Ewa Zajączkowska-Hernik, poseł do Parlamentu Europejskiego
Mamy WAŻNY wyrok Trybunału Konstytucyjnego – cenzorska ustawa o “mowie nienawiści” ląduje w koszu, bo jest niezgodna z konstytucją!
Trybunał Konstytucyjny przejechał się jak walec po tej lewicowej ustawie i wydał wyrok JEDNOGŁOŚNIE. Zdaniem sędziów przepisy forsowane przez koalicję Tuska naruszałyby wolność i swobodę wypowiedzi oraz mogłyby prowadzić do arbitralnych decyzji organów ścigania. Proponowane zmiany prowadziłby do tego, że prawo karne byłoby używane jako narzędzie cenzury. Wyrok Trybunału oznacza, że ustawa nie wejdzie w życie!
Rządowi Tuska chodziło o stworzenie narzędzia cenzury, które działałoby na rzecz ich własnego środowiska i pod pretekstem walki z mową nienawiści kneblowało Polakom usta. To miał być bat na wszystkich, którzy nie zgadzają się na propagowanie lewicowej ideologii. Jak widać niektórzy tęsknią za klimatami rodem z komuny.
Decyzja Trybunału Konstytucyjnego to wygrana wolności słowa z cenzorskimi zapędami tej władzy! Brońmy w Polsce normalności i zdrowego rozsądku.
Proszę o szerokie udostępnianie, mamy WAŻNY wyrok Trybunału Konstytucyjnego – cenzorska ustawa o "mowie nienawiści" ląduje w koszu, bo jest niezgodna z konstytucją❗
I to są dobre wieści 🙂 TK przejechał się jak walec po tej lewicowej ustawie i wydał wyrok JEDNOGŁOŚNIE. Zdaniem… pic.twitter.com/GJiLX2dXHQ
— Ewa Zajączkowska-Hernik (@EwaZajaczkowska) October 2, 2025
Wprowadzenie systemu kaucyjnego w Polsce przedstawia się opinii publicznej jako proekologiczny krok, który ma ograniczyć ilość śmieci i poprawić recykling. Przeciwnicy często podnoszą problemy praktyczne związane z dodatkowymi trudami codziennego życia. Jednak przy bliższej analizie widać, że w tle mamy do czynienia z gigantycznym interesem finansowym wartym kilkanaście miliardów złotych rocznie, którego kosztami obciążeni zostaną przede wszystkim zwykli obywatele i małe sklepy, a zyski trafią do wąskiej grupy operatorów – często powiązanych z zagranicznymi koncernami.
Według szacunków, w Polsce co roku sprzedaje się około 10 miliardów opakowań napojowych. Mówimy więc o kaucji wartej miliardy złotych rocznie. Jednak nie wszystkie kaucje wrócą do klientów. Nawet gdyby poziom zwrotu opakowań wyniósł oszałamiające 80–90% to oznaczać będzie wciąz, że 10–20% opakowań nie wróci do systemu. Mówimy więc o kwocie rzędu miliarda złotych rocznie. To pieniądze obywateli, które nie wracając do systemu, ale zasilają operatorów systemu.
System kaucyjny to przekręt stulecia!
Wprowadzenie systemu kaucyjnego w Polsce przedstawia się opinii publicznej jako proekologiczny krok, który ma ograniczyć ilość śmieci i poprawić recykling. Przeciwnicy często podnoszą problemy praktyczne związane z dodatkowymi trudami… pic.twitter.com/uuR87a6uoF
Do tego dochodzą zyski ze sprzedaży surowców wtórnych: Wartość butelek PET oraz aluminium to to kolejny duży pieniądz. Plastik PET kosztuje dziś od 2000 do 3000 zł za tonę. Aby uzyskać tonę plastiku potrzeba około 30 tysięcy butelek. Aluminium jest jeszcze droższe. Puszki osiągają ceny 6000–7000 zł za tonę. Te pieniądze oczywiście istniały w systemie już wcześniej, ale obracały nimi przedsiębiorstwa zajmujące się gospodarką komunalną. Gminy dzięki temu miał pewien dochód, który wpływał na ceny wywozu śmieci. System kaucyjny przenosi te zyski z samorządów do prywatnych firm.
Operatorzy systemu wypłacają tzw. opłatę manipulacyjną za przyjmowanie butelek w sklepach. Standard to 4 grosze za opakowanie. Na tym korzystają głównie duże sieci handlowe, które same kontrolują operatorów systemu i w praktyce rozliczają się same ze sobą. Dla małych sklepów jest to dodatkowe obciążenie – konieczność zapewnienia miejsca na butelkomaty, obsługi klientów i rozliczeń, przy minimalnym wynagrodzeniu.
Warto pamiętać, że pieniądze z kaucji przez wiele tygodni leżą w systemie, zanim klient je odzyska. Przy skali całego kraju oznacza to, że stale w obiegu znajduje się kilka miliardów złotych. Nawet krótkoterminowe lokowanie tych środków przyniesie operatorom dziesiątki, a nawet setki milionów złotych w skali roku. Zjawisko to nazywa się floatem.
W systemie kaucyjnym beneficjentami będą przede wszystkim kilka dużych koncernów handlowych. Portal Bithub.pl wyliczył, że wartość systemu kaucyjnego z uwzględnieniem szkła: Butelki PET – ok. 3,0 mld szt. Puszki alu – ok. 1,1 mld szt. Butelki szklane (≤1,5 l) – ok. 2,0 mld szt. Razem: 6,1 mld opakowań rocznie.
Kaucja: 0,50 zł (PET, puszki), 1,00 zł (szkło). Średnia wartość kaucji „w systemie”: ~ 4 mld zł. •Nieodebrane zwroty: założenie 15% (czyli ~600–700 mln zł rocznie).
Ceny surowców (orientacyjne): • PET: 2 000 zł/t, średnia waga 30 g/butelkę → 60 tys. t = 120 mln zł. • Aluminium: 6 000 zł/t, średnia waga 15 g/puszkę → 16,5 tys. t = 100 mln zł. •Szkło: 400 zł/t, średnia waga 300 g/butelkę → 600 tys. t = 240 mln zł. Razem z recyklingu: ~ 460 mln zł.
Float: zakładamy 4% rocznie od średniego depozytu (4 mld zł) → 160 mln zł.
Wiemy, kto zarobi. A kto straci? Małe sklepy oraz zwykli konsumenci, którzy za wszystko zapłacą w cenach napojów. Konsument zapłaci nawet potrójnie: 1. Wyższą cenę napoju (kaucja + koszty administracyjne). 2. Utratę części kaucji, jeśli nie zwróci opakowania. 3. Prawdopodobnie wyższe koszty wywozu odpadów.
System kaucyjny w Polsce to nie tylko kwestia ekologii, ale przede wszystkim gigantyczny transfer pieniędzy od konsumentów i drobnych przedsiębiorców do kieszeni kilku operatorów i dużych sieci handlowych. Rocznie w grę wchodzi 13–15 mld zł, z czego nawet kilka miliardów to zyski ukryte – z nieodebranych kaucji, sprzedaży surowców i odsetek od „floatu”.
System, który miał być ekologiczny i sprawiedliwy, staje się narzędziem cichego opodatkowania obywateli.
Grzegorz Płaczek, przewodniczący Klubu Poselskiego Konfederacji
Dlaczego, wdrażając w Polsce założenia Zielonego Ładu i implementując system kaucyjny, nie możemy zwyczajnie nie manipulować opinią publiczną i powiedzieć, że: ➡️ w Brukseli od lat działa potężne lobby dwóch największych europejskich producentów systemów/urządzeń kaucyjnych, któremu właśnie ulegamy;
❌Dlaczego, wdrażając w Polsce założenia Zielonego Ładu i implementując system kaucyjny, nie możemy zwyczajnie nie manipulować opinią publiczną i powiedzieć, że: ➡️ w Brukseli od lat działa potężne lobby dwóch największych europejskich producentów systemów/urządzeń kaucyjnych,… pic.twitter.com/Uu7R5cpRMY
➡️ to nie Warszawa, ale Bruksela narzuca nam cel dot. zbiórki butelek plastikowych po napojach, który Polska musi spełnić. Cel jest określony – 90% zbiórki (dla butelek do 3 litrów) do 2029 r. i system kaucyjny jest tylko narzędziem do realizacji tego celu. Koszt utrzymania systemu kaucyjnego w ciągu 10 lat wyniesie w Polsce ok. 24 mld zł (!);
➡️ między bajki można włożyć słowa Pani minister, że ceny napojów nie wzrosną. Oczywiście, że wzrosną. Wdrożenie systemu kaucyjnego to nie tylko dodatkowa kaucja dla klientów, ale niemal pewny wzrost ceny samego napoju. Producenci w ten sposób rekompensują swoje inwestycje wynikające z wymogu realizacji kolejnego unijnego celu klimatycznego (90% zbiórki). Tak było chociażby w Niemczech, Holandii, Rumunii czy na Węgrzech;
➡️ jeśli Polska nie osiągnie do 2029 r. celu, tj. 90% zbiórki butelek, Komisja Europejska może wszcząć postępowanie naruszeniowe, które ostatecznie może zakończyć się karami finansowymi dla Polski.
Polska nie robi niczego, bo tego chce, tylko… wykonuje polecenia Brukseli. I tak! Chcemy dbać o środowisko, ale nie oznacza to, że nie mamy jednocześnie Polakom mówić prawdy o całym systemie kaucyjnym. Polacy nie powinni być manipulowani i znać fakty, niezależnie od tego, jakie one są.
Już dziś wszedł system kaucyjny! W imię „ekologii” zapłacisz więcej za wodę, ale i za odbiór odpadów.
Na czym polega cały mechanizm? Kupujesz napój w butelce czy puszce, płacisz więcej. Oddajesz opakowanie – odzyskujesz kaucję. Brzmi rozsądnie, dopóki nie policzymy, ile to kosztuje i jakie problemy rodzi. Kaucja wynosi 0,50 zł za butelkę PET lub puszkę i 1 zł za butelkę szklaną wielokrotnego użytku. Sześciopak wody zdrożeje o 3 zł. W teorii pieniądze wracają, w praktyce – nie każdy będzie biegał z każdą puszką do sklepu czy automatu. Butelki kaucyjne nie mogą być bowiem zgniatane. To będzie wymuszać na konsumentach wygospodarowanie nowej dużej przestrzeni na butelki i puszki do recyklingu. Nie każdy może sobie na to pozwolić. Dla wielu konsumentów system oznacza realne podwyżki.
Już dziś wszedł system kaucyjny! W imię „ekologii” zapłacisz więcej za wodę, ale i za odbiór odpadów.
Na czym polega cały mechanizm? Kupujesz napój w butelce czy puszce, płacisz więcej. Oddajesz opakowanie – odzyskujesz kaucję. Brzmi rozsądnie, dopóki nie policzymy, ile to… pic.twitter.com/8BVYygkNv0
Do tego dochodzą koszty ukryte – milionowe inwestycje producentów w nowe linie, etykiety, raportowanie, a także gigantyczne wydatki sklepów na butelkomaty i magazynowanie zwracanych opakowań. Każdy dodatkowy wydatek zostanie przerzucony na klientów. Efekt? Inflacja w cenach napojów i dodatkowe obciążenie dla polskich rodzin.
Ekologia? To jedynie hasło przykrywające fiskalny charakter systemu. Polska już dziś ma obowiązek selektywnej zbiórki odpadów – pięć pojemników w każdym gospodarstwie. Puszki i butelki trafiają do żółtego worka i są odbierane przez gminy. Po co więc tworzyć drugi, równoległy system? To chaos organizacyjny, który zdezorientuje konsumentów i wygeneruje kolejne koszty.
Obecnie plastikowe butelki podlegają recyklingowi, a sprzedaż plastiku zdatnego to istotny dochód, który ogranicza koszty wywozu śmieci. Zmiana miejsca utylizacji plastikowych butelek może doprowadzić do sytuacji, w której gospodarka odpadami będzie jeszcze droższa. Czekają nas wyższe opłaty za odbiór odpadów komunalnych, ponieważ gminy stracą dochód ze sprzedaży butelek i puszek, który był istotnym elementem systemu gospodarki komunalnej!
Dla obywateli to kolejny podatek pod płaszczykiem ekologii. Nie chodzi o czyste środowisko, tylko o nowe źródło dochodu i kolejną kontrolę nad codziennym życiem obywateli. System kaucyjny to mechanizm drenowania kieszeni Polaków.
Od 1 października zaczyna obowiązywać system kaucyjny.
Jutro zaczyna obowiązywać system kaucyjny. Za każdym razem, kiedy będziecie narzekać, że musicie iść do sklepu z pustymi butelkami, podziękujcie za to Mateuszowi Morawieckiemu wspieranemu przez PiS, PO, PSL i Lewicę! pic.twitter.com/klb0vABLo6
Za każdym razem, kiedy będziecie narzekać, że musicie iść do sklepu z pustymi butelkami, podziękujcie za to Mateuszowi Morawieckiemu wspieranemu przez PiS, PO, PSL i Lewicę!
W związku z tym, że naprawdę sporo osób uległo dezinformacji, wyjaśniam “łopatologicznie” dlaczego Konfederacja zagłosowała przeciwko tzw. Ustawie Łańcuchowej, a właściwie, to nazywać się ona powinna Ustawą Kojcową.
1. W ustawie “łańcuchy”, to dosłownie jedno zdanie. Cała reszta ustawy dotyczy regulacji wielkości kojców, powierzchni dachów kojców, utwardzeń w kojcach, wagi psów i wyłączeń (wyjątków).
2. Największe absurdy, w tym gniocie legislacyjnym, dotyczą wielkości kojców i ich konstrukcji. Lepszy przykład, niż wykład, a więc pies który waży powyżej 30 kg, będzie musiał mieć kojec, o powierzchni minimum 20m2! Mniej więcej taki jak na zdjęciu, choć nie do końca bo ten ze zdjęcia, ma 18m2. Koszt jedyne 13 700 zł.
3. W myśl nowych przepisów kojec musi być “w większości” zadaszony, a więc co najmniej połowa kojca czyli ponad 10m2, to musi być dach. To samo z utwardzeniem.
4. Jeśli ktoś nie ma takiego kojca lub kupił sobie taki jak ze zdjęcia (tylko 18m2), to przy 30 kg psie, grozi mu kara więzienia. Jeśli Sąd okaże litość, to ewentualnie skończy się na 5 tys zł. Kontrole można oczywiście przeprowadzać wielokrotnie i do skutku. Aktywiści będą mieli używanie! – Tutaj oficjalna wypowiedź ministra w tej sprawie: https://x.com/bronislawfoltyn/status/1971289158766469208
5. A co się stanie jeśli właściciel nie potrafi zapewnić swojemu pupilowi odpowiednich warunków czyli tych 20m2 z ustawy lub będzie miał zbyt krótki dach nad kojcem?
– Otóż, takiego psa można właścicielowi odebrać. – I co dalej z tym psem? Ano trafi do schroniska!
I tu przechodzimy do głównego punktu programu. Aktywiści prozwierzęcy, załatwili sobie w ustawie zapis, o tym, że ich te przepisy nie dotyczą! Jak zapewne wiecie, większość schronisk jest prowadzona przez fundacje i organizacje, które lobbowały za tą ustawą.
W ten oto sposób, pies z 18m2 kojca za 13 700 zł, wyląduje w 4 metrowej klatce w schronisku, razem z innymi psami. Właściciel być może skończy w więzieniu, a aktywiści odtrąbią kolejny sukces! Być może nawet dostaną dodatkowe pieniądze na swoją “dobroczynną” działalność.
6. Konfederacja, złożyła do tej ustawy, tylko jedną poprawkę – https://sejm.gov.pl/sejm10.nsf/poprawki2czyt.xsp?nr=608. Poprawka ta usuwała całkowicie, te wszystkie absurdalne regulacje dotyczące kojców. Podczas debaty sejmowej zadeklarowaliśmy również, że poprzemy ustawę łańcuchową, jeśli zostaną z niej usunięte w/w absurdy. Stało się inaczej, więc nikt, kto wie co w tej ustawie “siedzi”, nie mógłby zagłosować inaczej, niż przeciw.
P.S. I na koniec, osobista refleksja. Im dłużej jestem w polskim Sejmie, tym bardziej dostrzegam szerzącą się tam głupotę i całkowite oderwanie od rzeczywistości, politycznych elit rządzących krajem. Być może w senacie, ktoś zauważy jeszcze absurdy tej ustawy. Jeśli nie, to tylko veto Prezydenta Karola Nawrockiego, jest w stanie zatrzymać, te absurdy, które wczoraj przyjął Sejm.
W związku z tym, że naprawdę sporo osób uległo dezinformacji, wyjaśniam "łopatologicznie" dlaczego Konfederacja zagłosowała przeciwko tzw. Ustawie Łańcuchowej, a właściwie, to nazywać się ona powinna Ustawą Kojcową
Bartłomiej Pejo: Poprawka umożliwiająca motocyklistom korzystanie z buspasów, którą zgłosiłem do jednej z ustaw deregulacyjnych, zdobyła większość w Sejmie!
Walczymy o prawa kierowców, walczymy o prawa motocyklistów! Ponad podziałami udało się uchwalić przepis, który poprawi płynność i bezpieczeństwo ruchu drogowego.
Dziękuję wszystkim posłom, którzy poparli poprawkę Konfederacji, którą zaproponowałem. Dziękuję także wszystkim przedstawicielom strony społecznej, którzy od początku kadencji współpracują z nami w moim zespole ds. obrony praw kierowców. To nasz wspólny sukces!
Bartłomiej Pejo: Złożyłem poprawkę, która pozwoli motocyklistom korzystać z jazdy po buspasach!
Dlaczego to ważne?
✅
większe bezpieczeństwo – motocykliści będą lepiej widoczni i mniej narażeni na wypadki,
✅ większy komfort dla kierowców – mniejsze ryzyko kolizji z jednośladami,
✅ mniej korków w największych miastach! To rozwiązanie korzystne dla wszystkich uczestników ruchu.
Teraz liczę na poparcie innych posłów, aby udało się je wprowadzić w życie!
Złożyłem poprawkę, która pozwoli motocyklistom korzystać z jazdy po buspasach!
Dlaczego to ważne? ✅ większe bezpieczeństwo – motocykliści będą lepiej widoczni i mniej narażeni na wypadki, ✅ większy komfort dla kierowców – mniejsze ryzyko kolizji z jednośladami, ✅ mniej korków w największych miastach! To rozwiązanie korzystne dla wszystkich uczestników ruchu.
Teraz liczę na poparcie innych posłów, aby udało się je wprowadzić w życie!
🚦🏍️ Motocykliści – mamy świetne wieści!
Jesteśmy coraz bliżej legalnej jazdy po buspasach i realnej poprawy bezpieczeństwa na drogach! Dziś złożyłem poprawkę, która pozwoli motocyklistom korzystać z tego istotnego udogodnienia.
Wysyłam dzisiaj do Ministerstwa Sprawiedliwości zapytanie poselskie z pytaniami:
1. Jacy urzędnicy dokładnie brali udział w tym skandalu i sabotażu?
2. W oparciu o jakie dane, przesłanki, opracowania, ekspertyzy przygotowano te „tabele”?
3. Z czego mają płacić alimenty ojcowie, którzy zgodnie z tymi tabelami mieliby płacić więcej alimentów niż dostają wynagrodzenia netto – po podatkach i daninach obciążających pracę?
4. Czy analizowano jaki wpływ na zniechęcenie do posiadania dzieci przez Polaków będą miały takie drakońskie rekomendacje? Czy kompletnie pominięto te kwestie, uznając je za nieistotne?
Wysyłam dzisiaj do @MS_GOV_PL zapytanie poselskie z pytaniami: 1. Jacy urzędnicy dokładnie brali udział w tym skandalu i sabotażu? 2. W oparciu o jakie dane, przesłanki, opracowania, ekspertyzy przygotowano te „tabele”? 3. Z czego mają płacić alimenty ojcowie, którzy zgodnie z… https://t.co/44N4rlY67F
Nowe wytyczne wywołały natychmiastową i wyjątkowo szeroką krytykę – nie tylko ze strony polityków opozycji, ale również prawników, ekonomistów, sędziów, mediatorów, publicystów i rodziców. Nie ma żadnych podstaw ekonomicznych, prawnych i społecznych do przyjęcia tego rodzaju wytycznych. Nie uwzględniają one realnych kosztów życia, rzeczywistego modelu opieki nad dzieckiem oraz zdolności alimentacyjnej zobowiązanego. Ponadto sugerowane kwoty mogą przekraczać dochód netto zobowiązanego, co prowadzi do absurdów ekonomicznych, podważa zaufanie do państwa prawa i może prowadzić do zwiększenia szarej strefy.
📄 Złożyłem interpelację do Ministra Sprawiedliwości Waldemara Żurka w sprawie tablic alimentacyjnych, które zostały opublikowane przez resort dwa dni temu.
Nowe wytyczne wywołały natychmiastową i wyjątkowo szeroką krytykę – nie tylko ze strony polityków opozycji, ale również… pic.twitter.com/XqnATdgvqS
Dlatego pytam o dane, analizy i opinie, na podstawie których powstały tablice. Czy resort rzeczywiście zasięgał głosu ekspertów, czy też mamy do czynienia z urzędniczym eksperymentem bez testu wykonalności i oceny możliwych skutków? Liczę na konkretne odpowiedzi.
Trwa opiniowanie projektu Ustawy dot. wyjścia Polski z WHO. Swoje stanowisko wyraził nawet sam Szanowny Pan Adam Bodnar, który zaopiniował projekt Ustawy NEGATYWNIE – twierdząc, iż Polska powinna tkwić w WHO, bowiem organizacja ta posiada szeroki zakres zadań, wiążący się “z międzynarodowym prawem karnym.” Brawo, Panie Adamie!!!
Dokładnie właśnie dlatego Polska powinna wyjść z WHO! Nie powinno być zgody na to, aby skompromitowana Światowa Organizacja Zdrowia – która jest organizacją pełną farmaceutycznych lobbystów – mogła w jakikolwiek sposób wpływać na międzynarodowe prawo karne. To się właśnie nazywa: LOBBYING.
❌ Trwa opiniowanie projektu Ustawy dot. wyjścia Polski z WHO. Swoje stanowisko wyraził nawet sam Szanowny Pan Adam Bodnar, który zaopiniował projekt Ustawy NEGATYWNIE – twierdząc, iż Polska powinna tkwić w WHO, bowiem organizacja ta posiada szeroki zakres zadań, wiążący się "z… pic.twitter.com/mneQY1e9Ql
A argument, że Polska nie powinna opuścić (będącej pod chińskim wpływem) WHO, bowiem organizacja posiada “szeroki zakres zadań” pokazuje, jak polski rząd bezrefleksyjnie klęka przed jedną z najpotężniejszych grup nacisku w polityce zdrowotnej i legislacji. Państwo w Prokuraturze Generalnej tak na poważnie? “Szeroki zakres zadań” ma być merytorycznym argumentem? Brazylijski kartel narkotykowy ponoć też ma całkiem szeroki zakres zadań. Dołączymy?
Nie macie Państwo w rządzie zbyt wielu merytorycznych argumentów wagi ciężkiej, aby uzasadnić, dlaczego Polska ma co roku płacić dziesiątki milionów złotych za członkostwo w WHO. Po prostu przyzwyczailiście się do tego, że Polska ma pokornie klękać przed lobby farmaceutycznym i nikt się temu nie ma przeciwstawiać. Ale na szczęście nie jest jeszcze za późno – wystarczy zacząć zadawać proste pytania i… wstać z kolan. USA i Argentyna już zdecydowały się na ten krok – wychodząc z WHO. Czas na Polskę! A że system będzie się bronił – to pewne. Potężne organizacje lobbyingowe z branży farmaceutycznej nie po to zainwestowały miliardy złotych, żeby coś się miało teraz zmienić, bez ich kontroli. Dotyczy to także WHO, która ze zdrowiem ma w ostatnich latach coraz mniej wspólnego…
Przemysław Wipler: Niniejszy wpis jest o aferze mieszkaniowej jednego z czołowych polityków obecnego rządu – Adama Bodnara, która wydaje się niezmiernie rozwojowa, również w kontekście odpowiedzialności karnej.
Poświadczenie nieprawdy przed sądem, zatajenie informacji w deklaracji majtkowej plus nagroda dla sędzi, która wydała karygodny błąd na korzyść ministra.
Sprawę rozpoczęła wczoraj rano Republika (i poseł Matecki) wskazując, że minister Bodnar nie ujawnił jednego z jego mieszkań w swoim oświadczeniu majątkowym. Chodzi o lokal przy ulicy Wąwozowej w Warszawie, co do którego przysługuje mu i jego byłej małżonce spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu. Lokal wart co najmniej 2 miliony, ma ponad 100 metrów. W dziale drugim księgi wieczystej jako uprawnieni figurują wciąż Adam Bodnar i jego była żona na prawach wspólności majątkowej małżeńskiej.
Ale to nie koniec. Komu zależało, żeby była małżonka nie dowiedziała się o tym, że nie jest wyłącznym uprawnionym do tego mieszkania, a samo postanowienie jest trefne? A jak mogłaby się dowiedzieć – otóż w taki sposób, że złożyłaby postanowienie o podziale majątku do ksiąg…
W reakcji minister Bodnar dokonał samodoniesienia – umieścił na X postanowienie (porozwodowe) z 2013 r. wydane przez sędzię Magdalenę Śliwińską-Stępień o podziale majątku pomiędzy nim a jego byłą żoną, argumentując że „własność mieszkania przyznana została w całości przez sąd byłej żonie”. Gdyby coś takiego napisał zwykły człowiek niebędący prawnikiem, można by tę formułę wypowiedzi od biedy zaakceptować. Jednak napisał to człowiek, który legitymuje się tytułami i stopniami z zakresu nauk prawnych za którymi nie idzie podstawowa wiedza z zakresu prawa cywilnego. Problem polega na tym, że nie można nabyć własności spółdzielczego prawa do lokalu, jak pisze Bodnar. To tylko uprawnienie. Jest to wiedza, którą posiadać musi każdy, nawet najgorszy student II roku prawa – jak widać nie ma jej profesor Bodnar. To, co jednak szczególnie ciekawe, okazało się dalej.
Otóż Bodnar załączył do swojej niefortunnej wypowiedzi samo postanowienie sędzi Magdaleny Śliwińskiej-Stępień. I tu nagle okazało się, że brew zapewnieniom Bodnara, nadal jest on uprawniony do spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego przy ulicy Wąwozowej. Otóż sędzia dokonała podziału majątku Karoliny Małgorzaty Bodnar i Adama Piotra Bodnara w ten sposób, że owo spółdzielcze prawo przyznała na własność (!!!) Karolinie Bodnar.
Takie postanowienie nie wywołuje skutków prawnych. Nie można na własność przyznać prawa spółdzielczego własnościowego do lokalu. Jest to błąd, który w całości pozbawia to postanowienie ważności.
Rodzi się w związku z tym następujące pytania: czy załączone postanowienie jest oryginalne? Internauci zwrócili uwagę, że Bodnar zamieścił skan postanowienia bez pieczęci (czyżby sam sobie taką treść wygenerował – to możliwe, jego treść koresponduje bowiem z poziomem jego wiedzy prawniczej, której dowód dał w treści wpisu na X). Czy też może Bodnarowi zależało, żeby oszukać byłą żonę? Wydawało jej się, że mieszkanie jest jej, a tymczasem wciąż obie osoby są uprawnione do tego prawa. To rodzi dalsze pytania – czy zapłaciła mu ona z tytułu przejścia na nią uprawnienia? Jeśli tak, to zapłaciła za coś, czego nie dostała. To bardzo prawdopodobne – biorąc pod uwagę, że to dopiero początek wątpliwości w tej sprawie.
Otóż analiza załączonego przez Bodnara postanowienia wskazała, że Bodnar i była żona w toku postępowania w roku 2013 oświadczyli, że mieszkanie nie ma księgi wieczyste! I sąd brak księgi wskazał w postanowieniu (sąd nie bada zgodnych oświadczeń dzielących majątek – księgi więc sam nie poszukiwał). Tymczasem analiza księgi wieczystej wskazuje, że już w 2005 r. dla mieszkania została założona księga!!!
W księdze w dziale III nie ma oczywiście ostrzeżenia o postanowieniu podziałowym, bo sąd został po prostu okłamany przez małżonków Bodnar, co do nieistnienia księgi (Bodnar skłamał i to okłamał sąd). Niewątpliwie mieszkanie jest więc nadal uprawnieniem Bodnara i powinno się znaleźć w jego oświadczeniu majątkowym.
Ale to nie koniec. Komu zależało, żeby była małżonka nie dowiedziała się o tym, że nie jest wyłącznym uprawnionym do tego mieszkania, a samo postanowienie jest trefne? A jak mogłaby się dowiedzieć – otóż w taki sposób, że złożyłaby postanowienie o podziale majątku do ksiąg wieczystych, a sąd wieczystoksięgowy na 100 procent odmówiłby jego wpisania, jako nieistniejącego (dzielącego coś czego nie ma – nie ma bowiem współwłasności spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu). A skoro została przez kogoś przekonana, że nie ma księgi, to postanowienie nigdy do tej księgi nie trafiło.
I wreszcie na koniec dochodzimy do sedna sprawy. Otóż sędzia Magdalena Śliwińska-Stępień to nie jest sędzia, która mogłaby popełnić taki błąd merytoryczny na poziomie ucznia podstawówki i przyznać własność czegoś czego nie ma jako przedmiotu własności (jeśli oczywiście postanowienie jest oryginalne, a nie wygenerowane przez samego Bodnara, co podejrzewają użytkownicy X). To wieloletni orzecznik i specjalista od ksiąg wieczystych. I teraz proszę zobaczyć, co dzieje się z Panią sędzią, gdy Bodnar dochodzi do władzy. Jak zostałem poinformowany (będę to weryfikował), zostaje delegowana do Ministerstwa Sprawiedliwości, obejmuje również zaszczytne funkcje, z czym wiążą się różne dodatki.
Będę temat drążył, do czego zachęcam też serdecznie dziennikarzy, nie tylko śledczych.
Straż miejska z linijką w naszych domach. Nowe przepisy o wymiarach drewna opałowego! Brzmi absurdalnie, ale takie prawo uchwalają politycy. Jeszcze w tym roku wejść mogą nowe rygory dotyczące drewna opałowego używanego przy ogrzewaniu. Przepisy wskazują nie tylko na wilgotność, ale nawet na wymiary drewna.
Nowe przepisy egzekwować ma Straż Miejska. Jakie to rygorystyczne normy musiałoby spełniać drewno opałowe od najbliższego sezonu grzewczego?
Zgodnie z proponowanym brzmieniem rozporządzenia, drewno musi spełniać następujące cechy: średnica dolna mniejsza niż 5 cm bez kory lub 7 centymetrów w korze, bez względu na długość drewna, albo długość do 3 m i średnica górna równa lub większa niż 5 cm bez kory lub 7 cm w korze. Materiał opałowy powinien charakteryzować się zbyt dużą krzywizną, zgnilizną miękką lub brunatnicą obejmującą co najmniej połowę powierzchni przekroju. Alternatywnie, drewno może mieć zaparzenie obejmujące minimum 50 proc. powierzchni przekroju lub zwęglenie przynajmniej połowy powierzchni.
Co, jeśli tych norm kawałki drewna nie będą spełniać? Nie zostaną zakwalifikowane jako drewno energetyczne. Co za tym idzie, nie będzie to drewno uznawane za odnawialne źródło energii.
Straż miejska z linijką w naszych domach Nowe przepisy o wymiarach drewna opałowego!
Brzmi absurdalnie, ale takie prawo uchwalają politycy. Jeszcze w tym roku wejść mogą nowe rygory dotyczące drewna opałowego używanego przy ogrzewaniu. Przepisy wskazują nie tylko na wilgotność,… pic.twitter.com/n9XvlwpIJu
A teraz praktyka. Co się zmieni? Dostawcy drewna opałowego będą musieli przebierać swoje drewno tak, aby kawałki drewna bez wad lądowały do przemysłu drzewnego, jednocześnie zbyt małe kawałki drewna zostaną odrzucone i niedopuszczone do sprzedaży. Siłą rzeczy ceny drewna opałowego wzrosną.
To absurdalne prawo, które prawdopodobnie wyjdzie z Ministerstwa Klimatu i Środowiska nie zostało jednak wymyślone nad Wisłą. Zawsze, gdy komentujemy jakieś idiotyczne standardy typu szerokość konara albo długość pelletu to możemy być niemal pewni, że to pokłosie jakiejś dyrektywy unijnej.
Tak samo jest w przypadku drewna opałowego. Chodzi o dyrektywę RED III, która określa cele w zakresie odnawialnych źródeł energii w 2030 roku. Najzabawniejsze, że nowe przepisy egzekwowane będą przez Straż Miejską, która już dziś dokonuje nawet pomiarów jakości dymu za pomocą dronów. Czy czeka nas wizyta strażników z linijkami? Teoretycznie to możliwe!
W Polsce jest około 90 tysięcy lekarzy-specjalistów. Zdecydowana większość z nich NIE MOŻE: 1) wystawić zwolnienia lekarskiego do sądu (to tylko lekarze sądowi), 2) stwierdzić trwałej niezdolności do pracy (to tylko lekarze-orzecznicy ZUS), 3) zezwolić na podjęcie pracy (to tylko lekarze medycyny pracy).
Za to każdy z tej 90-tysięcznej rzeszy MOŻE wydać kwit pozwalający na uchylenie konstytucyjnego prawa do życia i zabicie 9-miesięcznego dziecka w łonie matki.
W Polsce jest około 90 tysięcy lekarzy-specjalistów.
Zdecydowana większość z nich NIE MOŻE: 1) wystawić zwolnienia lekarskiego do sądu (to tylko lekarze sądowi), 2) stwierdzić trwałej niezdolności do pracy (to tylko lekarze-orzecznicy ZUS), 3) zezwolić na podjęcie pracy (to…
Czas chyba zacząć prowadzić realną debatę w tej sprawie.
Zabójstwa w Oleśnicy prawdopodobnie można by uniknąć, gdyby prawo do stwierdzenia zaistnienia przesłanki zagrożenia życia lub zdrowia przysługiwało np. tylko lekarzom sądowym. Czyli lekarzom obdarzonym szczególnym publicznym zaufaniem, którzy muszą legitymować się między innymi niekaralnością i rekomendacją Okręgowej Rady Lekarskiej, i którzy z racji pełnionej funkcji powinni być (przynajmniej w założeniach) szczególnie odporni na korupcję.
Zabicie 9-miesięcznego dziecka zdolnego do życia poza organizmem mamy poprzez zastrzyk chlorku potasu prosto w serce to straszna zbrodnia, a nie świadczenie zdrowotne. Konsultowaliśmy w ostatnich tygodniach tę sprawę z wieloma prawnikami i ich zdaniem ustawowa przesłanka, mówiąca o „przerwaniu ciąży”, nie uchyla ochrony życia dziecka gotowego do urodzenia, a jedynie uchyla ochronę prawną stanu ciąży.
Oznacza to, że ustawa przyzwala w takiej sytuacji na cesarskie cięcie (co kończy stan ciąży), a nie na celowe zabicie dziecka zastrzykiem (co kończy życie dziecka, w momencie gdy ciąża nadal jeszcze trwa).
Zabicie 9-miesięcznego dziecka zdolnego do życia poza organizmem mamy poprzez zastrzyk chlorku potasu prosto w serce to straszna zbrodnia, a nie świadczenie zdrowotne. Konsultowaliśmy w ostatnich tygodniach tę sprawę z wieloma prawnikami i ich zdaniem ustawowa przesłanka, mówiąca…
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Ginekologów i Położników właśnie poruszył kwestię interpretacji tych przepisów w korespondencji z minister Izabela Leszczyna i trzeba ją wyjaśnić. Nie jest to żadna nowa interpretacja, ale — zdaniem prawników — wypływająca z komentarzy i orzecznictwa. Będziemy wracać do tej sprawy. Musi zostać wyjaśniona, a wszyscy winni ukarani.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posłów Witolda Tumanowicza i Przemysława Wiplera oraz mecenasa Marka Szewczyka, 6 marca 2025 r.
WItold Tumanowicz: – Pozwy zbiorowe to często jest walka Dawida z Goliatem.
Tak naprawdę wiemy doskonale, że jeśli w ogóle dochodzi do tego typu pozwów, no to wiadome jest to, że większy ma często dużą przewagę. Ma swoich prawników, ma możliwość robienia wszystkiego, aby doprowadzać do tego, aby w ogóle całe postępowanie trwało bardzo długo.
Nasza zmiana jako Konfederacji pokazuje bardzo jasno to, żeby całe te postępowania były sprawniejsze, bardziej sprawiedliwe i skuteczne. Bo to, żeby właśnie takie pozwy zbiorowe były robione dużo bardziej sprawiedliwie, polega na tym, żebyśmy skończyli z tą przewlekłością postępowań w tym zakresie.
Jako Konfederacja nie tylko mówimy, ale też robimy i pokazujemy na konkretnych projektach ustawy to, że może państwo polskie być bardziej przyjazne wobec obywateli. Ta ustawa właśnie o tym mówi i liczymy na to, że w polskim Sejmie znajdzie się taka większość, żeby tą ustawę poprzeć i żeby rzeczywiście obywatele mieli w końcu naprawdę podstawowe prawa do tego, aby domagać się spełnienia swoich roszczeń, szczególnie jeśli z większym muszą walczyć. Tyle!
Rząd planuje wprowadzenie nowych przepisów, w myśl których powstaną znaczące utrudnienia w budowie budynków mieszkalnych, w tym domów jednorodzinnych na własnej działce.
Konfederacja zorganizowała w tej sprawie konferencję prasową. Głos zabrali poseł Krzysztof Szymański oraz Roman Łazarski.
Poseł Krzysztof Szymański zwrócił uwagę na temat planów ogólnych i wymogów prawnych dotyczących budowania domów mieszkalnych, które zostały przyjęte przez Sejm. „W miastach budynek mieszkalny musi znajdować się maksymalnie 1,5 km od szkoły podstawowej, natomiast na wsiach nie dalej niż 3 km” – tłumaczył.
Poseł Szymański wytknął absurdalność tych przepisów, wskazując na arbitralność przyjętych odległości, bezsensowne, w kontekście np. budujących dom seniorów, założenie wymogu istnienia szkoły w pobliżu oraz niejasność, co w sytuacji, gdy szkoła była, ale została zamknięta.
Poseł Konfederacji podkreślił, że przepisy dotyczą nie tylko domów jednorodzinnych, ale również bloków mieszkalnych.
„Wprowadzenie takich przepisów, w takim kształcie, bez wprowadzenia żadnych zmian ze strony samorządów gminnych będzie skutkować po prostu zabetonowaniem rozwoju branży nieruchomości w Polsce. Uważam, że bardzo mocno przełoży się to na spadek ilości mieszkań dostarczanych na rynek” – oceniał Szymański.
„Polityka, którą obserwujemy jest po prostu antyrodzinna, antydemograficzna” – skwitował Krzysztof Szymański.
Roman Łazarski uznał, że przepisy te mają drugie dno. „Sądzimy, że jest w tym chytry plan rządu ukryty, mianowicie żeby przerzucić ciężar budowania szkół na deweloperów. Podejrzewam, że taki tkwi z tym ukryty zamiar. Tzn. że mają powstawać osiedla, przy których od razu deweloper będzie zmuszony budować szkołę”.
Działacz Konfederacji porównał sytuację do centralnego planowania, którego efektem będą szkoły, które będą puste. Efektem tej polityki według Łazarskiego będzie wzrost cen mieszkań, ponieważ koszty budowy szkół będą włączone w koszty zakupu nieruchomości.
Łazarski przypomniał również ideał Konfederacji, by każdego pracującego Polaka było stać na własny dom z ziemią lub mieszkanie.
„Ta ustawa, o której mówimy, to jest przejaw, z jaką polityką tak naprawdę mamy do czynienia – z polityką odwrotną, polityką socjalistyczną, lewicową, centralistyczną, która sprowadzi nas z powrotem do etapu, gdzie będzie powstało masowe budownictwo mieszkaniowe przeznaczone dla szarych mas, na które będzie się długo czekać, zanim deweloper wszystkie wymogi ustawowe spełni. Te mieszkania będą horrendalnie drogie. Natomiast każdy, kto będzie chciał wybudować sobie dom będzie musiał się z gminą bić, podejrzewam, że nawet o takie prozaiczne rzeczy, jak to że jego działka jest o 1505 metrów, a nie 1500, zgodnie z przepisami ustawy” – alarmował Łazarski.
Konfederacja sprzeciwia się polityce antyrodzinnej i utrudniającej budowę mieszkań w Polsce.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Krzysztofa Szymańskiego i Romana Łazarskiego, 19 lutego 2025 r.
Krzysztof Szymański: – Dzisiejszy temat jest istotny, myślę, dla naprawdę milionów Polaków, a ten temat jest od dłuższego czasu omawiany również ze względu na to, że w samorządach rozmawia się dużo na temat planów ogólnych i konieczności ich wprowadzenia, co też nakłada pewne restrykcje czy dodatkowe prawa dotyczące budowy domów, mieszkań, lokali mieszkalnych.
Ten plan ogólny ma zostać wprowadzony. W ostatnim czasie usłyszeliśmy informację o tym, że premier Donald Tusk planuje ten termin wydłużyć, stąd odświeżył się jakby temat planów ogólnych oraz właśnie wymogów prawnych dotyczących możliwości budowania lokali mieszkalnych, budynków mieszkalnych.
No, a nie dziwota, że ten temat jest dla ludzi przecież tak bardzo interesujący. Jest jednym z absolutnych fundamentów istnienia czy funkcjonowania polskich rodzin. I w związku z tym z naszej strony zauważyliśmy, że w ustawie obowiązującej przecież, przegłosowanej przez Sejm, która ma zacząć już obowiązywać od początku 2026 roku, pojawia się wymóg, który jest w zasadzie sprzeczny z interesem polskich rodzin. Sprzeczny z podstawowym absolutnie prawem ekonomicznym, które przecież na rynku nieruchomości również funkcjonuje, czyli prawem podaży-popytu.
Myślę, że to nie jest nic odkrywczego, jeżeli powiemy, że tę podaż trzeba zwiększać i dlatego jest tak trudno z mieszkaniem czy domem w Polsce, ponieważ jest niedostateczna ilość mieszkań dostarczanych na rynek dla konsumentów. Czyli ta podaż jest zdecydowanie niewystarczająca.
No i cóż tutaj nam wysmażono w tej ustawie, która ma obowiązywać już od 2026 roku? Mianowicie w miastach budynek mieszkalny musi znajdować się maksymalnie 1,5 km od szkoły podstawowej, natomiast na wsiach nie dalej niż 3 kilometry. Jakkolwiek nie brzmi to absurdalnie i można by było sobie zadawać dziesiątki pytań, dlaczego akurat tyle i dlaczego powiązano to akurat ze szkołami podstawowymi, bo przecież są również takie nieruchomości, które zamieszkują ludzie, którzy nie mają dzieci, na przykład są emerytami. Czy dla nich jest to aż tak istotne? Nie wydaje mi się.
Natomiast taki obowiązek w rzeczywistości zostanie wprowadzony. Co więcej, warto zadać pytanie, co jeśli szkoła podstawowa zostanie zamknięta? Wyobraźmy sobie, że Polacy kupili działki w pewnej okolicy z zamiarem wybudowania się, szkoła zostaje zamknięta i w tym momencie nie ma możliwości, aby właściciel wybudował swoją nieruchomość. No i oczywiście należy tutaj poczynić pewne zastrzeżenie, że gminy mogą ingerować w to. Jest to pewne tzw. ustawienie domyślne, czyli te odległości są wymyślone jako pewien taki pierwowzór, a gmina może uchwałą Rady Gminy jakoś zaingerować w to, wprowadzić inne wartości. Natomiast pytanie jest takie, czy gminy to zrobią? Czy w obliczu wszystkich problemów, które pojawiają się z wprowadzeniem planów ogólnych, tylu detali, które obowiązują, tylu różnych problemów, które zostały stworzone samorządom – czy wszystkie samorządy faktycznie na czas zauważą w ogóle potrzebę wprowadzenia tej modyfikacji, zliberalizowania, poluzowania tutaj tego wymogu odstępu od szkół podstawowych?
Co warto zaznaczyć, bo na razie mogłoby się wydawać, że to dotyczy tylko domów jednorodzinnych, natomiast dotyczy to także bloków, czyli rozmawiamy w zasadzie o każdym budynku mieszkalnym, z przeznaczeniem na cele mieszkaniowe.
Myślę, że nie będzie na wyrost, jeśli powiem, że wprowadzenie takich przepisów w takim kształcie, bez wprowadzenia żadnych zmian ze strony samorządów gminnych, będzie skutkować po prostu zabetonowaniem rozwoju tej branży nieruchomości w Polsce. Uważam, że bardzo mocno przełoży się to na spadek ilości mieszkań dostarczanych na rynek, a przecież już teraz Polacy mają z tym ogromny problem.
Polityka, którą obserwujemy, można powiedzieć, że jest po prostu antyrodzinna, antydemograficzna. To też mogę z własnej perspektywy, jako jeszcze – myślę, że nie przesadzę, jak powiem, że młody ojciec i mąż, który zderzał się z tym, jak zapewnić byt swojej rodzinie – i w takim samym położeniu są miliony Polaków. Jak sprawić, aby w sposób bezpieczny można było założyć w Polsce rodzinę, funkcjonować? Wydaje się, że poza bezpieczeństwem takim militarnym, o którym teraz tak dużo się mówi, poza bezpieczeństwem żywnościowym – bez jedzenia raczej nie przeżyjemy – to właśnie potrzeba mieszkaniowa jest jedną z najbardziej fundamentalnych.
A wszystkie działania, które obserwujemy przez ostatnie dziesięciolecia, są tak jakby zaprzeczeniem zupełnie chęci poprawy rynku mieszkaniowego w Polsce. Koszty pracy rosną, ceny energii rosną, ceny materiałów budowlanych rosną. No i teraz dorzuca się jeszcze, zupełnie niepotrzebnie, wymagania dotyczące, restrykcje dotyczące tego, gdzie już nie będzie można budować tych mieszkań, tych domów, tych budynków na cele mieszkaniowe. To jeszcze bardziej pogorszy sytuację.
Co więcej, myślę, że dodatkowo zwiększa sam koszt nawet funkcjonowania czy obsługi państwa ze względu na biurokrację, którą ludzie będą musieli obsługiwać, wykazywać jakieś dodatkowe rzeczy. Przepisy wprowadzane w taki sposób zdecydowanie zniechęcają ludzi jako inwestorów prywatnych do tego, żeby budować własne nieruchomości. Myślę, że też zniechęcają deweloperów czy firmy, które budują nieruchomości mieszkalne do tego, żeby faktycznie ten rynek rozwijać.
Jednym słowem, ten projekt, ta ustawa wchodząc w życie ograniczy podaż mieszkań, co bardzo mocno pogorszy sytuację, i tak już złą, na rynku mieszkaniowym w Polsce.
– Temat subwencji dla Prawa i Sprawiedliwości jest jakimś tłem tylko i wyłącznie do czegoś dużo bardziej poważnego. W przyszłym roku mamy wybory i już słyszymy bardzo niepokojące wypowiedzi pana przewodniczącego PKW Marciniaka, który mówi o tym niemalże wprost, że te wybory mogą być zagrożone! Bo jeśli sytuacja będzie taka, że jakaś decyzja zapadnie w PKW już na etapie rejestracji kandydatów i będą odwołania, to gdzie będą szły? Właśnie do tej izby Sądu Najwyższego.
Na pewno trzeba doprowadzić do takiej sytuacji, żeby wybory się odbyły w terminie. Nie tak, jak mieliśmy do czynienia w 2020 roku, przecież wybory się nie odbyły w terminie zaplanowanym przez panią marszałek Witek. Możemy sobie wyobrażać, że także w tym przypadku może coś się wydarzyć takiego, że te wybory się nie odbędą. Mam nadzieję, że nie, bo to są jednak poważne sprawy. To jest podstawa demokratycznego państwa prawa, czyli akt wyborczy.
Dlaczego uznaliśmy wybory 15 października, które były uznane dokładnie przez tę samą izbę, i dlaczego teraz miałby być jakiś pat? Dokładnie w tej samej sprawie! Bo też uznania wyników wyborów. Dlaczego uznaliście… my wszyscy, bo przecież mamy mandaty poselskie z tego właśnie wyboru, z 15 października, Sąd Najwyższy uznał te wybory. Dlaczego miałby być jakiś problem z wyborami prezydenckimi? Ja tego naprawdę nie rozumiem!
Państwowa Komisja Wyborcza wprost łamie prawo! Problem polega na tym, że w jej składzie zasiadają nominaci partyjni. Siedmiu z dziewięciu członków jest wybieranych przez Sejm, przez większości sejmowe.
Państwowa Komisja Wyborcza wprost łamie prawo. Tylko, że problem polega na tym, że są tam powołani nominaci partyjni. Siedmiu z dziewięciu członków – są wybierani przez Sejm, przez większości sejmowe. Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło tą ustawę, a teraz tak naprawdę dostaje po głowie właśnie za to, że tą ustawę zmienili. Ale tam jest 5 członków PKW, którzy łamią prawo i po prostu zabezpieczają interes obecnej koalicji. Tylko i wyłącznie.
Od iluś lat ta polaryzacja jest dla PiS i PO korzystna. Od lat PiS i Platforma są liderami sondaży, raz jedni, raz drudzy rządzą. Prawda jest taka, że ostatecznie ta polaryzacja jest korzystna dlatego, że duża część tych wyborców nie to, że popiera jednych czy drugich, tylko nie chce, żeby “ci drudzy” rządzili! Tym bardziej, niestety, ale póki wyborcy będą wybierać te dwie partie, to będziemy mieli pat konstytucyjny.
RozwińZwiń komentarze (3)