– Jeszcze w tym roku podobno zostanie wprowadzony specjalny rejestr psów i kotów. Tak jak by nie było ważniejszych tematów. Będą one oznakowane elektronicznie. A projekt ustawy na ten temat przygotowało ministerstwo rolnictwa.
Niezarejestrowanie psa lub kota może skutkować karą grzywny lub będzie prawdopodobnie źródłem dodatkowych dochodów [państwa], ponieważ wszystko na to wskazuje, że taka rejestracja będzie dodatkowo płatna.
Jak widać, ta dziura budżetowa, która jest coraz większa, rozszerza się. Będzie wymagała tego, aby właściciele psów i kotów dołożyli się do tego, aby ją próbować zasypać.
Naprawdę jest dużo więcej problemów do rozwiązania. Są rosnące ceny energii, jest inflacja, są kolejki do szpitali, jest odwoływanie planowanych wizyt i zabiegów. Naprawdę tym się zajmijcie, a nie gnębieniem właścicieli psów i kotów.
Jeszcze w tym roku podobno zostanie wprowadzony specjalny rejestr psów i kotów!
Niezarejestrowanie psa lub kota może skutkować karą grzywny‼️
— Naprawdę jest dużo więcej problemów do rozwiązania, są rosnące ceny energii, jest inflacja, są kolejki do szpitali, jest odwoływanie… pic.twitter.com/bhdbY5Xv9r
Po rejestrze świń i kur przyszedł czas na koty i psy. Kiedy chomiki i papugi?
W resorcie rolnictwa przygotowano projekt ustawy przewidującej utworzenie rejestru psów i kotów. Każdy kto nie zarejestruje swojego zwierzaka w państwowym systemie KROPiK będzie mógł zostać ukarany grzywną. Ministerstwo argumentuje, że rejestr ma służyć likwidacji problemu bezpańskich psów. Sprawa ma jednak drugie dno.
Rejestr psów i kotów pozwoli na skuteczniejsze opodatkowanie wszystkich zwierząt w Polsce. Z wyliczeń ministerstwa wynika, że po uchwaleniu ustawy samorządy mogą wycisnąć z obywateli nawet 891 mln zł rocznie.
Kolejny błyskotliwy pomysł tego “rządu” żeby wyciągnąć więcej pieniędzy od obywateli. Bo wiadomo, że to teraz najbardziej palące problemy w kraju.
Po rejestrze świń i kur przyszedł czas na koty i psy. Kiedy chomiki i papugi?
W resorcie rolnictwa przygotowano projekt ustawy przewidującej utworzenie rejestru psów i kotów. Każdy kto nie zarejestruje swojego zwierzaka w państwowym systemie KROPiK będzie mógł zostać ukarany… pic.twitter.com/b44KOymOSs
Państwo lekką ręką wprowadza nowe podatki, składki i opłaty. Dużo gorzej idzie mu likwidowanie tych zupełnie niepotrzebnych, przestarzałych podatków, które straciły rację bytu.
Dlatego złożyłem dzisiaj projekt ustawy likwidującej podatek od spadków.
Opodatkowanie spadków jest wyrazem bogacenia się państwa na ludzkich tragediach. Podatek ten obecnie nie spełnia żadnej funkcji poza fiskalną (i nawet tę w stopniu znikomym), stanowi formę podwójnego opodatkowania oraz zniechęca obywateli do oszczędzania. Konstrukcja obecnej ustawy obfituje w szereg regulacji dyskryminacyjnych, wątpliwych na gruncie podstawowych zasad Konstytucji RP, a praktyka poboru cechuje się licznymi patologiami, które pogrążają obywateli.
Nie da się wskazać żadnego powodu, poza zwykłą zawiścią i próbą zaszkodzenia innemu człowiekowi, dla utrzymywania podatku od spadków.
Dochody z podatku od spadków są bardzo niskie. Podatek od spadków i darowizn jest dochodem samorządów. Ma on jednak marginalne znaczenie. Pomiędzy 2018 a 2022 rokiem, dochody z podatku od spadków i darowizn, czyli razem z darowiznami, wahały się między 300 a 540 mln zł rocznie. W 2022 roku dochody własne jednostek samorządu terytorialnego wyniosły 175,2 mld zł. Oznacza to, że wpływy z podatku od spadków i darowizn stanowiły ledwie 0,31% tychże dochodów. Oznacza to, że podatek ten nie ma znaczenia z punktu widzenia finansów samorządów.
W przeciwieństwie do podatku od darowizn, nie pełni on też roli uszczelniania systemu podatkowego. Nikt nie umiera w celu optymalizacji podatkowej. Nie wyobrażam sobie doradcy podatkowego sugerującego zgon klienta jako formę optymalizacji podatkowej.
Podatek od spadków jest też formą podwójnego, a niekiedy nawet wielokrotnego opodatkowania majątku. Opodatkowany majątek pochodzi z uzyskanego wcześniej opodatkowanego dochodu.
Co więcej, w przypadku otrzymania spadku z zagranicy dochodzi często do zwielokrotnienia opodatkowania. W obowiązującej ustawie przyjęto bowiem zasadę nieograniczonego obowiązku podatkowego i nie ma w niej przepisów co do wysokości podatku, gdy składniki majątku nabyte z innego państwa zostały już w nim opodatkowane. W związku z tym polscy obywatele lub osoby mające miejsce stałego pobytu w Polsce, które otrzymują spadek z zagranicy (często już tam opodatkowany), muszą ponieść na rzecz polskiego fiskusa dodatkowy koszt. W 2023 r. w tej sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich, jednak Ministerstwo Finansów wskazało wówczas, że nie planuje nowelizacji ustawy w kierunku większej ochrony podatników, ani też zawierania dwustronnych umów o unikaniu podwójnego opodatkowania.
Ponieważ z podatku od spadków zwolniona jest najbliższa rodzina, a wysokość wpływów z niego jest bardzo niska, nie ma on też żadnego wpływu na nierówności majątkowe.
Zniesienie podatku od spadków nie byłoby też czymś wyjątkowym.
Obecnie podatek od spadków nie występuje w 9 krajach Unii Europejskiej. Należą do nich Austria, Słowacja, Czechy, Szwecja, Estonia, Łotwa, Rumunia, Cypr i Malta. Wśród państw EFTA podatku spadkowego nie ma również w Norwegii (zniesiony w 2014 r.), Liechtensteinie oraz w poszczególnych kantonach Szwajcarii.
Tej formy opodatkowania nie utrzymują więc nawet państwa uznawane za wzorce państw opiekuńczych, słynące z restrykcyjnej polityki podatkowej i szerokiej redystrybucji dóbr, tj. Szwecja i Norwegia.
Wśród innych państw spoza UE podatek od spadków nie istnieje m.in.w: Kanadzie, Chinach, Izraelu, Australii, Nowej Zelandii, Armenii, Egipcie, Gruzji, Gibraltarze, Indiach oraz Kosowie. Dyskusja nad likwidacją podatku spadkowego toczyła się również w ostatnim roku w Wielkiej Brytanii.
Współcześnie coraz więcej osób pozostaje w związkach nieformalnych, przez co, w przypadku śmierci jednej z osób pozostających w takim związku, druga osoba zmuszona jest do zapłacenia podatku od odziedziczonego spadku. Jest to krzywdzące dla tych osób, które często przez wiele lat wspólnie pracowały na pozostawiony majątek.
Nawet jeżeli państwo nie rozpoznaje takich związków, to nie ma żadnego powodu, żeby nakładać podatek na majątek zmarłej osoby, tylko dlatego, że z dowolnego powodu nie założyła rodziny. Każdy powinien mieć prawo przekazać swój majątek dowolnej osobie. Obecna konstrukcja podatku od spadków dyskryminuje osoby nieposiadające bliskiej rodziny. Każdy, komu przekażą majątek, musi zapłacić podatek. W przypadku otrzymania nieruchomości, może to wiązać się z koniecznością jej sprzedaży lub wzięcia kredytu, tylko po to, żeby zapłacić podatek.
Osobiście jestem przekonany, że podatek od spadków jest najgorszym możliwym, najbardziej niemoralnym podatkiem. To jest podatek od wdów i sierot. Państwo wyciąga rękę po majątek pozostawiony przez zmarłego. Jak sęp krąży nad umierającym, niemającym bliskiej rodziny człowiekiem i czeka na jego śmierć, żeby zabrać mu 20% majątku. Państwo zachowuje się jak hiena cmentarna.
Nie rozumiem, dlaczego nawet po śmierci państwo ma nie pozwalać na swobodne dysponowanie własnym majątkiem, na który ktoś pracował całe życie, płacąc po drodze wszystkie możliwe podatki.
Mam nadzieję, że ustawa spotka się z szerokim poparciem w Sejmie, ponieważ naprawdę ciężko jest znaleźć argumenty za jego utrzymaniem.
Państwo lekką ręką wprowadza nowe podatki, składki i opłaty. Dużo gorzej idzie mu likwidowanie tych zupełnie niepotrzebnych, przestarzałych podatków, które straciły rację bytu.
Dlatego złożyłem dzisiaj projekt ustawy likwidującej podatek od spadków.
Kandydat Konfederacji na prezydenta Sławomir Mentzen przedstawił dzisiaj w Sejmie RP projekt ustawy o zniesieniu tej daniny. “Podatek od spadku jest najgorszym podatkiem, głęboko niemoralnym. Jest podatkiem od wdów i sierot. Państwo jak sęp krąży nad samotną, umierającą osobą i tylko czeka, żeby zabrać jej 20% majątku” – mówił nasz kandydat na dzisiejszej prezentacji.
Państwo nie powinno bogacić się na ludzkich tragediach czy też wtrącać się w kwestie dziedziczenia. Przywróćmy prawo do swobodnego dysponowania swoim majątkiem!
Liczymy, że uda się uzyskać ponadpartyjny konsensus i przyjąć ustawę w proponowanym kształcie.
– Ustawa o VAT w każdym kraju członkowskim jest zaledwie implementacją dyrektywy vatowskiej. Stąd można by uznać, że wszystkie ustawy o VAT w całej Unii Europejskiej są do siebie podobne. No, niestety, nie są.
Nasza polska ustawa o VAT jest najbardziej skomplikowana. We wszelkich rankingach skomplikowania systemów podatkowych zajmujemy nieodmiennie ostatnie lub przedostatnie miejsce.
Średni czas na rozliczenie podatku VAT w Polsce to jest 100 godzin rocznie. Dla porównania w Estonii, w której ustawa o VAT jest implementacją tej samej dyrektywy o VAT jest to 14 godzin. A nieznajdująca się w Unii Europejskiej Szwajcaria wymaga zaledwie 8 godzin rocznie, żeby rozliczyć podatek VAT.
Według rankingu Tax Complexity Index, przygotowanego przez naukowców z uniwersytetów w Paderborn i Monachium, na 64 badane systemy podatkowe, Polska zajmuje 63. miejsce. Najgorsze w Europie. W tym rankingu najgorzej od nas wypadł tylko jeden kraj – Peru.
Mamy najgorszy system podatkowy w UE! To nie jest wina krasnoludków, bobrów ani żyły wodnej po Polsce. To jest wina polskich parlamentarzystów, którzy polskim przedsiębiorcom tworzą to piekło podatkowe! pic.twitter.com/mWN34ezegt
To nie jest wina krasnoludków, ani nawet bobrów, ani tego nawet, że jesteśmy na jakiejś żyle wodnej w Polsce i dlatego musimy mieć tak skomplikowany system podatkowy. To jest, proszę państwa, państwa wina.
To znaczy, polski parlament uchwala najbardziej skomplikowane przepisy podatkowe w całej Europie. To wy za tym głosujecie. I w ogóle nie przejmujecie się tym, że potem ktoś te przepisy, które wy przyjmujecie, musi przeczytać, zrozumieć, następnie się do nich stosować. Tworzycie piekło podatkowe milionom polskich przedsiębiorców i w ogóle się tym nie przejmujecie.
Przychodzi pan wiceminister z Ministerstwa Finansów i mówi, że mamy ustawę przyjąć to ją przyjmujecie. Fajrant i do domu. I nie myślicie ile lat potem polscy przedsiębiorcy będą się z tymi przepisami męczyć.
Dla zobrazowania jak skomplikowana jest ustawa o VAT i o czym my tu w ogóle mówimy, jak wygląda to zwolnienie VAT do którego cały czas się odnosicie.
Kiedy w Polsce trzeba płacić podatek VAT? Wydawałoby się proste pytanie na które nie ma prostej odpowiedzi.
Przede wszystkim VAT trzeba płacić nawet jak się nie jest przedsiębiorcą. Mamy w polskim systemie prawnym kilka różnych definicji działalności gospodarczych. I można podlegać pod definicję przedsiębiorcy w ustawie o VAT, a nie pod taką w prawie przedsiębiorców, albo w ustawie o podatku dochodowym.
Następnie, istnieją dwa zwolnienia: podmiotowe i przedmiotowe. Podmiotowe dotyczy właśnie tego limitu przychodów 200 tys. zł. Ale to nie jest tak, że wystarczy mieć przychody poniżej 200 tys. zł, żeby z limitu skorzystać. Tam jest jeszcze mnóstwo innych warunków, ponieważ nie wszystkie nasze przychody liczą się do tego limitu. Nie liczy się np. wewnątrzwspólnotowa dostawa towarów, wewnątrzwspólnotowa sprzedaż towarów na odległość, sprzedaż na odległość towarów importowanych która nie podlega opodatkowaniu podatkiem na terytorium kraju, odpłatna dostawa towarów i odpłatne świadczenie usług zwolnione od podatku na podstawie przepisów wydanych na podstawie art. 82 ust. 3, odpłatna dostawa towarów i odpłatne świadczenie usług zwolnionych na podstawie art. 43 ust. 1 – tam jest 40 różnych przypadków.
Ale nawet jak coś jest w którymś z tych 40 przypadków, a jest transakcją związaną z nieruchomościami albo usługą o której mowa w art. 43 ust. 1 pkt 7, 12 i od 38 do 41 lub jest usługą ubezpieczeniową to mamy wtedy wyjątek od wyjątku i tak się to liczy. Są to usługi zwolnione z VATu, które i tak się liczy do limitu z VATu.
Dalej odpłatna dostawa towarów która na podstawie przepisów o podatku dochodowym jest zaliczana przez podatnika do środków trwałych oraz wartości niematerialnych i prawnych podlegających amortyzacji. A tu się już robi bardzo zabawnie. Bo wcześniej mieliśmy wyjątek od wyjątku w postaci transakcji związanej z nieruchomościami, a tu mamy inny wyjątek – dostawa środków trwałych. A co jeśli nieruchomość jest środkiem trwałym? To jednocześnie liczy się on do limitu i nie liczy się do limitu. Jest to tak zwany środek trwały Schrödingera i podatnik musi mieć szczęście i dobrze trafić czy ma go sobie zaliczyć, czy tez nie zaliczyć do limitu.
To jest tylko zwolnienie podmiotowe. Do tego mamy kilkadziesiąt rodzajów usług, które są opodatkowane od pierwszej złotówki. Jak je wykonujemy to w ogóle nas to zwolnienie podmiotowe nie interesuje. I jest kilkadziesiąt rodzajów usług które zawsze są zwolnione, niezależnie od tego ile tych przychodów mamy.
To jest prosta rzecz, czy musimy płacić VAT czy nie. I właśnie tym zwolnieniem podmiotowym chcecie objąć tych małych przedsiębiorców spoza Polski, żeby musieli czytać te wszystkie przepisy i się następnie do nich stosować. Bez prawnika, bez dobrego doradcy podatkowego jest to absolutnie niemożliwe.
O jakich my to w ogóle mówimy kwotach? 200 tys. zł. To jest 16 tys. zł miesięcznie. Czyli te przepisy muszą być przestrzegane przez przedsiębiorców o przychodach 16 tys. zł miesięcznie. Ich nawet nie stać na prawnika, na doradcę podatkowego, a muszą się do tego stosować.
Co więcej, ta niby prosta zmiana, żeby tym zwolnieniem podmiotowym objąć innych przedsiębiorców, to jest 130 stron ustawy razem z uzasadnieniem. Zobaczcie jakiej inżynierii legislacyjnej potrzeba, żeby to proste wydawałoby się zwolnienie przełożyć również na innych przedsiębiorców.
Jestem głęboko przekonany, że podatki powinny być niskie i proste. Wzorujmy się tutaj na Estonii. Oni mają tą samą dyrektywę VAT a ich ustawa o VAT ma kilkadziesiąt stron, a nie ponad 400. Przetłumaczmy tą ustawę na polski. Dostosujmy do polskich realiów. Będziemy mieli wreszcie prostą ustawę o VAT, a nie to co próbujecie nam tutaj przegłosować.
Poseł Parlamentu Europejskiego Anna Bryłka na serwisie X wyjaśnia
Będę podatki od aut spalinowych! Tak naprawdę to słowo “podatek” zamieniono na “opłatę”, wynika to dokładnie z załącznika ws. KPO po rewizji z lipca tego roku: – Kamień milowy E3G wejście w życie aktu prawnego wprowadzającego opłatę rejestracyjną od posiadania pojazdów emisyjnych zgodne z zasadą „zanieczyszczający płaci” – IV kwartał 2024 r.; – Kamień milowy E4G wejście w życie aktu prawnego wprowadzającego opłatę środowiskową od pojazdów emisyjnych zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci” dla przedsiębiorców – I kwartał 2026 r.;
Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców pod koniec 2023 w Polsce jeździło ponad 20 mln aut osobowych z czego ok. 70% to pojazdy zarejestrowane na firmy!
Będę podatki od aut spalinowych! Tak naprawdę to słowo "podatek" zamieniono na "opłatę", wynika to dokładnie z załącznika ws. KPO po rewizji z lipca tego roku: – Kamień milowy E3G wejście w życie aktu prawnego wprowadzającego opłatę rejestracyjną od posiadania pojazdów emisyjnych… https://t.co/PZzI2gqtdZ
Sławomir Mentzen w Sejmie w imieniu Klubu Konfederacji na temat rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz niektórych innych ustaw.
Szanowny Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Jak wszyscy powinniśmy doskonale wiedzieć, podatki powinny być niskie i proste. Niestety są coraz wyższe i coraz bardziej skomplikowane. Z każdym rokiem, z każdym kolejnym rządem są coraz bardziej skomplikowane.
Wydawałoby się, że wreszcie jest szansa na to, żeby przerwać ten fatalny trend, ponieważ premierem polskiego rządu jest słynny liberał gospodarczy Donald Tusk. Ten człowiek już w 2005 r., kiedy podatki były znacznie prostsze niż obecnie, mówił, że trzeba uprościć podatki w Polsce. Powiedział wtedy, że niskie i proste podatki to szansa na rozwój gospodarki i spadek bezrobocia. Cytuję: „Wiedzą to inni w Europie. Gdy Chirac i Schröder usłyszeli, że chcemy wprowadzać podatek liniowy, to zaczęli grozić nam palcem, żebyśmy tego nie robili, bo wiedzą, że wtedy Polska pokona gospodarczo Niemcy i Francję”.
Kiedy Tusk doszedł do władzy, niestety nie wprowadził podatku liniowego, ale nie możemy mieć do niego o to pretensji, bo skoro sam kanclerz Niemiec pogroził mu palcem, to nie było wyjścia i nie można było tego wprowadzić. Donald Tusk wykazał się jednak niezwykłą determinacją i konsekwencją. W 2013 r. znowu mówił, że trzeba uprościć podatki w Polsce i że do 2015 r. będziemy mieli najprostsze podatki w całej Europie. No i znowu się nie udało, ale znowu bez jego winy. Nie chciał, nie wybierał się, nie planował, ale musiał porzucić stanowisko premiera, udać się do Brukseli, a jego następczyni nie wykazała podobnej determinacji.
Na szczęście Donald Tusk znowu rządzi i tym razem uprości nam podatki, zwłaszcza że jego koalicjanci podzielają jego stanowisko w tej sprawie. Szymon Hołownia w kampanii mówił: naprawimy i uprościmy podatki. Cytuję: „Podatki będą jasne, przewidywalne, będzie się je płaciło jednym przelewem. Kluczowe podatki nie będą podwyższane do 2026 r.”, Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział: „Gwarantujemy dobrowolny ZUS, powrót do dawnego poboru składki zdrowotnej”. Mówił też o podatku liniowym: 10% do 5 mln obrotu i 15% powyżej tego progu. Niestety nie wiedział, że Niemcy nie pozwalają na wprowadzenie podatku liniowego w Polsce.
Co z tych wszystkich obietnic zostało? Co ta cała uśmiechnięta koalicja 13 grudnia zaprezentowała nam przez poprzedni rok, przez rok od tych wyborów? No w zasadzie nic, ale nie ma co narzekać na tempo.
Wreszcie mamy pierwszy projekt, który miał uprościć podatki. Właśnie – co dostaliśmy? W 100 konkretach znajduje się konkret nr 5: „Przedsiębiorcy zapłacą podatek dochodowy dopiero po otrzymaniu środków z tytułu zapłaconej faktury”. Ten sam zapis znalazł się w umowie koalicyjnej. Ten sam zapis został powtórzony przez Donalda Tuska w jego exposé.
O co chodzi? Przedsiębiorcy w Polsce muszą płacić podatek dochodowy i VAT od wystawionej faktury, nawet jeżeli nie otrzymają za nią płatności. Porównując, to jest tak, jakby pracownik na umowie o pracę nie dostał wynagrodzenia, a i tak musiał zapłacić od niego składki i podatek. To absurd, ale właśnie ten absurd jest codziennością przedsiębiorców w Polsce. Teraz rzekomo miał się zakończyć, ale się nie zakończy, ponieważ to, co dostaliśmy, nie jest żadnym kasowym PIT-em.
Projekt zawiera mnóstwo bezsensownych ograniczeń. Przede wszystkim na kasowy PIT nie mogą się zdecydować, tak jak to było mówione, mali i średni przedsiębiorcy. Ani średni przedsiębiorcy, ani mali przedsiębiorcy, ani nawet mikroprzedsiębiorcy – mogą się na to zdecydować tylko najdrobniejsi przedsiębiorcy osiągający do 250 tys. euro przychodu. Limit oczywiście jest w euro, a nie w złotych po to, żeby przedsiębiorca raz jeszcze miał okazję do pomylenia się, bo każdego roku ten limit będzie inny.
Kolejne bzdurne ograniczenie: tylko jednoosobowe działalności gospodarcze, bez spółek cywilnych, jawnych. Dlaczego? W uzasadnieniu czytamy, że prowadzenie spółki cywilnej wymaga znacznie większego profesjonalizmu niż prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej. To zdanie dowodzi, że autor uzasadnienia jest urzędnikiem, który nie ma zielonego pojęcia, czym różni się prowadzenie spółki cywilnej od jednoosobowej działalności gospodarczej.
Wyłączono też niektóre formy prowadzenia księgowości, ale najgorsze jest co innego. Nawet jeśli ktoś ma odpowiednio niskie przychody, odpowiednią formę prowadzenia działalności, odpowiednią formę księgowości, to i tak zapłaci podatek od wystawionych mu, a nie od zapłaconych, faktur, tylko że po 2 latach. Cały ten kasowy PIT jest tylko odroczeniem zapłaty podatku o 2 lata, niczym więcej. Co więcej, jeżeli przez te 2 lata przedsiębiorca będzie zmuszony do zamknięcia swojej działalności, np. z takiego powodu, że ktoś mu nie opłacił faktur, to wtedy skarbówka się do niego odezwie i każe mu zapłacić podatek od pieniędzy, których nigdy nie dostał.
Z całego tego waszego gadania o uproszczeniu podatków został tylko kasowy PIT dla najmniejszych przedsiębiorców, tylko w przypadku jednej formy prowadzenia księgowości i to tylko na 2 lata. To jest kpina, a nie kasowy PIT dla przedsiębiorców.
Nie dowieźliście tej obietnicy, tak samo jak nie dowieźliście obietnicy podwyższenia kwoty wolnej od podatku, kwoty wolnej od podatku Belki, dobrowolnego ZUS-u czy też powrotu składki zdrowotnej do stanu z przed Nowego Ładu. Nie dowieźliście też swojej własnej obietnicy, którą zapisaliście w umowie koalicyjnej, o 6-miesięcznym vacatio legis dla zmian podatkowych.
Mamy już 11 września i dalej nie znamy treści ustawy, którą chcecie zniszczyć fundacje rodzinne. Nie znamy projektu ustawy, którą chcecie podwyższyć opodatkowanie dla programistów. Nie przeszła przez Sejm wasza ustawa o podwyższeniu akcyzy.
Jestem pewien, że podatki w Polsce będą jeszcze niskie i proste i będziemy mieli najprostszy system podatkowy w Europie, ale dopiero wtedy, kiedy odsuniemy was od władzy, bo tym projektem udowodniliście, że nie zależy wam na uproszczeniu systemu podatkowego w Polsce.
– Ostatnio sam premier Donald Tusk zapowiedział spowiedź swoich ministrów, a pierwszy do spowiedzi powinien pójść sam. Bo gdzie jest kwota wolna 60 tysięcy? Gdzie likwidacja podatku Belki? Gdzie dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców? Z tego zostały tylko wakacje od ZUS, czyli różnego rodzaju gwiazdki i ograniczenia.
Teraz mówimy o realizacji kolejnego z konkretów, które były zapowiadane w czasie kampanii. Ale nawet tutaj okazuje się, że trzeba czytać drobnym druczkiem, że tak naprawdę to nie ma żadnego kasowego PIT-u, tylko są różnego rodzaju ograniczenia.
Poseł @WTumanowicz: Ostatnio sam premier Donald Tusk zapowiedział spowiedź swoich ministrów, a pierwszy do spowiedzi powinien pójść sam!
👉🏻 Gdzie jest kwota wolna 60 000? 👉🏻 Gdzie likwidacja podatku Belki? 👉🏻 Gdzie dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców? pic.twitter.com/CIWEuyX2Zy
Ja już się boję, tak naprawdę, co wy będziecie wprowadzać, kiedy będziecie wprowadzać kwotę wolną 60 tysięcy! Jakie ograniczenia wtedy wejdą? Że będą mogli skorzystać z tego tylko urodzeni w kwietniu? Tylko ci, którzy mają do 180 centymetrów wzrostu? I wtedy też powiecie, że zrealizowaliście swój program polityczny?
Powiem szczerze, że ten rząd jest jeszcze gorszy niż poprzedni.
Ministerstwo Infrastruktury chce podjąć rozmowy z samorządami na temat wprowadzenia zmian w prawie wodnym i ustanowienia podatku od deszczu! Pretekst do nowej daniny znaleziono w sierpniowych opadach, które skutkowały powodziami na terenie prawie całej Polski.
Winą za podtopienia zdecydowano się nie obarczać nieprzemyślanych inwestycji publicznych, tylko „zmiany klimatyczne”.
W małych, średnich i niektórych większych miastach dominującym trendem jest wciąż tzw. betonoza, czyli pozbywanie się zieleńców, na rzecz bruku. W wielu miejscowościach całe rynki, na których niegdyś rosły krzewy i drzewa, dziś są wyłożone betonowymi płytami. W sposób oczywisty uniemożliwia to wchłanianie opadów przez ziemię, co sprawia, że większość deszczówki musi spływać do studzienek kanalizacyjnych. Kanalizacja z kolei od lat jest przez samorządy niedofinansowywana.
Pieniądze na modernizację kanalizacji mieliby dostarczać obywatele zamieszkujący gospodarstwa domowe. Wysokość podatku zależałaby od powierzchni dachu, czy powierzchni utwardzonej.
W skrócie – samorząd betonuje całe centrum i woda nie ma gdzie spływać, więc my musimy płacić za modernizację kanalizacji, bo poważyliśmy się mieć dach nad głową, lub podjazd dla samochodu!
🌧️ Grozi nam podatek od deszczu!
💧 Ministerstwo Infrastruktury chce podjąć rozmowy z samorządami na temat wprowadzenia zmian w prawie wodnym i ustanowienia podatku od deszczu! Pretekst do nowej daniny znaleziono w sierpniowych opadach, które skutkowały powodziami na terenie… pic.twitter.com/1y6yndNxZR
Podatek Belki jest zmorą zarówno zwykłych Polaków, którzy chcą oszczędzając zapewnić sobie minimalną poduszkę finansową, jak również dla wszystkich drobnych inwestorów inwestujących na rynku kapitałowym. Zniechęca całkowicie do oszczędzania, napędza trend konsumpcji ponad miarę i na kredyt, niszczy zainteresowanie Polaków mających oszczędności do próbowania swoich sił na rynku inwestycyjnym oraz rodzi poczucie niesprawiedliwości!
Ponieważ w słynnych “100 konkretach” Donalda Tuska pada konkretna obietnica 100 000 złotych kwoty wolnej w podatku Belki, dlatego taki projekt ustawy złożyliśmy w Sejmie, by rozliczyć Platformę z tej obietnicy i dać posłom koalicji rządzącej okazję do spełnienia własnej obietnicy.
Złożyliśmy w Sejmie projekt ustawy dotyczący likwidacji podatku Belki!
Podatek Belki jest zmorą zarówno zwykłych Polaków, którzy chcą oszczędzając zapewnić sobie minimalną poduszkę finansową, jak również dla wszystkich drobnych inwestorów inwestujących na rynku kapitałowym.… pic.twitter.com/Xsg7mEZcoR
Sto tysięcy kwoty wolnej to dobry pierwszy krok, który uwolniłby zdecydowaną większość Polaków od podatku Belki. Tak wysoka kwota wolna oznacza de facto likwidację tego podatku dla większości oszczędzających Polaków.
Zdecydowana większość Polaków nie chce ozusowania umów zleceń i o dzieło, tymczasem rząd Tuska ma już gotowy projekt w tej sprawie!
To zmiana wymuszona przez Unię Europejską, ponieważ została zapisana w kamieniach milowych, na które zgodził się rząd Morawieckiego, a teraz godzi się na to rząd Tuska. Sondaż UCE Research nie pozostawia wątpliwości, ale rząd idzie w zaparte.
Ponad 2 miliony Polaków, którzy zatrudnieni są na umowach cywilnoprawnych, będą przez to zarabiać nawet o 1/3 mniej!
Narzucony przez Brukselę a przyjęty przez rząd w Polsce kamień milowy o ozusowaniu umów zlecenia i o dzieło to uderzenie w polską gospodarkę. Jednocześnie jest to rozwiązanie korzystne dla rządu Tuska, który szuka dodatkowych dochodów na swoje rozdęte wydatki. Polacy słusznie oceniają, że ten kamień milowy powinno się renegocjować, jednak mało prawdopodobne jest, aby pazerny na pieniądze podatników rząd chciał to zrobić.
Zmiany uderzą zwłaszcza w mniej zarabiających Polaków i w małe polskie firmy, które już teraz mają poważne problemy by sprostać rosnącym kosztom! STOP podwyżkom podatków!
Rząd Tuska chce ozusować umowy o dzieło i umowy zlecenia, żeby wyciągnąć z naszych kieszeni dodatkowe 7 miliardów złotych!
Według planowanych zmian wszystkie umowy zlecenia i o dzieło mają być objęte obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi.
Oznacza to, że niezależnie od liczby posiadanych umów cywilnoprawnych, od każdej z nich odprowadzane będą składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, czyli nastąpi pełne oskładkowanie umów zlecenie i o dzieło. Minister Finansów Andrzej Domański ocenia, że planowane zmiany mogą dać dodatkowe wpływy do budżetu państwa w wysokości 7 miliardów złotych rocznie.
Nie będzie obiecanej w tzw. „100 konkretach” kwoty wolnej od podatku, na której zyskali by wszyscy: przedsiębiorcy i pracownicy, a zarazem pracujący i emeryci. Za to dostaniemy pełne oskładkowanie umów o dzieło i zlecenia. Na dodatek sam Minister Finansów nie kryje, że ta zmiana spowoduje zmniejszenie poziomu wynagrodzeń Polaków, ale za to zwiększone będą wpływy do budżetu. Oto rządu uśmiechniętej koalicji w praktyce.
Konferencja prasowa z udziałem posłów Bartłomieja Pejo i Krzysztofa Mulawy, 21 sierpnia 2024 r.
Bartłomiej Pejo: – Dzisiaj informujemy i apelujemy do rządu, żeby nie szedł tą drogą. Kwestia dotyczy podniesienia podatku, a więc kolejny sposób na łatanie dziury budżetowej przez rząd Donalda Tuska i przez ministra finansów.
Tym sposobem ma się okazać nowy podatek. Gigantyczny podatek, który będzie wprowadzony tak od zaplecza, dla wszystkich Polaków. Ten podatek dotyczy zmiany definicji budowli i budynku. Co się pod tym kryje? Otóż tego, że te nowe podatki będą dotyczyły przeróżnych przedmiotów, podmiotów, a więc takich przedmiotów jak agregaty prądotwórcze, serwery komputerowe, klimatyzatory. I można by było wymieniać wręcz w nieskończoność tego typu przedmioty.
Te wszystkie przedmioty najprawdopodobniej będą opodatkowane w bardzo dużej skali. Te podatki będą dotyczyły również fotowoltaiki. W tej chwili podatek za 1 megawat zainstalowanej mocy w fotowoltaice wynosi od 5 do 10 tys. zł. Według tej koncepcji o której słyszymy ten podatek będzie wynosił, uwaga!, 10-krotnie więcej! (…)
Wielu przedsiębiorców wręcz się przebranżowiło zakładając farmy fotowoltaiczne. Wiele gospodarstw domowych posiada tzw, fotowoltaikę. I jakie mogą być teraz tego konsekwencje? Podatek może wynosić aż 10 razy więcej niż obecnie. (…)
Krzysztof Mulawa: – Zmiany przepisów będą dawały urzędom gmin możliwość naliczania dodatkowych, zwiększonych podatków od naziemnych instalacji fotowoltaicznych, uwzględniając w wartości nie tylko elementy konstrukcyjne, ale praktycznie całość instalacji fotowoltaicznych.
Eksperci oceniają, że wzrost wartości podatku to nie będzie wzrost na poziomie troszeczkę wyższym od inflacji, czyli 10%, 15% czy 20%, ale to będzie wzrost podatku na poziomie dziesięciokrotności obecnych stawek!
Czy powinno się dziać tak, że polscy przedsiębiorcy są zaskakiwani w sposób fundamentalny, tzn. ich operacyjny model biznesowy będzie bardzo mocno musiał cierpieć z powodu nagłych decyzji urzędniczych? Tak oczywiście nie powinno być.
Ale z drugiej strony pojawia się pytanie, czy można było się tego spodziewać. Po trochu tak, ponieważ takie są efekty sytuacji, w których tworzy się sztuczny rynek energii, który nie jest przeznaczony dla konsumenta, a którego głównym odbiorcą ma być, zamiast właśnie konsumenta ostatecznego, państwo. Tak nie powinno być.
Trzeba również zauważyć, że te zmiany przepisów będą dotyczyły instalacji fotowoltaicznych, farm fotowoltaicznych, ale nie będą już dotyczyły według aktualnych przepisów, tych projektowanych przepisów, instalacji i farm wiatrowych. Tutaj pojawia się zasadne pytanie retoryczne, czy mamy przypadkiem znowu do czynienia z kolejną wrzutką i ustawą lobbingową, bo przypominam, że takową była ustawa, którą proponowała pani Hennig-Kloska z Ministerstwa Środowiska i Klimatu. To była pierwsza ustawa nowego rządu i pierwsza lobbingowa! Czy teraz mamy kolejną? Wydaje się, że tak.
Sytuacja na rynku energii jest taka, że z jednej strony polski rząd dopłaca do wzrostu, do rozwoju zielonej energii i całego tego przemysłu, a z drugiej strony te same branże, w których my łożymy środki finansowe z naszych podatków, są obarczane nowymi podatkami na poziomie razy 10 aktualnie obowiązujących. My się na to nie zgadzamy i tak, jak powiedział pan poseł Bartłomiej Pejo, nie może być tak, że pan Domański chce łatać dziurę budżetową takimi nagłymi wrzutkami, które godzą w interesy polskiego przedsiębiorcy.
Jako Konfederacja mówimy stanowcze NIE takim praktykom. Pan poseł Bartłomiej Pejo mówił, że nie tak trzeba łatać dziurę budżetową, a ja oczywiście dodam, mamy konsensus w Konfederacji: żaden budżet nie powinien zawierać dziury budżetowej, wtedy nie trzeba będzie tego budżetu łatać.
Przez Polski Ład składka zdrowotna, stała się de facto podatkiem zdrowotnym stanowiącym 9% dochodu, nie można już też odliczyć jej od przychodu.
Premier Donald Tusk obiecywał: “Wrócimy do ryczałtowego systemu rozliczania składki zdrowotnej.” Zapisali to nawet w swoich “100 konkretach na 100 dni”.
Trzecia Droga Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza również obiecywała cofnięcie regulacji wprowadzonych przez Polski Ład dot. składki zdrowotnej.
Dziś wiemy, że żadna z tych obietnic nie zostanie zrealizowana. Rząd pracuje tylko nad tym, aby składka zdrowotna nie była naliczana… od sprzedaży środków trwałych. To tylko pozorowane działania aby mogli się “pochwalić”, że przecież “coś” zmienili. Po wyborach już “uśmiechniętej Polski nie stać” na zmiany. Trudno się dziwić, gdy obiecywali obniżkę podatków, a jednocześnie rozwinięcie socjalu i większe wydatki. To nie mogło się udać – czy to cynicy czy głupcy, niech każdy oceni już sam.
Ciekawostka na podsumowanie prac nad składką zdrowotną niech będzie propozycja Ryszarda Petru, która wg Min. Finansów, gdyby weszła w życie oznaczałaby stratę dla blisko 7 milionów ludzi (którzy płaciliby wyższą składkę), a jednocześnie obniżenie wpływów do NFZ o 69 miliardów złotych rocznie…
Składka zdrowotna to kolejna niezrealizowana obietnica rządu.
Przez Polski Ład składka zdrowotna, stała się de facto podatkiem zdrowotnym stanowiącym 9% dochodu, nie można już też odliczyć jej od przychodu.
Premier @donaldtusk obiecywał: "Wrócimy do ryczałtowego systemu…
Uwaga, nachodzi absurdalna ustawa rządu! Od początku 2025 roku planowane są zmiany w podatku od nieruchomości. Eksperci alarmują, że w projekcie Ministerstwa Finansów opodatkowane jako budowle (a więc od wartości), mogą zostać między innymi:
– lodówki do napojów
– samochody
– śmietniki
– altany
– bankomaty
Doradcy podatkowi ostrzegają, że właśnie taki może być efekt nowelizacji ustawy o podatkach i opłatach lokalnych. Jak zaznacza Business Insider: “Propozycje Ministerstwa Finansów są mocno profiskalne, co może oznaczać, że przedsiębiorcy zapłacą podatek od wielu obiektów, które dziś są nieopodatkowane lub o które toczą się spory w sądach (…) w tym katalogu mogą znaleźć się nawet samochody i lodówki”.
Zatrzymajmy podatkowe i fiskalne szaleństwo władzy!
Konfederacja od początku mówi jasno: TAK dla niskich i prostych podatków! Uwolnijmy energię przedsiębiorczych Polaków, przestańmy nękać obywateli kolejnymi absurdalnymi i niejasnymi przepisami!
Zmiany uderzą z ogromną siłą w rolników i przedsiębiorców z szeregu branż!
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka oraz Konrada Sajkowskiego, 17 lipca 2024 r.
Liczne portale branżowe od kilku tygodni biją na alarm w sprawie proponowanych zmian legislacyjnych. Trwają prace nad projektem, który należy określić jako skrajnie profiskalny, a jego wejście w życie grozi wielokrotną podwyżką obciążeń wynikających z podatku od nieruchomości, co dotkliwie odczują rolnicy oraz przedsiębiorstwa produkcyjne. Co więcej, nowa legislacja miałaby wejść w życie już od 1 stycznia 2025 roku.
“W polską przedsiębiorczość już uderzają pakiety klimatyczne, wzrosty cen energii, inflacja, covid, kryzys międzynarodowej branży transportowej, wojna na Ukrainie itd. Do tych wszystkich plag rząd postanawia dodać kolejną plagę podatkową. My się na to nie zgadzamy” – wylicza wicemarszałek Krzysztof Bosak.
Projekt ustawy modyfikuje obowiązujące dotąd w prawie podatkowym definicje i procedury postępowania, m.in. zakłada odwrócenie dotychczasowej kolejności kwalifikacji obiektów. Wynika z niego, choć nie jest to ujęte precyzyjnie i wprost, że wbrew dotychczasowej praktyce pierwszeństwo będzie miała kwalifikacja danego obiektu jako “budowli”, a nie jako “budynku”. To oznacza, że obiekty dotychczas opodatkowane według powierzchni użytkowej, staną się obiektami opodatkowanymi od wartości, co wprost przełoży się na znaczny wzrost stawki podatku od nieruchomości. W szczególności dotyczy to silosów i elewatorów, które w załączniku do projektu ustawy wprost zostały wskazane do opodatkowania jako budowle!
Następnym kontrowersyjnym rozwiązaniem jest opodatkowanie budowli zlokalizowanych wewnątrz budynków. Dotychczasowa praktyka i orzecznictwo co do zasady wykluczały możliwość uznania za budowlę różnego rodzaju obiektów funkcjonujących w ramach istniejących budynków, takich jak linie produkcyjne, taśmociągi, przenośniki, zbiorniki lub sieci techniczne.
Jak zaznacza Konrad Sajkowski: “Nagle może się okazać, że za pół roku te koszty, które były wcześniej wyliczane [przez przedsiębiorców], mogą się zwiększyć wielokrotnie! To jest dywersja gospodarcza, którą uprawia ten rząd.”
Konfederacja stanowczo sprzeciwia się procedowaniu tak istotnych zmian podatkowych bez szerokich konsultacji społecznych, z zaledwie półrocznym wyprzedzeniem, a także z rażąco nierealistyczną Oceną Skutków Regulacji. Proponowane rozwiązania w pierwszej kolejności pogrążą przedsiębiorców z szeregu branż, ale ich naturalnym następstwem będzie przerzucenie istotnej części kosztów na wszystkich konsumentów. Nie zgadzamy się na łatanie dziury budżetowej Tuska i Domańskiego pieniędzmi wyciągniętymi z kieszeni podatników.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
Skomentuj