Ja od razu powiem, że jestem konserwatystą i gardzę piciem alkoholu z jakiegokolwiek opakowania innego niż szklane, tak jak nasi przodkowie przez setki lat. Natomiast nazwijmy… Red: Myślałem, że jako konserwatysta powie pan, że gardzi alkoholem w ogóle.
– Nazwijmy rzeczy po imieniu. Cała ta sprawa z alkotubkami to jest po prostu temat zastępczy. Taki temat zastępczy, w którym Donald Tusk celuje. On w czasie swoich poprzednich rządów walczył i z kibolami, i z dopalaczami. Teraz walczy z alkotubkami albo z alkoholem w ogóle.
I to nie jest przypadek, że ta sprawa wybuchła akurat w momencie, kiedy przez Sejm przechodziła specustawa powodziowa, która wyszła w formie dziurawej z tego Sejmu. Że to się działo wszystko w czasie, kiedy w trakcie głosowań, m.in. głosami Trzeciej Drogi, obiecującej wcześniej dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, została odrzucona poprawka Konfederacji zwalniająca z ZUS-u przedsiębiorców na terenach powodziowych na okres odbudowy. To wszystko jest po prostu elementem takiego teatru robionego przez Donalda Tuska i tak samo elementem tego teatru jest styl tego, w jaki sposób to się odbyło na tym posiedzeniu Rady Ministrów!
Sytuacja – w której premier przed kamerami mówi: “Czesław – do ministra konstytucyjnego – idź załatw!” – to to jest po prostu teatrzyk wzięty rodem ze wschodnich satrapii. To się nie w ten sposób załatwia, pan doskonale o tym wie.
Robienie takich rzeczy na pokaz przed kamerami, oddelegowywanie ministra z posiedzenia Rady Ministrów, żeby się “zajął jakimś tematem i on jedzie i się zajmuje”, pomimo tego, że tak naprawdę potem się okazuje, że i tak będą potrzebne przepisy, żeby móc to wszystko zalegalizować i temu przeciwdziałać. To jest po prostu teatr i temat zastępczy zarazem.
– Warto podbić, żeby nikomu nie uciekło, że padło tutaj, że rząd nie rozwiąże problemu “małpek”, bo Unia zakazuje! I nic nie da się zrobić, więc rząd tutaj wychodzi i mówi: nie ma wyboru, jedyne, co można zrobić to to, o czym pani poseł powiedziała, czyli podnieść akcyzę. To co prawda nie rozwiąże problemu “małpek” ani problemu alkoholizmu, za to wygeneruje dodatkowe miliardy dochodów budżetowych.
To ludzie zaczną te “małpki” sobie produkować u siebie w domu na bimbrownicy, ale rząd liczy na to, że wygeneruje to dodatkowe dochody budżetowe. I jest bardzo znaczące, że pani Leszczyna jako minister zdrowia, minister zdrowia w rządzie, który obiecał zniesienie limitów leczenia w NFZ-cie, to pani Leszczyna konsekwentnie od momentu objęcia urzędu zajmuje się właśnie głównie w sferze publicznej walką z alkoholem! Zamiast naprawianiem systemu ochrony zdrowia.
Bartosz Arłukowicz: Przedstawiliśmy przed chwilą KPO w onkologii, orientuje się pan w ogóle w temacie onkologii? Wie pan, co to w ogóle jest? Kilka dni temu była konferencja na 5 miliardów złotych dla szpitali na przebudowę, dofinansowanie i unowocześnienie onkologii.
W tym samym czasie, panie pośle, ogłaszacie propozycję limitów na porodówki, która na przykład w moim okręgu świętokrzyskim sprawiłaby, że w całej południowej połowie województwa zostałyby zamknięte porodówki. Proszę słuchać komunikatów własnego rządu i się zająć właśnie tymi społecznymi sprawami.
Nazwijmy rzeczy po imieniu, cała ta sprawa z alkotubkami, to jest po prostu TEMAT ZASTĘPCZY!
🚨To nie jest przypadek, że ta sprawa wybuchła akurat w momencie, kiedy przez Sejm przechodziła specustawa powodziowa, która wyszła w formie… pic.twitter.com/qGLT6QAeFg
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Marty Czech, 2 października 2024 r.
Michał Wawer: – Wczoraj, w trakcie głosowań sejmowych, koalicja rządząca od Lewicy przez Platformę po Polskę 2050 i PSL, wyrzuciła do kosza poprawkę Konfederacji zapewniającą zwolnienie ze składek ZUS dla przedsiębiorców poszkodowanych powodzią.
Jedyne na co w relacjach z ZUS-em mogą liczyć poszkodowani przedsiębiorcy to odroczenie składek zusowskich, co gwarantowała im ustawa, nawet nie ta obecna, tylko ustawa pochodząca jeszcze z 2011 roku. A w praktyce jest to rozwiązanie, które niestety nie jest żadną szczególną pomocą, dlatego, że to oznacza, że te składki w okresie objętym tym quasi stanem wyjątkowym powodziowym, te składki dla tych przedsiębiorców będą się po prostu kumulować. I w momencie kiedy wygaśnie rozporządzenie ministra to ZUS natychmiast przyjdzie do tych wszystkich przedsiębiorców, w grudniu czy w styczniu, i zedrze z nich wszystkie zaległe składki w jednej dużej racie.
Chcieliśmy temu zapobiec. Przedstawiliśmy poprawkę, która miała przedsiębiorcom oszczędzić takiej sytuacji. Rząd wyrzucił ją do kosza i przyjął rozwiązanie – ze strony rządu usłyszymy, że zapewnili co innego, że zapewnili świadczenie interwencyjne. I to jest cała perfidia tej sytuacji. Dlatego, że rząd zamiast obniżyć czasowo obciążenia państwowe dotykające przedsiębiorców woli zrobić tak, że te obciążenia zostaną na miejscu, będą się kumulować, rząd będzie sobie robił dobry pijar mówiąc właśnie o świadczeniu interwencyjnym, którego zresztą kwoty nadal nie znamy, rozmaici wójtowie z ministrami będą sobie przed kamerami ściskać ręce, wręczać tekturowe czeki i tłumaczyć ile to tysięcy każdemu z przedsiębiorców na terenach powodziowych wręczyli, a praktyka będzie taka, że te kwoty ze świadczenia interwencyjnego pójdą na spłatę. być może nawet nie całości, tych właśnie zaległości zusowskich narosłych przez okres odraczania. Narosłych dla przedsiębiorców przez okres odbudowywania się po powodzi.
Czyli pieniądze przepłyną z kieszeni do kieszeni. Zdjęcia do mediów będą zrobione, a przedsiębiorcy tak naprawdę się na tym w żaden sposób nie pożywią. Jedyni, którzy na tym zyskają, to urzędnicy zaangażowani w cały ten proces.
Wisienką na torcie jest fakt, że w tej większości, która odrzuciła poprawkę zwalniającą przedsiębiorców poszkodowanych z ZUS-u, w tej większości znaleźli się, jak jeden mąż, posłowie Trzeciej Drogi, posłowie PSL-u, czyli ci politycy, którzy przez całą kampanię wyborczą w ubiegłym roku obiecywali polskim przedsiębiorcom całkowitą dobrowolność ZUS-u! Teraz, kiedy przyszło co do czego, kiedy przyszło rządzenie, kiedy przyszła powódź, to nie było ich stać nawet na to, żeby tym poszkodowanym przez powódź na kilka miesięcy dać dobrowolny ZUS. Tak wygląda spełnianie obietnic przez rządzących obecnie polityków.
Zwolnienie z ZUS-u wylądowało w koszu. W koszu wylądowało także wiele innych bardzo dobrych poprawek opozycji, dobrych poprawek Konfederacji. Daliśmy naprawdę z siebie wszystko w trakcie prac nad specustawą powodziową. Próbowaliśmy łatać dziury, próbowaliśmy uszczelniać system, próbowaliśmy poprawiać legislację, poprawiać techniczne rozwiązania tam, gdzie one były wadliwe. Dla rządu to nie miało znaczenia.
Wszystko, co złożyła Konfederacja, lądowało w koszu bez żadnej dyskusji po prostu dlatego, że przyniosła to Konfederacja. I efekt jest taki, że specustawa powodziowa wyszła wczoraj z Sejmu w takiej samej kondycji, w jakiej do tego Sejmu wjechała. To znaczy dziurawa, nieefektywna, mniej pomocna dla poszkodowanych niż mogłaby być, i pełna luk, które dopiero w przyszłości trzeba będzie zapewne łatać.
Koalicja rządząca przed godziną odrzuciła poprawkę Konfederacji do specustawy powodziowej – co oznacza, że przedsiębiorcom odbudowującym się po powodzi nie będzie przysługiwać zwolnienie ze składek ZUS.
Rząd jedynie odroczy pobór składek, a za kilka miesięcy wystawi przedsiębiorcom skumulowany rachunek za cały ten okres.
Powódź czy nie, ZUS zedrze z poszkodowanych swoje. Wstyd.
Koalicja rządząca przed godziną odrzuciła poprawkę Konfederacji do specustawy powodziowej – co oznacza, że przedsiębiorcom odbudowującym się po powodzi nie będzie przysługiwać zwolnienie ze składek ZUS.
W specustawie powodziowej wraca pisowska szkoła legislacji, żywcem wyjęta z czasów “tarcz covidowych”.
Czyli: zrobić wielką ustawę poruszającą dziesiątki tematów, i wrzucić tam: – trochę dobrych rozwiązań, – trochę złych rozwiązań, – trochę jakichś kompletnych głupot, – okrasić to kilkoma “sprytnymi” wrzutkami legislacyjnymi, które nie mają kompletnie nic wspólnego z tematem specustawy, ale rząd się ich wstydzi, więc wrzuca do specustawy, żeby zginęły w zalewie zmian.
W specustawie powodziowej wraca pisowska szkoła legislacji, żywcem wyjęta z czasów "tarcz covidowych".
I tak w specustawie powodziowej (na obecnym etapie prac) rząd Donalda Tuska szykuje nam między innymi: • Rozwiązania dające większą elastyczność w funkcjonowaniu szkół czy sądów na terenach powodziowych. Trzeba będzie się jeszcze przyjrzeć, czy jakieś szczegóły tam nie są spartaczone, ale co do zasady na plus. • 1000 złotych zasiłku losowego, czyli kuriozalny “zasiłek od zasiłku”, przysługujący tylko tym, którzy… już wcześniej otrzymali zasiłek celowy. Po co oddzielny zasiłek i oddzielna procedura? Jeśli w ogóle idziemy w takie drobnicowe rozwiązania, to nie prościej po prostu podnieść zasiłek celowy o 1000 zł za każde dziecko w wieku szkolnym? Mnożenie biurokracji na minus. • Pomoc psychologiczna na NFZ bez skierowania. W kraju, w którym średni czas oczekiwania na psychologa na NFZ to 119 dni. Taka “pomoc powodzianom” to współczesny odpowiednik malowania trawy na zielono. Na minus. • I creme de la creme specustawy powodziowej, czyli… likwidacja programu “Laptop dla ucznia”. Nie dla terenów powodziowych, tylko tak w ogóle, dla całego kraju. Co, gdzie, jak, dlaczego teraz, dlaczego tutaj? Ja tak generalnie to jestem nawet za likwidacją tego bzdurnego programu – ale przecież takich rzeczy się nie robi wrzutką do specustawy powodziowej! Potrójny minus!
W specustawie powodziowej powraca pisowska szkoła legislacji!
Doskonale nam znana z czasów pandemii COVID-19, z czasów ustaw tzw. tarcz antykryzysowych czy antycovidowych. Ustawy te charakteryzowały się, tak samo jak ta specustawa — szeregiem poważnych wad procesu… pic.twitter.com/Yxkvg8aTKK
Czy ludzie, którzy pisali pisowskie tarcze covidowe, nadal pracują w rządzie i teraz pisali platformerską specustawę powodziową? Taki bigos legislacyjny trafia potem do Sejmu, poprawki opozycji rząd hurtem i z automatu wyrzuci do kosza, a my jako posłowie będziemy musieli w jednym głosowaniu opowiedzieć się albo “za” wszystkim naraz, albo “przeciw” wszystkiemu naraz.
Michał Wawer: Minister Hennig-Kloska się nie poddaje i robi kolejne podejście pod budowę wiatraków na obszarach chronionych!
Kilka dni temu Ministerstwo Klimatu skierowało do Komitetu Stałego Rady Ministrów projekt ustawy. Już pierwszy przepis (na screenie) to wielki ukłon w stronę producentów wiatraków – budowa wiatraków i innych instalacji OZE ma teraz stać się z definicji “realizacją nadrzędnego interesu publicznego”.
Taka wrzutka otwiera drogę do nieograniczonego budowania wiatraków w miejscach, w których obecnie jest to niedopuszczalne z przyczyn środowiskowych – takich jak obszary Natura 2000 i siedliska chronionych gatunków zwierząt.
Co ciekawe, w konsultacjach publicznych nie wzięły udziału żadne organizacje ekologiczne. Nie były zainteresowane, czy ministerstwo ich nie zaprosiło?
Szkoda, że pseudoekolodzy i politycy PO nie są tak zaangażowani w ochronę zagrożonych gatunków zwierząt i obszarów Natura 2000, jak byli zaangażowani np. w blokowanie inwestycji infrastrukturalnych chroniących przed zagrożeniem powodziowym.
Pani Hennig-Kloska, minister do spraw realizacji interesów lobby wiatrakowego – do dymisji!
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Wojciecha Machulskiego, 23 września 2024 r.
Michał Wawer: – Lobbyści wiatrakowi wyrzuceni drzwiami przed kilkoma miesiącami teraz wracają oknem.
Mogłoby się wydawać, że w okresie powodzi, w okresie klęski żywiołowej Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie zajmować się pomaganiem powodzianom, szykowaniem rozwiązań, które pozwolą uniknąć powodzi w przyszłości albo które rozwiążą bieżące problemy. Ale niestety Ministerstwo Klimatu zamiast tego wykorzystuje powódź, jako zasłonę dymną, pod przykrywką której może realizować swoje interesy, nawet nie swoje interesy tylko interesy grup lobbyingowych, które ewidentnie za tym ministerstwem stoją.
Kilka dni temu, 18 września do Komitetu Stałego Rady Ministrów od Pani Minister Klimatu Pauliny Hennig-Kloski, trafił projekt ustawy. Gigantycznej ustawy wdrażającej dyrektywy unijne, zmieniającej system nakładania opłat za prąd i w tej gigantycznej, skomplikowanej ustawie znalazł się jeden malutki przepis, nie mający w zasadzie nic wspólnego z całą resztą treści tej ustawy. Jeden malutki przepis, który sprawia że na terenach chronionych, na terenach Natura 2000, na terenach siedlisk zagrożonych gatunków zwierząt, budowanie wiatraków stanie się o wiele, wiele prostsze.
Na czym polega ten mechanizm? Otóż do tej pory, żeby uzyskać zgodę na wybudowanie wiatraka na terenie chronionym trzeba było udowodnić że przemawia za tym nadrzędny interes publiczny. Czyli w każdej konkretnej sprawie producent chcący postawić w danym miejscu wiatrak, być może też wyciąć drzewa przy okazji, musiał pójść do urzędu, pokazać, że tutaj ten wiatrak przyniesie interesowi publicznemu większe korzyści, niż wywoła szkody poprzez naruszenie tego chronionego terytorium przyrodniczego. Siłą rzeczy było to bardzo trudne do wykazania, bo w większości takich wypadków urzędnicy odpowiedzialni za ochronę środowiska wysyłali osoby chcące stawiać wiatraki z kwitkiem.
I co chce wprowadzić teraz minister Hennig-Kloska? Otóż chce wprowadzić automatyzm, że w każdej sytuacji, kiedy ktoś chce zbudować wiatrak, czy inną instalację odnawialnego źródła energii na terytorium chronionym, na terytorium Natury 2000, na terytorium objętym ochroną zagrożonego gatunku, będzie z automatu przyjęte spełnienie kryterium nadrzędnego interesu publicznego. Czyli do ustawy zostanie wpisane, że budowa wiatraków jest zawsze nadrzędnym interesem publicznym w porównaniu do ochrony środowiska naturalnego.
I to jest oczywiście święty graal dla lobby wiatrakowego, dlatego, że pozwoli budować wiatraki na masową skalę na terytoriach obecnie niezamieszkanych, czyli właśnie nieobjętych tymi regulacjami, jak daleko od domu muszą znajdować się wiatraki. I są to terytoria oczywiście najcenniejsze przyrodniczo, bo żebyśmy mieli świadomość o czym mówimy. Mówimy o obszarach Natura 2000, które obejmują 20% terytorium Polski. Najcenniejszych przyrodniczo lasów, innych obszarów, gdzie żyją zagrożone gatunki zwierząt, gdzie rozwija się turystyka, gdzie jest zachowywane naturalne życie, naturalne środowisko. Te miejsca zostaną wyjęte spod ochrony, jeżeli tylko ktokolwiek uzna, że w danym miejscu “O! Tu się opłaca wyciąć drzewa i postawić wiatrak.”
I pytanie brzmi gdzie w tej sytuacji są organizacje ekologiczne? Otóż organizacji ekologicznych nigdzie nie widać. Pomimo tego, że ta ustawa już od 3 miesięcy jest znana opinii publicznej, że trafiła do konsultacji publicznych, żadna organizacja ekologiczna w tych konsultacjach publicznych nie wzięła udziału, nie zabrała głosu. Być może nie zostały zaproszone, tak? Być może to jest strategia minister Hennig-Kloski i lobby wiatrakowego, żeby zapraszać do konsultacji publicznych tylko spółki energetyczne, paliwowe, które też mają w tej ustawie jakiś swój interes.
Jest to bardzo zastanawiające, że żadna z organizacji ekologicznych sowicie finansowanych przez niemiecki budżet niemieckie fundacje polityczne, bardzo zaangażowanych w takie sprawy, jak blokowanie infrastruktury powodziowej, tej infrastruktury, która mogłaby ograniczyć skutki trwającej obecnie powodzi, ale nie została zbudowana kilka lat temu, dlatego że organizacje ekologiczne protestowały przeciwko temu. Te organizacje, które protestowały przeciwko jakiejkolwiek wycince drzew, nawet na potrzeby gospodarcze uzasadnione ekonomicznie. Teraz, kiedy minister klimatu chce wprowadzić zasadę “chcesz zbudować wiatrak, wytnij sobie drzewa na terenie chronionym, buduj wiatraki”, to te organizacje ekologiczne, powiedzmy jasno: pseudoekologiczne, siedzą cicho nie mają nic w tej sprawie do powiedzenia.
Dosyć Ministerstwa Klimatu, które jest tak naprawdę Ministerstwem Załatwiania Interesów Lobbingowych. Dosyć organizacji ekologicznych, które nie dbają o interesy polskiej przyrody, polskiego środowiska naturalnego. Hennig-Kloska do dymisji, organizacje ekologiczne do objęcia intensywną kontrolą.
Poseł Michał Wawer w programie “Kawa na ławę’ w TVN24.
– Z dzisiejszej perspektywy, po tych kilku dniach wiemy, że nie tylko w perspektywie wieloletniej, ale nawet w perspektywie kilkunastodniowej były poważne zaniedbania.
Wiemy, że w momencie kiedy już z Unii Europejskiej, z Czech płynęły sygnały, że jest zagrożenie falą powodziową i że trzeba się na to przygotowywać, to w zbiornikach na Nysie Kłodzkiej nie była woda spuszczana z tych zbiorników w odpowiednim tempie, bo były przestrzegane zalecenia międzyresortowego rządowego zespołu, żeby ograniczać zrzuty wody ze względu na przeciwdziałanie złotej aldze.
Miało to istotne znaczenia. Mówimy o dziesiątkach czy setkach milionów sześciennych wody, które, gdyby powiększono rezerwę przeciwpowodziową, to zostałyby na tych zbiornikach zatrzymane, a nie zostały.
Rozmowa w @tvn24kawa – czy można było zapobiec powodzi w Polsce?👇🏻
Wiemy, że w momencie kiedy już z Unii Europejskiej, z Czech płynęły sygnały, że jest zagrożenie falą powodziową i że trzeba się na to przygotowywać, to w zbiornikach na Nysie Kłodzkiej nie była woda spuszczana z… pic.twitter.com/TYkvMYCVF3
Czy można było zmniejszyć skutki powodzi? To są pytania na które powinna zostać udzielona odpowiedzieć w ramach komisji śledczej w Sejmie, przez ludzi którzy te decyzje podejmowali. Czyli przez polityków z tego międzyresortowego zespołu i przez panią dyrektor Wód Polskich. Mówimy tutaj o milionach sześciennych wody. Jedno jest pewne, że to nie było bez znaczenia, że to nie była kwestia marginalna.
Pytanie ile miejscowości, ile tysięcy osób byłoby uchronionych przed powodzią, gdyby zostało to zrobione dobrze, to jest pytanie, które wymaga zbadania w kolejnych tygodniach.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i zastępcy rzecznika prasowego Konfederacji Marty Czech, 19 września 2024 r.
Michał Wawer: – Zacząć trzeba od tego, co dziś powinno być dla wszystkich oczywiste. Składamy wielkie wyrazy uznania, szacunku, wdzięczności dla wszystkich, którzy na zalanych terenach walczą z powodzią. Tych, którzy usuwają skutki powodzi w tych miejscach, przez które fala już przeszła. Tych, którzy w tej chwili, jak we Wrocławiu, walczą o obronę polskich miast i wsi przed falą powodziową. I tych, którzy dopiero na tę falę się szykują, jak w województwie lubuskim. Wyrazy szacunku, uznania dla strażaków, dla żołnierzy, dla przedstawicieli wszystkich innych służb i oczywiście dla ochotników, dla mieszkańców polskich miast i miasteczek, w tym również dla działaczy Konfederacji, którzy ofiarnie od kilku dni walczą z tą powodzią, bronią majątków swoich, bronią majątków swoich sąsiadów, pomagają wszystkim, którzy w tej chwili tej pomocy potrzebują. Także działaczom Konfederacji, którzy na terenie całego kraju organizują zbiórki pomocowe i dbają o to, żeby te najpotrzebniejsze materiały trafiły do tych, którzy w tej chwili ich najbardziej potrzebują.
W tej chwili najważniejsze jest to, żeby tę powódź przetrwać, żeby pomóc potrzebującym, żeby usunąć skutki powodzi tam, gdzie ta powódź wyrządziła zniszczenia. Natomiast dochodzimy już też do tego momentu, w którym trzeba zacząć analizować, co się wydarzyło, co poszło nie tak, co mogło pójść lepiej – i wyciągać wnioski, co zrobić, żeby w przyszłości, przy kolejnej powodzi, bo kolejna powódź prędzej czy później nadejdzie, żeby można było skutki zniszczeń ograniczyć lub całkowicie tereny polskie przed tą powodzią, przed negatywnymi skutkami uchronić. A dokonywanie tej analizy, wyciąganie wniosków nie jest niestety łatwe, ponieważ działamy w warunkach ogromnego chaosu informacyjnego.
I ten chaos informacyjny wynika nie tylko z natury tej sytuacji, z natury katastrofy klęski żywiołowej, ale również z tego, że jest fatalna komunikacja ze strony rządu, że brakuje przede wszystkim rzecznika prasowego rządu, brakuje wyspecjalizowanego serwisu informacyjnego, który pozwalałby odróżniać prawdę od fake newsów.
Brakuje jednoznacznych, zgodnych z prawdą, dotyczących faktów informacji. Zamiast tego mamy spektakl medialny w wykonaniu premiera Donalda Tuska, który na Dolnym Śląsku próbuje kreować się na głównego aktora walki z powodzią i dorównujący mu spektakl medialny ze strony polityków PiSu, którzy w tym trudnym czasie na masową skalę, widoczną już od 13 września, poświęcają się przede wszystkim jadowitym atakom personalnym, które tylko zaciemniają obraz tego, jak wygląda sytuacja i utrudniają wyciągnięcie tych rzeczywistych wniosków.
Niemniej, pomimo tego ogromnego chaosu informacyjnego, możemy już pewne fakty stwierdzić i możemy już postawić pewne pytania. Wśród tych oczywistych faktów, na które mamy jednoznaczne potwierdzenie, na pierwszy plan wybija się to, że kłamstwem były słowa Donalda Tuska z 13 września, że “prognozy nie są przesadnie alarmujące”.
To były słowa fatalne, słowa być może nawet o tragicznych skutkach, które wprowadziły ogromne zamieszanie. Były to słowa wypowiedziane w dniu, w którym od Unii Europejskiej, od organów zajmujących się tym w Unii Europejskiej, polskie samorządy otrzymywały informacje, że sytuacja jest jak najbardziej alarmująca i trzeba się przygotować na klęskę żywiołową! To było w tym samym dniu, w którym premier Czech alarmował Polaków, że trzeba się przygotować na kataklizm. Mimo to Donald Tusk wybrał ten właśnie moment, żeby Polaków uspokajać, żeby wprowadzać niestety chaos – i te słowa miały swoją moc, miały swoje znaczenie, mogły i zapewne w wielu miejscach spowodowały, że przygotowania do powodzi szły wolniej, że nie było takiej mobilizacji, że ludzie, którzy mogli podjąć decyzję o spokojnej i bezpiecznej ewakuacji, być może nawet rezygnowali z podjęcia takiej decyzji.
Kolejną rzeczą, którą wiemy, jest to, że ze zbiornika retencyjnego Nysa dokonano w przeddzień powodzi zbyt małego zrzutu wody. W tym zbiorniku można było przygotować większą rezerwę przeciwpowodziową, można było zrobić w zbiorniku miejsce na kolejne miliony metrów sześciennych spływającej w fali powodziowej wody, co by realnie pozwoliło ograniczyć wielkość fali powodziowej i skutki dla kolejnych miejscowości położonych na trasie tej fali. Jakie były przyczyny dokonania tego zbyt małego zrzutu? Kto popełnił błąd? Kto podjął taką decyzję i kogo należy z tego rozliczyć? To są pytania, które powinny być zadane i odpowiedź na które powinna usłyszeć polska opinia publiczna.
Kolejną rzeczą, którą wiemy, jest to, że w wielu miejscach działania zaradcze były opóźniane. Że zbyt późno rozpoczęto przygotowania do fali powodziowej, że zbyt późno ruszyła pomoc, że zbyt późno podjęto wiele działań i na poziomie samorządowym, i na poziomie rządowym. Jaki był związek tego z tymi fatalnymi, uspokajającymi słowami premiera? Kto stoi za tymi decyzjami, żeby pewne rzeczy opóźniać, żeby pewną mobilizację wprowadzać zbyt późno? To jest kwestia do wyjaśnienia. Wiemy, że w czasie powodzi w tych najbardziej dotkniętych powodzią miejscowościach nie było po prostu łączności.
Wiemy, że sytuacja komunikacyjna w Polsce, sytuacja ze zwykłym przepływem informacji, informowaniem o tym, co się gdzie dzieje, jest dalece niezadowalająca. Jako kraj przyfrontowy, kraj, który musi być gotowy nie tylko na klęski żywiołowe, ale też na warunki wojenne, powinniśmy wyciągnąć z tego jak najszybciej wnioski i pracować nad tym, żeby w Polsce istniała po prostu awaryjna sieć komunikacyjna pozwalająca rządowi na utrzymywanie zdolności do przekazywania wiedzy i informacji na terenie całego kraju również wtedy, kiedy te nasze codzienne, tradycyjne środki komunikacji, takie jak telefony, zawiodą. Tego niestety tutaj w czasie powodzi nie było.
Wiemy, że część miejscowości zalanych była po prostu odcięta od świata również w tym sensie informacyjnym. Wiemy wreszcie, że ogromna była skala zaniedbań przez szereg ostatnich lat. Wiemy, że to, co obciąża ten rząd, być może nawet w większym stopniu rząd poprzedni, że brakowało determinacji, woli politycznej do tego, żeby tworzyć nową infrastrukturę przeciwpowodziową, żeby dokonywać w skuteczny sposób inwestycji infrastrukturalnych pozwalających zabezpieczyć Polskę przed powodziami. Tutaj koronnym przykładem jest wspólna pisowsko-platformerska kapitulacja w sprawie zbiornika w Kotlinie Kłodzkiej, który pod wpływem protestów ekologów – “pseudoekologów”, należałoby powiedzieć – został przerwany, mimo, że wszystkie naukowe przesłanki wskazywały, że ten zbiornik powstać powinien.
Mamy raporty NIK-u wskazujące nieskuteczność działań w zakresie przygotowywania i małej, i dużej retencji. To są rzeczy, z których powinniśmy wyciągnąć wnioski i na przyszłość większą wagę wszyscy, jako politycy, jako obywatele, większą wagę przywiązywać do wywierania presji na inwestycje infrastrukturalne i budowanie zbiorników retencyjnych. To są te rzeczy, które wiemy.
Mamy również kwestie, co do których trzeba zadać pytania i zmusić polityków Platformy i PiSu do tego, żeby na te pytania odpowiedzieli. Wśród tych pytań na pierwszy plan wybija się pytanie, czy niemiecki wywiad usiłował nakłaniać polskich naukowców do współpracy z organizacjami pseudoekologicznymi, czy wciągał polskich naukowców we współpracę na rzecz niemieckiego wywiadu i działania w niemieckim interesie po to, żeby w Polsce utrudniać tworzenie inwestycji infrastrukturalnych – inwestycji, przeciwko którym te organizacje pseudoekologiczne protestowały. To jest pytanie, które jest związane oczywiście z wystąpieniem w dniu wczorajszym pana doktora Chociana w telewizji Polsat, który powiedział publicznie i zawiadomił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że pod jego adresem takie propozycje ze strony niemieckiego wywiadu były składane. To jest sprawa, która wymaga gruntownego wyjaśnienia.
Drugim pytaniem, które trzeba zadać, to jest kwestia, jak wyglądają zasoby rezerw strategicznych w Polsce. Dlatego, że niestety przez cały ten mijający tydzień nie dowiedzieliśmy się ani jaki był stan zasobów Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w przeddzień powodzi, ani jakie zasoby zostały uruchomione i dostarczone do terenów objętych powodzią. Niestety, są te wątpliwości, przesłanki, żeby się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest tak, że całe polskie rezerwy strategiczne lub niemal całe zostały wywiezione w poprzednich miesiącach i latach na Ukrainę, i Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych ma po prostu puste magazyny – być może jest taka sytuacja, że jako Polacy w wypadku właśnie tego, co nastąpiło, czyli klęski żywiołowej, jesteśmy w wyniku tej nadmiernej, nieuzasadnionej ofiarności po prostu bezbronni wobec kolejnej sytuacji kryzysowej.
W tych wszystkich sprawach trzeba postawić jasno fakty, trzeba zadać pytania, trzeba wymagać odpowiedzi na nie. Musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość. Musimy rozliczyć tych, którzy za zaniedbania odpowiadali w mijających dniach, miesiącach i latach.
Dlatego jako Konfederacja będziemy na kolejnym posiedzeniu Sejmu prezentować wniosek o powołanie Komisji Śledczej do spraw zaniedbań związanych z powodzią, tak, aby cała polska opinia publiczna mogła usłyszeć polityków zadających te pytania i słuchających odpowiedzi ze strony rządu obecnego, rządu poprzedniego, tak, abyśmy te kwestie wyjaśnili i żebyśmy byli w stanie rozliczyć winnych, wyciągnąć wnioski na przyszłość i zabezpieczyć się przed kolejną powodzią.
Bo tak, jak mówiłem, nie ma wątpliwości, że kolejna powódź prędzej czy później nadejdzie. Jako państwo powinniśmy być na to w przyszłości lepiej przygotowani.
– Najbardziej trzeba ubolewać nad tym, że nawet jeżeli teraz padnie trochę słusznych zarzutów czy słusznych recept, to niewiele z tego zostanie. Obserwujemy to co najmniej od 1997 roku. A pewnie jeszcze wcześniej,. Dyskusja na temat problemu powodzi i bliźniaczego problemu suszy toczy się tylko wtedy, kiedy jest właśnie szczyt powodzi czy szczyt suszy. Potem wszyscy o tym zapominają i problem tak naprawdę znika z obszaru zainteresowania i mediów, i polityków.
Raptem kilka miesięcy temu był wydany raport NIK-u chociażby na temat tego, jak program retencyjny w gospodarce rolnej był realizowany. Został przyjęty taki program. Miało być 100 milionów metrów sześciennych dodatkowej zdolności retencyjnej. A w zakreślonym czasie Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie było w stanie zrealizować tylko 10% tego programu. Nie wydano nawet połowy pieniędzy, niezbyt wielu pieniędzy, które zostały na to przeznaczone.
Najwyraźniej nie było zainteresowania politycznego i determinacji żeby to robić. Teraz za to będziemy płacić! Dlatego, że koszty naprawiania, koszty ratowania, koszty naprawiania skutków tych powodzi będą dużo większe niż gdyby te pieniądze wydać racjonalnie wcześniej i po prostu przygotować się na takie sytuacje jakie mają miejsce.
I to jest problem uniwersalny. I za rządów Platformy, i za rządów PiSu jest po prostu cały czas to samo. Tylko szczyt zainteresowania, kiedy jest kryzys. Potem wszyscy zapominają o problemie.
Konferencja prasowa z udziałem posłów Klubu Sejmowego Konfederacji, 13 września 2024 r.
Michał Wawer, wiceprzewodniczący Klubu Poselskiego: – Kiedy formował się aktualny rząd Platformy Obywatelskiej, kiedy minister Adam Bodnar obejmował swoją funkcję, wiele osób było do niego optymistycznie nastawionych. Funkcji ministra sprawiedliwości nie dostał jakiś funkcjonariusz partyjny Platformy, tylko człowiek, który był wcześniej Rzecznikiem Praw Obywatelskich, miał doświadczenie w organizacjach pozarządowych… Można było nawet przymknąć oko na to, że to były radykalnie lewicowe organizacje pozarządowe. Wielu myślało, że nie będzie tak źle, że mogło być gorzej. Minister Bodnar przez te zaledwie 9 czy 10 miesięcy pełnienia funkcji udowodnił, że owszem, może być tak źle i może być gorzej!
Kiedy pracowaliśmy nad listą zarzutów pod adresem Adama Bodnara, to byliśmy wstrząśnięci tym, jak wiele wątpliwych prawnie, wprost nielegalnych, szkodliwych ustrojowo działań może podjąć jeden minister sprawiedliwości w ciągu tak krótkiego czasu!
Patrząc tylko na ostatnie dwa czy trzy tygodnie widzieliśmy nielegalne wtargnięcie do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości pod absurdalnym pretekstem jakiejś dawno zapomnianej, drobnej sprawy sprzed sześciu lat. I widzieliśmy prezentację projektu reformy sądownictwa polegającej na tym, że sędziowie, którzy nie podobają się ministrowi Bodnarowi mieliby składać akty czynnego żalu przywodzące żywo na myśl lojalki z czasów słusznie zapomnianego ustroju komunistycznego.
Ten projekt, który zobaczyliśmy w ostatnich dniach jest po prostu otwarcie niekonstytucyjny i likwidujący de facto niezależność sędziowską. A to są tylko dwa przykłady z ostatnich dwóch czy trzech tygodni.
Więcej o tym, jakie zarzuty mamy do ministra Bodnara, powiedzą moi koledzy, natomiast trzeba jasno powiedzieć, że to, w jaki sposób Adam Bodnar pełni funkcję ministra sprawiedliwości, można streścić jednym zdaniem. Jednym cytatem, parafrazą cytatu, “najpierw działać, potem szukać podstawy prawnej”. I to jest parafraza cytatu samego Adama Bodnara z początku tej kadencji, z okresu, kiedy zaczynał pełnienie funkcji ministra sprawiedliwości. Nie na tym polega praworządność – wręcz całkiem literalnie jest to przeciwieństwo tego, na czym polega praworządność.
Nie na tym nawet polega demokracja, chyba, że “demokracja walcząca”, tak jak to nazwał Donald Tusk, wszystkim Polakom chyba przywodząc znowu na myśl czasy słusznie minione, kiedy to przez pół wieku Polakom był aplikowany inny rodzaj demokracji: demokracja ludowa.
Mając to wszystko na uwadze, prezentujemy dzisiaj i rozpoczynamy zbiórkę podpisów posłów pod wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności dla ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Zachęcamy wszystkich posłów ze wszystkich klubów do tego, żeby w sekretariacie sejmowym Konfederacji się pod tym wnioskiem podpisać, dlatego, że po prostu Adam Bodnar działa na szkodę nas wszystkich. Nie tylko Polski, nie tylko opozycji, ale również działa wbrew dobrze pojętemu interesowi obozu rządzącego.
Najwyższa pora, żeby odsunąć od władzy człowieka, który przez ostatnie 9-10 miesięcy tylko niszczył, pogłębiał chaos w polskim wymiarze sprawiedliwości. Pora, żeby rząd dał szansę komuś, kto będzie miał choćby intencję i zamiar tego, żeby ten wymiar sprawiedliwości zacząć realnie naprawiać.
Michał Wawer na konferencji prasowej w Sejmie, 30 sierpnia 2024 r.
– Decyzję PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS ja osobiście uważam za słuszną decyzję. Natomiast to, co uważam za błąd, to że nie zostało odrzucone sprawozdanie finansowe Platformy Obywatelskiej. Dlatego, że mieliśmy w tej sprawie niemal identyczne stany faktyczne, przynajmniej patrząc tak od strony prawnej.
Głównym zarzutem wobec PiSu był spot Ministerstwa Sprawiedliwości, który nie zawierał otwartej agitacji, nie zawierał otwartego zachęcania do głosowania na PiS, ale został zrealizowany w czasie kampanii, pojawił się tam jeden z kandydatów, Zbigniew Ziobro, i zostało to doniesione do PKW – i był zrealizowany za publiczne pieniądze. I dokładnie identycznym zdarzeniem w trakcie kampanii Platformy Obywatelskiej był “Campus Polska Przyszłości” w sierpniu 2023 roku!
Byli tam aktywni kandydaci biorący udział w kampanii, kandydujący z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Było to sfinansowane z publicznych pieniędzy, nie tylko zresztą polskich publicznych pieniędzy przekazanych przez samorządy, ale również niemieckich publicznych pieniędzy przekazanych za pośrednictwem Fundacji Adenauera. Było to w trakcie kampanii, PKW o tym wiedziała. Wszystkie te same kryteria, wszystkie te same zarzuty, które były postawione PiS-owi, miały zastosowanie też do “Campusu Polska Przyszłości”.
PKW na Campus Polska powiedziała: nie no, skoro pełnomocnik Koalicji Obywatelskiej mówi, że wszystko w porządku, to widocznie jest wszystko w porządku – i zaakceptowała sprawozdanie Platformy Obywatelskiej.
Jeżeli mamy stosować rygoryzm w polityce finansowej partii politycznych, czego ja również jako skarbnik Konfederacji jestem wielkim zwolennikiem, żebyśmy ten rygoryzm stosowali, żebyśmy nie pozwalali na wykorzystywanie w jakikolwiek sposób publicznych pieniędzy do prowadzenia swojej kampanii wyborczej, to róbmy to w sposób konsekwentny! A nie w taki, jak robi obecnie Platforma Obywatelska, czyli, że wykorzystuje upolitycznienie PKW do zaatakowania przeciwników politycznych, do pozbawienia części, niedługo być może całości finansowania jednej z partii opozycyjnych, a sami robią dokładnie to, co tym partiom opozycyjnym zarzucają.
Decyzję PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS uważam za słuszną decyzję!
👉🏻Natomiast to, co uważam za błąd, to że nie zostało odrzucone sprawozdanie finansowe Platformy Obywatelskiej! pic.twitter.com/pKWSHfVt8C
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Michała Wawera i Grzegorza Płaczka.
Michał Wawer: – Przez długie lata standardy obowiązujące w polskiej debacie publicznej były takie, że jeżeli ktoś choćby słowem wspomniał, że Lwów był kiedyś polskim miastem – nie uprawiał żadnego rewizjonizmu, nie mówił, że powinien wrócić do Polski, tylko wspomniał, że Lwów był polskim miastem – to liberalne, centrowe media dostawały natychmiast histerii, piany na ustach i człowieka, który takie słowa miał odwagę wygłosić, ogłaszały faszystą, rewizjonistą i najgorszym przeciwnikiem Ukrainy i oczywiście sympatykiem Rosji i Putina (…).
Popatrzmy teraz, jak wygląda to w drugą stronę. Jakie standardy w tym zakresie obowiązują na Ukrainie. Przedwczoraj do Polski, na “Campus Polska Przyszłości” przyjechał minister spraw zagranicznych Ukrainy, i na wydarzeniu organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego, w obecności Radosława Sikorskiego powiedział o tym, że terytoria Lubelszczyzny, Podkarpacia i części Małopolski to są terytoria ukraińskie, z których Ukraińcy zostali wypędzeni. A toich wypędzenie, akcja “Wisła”, porównał do rzezi wołyńskiej, co dla każdego człowieka rozumiejącego cokolwiek z historii jest po prostu wołającym o pomstę do nieba skandalem.
Mamy więc cichą cenzurę nałożoną na Polaków, zakaz wspominania nawet, że Lwów był miastem polskim dużo dłużej niż był miastem ukraińskim, a z drugiej strony przyzwolenie na to, że funkcjonariusz, minister rządu ukraińskiego może przyjechać do Polski i otwarcie uprawiać rewizjonizm, otwarcie mówić o tym, że terytoria południowo-wschodniej Polski to są terytoria ukraińskie!
To nie jest jakiś incydent, to nie jest jakieś odosobnione zdarzenie. To jest część szerokiej tendencji. To jest skutek tego, jaka polityka była za PiSu i za Platformy prowadzona wobec Ukrainy.
Ukraina nie jest państwem, które rozumie takie pojęcia, jak wdzięczność czy przyzwoite zachowanie. W ogóle w polityce międzynarodowej takie pojęcia są czymś rzadkim i egzotycznym, a we wschodniej kulturze politycznej to w ogóle jest coś nieistniejącego. Wnioski, jakie Ukraińcy wyciągnęli z tego, że Polska za nic oddaje uzbrojenie, że Polska za nic wspiera uchodźców dużo bardziej niż jest do tego zobowiązana, że Polska za nic adwokatuje Ukrainie w Europie Zachodniej, to Ukraińcy z tego wyciągnęli wnioski, że Polską po prostu można pomiatać! Że pogarda wobec Polski przynosi efekty!
I to jest ostatni dzwonek alarmowy, żeby tę politykę zmienić. Żeby zacząć prowadzić taką politykę, jaką Ukraińcy szanują, tzn. politykę siły, politykę transakcyjną, politykę opartą na tym, że jeżeli Ukraina czegoś chce i potrzebuje, to nie odmawiać im tego, tylko zażądać w zamian respektowania polskich interesów narodowych. A zacząć powinniśmy od tego, żeby ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułebę uznać w Polsce za persona non grata, jako osobę kwestionującą granice legalne Rzeczypospolitej Polskiej.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła do Parlamentu Europejskiego Grzegorza Brauna i posła Michała Wawera, 28 sierpnia 2024 r.
Michał Wawer: – Kolejny akt ukrainizacji Polski, kolejny akt polityki prowadzonej na kolanach, kolejny akt nadawania imigrantom nieuzasadnionych przywilejów! Wszystko to w jednym pakiecie pod wdzięczną nazwą “komponent ukraiński”.
Co to jest komponent ukraiński? To jest specjalny program edukacyjny ułożony przez rząd ukraiński, rząd w Kijowie; program edukacyjny, który ma być serwowany ukraińskim dzieciom przebywającym Polsce w ramach szkółek sobotnich, dopóki chyba nie wejdzie do oficjalnego programu nauczania polskiego. Serwowany w polskich szkołach dzieciom, ale na koszt polskiego podatnika! I w tym komponencie ukraińskim ma być wiedza wybrana, wyselekcjonowana nie przez polskie Ministerstwo Edukacji, tylko przez rząd ukraiński. Ma to być wiedza po części z tematów niekontrowersyjnych: z geografii, z podstaw prawa ukraińskiego czy wychowania obywatelskiego, ale również z historii. Czy raczej należałoby powiedzieć: z tej wersji historii, którą uznaje za prawdziwą rząd ukraiński.
Bo nie miejmy żadnych złudzeń, w takim komponencie ukraińskim, budującym współczesną tożsamość narodową Ukrainy, znajdą się informacje na temat rzezi wołyńskiej i będą to informacje niezgodne z oficjalną, historyczną wiedzą naukową, tylko to będą opowieści, które rząd ukraiński przyjmuje za oficjalną wiedzę historyczną – czyli opowieści o tym, że w rzezi wołyńskiej to Ukraińcy byli ofiarami, a nie sprawcami, i że to Polacy byli sprawcami, a nie ofiarami. I to, szanowni Państwo, jest skandaliczne.
Skandaliczne, że komukolwiek w polskim rządzie – czy tym obecnym, czy tym poprzednim, bo to niestety jest jedna, ta sama polityka ukrainizacji Polski – że komukolwiek z polskich polityków, czy z PiSu, czy z Platformy przychodzi do głowy, żeby wyrażać zgodę na uczenie rzeczy sprzecznych otwarcie z polskim interesem narodowym; rzeczy, które są sprzeczne z najbardziej oczywistą prawdą; rzeczy, o które oni powinni walczyć, żeby w ukraińskich szkołach nie były uczone, to oni się zgadzają, żeby te najgorsze rzeczy były uczone w polskich szkołach i żeby antypolskie treści były ukraińskim dzieciom, które przyjechały tutaj do Polski, korzystają z naszej pomocy, z naszej gościny, żeby były podawane za pieniądze polskiego podatnika; i żeby te dzieci były wychowywane w duchu antypolskim, w duchu fałszu historycznego.
Każdy, kto na to wyraża zgodę, w jawny sposób sprzeniewierza się przysięgom, które my składamy jako posłowie, jako politycy. Przysięgom, żeby bronić Rzeczypospolitej Polskiej i jej interesu narodowego. Każdy, kto na to się zgadza, realizuje interes ukraiński, a nie interes polski. Stop ukrainizacji polskiego systemu edukacji!
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Jana Krysiaka, 5 sierpnia 2024 r.
Michał Wawer: – Rząd Donalda Tuska znowu oszukał rolników! Kilka miesięcy temu, kiedy przez Polskę przetaczała się fala strajków rolniczych, w ramach negocjacji prowadzonych ze środowiskami rolniczymi, minister rolnictwa Czesław Siekierski obiecał i osobiście zaręczył, że podatek rolny w tym roku nie został podniesiony, że rząd przeproceduje ustawę, która zagwarantuje rolnikom wysokość podatku rolnego na takim poziomie, jaki miał podatek rolny w zeszłym roku. I ta obietnica została w ostatnich dniach złamana!
Na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawiła się informacja, że ten istniejący złożony projekt ustawy funkcjonujący w Rządowym Centrum Legislacyjnym, zostaje wycofany z pracy, ponieważ – uwaga – rząd nie jest w stanie zabezpieczyć finansowania, nie jest w stanie wskazać środków, z których miałby to zostać pokryte! To jest oczywiście, na swój sposób, absurdalne, dlatego że to brzmi, jakby rząd miał płacił za to, że te podatki będą niższe. Chodzi po prostu o to, że rząd miałby mniej zabierać dochodów, ale jak widać, nawet na to rząd nie stać.
Zajrzałem do tej ustawy w pierwotnym projekcie, który minister rolnictwa przygotował, jest przewidziane, że koszt dla budżetu, koszt tych umniejszonych dochodów wynosiłby 290 milionów według szacunków ministra rolnictwa. Taki byłby koszt, żeby pomóc polskim rolnikom, żeby zredukować obciążenia fiskalne spoczywające na nich w tym roku. I rząd twierdzi, że tych 290 milionów nie ma. Nie da się, nic się nie da zrobić, tych środków nie ma w polskim budżecie.
Jednocześnie ten sam rząd na siłę, na twardo walczy o to, żeby wbrew opinii społecznej, wbrew opinii zdecydowanej większości praw, przeforsować, przeprowadzić przez Sejm takie programy jak kredyt 0%, który to kredyt 0%, według wyliczeń ekspertów, będzie w perspektywie 10 lat kosztował ponad 20 miliardów złotych, czyli 100 razy tyle, co redukcja podatku rolnego kosztowała w spełnionej obietnicy ministra rolnictwa, czyli 20 miliardów dla deweloperów, to się zawsze znajdzie, to rząd Donalda Tuska wyciągnie choćby spod ziemi, choćby to miało być po prostu wyrwany z gardła polskim obywatelom, ale kwota 100 razy mniejsza, 290 milionów, żeby ulżyć polskim rolnikom, tego już nie da znaleźć, na to ani premier, ani minister finansów nie pozwoli!
Polska potrzebuje ministra rolnictwa, który będzie walczył ze zdecydowanie większą determinacją i zdecydowanie większą energią niż minister Siekierski o interesy polskich rolników w Polsce i na poziomie Unii Europejskiej. Unii Europejskiej, która cały czas forsuje Europejski Zielony Ład i, jak się dowiedzieliśmy z exposé Ursuli von der Leyen, będzie tylko gorzej, będzie tylko coraz trudniej.
To nie są czasy na takiego ministra jak Czesław Siekierski. Potrzebujemy prawdziwego wojownika w Ministerstwie Rolnictwa i rząd Tuska niestety z oczywistych powodów dać go nam nie chce, bo po prostu zamierza tylko kolejne obietnice dla dawane rolnikom łamać, łamać i łamać!
– Trzeba jasno powiedzieć, że ta sytuacja nosi wszelkie znaki potężnej kompromitacji państwa polskiego. Dlatego, że jeżeli mamy sytuację w której pierwszeństwo przed Polakami, przed Andrzejem Poczobutem siedzącym w więzieniu na Białorusi. Przed Marianem Radzajewskim, który od pięciu lat siedzi w rosyjskim łagrze niewinnie oskarżony o szpiegostwo.
Przed tymi Polakami dostają do wyjścia na wolność nie tylko jeńcy z państw sojuszniczych natowskich.
Ale największą grupą wśród tych, którzy zostali uwolnieni, to są rosyjscy opozycjoniści. To są ludzie ze sztabu Nawalnego i jacyś współpracownicy. To są być może bardzo dobrzy ludzie. Ale to nie są ludzie wobec których państwo polskie ma jakiekolwiek zobowiązania.
Jeżeli wypuszczamy ważnego rosyjskiego szpiega z polskiego więzienia, to po drugiej stronie tej transakcji powinno być wypuszczenie Polaków. Tych, na których nam najbardziej zależy. I my to widzimy w Stanach Zjednoczonych. Tam to zostało obwieszczone jako wielki triumf. Nie że duża grupa została uwolniona, tylko,, że tam było dwóch czy trzech amerykańskich obywateli i to było głównym celem Amerykanów, żeby ich uwolnić. A w Polsce, niestety, w rządzie Donalda Tuska w ogóle nie widać takiej refleksji, że to ma być priorytetem w funkcjonowaniu rządu – zadbanie o Polaków.
Konfederacja prasowa Konfederacji z udziałem posła Michała Wawera i Krzysztofa Rzońcy, 29 lipca 2024 r.
Znany dziennikarz i komentator Przemysław Babiarz komentował otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Odniósł się do odegranej piosenki „Imagine” Johna Lennona słowami „Świat bez nieba, narodów i religii. To jest wizja pokoju, który ma wszystkich ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety”. Za słowa te został zawieszony w Telewizji Polskiej i zakazano mu dalszego komentowania igrzysk. Głos w tej sprawie zabrała Konfederacja. Na konferencji prasowej w Sejmie w jej imieniu przemawiali poseł Michał Wawer oraz Krzysztof Rzońca.
Michał Wawer porównał słowa Przemysława Babiarza do słów Johna Lennona, który sam określił swoją piosenkę jako manifest komunistyczny. Wawer podkreślił, że Babiarz skomentował rzeczywistość opierając się na faktach, wobec czego decyzję TVP o zawieszeniu Babiarza ocenił jako histeryczną. Pokazuje to według posła Konfederacji, że w obecnej TVP nie ma miejsca na prawdę i ludzi, którzy mają własne opinie. Wawer zwrócił uwagę, że sprawa Babiarza jest dowodem na kolejną niespełnioną obietnicę Donalda Tuska z czasów kampanii, który zapowiadał odpolitycznienie i odpartyjnienie TVP.
Krzysztof Rzońca uznał sytuację za skandaliczną i podkreślił, że sprawa zawieszenia Babiarza stała się głośna na świecie. Zwrócił uwagę, że obecna TVP kontynuuje politykę czasów PiS, posługując się takimi samymi metodami, co ówczesny rząd. Wskazał na podwójne standardy, jakie politycy KO mają wobec TVP – gdy objęli władzę porzucili wszystkie postulaty, jakie głosili w czasie kampanii i wykorzystują media publiczne do narzucania własnego przekazu. Przypomniał, że Konfederacja domagała się likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego i TVP Info.
Konfederacja wzywa do dymisji upolitycznionych władz TVP. Nie ma zgody na podwójne standardy i narzucanie przekazu rządowego.
Szef MSZ Radosław Sikorski potwierdził w mediach, że Bogdan Klich obejmie funkcję chargé d`affaires polskiej ambasady w USA.
Ze strony rządu jest to wybieg mający na celu ominięcie formalnej zgody Prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział w ubiegłym miesiącu, iż nie przyjmie kandydatury senatora Klicha na stanowisko polskiego ambasadora w Waszyngtonie.
Bogdan Klich pełnił funkcję ministra obrony narodowej w pierwszym rządzie Donalda Tuska (lata 2007-2011), nie ma natomiast doświadczenia w dyplomacji. Podczas konferencji Konfederacji Wojciech Machulski powołał się na opinie niezwykle krytyczne wobec ówczesnego kierownictwa resortu, takie jak ś.p. generała Sławomira Petelickiego, który miał wskazywać na to, że “minister Klich podczas swojej kadencji narażał zdrowie i życie m.in. polskich żołnierzy służących w Afganistanie.”
Poseł Michał Wawer podkreślił, że szczególnie kompromitujący dla Bogdana Klicha jako nowego szefa placówki dyplomatycznej w USA jest fakt publikowania przez niego na Twitterze bezpardonowej krytyki Donalda Trumpa, obecnego lidera w wyścigu o fotel prezydencki. Pisał o nim jako o “osobie niezrównoważonej, nieszanującej demokracji” czy jako “populiście mającym tylko jedną obsesję – władzę”. Podobne wypowiedzi budzą dalsze wątpliwości, czy senator jest zdolny do profesjonalnej współpracy z administracją amerykańską, niezależnie od stronnictwa, z którego będzie się w przyszłości wywodziła.
Konfederacja niezmiennie stoi na stanowisku, że Polska potrzebuje kadry profesjonalnej, obeznanej z dyplomatyczną etykietą i stawiającej na pierwszym miejscu interes państwa, nie poszczególnego obozu politycznego. Stąd stanowczy apel do Donalda Tuska o rezygnację z tej katastrofalnej kandydatury.
Michał Wawer w programie Pytanie na śniadanie w TVN, 7 lipca 2024 r.
– Chciałbym, żeby minister zdrowia, pani Leszczyna, zajęła się trochę bardziej systemem ochrony zdrowia, a trochę mniej krucjatą antyalkoholową. Dlatego, że najważniejszą, tzn. najdroższą obietnicą Platformy Obywatelskiej w kampanii wyborczej było zniesienie limitów na NFZ! I tego nie widać, nie słychać.
Platforma najpierw obiecuje zrobić te rzeczy w 100 dni, a potem się okazuje, że w 4 lata się nie da. Natomiast pani Leszczyna nie zajmuje się w ogóle systemem ochrony zdrowia. Pani Leszczyna, w swoim funkcjonowaniu publicznym przynajmniej, w tym, co mówi w mediach, z czym wychodzi do Polaków, zajmuje się wyłącznie krucjatą antyalkoholową, tzn. właśnie podnoszeniem akcyzy, tzn. zamykaniem sprzedaży na stacjach benzynowych.
A systemowa reforma ochrony zdrowia, to wprowadzenie konkurencji, likwidacja monopolu NFZ. To jest program Konfederacji powtarzany raz po raz w każdych kolejnych wyborach. Wprowadzenie modelu niemieckiego. Rozbić NFZ, wprowadzić kilka konkurujących ze sobą ubezpieczalni, dać Polakom wybór, niech Polacy wybierają.
Mówimy o systemie, który będzie realizowany w tych samych warunkach finansowych, w którym jest obecnie NFZ. Jeżeli NFZ jest w stanie funkcjonować za te pieniądze z tych składek zdrowotnych, które są obecnie, to również kilka ubezpieczalni. Jeżeli będzie ich kilka, będą konkurować ze sobą, będą efektywniejsze!
Przypomnę kolejną obietnicę Platformy Obywatelskiej, dużo prostszą do zrealizowania: wprowadzenie SMS-owego, internetowego systemu rezerwowania i odwoływania wizyt. Przecież to jest skandal, że my, jako państwo pierwszego świata, nie możemy w publicznym systemie ochrony zdrowia odwołać SMS-em czy przez internet wizyty, a to powoduje realne koszty! Tysiące ludzi po prostu nie przychodzą na wizyty.
Rozmowa w @tvn24kawa ws. pomysłu na skrócenie kolejek do lekarzy👇🏻
— Systemowa reforma ochrony zdrowia, to znaczy wprowadzenie konkurencji, likwidacja monopolu NFZ. To jest program Konfederacji powtarzany raz po raz w każdych kolejnych wyborach.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
Skomentuj