden problem – to Wasz rząd poparł rozwiązania dotyczące cenzury w internecie podczas głosowania na Radzie Unii Europejskiej w 2022 roku. Link w komentarzu👇 pic.twitter.com/mJXDqG1Xor
Z Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności możemy dowiedzieć się, że państwo polskie pobiło nowy rekord! Rekord w inwigilacji swoich obywateli.
W 2024 roku ponad 2 miliony bilingów (sic!) zostało spenetrowanych przez służby. To niewiele więcej niż pisowskie standardy ale jednak granica 2 milionów została przekroczona po raz pierwszy.
Chodzi o dostęp do danych pocztowych, internetowych czy telekomunikacyjnych (w tym lokalizacyjnych) Polaków.
Z Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności możemy dowiedzieć się, że państwo polskie pobiło nowy rekord! Rekord w inwigilacji swoich obywateli 🙄
W 2024 roku ponad 2 miliony bilingów (sic!) zostało spenetrowanych przez służby. To niewiele więcej niż pisowskie standardy…
Za czasów PiS ten dostęp ustawicznie rósł od poziomu 1,2 mln w 2016 roku do poziomu 1,8 mln w 2022 roku. Centrolew jak to ma w zwyczaju, wziął to co PiS robił źle i zrobił jeszcze więcej, gorzej mocniej. I w ten sposób przebił 2,1 mln w 2024 roku.
Ważne! Dodajmy, że dostęp do tych danych odbywa się bez zgody sądu czy prokuratora! Ba! Przedsiębiorstwa wbrew standardom (wliczając w to unijne rozporządzenia) zbierają i przechowują prewencyjnie dane bilingowe wszystkich użytkowników z ostatnich 12 miesięcy, w tym historię lokalizacji numerów!
Co to oznacza dla Ciebie? Przedstawiciel służb, w tym pan policjant, w każdej chwili, bez nadzoru sądu i prokuratury, z poziomu komisariatu, może poznać Twoją historię bilingową, także lokalizacyjną.
Rząd forsuje cenzorski projekt w celu wdrożenia unijnego Aktu o usługach cyfrowych – projekt przewiduje m.in. możliwość blokowania „nielegalnych treści” w internecie decyzją urzędnika! Zakres obejmie nie tylko treści kryminalne, ale też tzw. mowę nienawiści i nawoływanie do nienawiści, co daje szerokie pole do interpretacji. Decyzja administracyjna będzie wykonywana natychmiast, bez prawa do odwołania. Autor treści będzie mógł jedynie złożyć sprzeciw do sądu.
Projekt cenzury internetu i ograniczenia wolności słowa przedstawił wicepremier Krzysztof Gawkowski. W praktyce mamy do czynienia z przepisami, które bardziej przypominają rozwiązania znane z państw totalitarnych niż z państwa prawa. Decyzja zapada natychmiast i wydaje ją urzędnik, a sprzeciw można złożyć w sądzie, co jest żartem wobec obywatela w związku z procesami trwającymi długie lata i kosztującymi czas i pieniądze.
Michał Wawer, wiceprzewodniczący Koła Poselskiego Konfederacji
Komisja Europejska zakończyła niedawno publiczne konsultacje dotyczące planowanych regulacji w obszarze przechowywania danych. W sumie wpłynęło ponad 4300 komentarzy i stanowisk. Całe przedsięwzięcie ma doprowadzić do stworzenia unijnych przepisów, które zdefiniują, jak długo oraz w jakim zakresie operatorzy telekomunikacyjni i dostawcy usług internetowych powinni archiwizować informacje o użytkownikach, by mogły one być wykorzystane w postępowaniach karnych.
EUROKRACI SIĘ NIE PODDAJĄ – CHCĄ MIEĆ PEŁNY DOSTĘP DO AKTYWNOŚCI UŻYTKOWNIKÓW SIECI!
Komisja Europejska zakończyła niedawno publiczne konsultacje dotyczące planowanych regulacji w obszarze przechowywania danych. W sumie wpłynęło ponad 4300 komentarzy i stanowisk. Całe… pic.twitter.com/uVaQ4wpPk3
Mowa o metadanych – m.in. adresach IP, danych abonentów, a także o godzinach i lokalizacjach połączeń. Oficjalnym powodem jest zwiększenie skuteczności w walce z przestępczością, zwłaszcza cyberprzestępstwami i zagrożeniami przekraczającymi granice państw.
Jednak adresy IP, dane abonentów czy zapis czasu i miejsca rozmów to elementy, które pozwalają zrekonstruować niemal pełny portret życia obywatela Unii. Jeśli państwo otrzymuje nieograniczony dostęp do takich informacji, trudno mówić o ochronie społeczeństwa – to raczej budowa mechanizmu masowej inwigilacji. W praktyce właśnie do tego dążą unijni urzędnicy, a narracja o bezpieczeństwie i walce z przestępczością pełni jedynie funkcję przykrywki dla rozwiązań przypominających dystopię Orwella.
Unia Europejska chce dokonać wielkiego skoku na waszą prywatność pod przykrywką ochrony najbardziej bezbronnych. Żyjąc w dobie galopującej cyfryzacji, globalizacji, postępu technologicznego mogą umknąć nam niebezpieczne regulacje, które wprowadzane są po cichu, bez większego rozgłosu, bez publicznej debaty.
Regulacje, które często pod słusznym pretekstem, często zwracając uwagę na realne zagrożenia czy problemy, pod pozorem zwiększenia bezpieczeństwa wkraczają nieproporcjonalnie, nieadekwatnie w sferę prywatności każdego z nas. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Chat Control – rozporządzenia ingerującego w komunikatory elektroniczne, na masową skalę pozbawiającego wszystkich obywateli krajów członkowskich Unii prawa do prywatności elektronicznej korespondencji. Rozporządzenie forsowane jest pod nazwą Child Sexual Abuse Regulation. Tak, to właśnie ochrona najmłodszych przed nadużyciami ma stanowić pretekst do zdjęcia ochrony prywatności naszej korespondencji elektronicznej.
Dlaczego jest to jedynie pretekst dla innych celów? Eksperci są zgodni: proponowana regulacja będzie niemal całkowicie nieskuteczna. Wystarczy dodatkowe szyfrowanie przesyłanych materiałów, aby instrument inwigilacyjny nie miał żadnej siły sprawczej. Nie istnieje obecnie technologia zdolna skutecznie wykrywać niegodziwe i seksualne traktowanie dzieci w szyfrowanych przed wysłaniem transmisjach.
Co więcej, tak szerokie skanowanie przeciąży organy ścigania. Systemy skanowania mają ogromny wskaźnik błędów, co oznacza miliony fałszywych alarmów dodatkowo obciążających niewydolny już i tak aparat państwa, a stygmatyzujących niewinnych obywateli. Czemu zatem ma służyć łamanie szyfrowania komunikatorów przez organy państwa i instytucje międzynarodowe, zbieranie i przechowywanie treści przez operatorów?
To pełzający techno-autorytaryzm, to masowa inwigilacja komunikacji cyfrowej. To nowoczesna próba stworzenia usystematyzowanych mechanizmów znanych nam już z najgorszych kart historii państw totalitarnych.
Skanowanie po stronie klienta jest pogwałceniem praw człowieka i nie zależy to od rodzaju technologii. W orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2024 roku wyraźnie stwierdzono, że osłabienie szyfrowania end-to-end, które miałoby wpływ na wszystkich użytkowników, stanowi naruszenie artykułu 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i może być uzasadnione jedynie w konkretnych indywidualnych przypadkach.
Dopuszczenie takich działań byłoby zatem możliwe tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa państwowego, a nie w codziennej komunikacji milionów niewinnych ludzi. Były sędzia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w swojej analizie sporządzonej w sprawie Chat Control podkreśla, że rozszerzenie skanowania na szyfrowaną komunikację end-to-end narusza zasadę pewności prawa – brak precyzyjnych ram i jasnych warunków to recepta na nadużycia, w tym inwigilację polityczną, komercyjną czy nawet dyskryminację. Ostrzegają eksperci, prawnicy, Europejski Inspektor Ochrony Danych, firmy technologiczne. A mimo to technokraci prą z projektem naprzód. Badania wskazują, że w Unii Europejskiej już teraz 72% obywateli sprzeciwia się skanowaniu zaszyfrowanej komunikacji.
Sami dobrze wiecie, po to używacie Whatsappa czy Signala, żeby czuć się ze swoimi rozmówcami przynajmniej częściowo bezpiecznie, a dziś właśnie Unia Europejska chce to zabrać. Dlaczego Konfederacja mówi stanowcze NIE tej inicjatywie? Po pierwsze, to masowa ogólna inwigilacja poddawana szerokiej krytyce od prawa do lewa. To naruszenie fundamentalnych praw obywatelskich przy braku zachowania jakiejkolwiek proporcjonalności. Brak pewności prawa, ryzyka nadużyć. A wreszcie to narzędzie i tak będzie nieskuteczne w stosunku do rzeczywistej przestępczości i nadużyć wobec dzieci.
Procedowanie Chat Control przyspieszyło. Możemy się spodziewać, że projekt wejdzie na posiedzenie plenarne w połowie października, wejdzie też na posiedzenie Rady Unii Europejskiej. Na pewno będziemy informować państwa o przebiegu prac legislacyjnych. W tym momencie po prostu trzeba jak najbardziej nagłośnić ten temat. Konfederacja zawsze stała na straży wolności obywatelskich i suwerenności narodowej. Próba wprowadzania inwigilacji konwersacji i korespondencji bez nakazu sądowego, przełamując szyfrowanie, to cywilizacyjny regres, to cofnięcie się o całą epokę w standardach i gwarancjach, które dawało nam nowoczesne państwo prawa.
Musimy powstrzymać Chat Control, musimy zatrzymać ten cyfrowy totalitaryzm. Wolność jednostki, prawo do prywatności to jest fundament naszej cywilizacji i trzeba tego bronić.
Tak wygląda ich rzeczywistość, ale my możemy się jeszcze przed tym obronić.
Wiele lat zajęło lewackim mediom i “elitom” wynaradawianie Brytyjczyków i obrzydzanie społeczeństwu wartości takich, jak patriotyzm. Wydaje się, że w tej chwili wartości te przeżywają na wyspach duży renesans, a poziom wzburzenia rdzennych Brytyjczyków jest bardzo wysoki. Tommy Robbinson, który zasłynął m in ujawnianiem działalności islamskich gangów w UK, przewiduje rewolucję w Wielkiej Brytanii.
Polska może tego uniknąć. Nie jesteśmy jeszcze tak zlewaczonym narodem, jak Brytyjczycy. Nie mamy też gett, wrogich sub-społeczeństw, enklaw obcych kulturowo przybyszów, do których nawet policja bałaby się wejść. Nie pozwalamy też, co od niedawna nagłaśniają media, wkładać naszym dzieciom do głowy lewicowych bredni w ramach szkodliwych lekcji w szkołach. To dobry kierunek, ale nie wystarczy.
Policja w UK terroryzuje dzieci powiewające angielską flagą. Tak wygląda ich rzeczywistość, ale my możemy się jeszcze przed tym obronić.
Wiele lat zajęło lewackim mediom i "elitom" wynaradawianie Brytyjczyków i obrzydzanie społeczeństwu wartości takich, jak patriotyzm. Wydaje… pic.twitter.com/edsdfF7T5B
Krytycznie ważnym zadaniem dla Polski jest całkowite sprzeciwienie się imigracyjnym politykom narzucanym przez UE, ale także zwiększenie skuteczności walki z już obecnymi tu przestępcami z zagranicy. Regularnie dochodzą nas wieści o całkowitej nieskuteczności w usuwaniu z Polski skazanych na deportację imigrantów. Niestety, regularnie pojawiają się też wiadomości o ich kolejnych przestępstwach, a nawet o powstawaniu całych mafii.
Obserwujmy Wielką Brytanię, by nie skończyć jak ona. STOP imigracji, NIE dla lewackich rządów w Polsce!
Demokracja to system w którym naród decyduje o kierunku w jakim idzie. Może się mylić, a koszt błędu poniosą wszyscy i to jest normalne. Sytuacja w której rządzący mainstream nie pozwala na inny wybór niż on sam jest już dyktaturą, bo prawo do błędu jest wpisane w demokrację.
Dziś w momencie zagrożenia egzystencjalnego, a z takim ma naród niemiecki obecnie do czynienia gdyż ważą się losy tego państwa, jego przyszłość. Państwo jest emanacją narodu, jakiego, to w Niemczech kwestia obecnie niepewna. Autochtoni bronią się wybierając alternatywę dla mainstreamu, ten alternatywę demontuje, tak aby była niewybieralna formalnie.
Nazizm wyrządził Niemcom wielką krzywdę bowiem rezonuje to w ich postawach. Dziś Niemiec rękę włoży w młynek, żeby udowodnić, że nie jest nazistą. Sprowadzi połowę trzeciego świata, będzie w swoim własnym środowisku niczym gazela na safari, a nie wystąpi w obronie siebie, swojej tożsamości. Ten mechanizm wykorzystują od lat rządzący tym krajem, dziś z powodu napięć wewnętrznych (oczywistych przy takim poziomie zróżnicowania etnicznego) ruchy ofensywne dla obrony obecnego porządku są adekwatnie coraz bardziej nerwowe, i będą coraz radykalniejsze.
Demokracja to system w którym naród decyduje o kierunku w jakim idzie. Może się mylić, a koszt błędu poniosą wszyscy i to jest normalne. Sytuacja w której rządzący mainstream nie pozwala na inny wybór niż on sam jest już dyktaturą, bo prawo do błędu jest wpisane w demokrację.… pic.twitter.com/hoUHBnqNj3
W demokracji nie może być arbitra, sędziego, bowiem sąd w demokracji jest średnią opinii wszystkich obywateli, i nie może być dobry czy zły. Jest jaki jest, to nadrzędne prawo narodu do samostanowienia dyktuje warunki, a nie politycy czy urzędy w których interesie jest taki czy inny stan rzeczy.
PS. Mapa głosowania na AfD wskazuje że Niemcy żyjący w NRD nie mają już kompleksów przeszłości, a lata gnębienia przez sowieciarzy wykształtowały człowieka zdolnego walczyć o swoją tożsamość.
Aborcyjny wyrok w Wielkiej Brytanii, który wzbudza poważne wątpliwości co do stanu wolności słowa w tym kraju. 64-letnia emerytowana lekarka, dr Livia Tossici-Bolt, została uznana za winną naruszenia nakazu ochrony przestrzeni publicznej wokół ośrodka aborcyjnego. Jej przewinieniem było trzymanie plakatu z napisem: “Jeśli chcesz, jestem tutaj, aby porozmawiać” w strefie buforowej kliniki aborcyjnej. Choć nie wykazywała żadnych oznak nękania czy zastraszania, sąd uznał, że złamała prawo i nałożył na nią karę finansową w wysokości 20 000 funtów. Wcześniej ta sama kobieta została skazana za modlitwę różańcową.
Ten przypadek wpisuje się w szerszy kontekst zaostrzania przepisów dotyczących wolności wypowiedzi w Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadzono strefy buforowe wokół wszystkich ośrodków aborcyjnych, zakazując jakiejkolwiek formy “wpływu”, co obejmuje nawet ciche modlitwy czy oferowanie rozmowy. Wcześniej, w 2021 roku, Ofcom – brytyjski regulator mediów – zaostrzył przepisy dotyczące mowy nienawiści, rozszerzając katalog chronionych kategorii osób i zakazując krytyki ze względu na m.in. płeć, rasę, religię czy orientację seksualną. W praktyce obie regulacje służą do cenzurowania obywateli o nieliberalnych poglądach.
20 tys. funtów kary za oferowanie pomocy psychologicznej.
Aborcyjny wyrok w Wielkiej Brytanii, który wzbudza poważne wątpliwości co do stanu wolności słowa w tym kraju. 64-letnia emerytowana lekarka, dr Livia Tossici-Bolt, została uznana za winną naruszenia nakazu ochrony… pic.twitter.com/AEk9CAPxxN
Te działania budzą obawy o stopniowe ograniczanie wolności słowa i wprowadzanie cenzury w imię walki z mową nienawiści. Przypadki takie jak ten z dr Tossici-Bolt pokazują, że nawet pokojowe wyrażanie opinii może prowadzić do surowych konsekwencji prawnych. Co to za demokracja, w której obrońcy praw człowieka mają trudności nawet z formułowaniem swoich postulatów? Niegdyś to by standardy państw Trzeciego Świata, dziś tak wygląda Europa Zachodnia. Wolność słowa jest jednym z filarów cywilizacji europejskiej. Jej ograniczanie może prowadzić do niebezpiecznego precedensu, gdzie granice tego, co można powiedzieć, są coraz bardziej zawężane. Warto więc uważnie obserwować rozwój sytuacji w Wielkiej Brytanii i zastanowić się, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z takich działań dla innych krajów, w tym Polski. W końcu również w Polsce rząd próbuje przeforsować ustawę przeciw „mowie nienawiści”.
Rząd właśnie wprowadza przepisy, które pozwalają urzędnikom blokować strony internetowe bez wyroku sądu. Najpierw pod pretekstem „walki z terroryzmem”, teraz w ramach „bezpieczeństwa cyfrowego”.
Szef ABW może już dziś cenzurować treści jednym podpisem. Teraz władza idzie dalej – planuje jeszcze szersze regulacje, które pozwolą na arbitralne usuwanie „niewłaściwych” stron.
Kiedyś cenzura była znakiem rozpoznawczym dyktatur. Teraz wraca w demokratycznym opakowaniu. Oczywiście „dla naszego dobra” – bo jak wiadomo, państwo zawsze wie lepiej, co wolno ci czytać.
Zawsze będzie więcej obrażonych niż okradzionych. Powiedział to mój znajomy lekarz, nie prawnik. To pokazuje, jak istotna jest potrzeba pragmatyzmu w stanowieniu prawa.
Rząd pod pretekstem walki z nienawiścią zaproponował przepisy zbędne, źle napisane, a zarazem bardzo surowe i szkodliwe. Co jest w tym projekcie?
Do katalogu tzw. cech chronionych rząd chce dodać wiek, niepełnosprawność, orientację seksualną i płeć. O te cechy zostanie rozszerzone przestępstwo “nawoływania do nienawiści”. Dwie pierwsze nie są aż tak istotne, zaś druga i trzecia oznaczają wprowadzenie cenzury na krytykę środowiska LGBT i jego społeczno-politycznych postulatów.
Cenzury dla każdego, tak naprawdę bez względu na to, jakie będzie miał zamiary, jaką będzie miał intencje, bo za nienawiść będzie można uznać wszystko: wątpliwość, ironię, to wcale nie musi być wulgaryzm.
Co gorsza, zakres zakazanej krytyki będzie całkowicie niejasny i uznaniowy. Będzie on zależny od indywidualnych poglądów konkretnych prokuratorów i sędziów, bo prawo nie będzie dawało żadnych wskazówek, co ma pod tym rozumieć, a to nie powinno mieć miejsca w wolnym państwie.
Stwierdzenie, że rząd wprowadza cenzurę, nie jest żadną przesadą, bo na podstawie tych, dotychczas względnie rzadko stosowanych przepisów, orzekana jest wyłącznie kara więzienia. Rząd w swojej propozycji zmienia art. 119 i art. 256 Kodeksu Karnego, które przewidują wyłącznie kary do 5 i do 3 lat więzienia! Podkreślam, że mówimy o przestępstwach ściganych z urzędu.
Oznacza to, że prokuratura będzie mogła w tych sprawach prowadzić postępowania nawet, jeżeli poszkodowany nic w tej sprawie nie zrobi. Niewielu posłów wie, że w tych przestępstwach sąd będzie musiał orzec karę więzienia, jeżeli uzna, że przestępstwo miało miejsce.
Propozycja ustawy nie przewiduje ani grzywny, ani nawet możliwości ograniczenia wolności. A orzekanie trzech lat więzienia za opinie w sprawach seksualności jest niedorzeczne!
Inaczej jest w innych państwach Unii Europejskiej. Dla przykładu w Finlandii możliwe są kary finansowe lub więzienie, ale tylko do sześciu miesięcy, a nie do trzech lat. Z kolei w Holandii także możliwe są kary finansowe, więzienie, ale maksymalnie na rok. W Wielkiej Brytanii działanie motywowane nienawiścią jest okolicznością pozwalającą na surowszą karę. Analogicznie, jak w przedstawianym projekcie.
I jak to działa w praktyce? Według danych brytyjskich liczba skazanych tam stale rośnie. W 2012 roku było ich około 40 tysięcy, a 10 lat później ta liczba wzrosła ponad trzykrotnie, aż do 140 tysięcy.
Jak mówiłam, zawsze będzie więcej obrażonych niż okradzionych. Surowe prawo nie poprawiło sytuacji w Anglii, a jedynie spowodowało wzrost poczucia niesprawiedliwości i przeludnienia więzień. Widzieliśmy to, gdy ostatnio przedterminowo zwolniono z angielskich więzień tysiące przestępców, by zrobić miejsce dla Anglików skazywanych za tzw. mowę nienawiści.
Efekt wprowadzenia tego typu szerokich, nie wiadomo czego dotyczących przepisów, to inflacja zgłoszeń, przeciążenie systemu i stopniowy paraliż wymiaru sprawiedliwości.
Ta propozycja to bardzo realne zagrożenie dla wolności słowa i demokratycznego państwa prawa i nie rozwiąże ona żadnego problemu, a stworzy wiele nowych.
Dlatego definitywnie należy te przepisy odrzucić i Konfederacja składa wniosek o odrzucenie tego projektu w całości.
UWAGA! W „niezależnych” mediach cisza, tymczasem… już za miesiąc (!) Europejski Bank Centralny EBC rozpocznie prace związane z 2. rundą procedur przetargowych dot. wprowadzenia na terenie Unii Europejskiej CYFROWEJ WALUTY! Do czerwca ma zostać opracowana „architektura”, aby od września 2025 r. mogły zapadać kolejne decyzje Rady Zarządzającej Europejskiego Bank Centralnego. Bruksela już zaciera ręce, a Google i Microsoft będąc jednymi z największych firm lobbujących w Unii Europejskiej na rzecz gospodarki cyfrowej, przeznaczają na ten cel już gigantyczne środki.
➡️ Sytuacja jest niezwykle groźna, bowiem cyfrowa waluta banku centralnego CBDC (elektronicznego odpowiednika tradycyjnej gotówki), w przypadku wprowadzenia cyfrowego Euro, będzie w pełni kontrolowalna przez Europejski Bank Centralny. A to oznacza, że:
⬛ cyfrowe Euro będzie „śledzalne” i każda transakcja może być monitorowana przez bank centralny i poszczególne rządy,
⬛ w przeciwieństwie do gotówki, transakcje cyfrowe przestaną być na terenie Unii Europejskiej prywatne,
⬛ zostanie wprowadzona możliwość ograniczenia wydatków obywateli na określone dobra, np. limity na paliwo lub mięso (a jeśli ktoś myśli, że to niemożliwe – to warto przypomnieć sobie, że w Chinach już jest używany cyfrowy juan e-CNY, który połączony jest z systemem oceny obywateli i chińskie władze mogą ograniczać dostęp do pieniędzy w zależności od ich decyzji),
⬛ rządy będą mogły decydować, na co i kiedy można będzie wydać pieniądze,
⬛ cyfrowe Euro może mieć ograniczenie czasowe, wymuszając szybkie wydawanie środków,
⬛ CBDC i cyfrowe Euro może prowadzić do ostatecznego wycofania fizycznej gotówki,
⬛ w przypadku awarii (przypadkowej lub „zaplanowanej”) sieci, cyberataków lub kryzysu energetycznego, dostęp do pieniędzy może zostać utracony lub ograniczony, a to kuszący mechanizm kontroli dla zarządzających eurokołchozem,
⬛ przechowywanie informacji o wszystkich transakcjach w jednym miejscu może stać się celem dla cyberprzestępców i kuszącą opcją niekontrolowanego śledzenia obywateli dla rządów poszczególnych państw,
⬛ oszczędności obywateli będą mogły być centralnie opodatkowane za pomocą „jednego kliknięcia” na terenie Unii Europejskiej (a wprowadzenie miesięcznej/symbolicznej opłaty dla pełnoletnich obywateli za używanie cyfrowej waluty – nawet w wysokości 1 EUR miesięcznie, to w przypadku Unii Europejskiej, przychód dla Europejskiego Banku Centralnego w wysokości ponad 18 MILIARÓW ZŁ miesięcznie!!! Kuszące, prawda?),
⬛ rządy będą mogły wprowadzać mechanizmy „nagrody i kary” za określone „wzorce wydatków” obywateli. Sytuacja jest bardzo groźna i istnieje realna obawa, że w niedalekiej przyszłości CBDC może stać się jedyną dostępną formą pieniądza, a to oznacza PEŁNĄ KONTROLĘ nad obywatelami.
❌ UWAGA! W „niezależnych” mediach cisza, tymczasem… już za miesiąc (!) Europejski Bank Centralny EBC rozpocznie prace związane z 2. rundą procedur przetargowych dot. wprowadzenia na terenie Unii Europejskiej CYFROWEJ WALUTY! Do czerwca ma zostać opracowana „architektura”, aby…
Żaden z rządów nie powinien na to pozwolić i czas już dziś zacząć sprzeciwiać się tym planom, stając w obronie gotówki i zapisując ją jako gwarantowany środek płatniczy w Konstytucji.
Tymczasem… prace nad wprowadzeniem CYFROWEJ WALUTY w Unii Europejskiej trwają i kolejni „niezależni” eksperci, promujący tę ideę, wyciągani są z kapelusza.
Wskazywaliśmy organizacje jakie dostawały ogromne środki na wywieranie wpływu na opinię publiczną, działalność wbrew interesowi narodowemu ale także prymitywnemu degenerowaniu narodu poprzez promocję zachowań szkodliwych społecznie czy zwykłej antykultury, na działaniach obliczonych na zyski z określonych rozwiązań nie kończąc.
Minął rok, w międzyczasie pojawiła się informacja potwierdzająca nasze doniesienia. Rzeka pieniądza modelowała rzeczywistość społeczno-gospodarczą w naszym kraju, żyliśmy w sponsorowanym z zagranicy matrixie.
Europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik w Parlamencie Europejskim.
Donald Trump wydaje dekret o zakazie ograniczenia wolności słowa, a wy chcecie wprowadzić cenzurę! Dlaczego? Bo się boicie wolności słowa!
Donald Trump wydaje dekret o zakazie ograniczenia wolności słowa, a wy chcecie wprowadzić cenzurę!
Dlaczego? Bo się boicie wolności słowa! Ludzie widzą wasze przekręty, manipulacje, zakłamanie, wasze złodziejstwo i boli was to, że w Internecie ludzie piszą wprost to, co o was… pic.twitter.com/cmAC8oXd3C
Ludzie widzą wasze przekręty, manipulacje, zakłamanie, wasze złodziejstwo i boli was to, że w Internecie ludzie piszą wprost to, co o was myślą. Dlatego chcecie zamknąć nam usta! Chcecie skupić w swoich rękach narzędzia, którymi zniszczycie polityczną konkurencję, a jak wam jakiś rząd się nie spodoba, to po prostu go obalicie.
Odbierzecie ludziom jedną z najbardziej podstawowych wolności! A dzisiejsza debata powinna nosić nazwę: “Potrzeba wzmocnienia cenzury, aby chronić koryto tych, co rządzą Unią Europejską”.
Trwa trasa Mentzen2025. Lista miejscowości, które w najbliższym czasie odwiedzi Sławomir Mentzen w ramach Trasy Mentzen2025 znajduje się na stronie: https://www.facebook.com/slawomirmentzen/events
Redakcja kreatorów prawdy z Demagoga już pakuje walizki?
Google nie zamierza realizować unijnego kodeksu postępowania w zakresie dezinformacji (powiązany z DSA) uznając, że unijna strategia „nie jest odpowiednia ani skuteczna w przypadku naszych usług”. Oznacza to, że Google nie będzie ani prowadzić rankingu wiarygodności treści, ani nie będzie usuwać treści.
Google testuje za to nową funkcję dodawania notatek kontekstowych do filmów na platformie Youtube. Jest to system podobny do tego, który znamy z platformy X, a który wprowadzić chce również Meta na Facebooku.
Google nie wdroży unijnego fact-checkingu. Redakcja kreatorów prawdy z Demagoga już pakuje walizki?
Google nie zamierza realizować unijnego kodeksu postępowania w zakresie dezinformacji (powiązany z DSA) uznając, że unijna strategia „nie jest odpowiednia ani skuteczna w… pic.twitter.com/IjVQaIX1nG
Tzw. fact-checking miał pierwotnie przeciwdziałać dezinformacji i obnażać kłamstwa m.in.polityków na ważne społecznie tematy. Niestety w ostatnich latach organizacje pozarządowe zajmujące się fact-checkingiem stały się kreatorami prawdy, przez co same kreują dezinformację. Widzieliśmy to wyraźnie podczas pandemii COVID-19, kiedy usuwano z sieci informacje i autorów, które dwa-trzy lata później potwierdzały nawet koncerny szczepionkowe.
W Polsce często tzw. fact checkingu dokonuje portal Demagog, który szczególnie upatrzył sobie polityków Konfederacji, których wciąż oskarża o dezinformację. W rzeczywistości demagog manipuluje informacjami, przemilcza istotne fakty i uważa opinie i przewidywania za manipulacje. Może to mieć powody ideologiczne, a może także wpływy zewnętrzne. Demagog stale korzysta ze środków pochodzących z Unii Europejskiej. Bruksela wydaje na dezinformację miliony złotych.
Trwa trasa Mentzen2025. Lista miejscowości, które w najbliższym czasie odwiedzi Sławomir Mentzen w ramach Trasy Mentzen2025 znajduje się na stronie: https://www.facebook.com/slawomirmentzen/events
Dlaczego ludzie nie lubią tzw. fact-checkerów? Nie chodzi o to, że komuś coś wytkną, wykażą błąd czy wprost nieprawdę. To może zrobić w ramach wolnej dyskusji każdy. Ludzie nie lubią “Demagogów” itp. organizacji, ponieważ stawiają się one ponad poziom wolnej dyskusji pretendując do bycia tymi, którzy orzekają co jest, a co nie jest prawdą. Co więcej, kiedy wydadzą już swój “wyrok”, praktycznie nie ma szans, aby z nimi polemizować. Wielu próbowało, ale oni po prostu to ignorowali.
Jednocześnie po wydaniu “wyroku” jest on chętnie promowany w głównych mediach, jeśli dotyczy głośnej sprawy i wykorzystywany do bieżącej walki politycznej. Synergia między mediami głównego nurtu a tzw. fact-checkerami jest aż nadto widoczna.
Dlaczego ludzie nie lubią tzw. fact-checkerów? Nie chodzi o to, że komuś coś wytkną, wykażą błąd czy wprost nieprawdę. To może zrobić w ramach wolnej dyskusji każdy. Ludzie nie lubią "Demagogów" itp. organizacji, ponieważ stawiają się one ponad poziom wolnej dyskusji pretendując… https://t.co/ABhf06AOsY
Inaczej wygląda sprawa notatek społeczności na X. Tu nie ma takich kontrowersji, ponieważ “wyrok” nie jest wydawany przez “niezależnych weryfikatorów” żyjących z “ciężko wywalczonych grantów”, ale jest wynikiem zaangażowania zwykłych użytkowników, z których każdy może mieć odmienne sympatie polityczne i ideologiczne, a nie jak w tego typu samozwańczych organizacjach określony profil ideowy.
Tak, Zuckerberg zaparł się “fack-chceckerów” i ku zaskoczeniu wszystkich nazwał po imieniu ich działalność. Teraz czas na odcięcie ich od obfitego finansowania i wysłanie do normalnej, pożytecznej dla społeczeństwa pracy.
Krzysztof Bosak na X: Czy właściciel Facebooka naprawdę właśnie ujawnił, że administracja Bidena naciskała bardzo mocno na cenzurowanie wszelkich informacji na temat efektów ubocznych szczepionek na COVID?
Czy właściciel Facebooka naprawdę właśnie ujawnił, że administracja Bidena naciskała bardzo mocno na cenzurowanie wszelkich informacji na temat efektów ubocznych szczepionek na COVID? https://t.co/WyTWHGk1G0
Samo odcięcie factcheckerow to kilka mld dolarów rocznie mniejszy budżet dla międzynarodowej lewicy.
Widzę, że niektórzy nie rozumieją dlaczego napisałem o „głupich cenzorskich factcheckerach”, więc może wyjaśnię. Dlatego, że wielu z nich jest głupia i zajmowała się ideologiczną cenzurą w szatkach weryfikacji faktów.
Przypomnę, że na ponad rok najpopularniejszy profil partyjny w Polsce (profil Konfederacji na fb z 0,8 mln obserwujących) został zablokowany pod pretekstem factcheckingu, a było to zwyczajne kłamstwo, bo rzecz którą podaliśmy i o którą był spór, związana z lockdownami, była 100% prawdą, a jedynie nie zgadzała się z wyuczonymi liniami narracyjnymi przyjętymi przez ludzi lub automaty Facebooka.
Samo odcięcie factcheckerow to kila mld $ rocznie mniejszy budżet dla międzynarodowej lewicy.
Widzę, że niektórzy nie rozumieją dlaczego napisałem o „głupich cenzorskich factcheckerach”, więc może wyjaśnię. Dlatego, że wielu z nich jest głupia i zajmowała się ideologiczną… https://t.co/A0TckZK1dO
Dla kogoś pozostającego na poziomie naiwnego spojrzenia na świat, utożsamiającego np. swoje „centrowe” poglądy po prostu z prawdą, dla kogoś kto nigdy nie studiował filozofii ani nie wie nic o metodyce nauk, może być pewnym zaskoczeniem, że w większości spornych tematów nie istnieje obiektywna encyklopedia „faktów”, w której po prostu można by je sprawdzić. Może być też dla nich pewnym zaskoczeniem, że granica pomiędzy faktem, opinią o fakcie, interpretacją faktu, a po prostu opinią jest dosyć płynna.
I nie jest tak, że podziały co do tego kto „bardziej ma rację” w tych kwestiach idą po jakichś prostych liniach ideowych czy społecznych. Gdyby tak było to debata publiczna byłaby zbędna. Wystarczyłoby „sprawdzić fakty” i tyle. Filozofia factcheckingu to pozorna troska o prawdę, a w rzeczywistości to co w filozofii bywa nazywane naiwnym realizmem i jest utożsamiane… ze średniowieczem. Nie wierzycie, to zapiszcie się na dobry kurs historii filozofii.
W codziennych przekazach w mediach społecznościowych niezwykle rzadko podajemy nagie i pewne fakty. Tzw. zdania protokolarne, jak je się nazywa w filozofii analitycznej. Z reguły podajemy mieszankę naszej, często mgławicowej i nieścisłej wiedzy o faktach oraz ich interpretacji i wypływających z tego wniosków i propozycji. Środowisko factcheckerów, z tego co obserwowałem, nawet nie podjęło próby delimitacji tych obszarów i ograniczenia swojej aktywności faktycznie do faktów. Ochoczo wskoczyli na rozgrzany pokład debaty i zaczęli angażować się w zakresie de facto sporu o to, co wolno nam powiedzieć o faktach i jak można je wykorzystać. Jaki sposób przytaczania i interpretowania faktów jest dopuszczalny. To już nic innego niż cenzura. Nie ma to często nic wspólnego ze zwalczaniem fałszu, a ma wiele wspólnego ze zwalczaniem subiektywnie uważanych za fałszywe opinii etycznych lub ideologicznych.
Jeśli ktoś chce robić to co powyżej to niech robi, ale na własny rachunek, a nie w oparciu o szczególny status weryfikatora prawdy i szczególne rozwiązania techniczne platform. Uprzywilejowanie factcheckingu względem moich czy Twoich opinii o faktach jest niebezpieczne i nie ma podstaw tak długo póki dany konkretny factchecker nie stanie pod swym nazwiskiem ze mną lub z Tobą do dyskusji i nie wykaże większej wiedzy, doświadczenia i roztropności niż ja czy Ty. Taką dyskusję nazywamy debatą publiczną i budową autorytetu społecznego. Taka dyskusja konkretnych factcheckerów z konkretnymi cenzurowanymi przez nich uczestnikami debaty nigdy nie miała miejsca.
Co więcej procedury Facebooka pozostawały de facto tajne, a sama platforma odmawiała komunikacji z cenzurowanymi. Co było ogromnym regresem względem prawnych i obyczajowych ram debaty jakie mieliśmy w Polsce.
Tak stworzony system zasługuje na krytykę i pogardę. Jeśli pyszałkowaci głupcy z Brukseli będą tego bronić to także zasługują na krytykę i pogardę. Mam nadzieję że teraz moje stanowisko już jest jasne.
Ursula von der Leyen i Parlament Europejski przyjął rezolucję o ustanowieniu Głównego Urzędu Cenzury! Dla niepoznaki nazwany „Europejską Tarczą Demokracji”.
O co chodzi?
W praktyce, jeśli w jakimś kraju UE zwycięży kandydat, bądź partia w opozycji do Brukseli wybory będą anulowane. Specjalna podkomisja ma za zadanie ochronę przed „dezinformacją” i operacjami zagranicznego wpływu na państwa członkowskie Unii Europejskiej, a w praktyce będzie się zajmować ingerencją w media społecznościowe!
Ursula von der Leyen i PE przyjął rezolucję o ustanowieniu Głównego Urządu Cenzury ‼️ Dla niepoznaki nazwany „Europejską Tarczą Demokracji"
O co chodzi? W praktyce, jeśli w jakimś kraju UE zwycięży kandydat, bądź partia w opozycji do Brukseli wybory będą anulowane.
Ursula von der Leyen nie kryła, że chce forsować działania w zakresie kontrolowania przez Brukselę mediów społecznościowych. Chodzi o to, by właściciele mediów społecznościowych szybciej usuwali ze swoich serwisów “propagandę” i “fałszywe informacje”, kiedy tylko zostaną o nich powiadomione.
Polityk narzekała na “ekstremistów politycznych”, których chce „powstrzymać i tak nawoływała podczas jednego ze swoich przemówień: Zjednoczona Europa spotyka się z wyzwaniem, z jakim nie miała jeszcze nigdy do czynienia. Populiści, nacjonaliści, demagogowie z radykalnej prawicy i radykalnej lewicy. Czy to jest to AfD, czy jest to Zjednoczenie Narodowe, czy jest to Konfederacja. Imiona mogą być różne, ale cel jest ten sam, oni chcą zdeptać nasze wartości i zniszczyć naszą Europę. My, EPL, nigdy na to nie pozwolimy.
– Proponowane przez rząd nowe prawo będzie nowoczesną cenzurą tych, co mają odwagę myśleć i poszukiwać prawdy w tematach, które wciąż są przedmiotem debaty.
Pomysł by regulować debatę kodeksem karnym jest zamiarem brutalnym i tworzy z prokuratury faktyczną policję myśli. Chcecie arbitralnie dodać cztery nowe cechy chronione – wiek, płeć, niepełnosprawność i orientację seksualną.
Z doniesień medialnych wiemy, że tematyka dotycząca płciowości i seksualności przetacza się obecnie przez wszystkie dziedziny życia społecznego. Potrzebujemy o tym otwartej debaty, w której wybrzmią głosy za i głosy przeciw. Przepisy dotyczące tzw. przestępstw z nienawiści są rozwiązaniem powojennym. Wyszczególnienie tzw. cech chronionych wynikało z doświadczeń wojny i potencjału do wywołania krwawych konfliktów na tle religijnym, rasowym, narodowościowym i etnicznym. Dodawane niniejszym projektem przesłanki zdecydowanie nie mają takiego potencjału ani uzasadnienia. Będą wprost narzędziem opresji dla wolności słowa każdego z nas. Na ulicy, w prasie, w mediach, na uczelniach, w sieci i w szkołach.
Bezpośrednim skutkiem wprowadzenia rozszerzonej karalności za tzw. mowę nienawiści będzie kryminalizacja wypowiadania poglądów niepoprawnych politycznie, zawierających tezy konserwatywne, wolnościowe i chrześcijańskie – sprzeczne z programem grup reprezentujących te nowe cechy. Wyodrębnienie ich w kodeksie to w rzeczywistości wpisanie lewicowych poglądów do prawa i angażowanie aparatu ścigania do wymuszania ich na całym społeczeństwie.
Powiedzmy wprost – chcecie, żeby ludzie byli karani i trafiali do więzienia za poglądy. To już się dzieje w innych państwach Unii Europejskiej, które zaszły dalej na ścieżce rzekomego postępu.
To tworzenie nowego totalitaryzmu, bo ze względu na rozwój mediów społecznościowych, wyrażając swoje poglądy, każdy z nas będzie mógł stać się przestępcą albo będzie czuć się zaszczuty. Bo to prawo nie dotknie przede wszystkim tych typowych hejterów, których można ścigać z innych paragrafów, tylko dotknie zwykłych obywateli chcących odważnie myśleć.
Co więcej, karanie obywateli ma być surowsze niż w obecnym brzmieniu kodeksu karnego, bo chcecie też wpisać te przesłanki do katalogu ogólnych dyrektyw wymiaru kary. Podczas gdy przestępstwo znieważenia lub zniesławienia dotyczy twierdzeń, które są obraźliwe bądź nieprawdziwe, za mowę nienawiści można zostać skazanym również za mówienie prawdy oraz bez względu na nasze intencje, bo wystarczy że ktoś subiektywnie uzna nasz komentarz za obraźliwy.
Stanowi to bezpośrednie zagrożenie dla wolności słowa i swobody debaty publicznej, która powinna być przestrzenią wolnej wymiany myśli, której najważniejszym kryterium jest poszukiwanie i wyrażanie prawdy, nawet kosztem urażenia innych.
Grupy chronione najczęściej okazują się tymi, które mają największy wpływ polityczny. Nie chcemy świętych krów, grup, których pomysły wyjęte będą spod rzetelnej krytyki. Potrzebujemy wolnej mądrej, dojrzałej i odważnej debaty. I mamy prawo spierać o ideę i o moralność.
Konfederacja jest przeciwko temu projektowi, dlatego składam wniosek o odrzucenie go w całości.
RozwińZwiń komentarze (1)