Krzysztof Bosak na serwisie X.
Prezes Sławomir Mentzen tłumaczy dlaczego w kwestiach polityki imigracyjnej przeszedł na bardziej narodowe i zarazem proeuropejskie poglądy. Do tego co powiedział dodałbym jeszcze coś więcej: nie tylko wzrost poziomu przestępczości jest kosztem społecznym w przypadku masowej imigracji. Sama dezintegracja kulturowa społeczeństw i osłabienie pozycji własnego narodu we własnym państwie jest także kosztem i to na kilka sposobów.
Prezes @SlawomirMentzen tłumaczy dlaczego w kwestiach polityki imigracyjnej przeszedł na bardziej narodowe i zarazem proeuropejskie poglądy. Do tego co powiedział dodałbym jeszcze coś więcej: nie tylko wzrost poziomu przestępczości jest kosztem społecznym w przypadku masowej… https://t.co/TQSHrwY63a
— Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) August 5, 2024
Dezintegracja kulturowa, zwana przez lewicę i jej liberalnych satelitów „różnorodnością”, oznacza zmuszenie ludzi na bardzo różnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego do przebywania ze sobą, co jest udręką dla reprezentujących wyższy poziom cywilizacyjny. Oznacza także utrudnioną komunikację na co dzień, ze względu na różnice językowe i różne kody kulturowe oraz różne normy zachowań. To co z perspektywy publicystycznej i akademickiej wydaje się ciekawym eksperymentem to w codziennym życiu jest co najmniej uciążliwe.
Gdyby tak nie było to w nauce o zarządzaniu nie byłoby osobnej dyscypliny poświęconej różnicom kulturowym i wyzwaniom z nich wynikającym, a wiodący pracodawcy na rynku nie sięgaliby po dość podobne do siebie kadry po kilku najlepszych szkołach wyższych w danej dyscyplinie. Gdyby tak nie było to w wielonarodowościowych społeczeństwach nie wykształcałyby się dzielnice zdominowane przez określone grupy etniczne, a te grupy z kolei nie wykształcałyby równoległego życia społecznego. Tak się jednak dzieje bo tworzenie trwałych więzi społecznych z ludźmi podobnymi sobie jest prostsze, a więzi te są statystycznie trwalsze i stabilniejsze. Nie znaczy to że nie ma wyjątków, ale chodzi o generalne reguły.
Także w sytuacjach konfliktowych ludzie podobni sobie mają tendencję do stawania po swojej stronie. W ten sposób powstają i samoczynnie pogłębiają się podziały społeczne. Podziały, które ze względów moralnych i politycznych należy przekraczać, ale co do których nie można być naiwnym — które nie znikną i które mają i będą miały wielorakie i doniosłe konwencje, niezależnie jak duży wysiłek zostanie włożony w ich przekraczanie. Wśród tych konsekwencji jest między innymi schodzenie z pozycji narodu-gospodarza do pozycji mniejszości narodowej w określonych miejscach własnego kraju — na osiedlach, w dzielnicach, w miastach, w grupach zawodowych, w szkołach etc. Nie oszukujmy się: bycie mniejszością nie jest niczym fajnym.
Dobrowolne schodzenie z pozycji gospodarza na pozycje mniejszościowe, choćby w konkretnych enklawach, jest rodzajem autodestrukcji własnej pozycji politycznej.
Do tego warto dodać, że w demokracji nawet znaczące, wyraźnie skrystalizowane mniejszości potrafią rozstrzygać o władzy, więc duża masa imigrantów z nadanym obywatelstwem może wpływać na wyłanianie władzy na długo nim zbliży się do statusu większości w danej jednostce administracji. Słyszałem o tym od kolegów samorządowców, którzy mają u siebie mniejszości. Bez wejścia w sojusz z nimi niezwykle trudno jest wygrać.
Doświadczaliśmy tego zresztą przecież przed wojną i doświadczają tego coraz częściej narody zachodnie, w których są systemy dwupartyjne czy gdzie wykształcają się dwa duże bloki. Wówczas od głosów mniejszości zależy wynik. I jest to kolejny argument za tym że także z demokratycznej perspektywy społeczeństwo bardziej spójne cywilizacyjnie i narodowo, złożone w możliwie wysokim stopniu z ludzi podobnych sobie, jest korzystniejsze i lepsze. Bo nie tworzy okazji do spolityzowania podziałów narodowych i kulturowych, na czym korzysta z reguły lewica. Przedstawianie wielokulturowości czy wielonarodowości jako politycznego celu czy ideału to polityczna aberracja.
Na koniec warto dodać że owszem, imigracja może mieć także pozytywne efekty, ale wówczas gdy nie jest masowa, gdy jest mądrze dobrana i dopuszczana warunkowo. Tylko wówczas jest szansa, że wniesie ona coś nowego i wartościowego do życia. Nie w skali jednostek (bo pozytywne przykłady da się znaleźć zawsze), ale w skali całego społeczeństwa. To tyle tytułem uzupełnienia.
Komentarze (1)