Polska wyprodukowała wczoraj 516 GWh prądu z czego 66,9% z paliw kopalnych. Cena energii na rynku spot wyniosła wczoraj 91,5€/MWh. Przyjmując uśrednioną emisyjność koszt ETS za 1 MWh wyniósł 46,6€/MWh. Gdyby nie ETS tocena prądu wyniosłaby 44,8€/MWh.
Uśredniony koszt za ETS z wczoraj to 104 miliony złotych. I tak w przybliżeniu codziennie.
Polska wyprodukowała wczoraj 516 GWh prądu z czego 66,9% z paliw kopalnych. Cena energii na rynku spot wyniosła wczoraj 91,5€/MWh. Przyjmując uśrednioną emisyjność koszt ETS za 1 MWh wyniósł 46,6€/MWh. Gdyby nie ETS to cena prądu wyniosłaby 44,8€/MWh. Uśredniony koszt za ETS… pic.twitter.com/HSkV3zGfzv
Gdyby nie Francja, Skandynawia, Czechy i Holandia, a więc kraje, które mają duże rezerwy mocy w stabilnych źródłach, połowa Unii Europejskiej mogłaby być trzeci dzień bez prądu. Ten obraz pokazuje, że cofamy się w rozwoju i znów zaczynamy być zależni od pogody.
Na tym polegał postęp technologiczny i rozwój cywilizacyjny, że jako ludzkość oderwaliśmy się od tej zależności. Eurokraci i ich ideologia cofają nas w rozwoju.
Nasz import to obecnie aż 2,5 GW. Skala importu w tych dniach ma inne znaczenie niż wtedy, kiedy w systemie jest nadmiar mocy z powodu pogodozależnych OZE. Dziś nie wieje i nie świeci, jest deficyt energii, a import pokazuje, jak bardzo brakuje wielu krajom dobrego, zdolnego do samodzielnej egzystencji systemu energetycznego.
Niestety, jako Polska po latach inwestowania w 30 GW mocy w wiatraki i fotowoltaikę jesteśmy w bardzo złej sytuacji. Miesiące takie jak listopad, grudzień, styczeń i luty są najtrudniejsze ze względu na liczbę dni pochmurnych i bezwietrznych. Więc jak mawiają klimatyści, ‘byle do wiosny’. Ale czy takie podejście przystoi nowoczesnej cywilizacji?
Gdyby nie Francja, Skandynawia, Czechy i Holandia, a więc kraje, które mają duże rezerwy mocy w stabilnych źródłach, połowa UE mogłaby być trzeci dzień bez prądu. Ten obraz pokazuje, że cofamy się w rozwoju i znów zaczynamy być zależni od pogody. Na tym polegał postęp… pic.twitter.com/SgZr08VYMA
Interesująco wygląda wydajność poszczególnych źródeł pogodozależnych. W 2023 roku Niemcy mieli zainstalowane na początku roku 58 GW w onshore, 8,3 GW w offshore i 68,6 GW w fotowoltaice – łącznie ok. 135 GW (na koniec roku 152 GW). Z tych źródeł wyprodukowali w ciągu ub. roku 192 TWh prądu.
Przyjmując wielkość mocy zainstalowanych na początku roku wydajność poszczególnych źródeł jest następująca: • fotowoltaika – 8,9% • onshore – 22,8% • offshore – 32,3%
Teraz zwróćmy uwagę, że w wiatrakach na Bałtyku (offshore) u nas planuje się osiągnąć efektywność na poziomie 45%. Nawet Brytjczycy na Morzu Północnym tyle nie osiągają. Nam bliżej do warunków niemieckich.
Interesująco wygląda wydajność poszczególnych źródeł pogodozależnych. W 2023 roku Niemcy mieli zainstalowane na początku roku 58 GW w onshore, 8,3 GW w offshore i 68,6 GW w fotowoltaice – łącznie ok. 135 GW (na koniec roku 152 GW). Z tych źródeł wyprodukowali w ciągu ub. roku 192… https://t.co/di1br33Y1U
Niemiecka gospodarka potrzebuje znacznych ilości energii. Pogodozależne źródła jej nie zapewniają, ale i tak Niemcy są w lepszej sytuacji niż my, ponieważ mają bardziej zróżnicowany miks energetyczny niż ten, który my planujemy zbudować. W swoim miksie oprócz wiatraków, fotowoltaiki, węgla, ropy czy gazu mają jeszcze spalarnie śmieci (9,5 TWh/2023 rok), elektrownie wodne (18 TWh/2023 rok), czy elektrownie na biomasę (36,6 TWh/2023 rok).
My mamy mieć kiedyś elektrownie jądrowe, a tak z węgla przechodzimy na podatny na znaczne wzrosty cen importowany gaz i przede wszystkim pogodozależne wiatraki i fotowoltaikę z importowanych surowców i komponentów. Wszystko może pójść nie tak.
Pomijając błędy merytoryczne, które pojawiają się w artykule (udział kosztów ETS w cenie 1 MWh prądu to dziś 230-240 zł, a nie 93), to trzeba przyznać, że faktycznie mamy jedne z najwyższych cen prądu w Europie. Jeszcze 3 lata temu tak nie było.
Co więcej, nie jest to skutek obiektywnych czynników, ale przemyślana i celowa strategia. Zasady “rynku energii”, stawka VAT i koszt emisji CO2, a więc czynniki wynikające wprost z decyzji administracyjnych i politycznych składają się na coraz wyższą cenę.
To planowana degradacja naszej gospodarki. To zabijanie jej konkurencyjności. To wprowadzanie naszej gospodarki w stagnację. Nie wierzę, że dzieje się to przypadkiem albo jest wynikiem obiektywnych czynników. To wymuszona na nas autodestrukcja, która u progu rewolucji przemysłowej 4.0, która jest wyzwaniem i szansą jednocześnie, stawia nas w fatalnym położeniu startowym.
Pomijając błędy merytoryczne, które pojawiają się w artykule (udział kosztów ETS w cenie 1 MWh prądu to dziś 230-240 zł, a nie 93), to trzeba przyznać, że faktycznie mamy jedne z najwyższych cen prądu w Europie. Jeszcze 3 lata temu tak nie było.
Ukrainiec Oleg Krot, który kupił Ursusa to kijowski przedsiębiorca, jeden z partnerów zarządzających holdingu TECHIIA. Wokół jego działalności nie brakuje kontrowersji i to poważnego kalibru. Jedna sprawa dotyczy powiązań TECHIIA z rosyjskim bukmacherem 1xBet.
Krot i jego partnerzy z TECHIIA starali się ukryć powiązania między WePlay Esports (częścią holdingu TECHIIA) a 1xBet, usuwając wszelkie ślady współpracy z rosyjskim bukmacherem po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny między Ukrainą a Rosją.
Wątpliwości dotyczą również bliskich związków rodzinnych pomiędzy osobami zarządzającymi TECHIIA i 1xBet. Główny prawnik WePlay Esports, Roman Rodin, jest bratem CEO firmy, która wprowadziła 1xBet na Ukrainę. Bracia Rodin nie tylko pracują dla powiązanych firm, ale dzielą również wspólne majątki i nieruchomości w Kijowie.
Co więcej, pojawiły się zarzuty, że TECHIIA mogła naruszać sankcje wobec Rosji, co wywołało sprzeciw wśród ukraińskich obywateli i zaowocowało petycją, która zebrała ponad 25 tysięcy podpisów, wzywając do nałożenia sankcji na Krota i jego holding. To podważa deklaracje Krota dotyczące jego wsparcia dla Ukrainy i wywołuje obawy o jego rzekomą współpracę z podmiotami rosyjskimi w czasie konfliktu.
Ukrainiec Oleg Krot, który kupił Ursusa to kijowski przedsiębiorca, jeden z partnerów zarządzających holdingu TECHIIA. Wokół jego działalności nie brakuje kontrowersji i to poważnego kalibru. Jedna sprawa dotyczy powiązań TECHIIA z rosyjskim bukmacherem 1xBet. Krot i jego… pic.twitter.com/P8KmE70PTv
TECHIIA miała też przekazać w 2022 roku 60 mln USD na Siły Zbrojne Ukrainy, co stanowi 1/3 największego funduszu wojskowego „Wernis’ Żywim”. Jednak firma w całym 2021 roku wykazała przychody na poziomie jedynie 62,2 mln USD. Jak możliwe było przekazanie niemal wszystkich swoich przychodów na cele charytatywne? W komentarzu dla Forbesa współzałożyciel holdingu Oleg Krot nie potrafił jasno wyjaśnić źródeł dochodów holdingu, które pozwoliłyby mu na tak niewiarygodne darowizny na rzecz armii. Wspomniał jedynie, że połowa przychodów za rok 2021 została wygenerowana przez jeden z jego biznesów, czyli grupę korporacyjną esportową WePlay Holding.
Próbując znaleźć prawdziwe źródło pieniędzy, które zostały wykorzystane na wsparcie armii, dziennikarze odkryli ciekawy fakt. Podejrzewają oni, że Techiia pomogła 1xBet rozpocząć działalność na Ukrainie. Jednocześnie wkład w wysokości 60 milionów dolarów dla Sił Zbrojnych Ukrainy mógł być zapłatą od rosyjskiego bukmachera za pozytywną decyzję Ukraińskiej Komisji ds. Regulacji Gier Hazardowych i Loterii.
Ukraina to państwo, które prowadząc wojnę buduje elektrownie jądrowe, zalewa Polskę żywnością, przejmuje nasz rynek transportowy i wykupuje nasze firmy z tradycjami.
Czy z nami coś jest nie tak, czy dajemy się wykorzystywać?
A może po latach rządów POPiS osiągnęliśmy taki poziom wewnętrznego rozkładu, że nawet państwo w stanie wojny potrafi nas wykupić?
Ukraina to państwo, które prowadząc wojnę buduje elektrownie jądrowe, zalewa Polskę żywnością, przejmuje nasz rynek transportowy i wykupuje nasze firmy z tradycjami. Czy z nami coś jest nie tak, czy dajemy się wykorzystywać? A może po latach rządów POPiS osiągnęliśmy taki poziom… https://t.co/z4QFoL2vBN
Kraj, którego model energetyczny przypomina ten do którego i my dążymy, od kilku lat jest w czołówce państw z najdroższą energią na świecie.
Dziś cena to 130 funtów/MWh (677 zł). W Polsce też drogo bo 125 euro/MWh (542 zł).
Brytyjczycy zainstalowali w samych wiatrakach 30 GW mocy z czego aż połowa na morzu, a mimo to (a raczej właśnie dlatego) cena prądu jest bardzo wysoka, a import dziś wynosi aż 9%.
W takie dni jak dziś system opiera się na gazie, który chociaż jest tańszy niż w szczycie kryzysu energetycznego, to i tak mocno podbija ceny energii. Polska również jako paliwo przejściowe wybrała gaz. Różnica jest jednak taka, że Brytyjczycy mają własne złoża, a my będziemy importować surowiec, o który chcemy oprzeć plan likwidacji energetyki węglowej opartej głównie o własny surowiec.
Dalsze perspektywy nie są optymistyczne. Po okresie przejściowym mamy mieć teoretycznie OZE plus atom. To jednak tylko pogłębi zależność energetyczną Polski. Dwie elektrownie jądrowe, jeśli w ogóle powstaną zapewnią najwyżej 25% zapotrzebowania na energię (pod warunkiem, że jej zużycie mocno nie wzrośnie, a to by oznaczało stagnację gospodarczą), a OZE będą generować jedynie koszty dla systemu, którego stabilizacja będzie opierać się głównie na imporcie. Pytanie kto nam sprzeda prąd, jeśli już teraz nasi sąsiedzi sami nie mają go w nadmiarze?
Tu znów przykład Wielkiej Brytanii będzie pomocny. Na wykresie poniżej spadek mocy zainstalowanych w el. węglowych koreluje ze wzrostem importu prądu, głównie z Francji. Francja ma bardzo rozwiniętą energetykę jądrową. Polska przy obecnej polityce przez kolejne dekady nie będzie w stanie nawet w 1/4 osiągnąć tego poziomu, a planowane inwestycje są po prostu niewystarczające. Zwłaszcza w dobie robotyzacji i rozwoju AI.
Do korzystnego dla Polski przeprowadzenia rewolucji przemysłowej 4.0 potrzebujemy nadwyżek energii, a my uparcie idziemy w kierunku redukcji stabilnych mocy wytwórczych i podnoszenia jej ceny. Nie wskoczymy na falę, z której skorzystają tylko ci, którzy mają duże ilości prądu w stosunkowo niskiej cenie. Pozostali, w tym Polska, przegrają.
Wielka Brytania ma dziś najdroższy prąd w Europie. Kraj, którego model energetyczny przypomina ten do którego i my dążymy, od kilku lat jest w czołówce państw z najdroższą energią na świecie. Dziś cena to 130 funtów/MWh (677 zł). W Polsce też drogo bo 125 euro/MWh (542 zł).… pic.twitter.com/hKzFFr74ZA
Rewolucja AI spadnie na ludzkość jak grom. Wielu nie zdoła się dostosować. Powstaną problemy i zjawiska, których dziś nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć. Kilka jednak możemy.
Na przykład problem związany z imigrantami masowo dziś ściąganymi, którzy jutro staną się niepotrzebni. Bez pracy, wyobcowani i sfrustrowani staną się palącym problemem społeczeństw, które lekkomyślnie zaprosiły do siebie miliony obcych kulturowo nisko wykwalifikowanych pracowników.
Rewolucja AI spadnie na ludzkość jak grom. Wielu nie zdoła się dostosować. Powstaną problemy i zjawiska, których dziś nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć. Kilka jednak możemy. Na przykład problem związany z imigrantami masowo dziś ściąganymi, którzy jutro staną się… pic.twitter.com/Zt9EKXoLPZ
Chiny często są przywoływane jako przykład w dyskusji na temat dekarbonizacji energetyki i szerzej przemysłu, a w Unii Europejskiej także jako kontrast do polityki Zielonego Ładu. Z jednej strony Chiny inwestują najwięcej na świecie w źródła pogodozależne, a z drugiej osiągają kolejne rekordy w mocy zainstalowanej w elektrowniach węglowych i wciąż zwiększają wydobycie, import i zużycie węgla. Obie strony sporu próbują posługiwać się przykładem Chin do wzmocnienia swojej argumentacji.
A jaka jest prawda?
Spójrzmy na dane. W 2010 roku Chiny były u początku drogi z wiatrakami i fotowltaiką w swoim systemie energetycznym. Dane pokazują, że za generację energii elektrycznej paliwa kopalne (węgiel, gaz, ropa) odpowiadały w 79,4%, a wiatraki i FV w niespełna 1,1%. Jednocześnie chińska energetyka wyprodukowała około 4250 TWh prądu. W 2023 roku z paliw kopalnych wyprodukowano 60,8% prądu, a źródła pogodozależne odpowiadają już za 15, 6%. Jednocześnie Chińczycy wygenerowali aż 8850 TWh energii elektrycznej. Co oznacza, że w 2023 roku mimo spadku udziału paliw kopalnych w miksie wyprodukowano z nich prawie dwa razy więcej prądu, bo aż 6100 TWh (w 2010 roku 3375 TWh). Z tego wynika, że mimo spadku udziału paliw kopalnych w miksie, produkcja prądu z tych źródeł szybko rośnie.
Fotowoltaika i wiatraki w 2023 wyprodukowały razem 1380 TWh przy mocy zainstalowanej na poziomie 1120 GW wliczając rozproszoną energię słoneczną. To aż 37% mocy zainstalowanych w Chinach w systemie energetycznym, a jednocześnie generują one jedynie 15,6% energii (podobne proporcje osiągamy w Polsce). Często jednak zwolennicy źródeł pogodozależnych przy różnych dyskusjach podają produkcję energii z wszystkich OZE w Chinach, która oscyluje wokół 1/3 całej generacji, ale w jej skład wchodzą stabilne elektrownie wodne, biogazownie czy ostatnio także geotermia (razem 15,1% generacji). Szacuje się, że w tym roku moce zainstalowane w źródła pogodozależne będą już większe niż te w elektrowniach węglowych (39%).
Czy w takim razie Chiny realizują politykę klimatyczną na wzór Unii Europejskiej? Nie. Chiny realizują przede wszystkim własny interes, a nie ideologiczne założenia pochodzące z zagranicy.
Chińska gospodarka potrzebuje każdych ilości energii, a jej wytwarzanie jest ograniczone dostępną infrastrukturą i ilością surowców. O ile Chiną mogą importować gaz, węgiel i ropę oraz wydobywać je na miejscu u siebie, to jednak rosnące szybko zapotrzebowanie wymusza sięganie po najróżniejsze źródła w tym źródła pogodozależne. Jest to dla Chin jednocześnie z dwóch powodów wygodne i korzystne: 1. Po pierwsze Chiny są światowym potentatem w produkcji wiatraków i paneli FV. Kontrolują około 80-95% globalnego rynku produkcji paneli fotowoltaicznych. Związane jest to z dominacją na wszystkich etapach łańcucha produkcyjnego, od krzemu po moduły PV. Zdolności produkcyjne paneli fotowoltaicznych w Chinach mogą przebić w tym roku poziom 1000 GW, co jest znacznie większe niż roczne globalne zapotrzebowanie.
Jednocześnie Chiny mają około 60-80% światowych mocy produkcyjnych komponentów do turbin wiatrowych, takich jak gondole, wieże i łopaty. W 2022 roku moce produkcyjne w Chinach dla komponentów turbin wiatrowych wyniosły 110-120 GW rocznie, czyli mniej więcej tyle ile wyniosła wielkość zainstalowanych turbin wiatrowych w 2023 roku na całym świecie (118 GW). Wśród 10 największych producentów turbin wiatrowych w 2023 roku 4 pochodzi z Chin, w tym będący na pierwszym miejscu Goldwind (14,6 GW).
2. Po drugie Chinom w przeciwieństwie do Polski czy innych państw europejskich opłaca się do pewnego stopnia inwestować w tego rodzaju źródła energii, ponieważ mają potężny bakcup w postaci elektrowni węglowych, gazowych, jądrowych i wodnych, które wciąż budują, a także biogazowych i zaczynają budować również w geotermalne. To wszystko razem sprawia, że inaczej niż w Polsce liczne i zdywersyfikowane stabilne źródła energii w razie potrzeby zapewnią systemowi ciągłość pracy.
3. Po trzecie Chiny mają własną technologię i produkcję komponentów do tzw. OZE i, co nie mniej ważne surowce, których nie ma na przykład Europa. Co więcej, Chiny nie tylko mają surowce w tym metale ziem rzadkich (około 70% produkcji i ponad 90% rafinacji) i fabryki zasilane tanią energią przeważnie z węgla, ale również kontrolują łańcuchy dostaw metali ziem rzadkich oraz komponentów do turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych. Co więcej, Pekin pod koniec ubiegłego roku zapowiedział wprowadzenie rygorystycznych ograniczeń dotyczących technologii związanych z pierwiastkami ziem rzadkich. Ma to na celu utrudnienie rozwoju tej branży poza Chinami.
Podsumowując, Chiny realizują własną, groźna dla Unii Europejskiej politykę. Z jednej strony zapewniają sobie stałą produkcję energii ze źródeł stabilnych, a z drugiej uzależniają kraje UE od swojej technologii, komponentów i surowców do realizacji utopijnej polityki klimatycznej. Sami również mając głód energii inwestują w źródła pogodozależne, ale w przeciwieństwie do państw UE nie zwalniają tempa w rozbudowie źródeł stabilnych w tym elektrowni jądrowych V generacji, biogazowych, geotermalnych czy tradycyjnych gazowych i węglowych. Inaczej niż w np. Polsce nie uzależniają zabezpieczenia systemu tylko od elektrowni jądrowych, ustawiając się w pozycji bez alternatywy i narażając na zaburzenia geopolityczne.
Unia Europejska nie ma zdolności do narzucania innym, a zwłaszcza Chinom swoich warunków prowadzenia polityki przemysłowej, a próby realizacji takiego scenariusza doprowadzą do gospodarczej, społecznej i politycznej katastrofy państw UE przy jednoczesnym wzroście krajów azjatyckich.
Dziś realizowany przez UE model polityki przemysłowej jest nam przedstawiany jako sposób na wyprzedzenie konkurencji i osiągnięcie przewagi technologicznej. W rzeczywistości jest to wyścig eurokratów z ich własnymi oderwanymi od rzeczywistości wizjami, które sprawnie wykorzystują dla swoich interesów patrzące na dekady do przodu Chiny.
Skutki różnie prowadzonych polityk Chin i UE widać na poniższym wykresie.
🇨🇳Chiny często są przywoływane jako przykład w dyskusji na temat dekarbonizacji energetyki i szerzej przemysłu, a w Unii Europejskiej także jako kontrast do polityki Zielonego Ładu. Z jednej strony Chiny inwestują najwięcej na świecie w źródła pogodozależne, a z drugiej osiągają… pic.twitter.com/7oCxWaPfiP
Z jednej strony dojeżdżają nas opłatą ETS, a z drugiej prowadzą nas np. w kosztowne wiatraki na Bałtyku, gdzie sam tylko koszt kapitałowy wyniesie ponad 260 zł na 1 MWh.
Przyjmując za podstawę informację o kosztach wynoszących 130 miliardów złotych związanych z budową farm o łącznej mocy 5,9 GW, wynika, że koszt zainstalowania 1 MW na Bałtyku wyniesie ok. 22 miliony złotych. Łączna produkcja energii z takiej mocy zainstalowanej przy optymistycznym założeniu 45% wydajności (trudne do osiągnięcia nawet na Morzu Północnym) przez okres eksploatacji 25 lat wyniesie 581 TWh, czyli 23,3 TWh rocznie, a więc mniej niż 1/7 obecnego zapotrzebowania na prąd w Polsce.
Wliczając koszty OPEX (serwis, koszty operacyjne w tym konserwacja i serwis turbin, ubezpieczenia, szkolenia, logistyka, wypłaty odszkodowań, bezpieczeństwo itp. – przyjmujemy średnio 3% CAPEX rocznie) oraz podatki i inne opłaty (dodatkowe 1% CAPEX rocznie), koszt wyniesie 447 złotych za 1 MWh, czyli mniej więcej tyle ile wynosi koszt produkcji 1 MWh prądu z węgla i to z uwzględnieniem opłaty ETS na obecnym poziomie! A to jeszcze nie wszystkie koszty produkcji energii z wiatraków.
Należy doliczyć przecież koszt finansowy kapitału czy inne nieprzewidziane koszty, co tylko jeszcze podbije koszt produkcji prądu z farm wiatrowych na Bałtyku.
Należałoby też doliczyć koszt budowy magazynów energii, których nie potrzeba przy stabilnych źródłach energii czy kosztów głębokiej przebudowy sieci energetycznej.
Do tego koszt demontażu wiatraków po okresie użytkowania, który może wynieść nawet kilkanaście procent kosztów budowy.
Poniesiemy też koszt bilansowania systemu. Zostanie on przeniesiony ostatecznie na konsumentów, ale oficjalnie nie będzie psuć wizerunku wiatraków.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska oferuje spółkom cenę maksymalną na poziomie 471 zł za 1 MWh. To tylko nieco więcej niż podstawowy koszt produkcji prądu z wiatraków i nie dziwi, że spółki chcą wyższej ceny na poziomie między 500 a 600 złotych, a więc jeszcze więcej niż koszt produkcji prądu w elektrowniach węglowych nawet z uwzględnieniem opłaty ETS.
Jeszcze gorsze informacje wynikają z informacji PGE. PGE potrzebuje 180 mld zł na morskie farmy wiatrowe. Zakładając, że Grupa PGE zrealizowałaby cały swój portfel inwestycyjny w offshore o mocy 7 GW, konieczne by było poniesienie nakładów w wysokości 180 mld złotych, a więc koszt 1 MW zainstalowanej mocy to aż 25 milionów złotych.
To wszystko powinno postawić pod znakiem zapytania sens takich inwestycji, zwłaszcza że okres eksploatacji wiatraków to jedynie 25 lat. Lobbyści jednak nie odpuszczają i prą do tych kosztownych i nieefektywnych inwestycji zarówno na morzu jak i na lądzie.
Koszty poniosą Polacy, a Polska uzależni się od łańcuchów dostaw i technologii, których w żadnym stopniu nie kontroluje. Ktoś może zapytać, dlaczego w innych krajach to się opłaca? Otóż nie opłaca się.
Weźmy przykład Wielkiej Brytanii, która chwaliła się kilka dni temu zamknięciem ostatniej elektrowni węglowej w kraju. Tam ceny prądu są jednymi z najwyższych a świecie. Brytyjczycy mają zainstalowane w wiatrakach na morzu ponad 14 GW mocy, a na lądzie blisko 16 GW, które wytwarzają około 1/3 zapotrzebowania na prąd. Problem polega jednak na tym, że jako źródła niestabilne wymagają zabezpieczenia w postaci magazynów, a jeśli ich nie ma to stabilnych źródeł energii jak na przykład elektrownie jądrowe, węglowe czy gazowe.
Ponieważ elektrowni jądrowych nie wystarcza, a węglowe zamknięto, za główne zabezpieczenie systemu robią już tylko elektrownie gazowe. To oznacza, że każde wahanie cen gazu mocno wpływa na ceny energii i w rezultacie podbija je do bardzo wysokich poziomów nawet przy tak dużej mocy zainstalowanej w źródłach pogodozależnych, a raczej właśnie ze względu na to.
To źle skonstruowany rynek energii pchający do inwestowania w tzw. OZE i decyzje polityczne wynikające z ideologii klimatycznej są ostatecznie przyczyną wysokich cen prądu.
Nie będzie w Polsce taniego prądu. Z jednej strony dojeżdżają nas opłatą ETS, a z drugiej prowadzą nas np. w kosztowne wiatraki na Bałtyku, gdzie sam tylko koszt kapitałowy wyniesie ponad 260 zł na 1 MWh.
Kilka zdań o tym jak absurdalną politykę forsują zasiadający w rządzie fanatycy w kontekście, chociażby blokowania budowy drogi wodnej E30 na przykładzie Wielkiej Brytanii. To, z jakim bólem w naszym kraju realizuje się potrzebne inwestycje, wpływa na tempo naszego rozwoju gospodarczego. Na przykład wciąż nie istnieją drogi wodne, do których rozwoju mamy całkiem dobre położenie geograficzne. Droga E30 łącząca Bałtyk z Dunajem powinna być od dziesiątek lat z powodzeniem eksploatowana z korzyścią dla naszej gospodarki.
Dla porównania w Wielkiej Brytanii (na wyspie!), wybudowano tysiące kilometrów dróg wodnych łączących niemal cały kraj. Obecnie w Wielkiej Brytanii istnieje aż 7600 kilometrów żeglownych kanałów i rzek, z czego ponad 4300 kilometrów stanowi połączony system. Gdyby ktoś chciał wpłynąć od południa od Kanału La Manche jednostką o długości miedzy 17 a 22 metry, dopłynie drogami wodnymi niemal do Szkocji, a w międzyczasie może pływać po kraju, wypływać na otwarte morze, znów wracać do żeglugi śródlądowej i odwiedzać kolejne miasta takie jak Bristol, Londyn, Nottingham, Liverpool, Manchester i wiele innych mniejszych i większych.
Życie na łodziach stało się dla wielu ludzi sposobem na spędzanie wolnego czasu, w tym na emeryturze. Niskie koszty podróży sprawiają, że kwitnie wewnętrzna turystyka, w której podróżowanie po kraju i nocowanie na łodzi dla wielu osób stanowi atrakcyjną alternatywę dla wakacyjnych wyjazdów. Trochę takie wodne kampery.
Jednak nie tylko przewóz osób jest praktykowany. Kanały z powodzeniem obsługują przewóz towarów i mają znaczenie gospodarcze. Zwłaszcza te szersze i dopuszczające większe jednostki. Sieć rozrastała się wraz z rozwojem przemysłu. Kanały były kluczowe dla tempa rewolucji przemysłowej. Budowano kanały między ośrodkami przemysłowymi, miastami i portami. Transportowano nimi węgiel, drewno i towary przemysłowe. Dziś również są eksploatowane i służą gospodarce obniżając koszty transportu.
Na osobny wątek zasługuje wybudowany w II połowie XIX wieku w latach 1887–1894 Kanał Manchesterski. Kanał o długości 58 kilometrów(!) budowano 7 lat, a więc mniej więcej tyle ile trwała procedura przekopu Mierzei Wiślanej o długości (licząc z falochronem) 1,5 kilometra w XXI wieku. Do Manchesteru, miasta położonego w głębi lądu zawijają kontenerowce o długości 183 metrów (przez Mierzeję Wiślaną przepłyną statki o długości do 100 metrów). Swego czasu port ten był trzecim największym portem przeładunkowym w Wielkiej Brytanii. Można było robić takie projekty w XIX wieku. Tempo prac dziś uznalibyśmy za nierealne. Jedynie w Chinach jeszcze tak szybko się buduje.
Kilka zdań o tym jak absurdalną politykę forsują zasiadający w rządzie fanatycy w kontekście, chociażby blokowania budowy drogi wodnej E30 na przykładzie Wielkiej Brytanii. To, z jakim bólem w naszym kraju realizuje się potrzebne inwestycje, wpływa na tempo naszego rozwoju… pic.twitter.com/W4rO0SNOGu
Problemem z wykorzystaniem potencjału Polski, także w kwestii budowy dróg wodnych, nie leży w obiektywnych przeszkodach, ale w braku woli politycznej i wszechobecnej biurokracji, która dusi w zarodku nawet urzędniczą inicjatywę i absurdalnie wydłuża czas realizacji inwestycji. Widzimy to na przykładzie CPK.
Absurdem jest, że przez dwie kadencje rządu PiS pewnych inwestycji nawet nie rozpoczęto, ponieważ papierologia nie pozwoliła rozpocząć ich w racjonalnych ramach czasowych. Rząd PiS sam zresztą się do tego przyczynił.
Dziś obecnie rządzący fanatycy nie mają więc przeszkód w tym, aby nierozpoczęte inwestycje blokować i utrzymywać nasz kraj w wielu sprawach w niedorozwoju.
Hipokryzja, cynizm, traktowanie Parlamentu Europejskiego jako miejsca z którego można mówić wyborcom to, co chcą usłyszeć, ale nie to, co usłyszeć powinni.
Daniel Obajtek podczas swojej prezesury w Orlenie realizował dokładnie to, co wynikało z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Nawet główny ekonomista Orlenu za prezesury Obajtka Adam Czyżewski był zwolennikiem ograniczania samochodów spalinowych i zamiany własności samochodów na system wspólnego ich użytkowania.
Hipokryzja, cynizm, traktowanie Parlamentu Europejskiego jako miejsca z którego można mówić wyborcom to, co chcą usłyszeć, ale nie to, co usłyszeć powinni. Daniel Obajtek podczas swojej prezesury w Orlenie realizował dokładnie to, co wynikało z polityki klimatycznej UE. Nawet… https://t.co/JKthT6kzBO
Obajtek jako prezes Orlenu podejmował decyzje o inwestowaniu we wiatraki na Bałtyku. Nie wspominał nic o geotermii, rozwijaniu polskiego atomu HTGR, dużych inwestycji w biomasę itp. rzeczach, które realnie zabezpieczałyby niezależność energetyczną Polski i przyczyniały się do rozwoju technologicznego. Strumień pieniędzy z Orlenu nie szedł w perspektywiczne inwestycje w polską gospodarkę, a zwłaszcza energetykę, ale w projekty zwiększające uzależnienie energetyczne Polski.
Dziś Daniel Obajtek, nawet nie ocierając się o merytorykę, śle z Brukseli buńczuczne przemówienia chcąc znów mamić wyborców patriotyczną wizją, która nie miała w przeszłości żadnego potwierdzenia w jego działaniach.
Jakie są zarobki lekarzy w Polsce? Business Insider Polska policzył i wyszło, że robią wrażenie. Lekarz, który przepracuje 22 dni w miesiącu po osiem godzin dziennie przy stawce 200 zł za godzinę dostanie łącznie 35 tys. zł za miesiąc pracy. Stawki potrafią być znacznie wyższe, ale też nieco niższe. Nie zdarzają się jednak raczej mniejsze niż 100 zł za godzinę pracy. Nie to jednak jest najważniejsze. Dla mnie lekarze niech zarabiają jak najwięcej.
Policzono jednak też przelewy od koncernów farmaceutycznych i tu robi się naprawdę ciekawie. “Rekordzista uzbierał w ub.r. 179 tys. zł w trzech różnych miejscach pracy od trzech różnych firm farmaceutycznych. Żeby dostać takie prawie 15 tys. zł miesięcznie dodatku do pensji, trzeba było jednak być profesorem z renomą i doświadczeniem. Ponad 10 tys. miesięcznie transferów pieniężnych lub refundacji kosztów podróży na organizowane przez koncerny sympozja dostawało jednak setki lekarzy, tysiące otrzymywało mniejsze kwoty.”
W ten sposób koncerny farmaceutyczne korumpują sobie lekarzy, którzy później podawani nam są za ekspertów od takich czy innych spraw. Warto mieć to na uwadze w związku z małpią ospą i kolejną histerią, którą próbuje się wywołać.
Jakie są zarobki lekarzy w Polsce? @BIPolska policzył i wyszło, że robią wrażenie. Lekarz, który przepracuje 22 dni w miesiącu po osiem godzin dziennie przy stawce 200 zł za godzinę dostanie łącznie 35 tys. zł za miesiąc pracy. Stawki potrafią być znacznie wyższe, ale też nieco… pic.twitter.com/h52mFZhSnU
Obowiązek szkolny dla ukraińskich dzieci wywoła w polskich szkołach wiele problemów. Po pierwsze to kolejne zadanie dla samorządów, które nie zawsze mają dodatkowe środki na przykład na dowożenie tych dzieci do szkół. Po drugie, to włączenie w proces edukacji(?) dzieci z różną, często nikłą znajomością języka polskiego. Po trzecie, to włączenie znacznej liczby dzieci, których dotychczasowy sposób wychowania istotnie różnił się od wychowania polskich dzieci. Inna mentalność i inna kultura dadzą o sobie znać i stanie się przyczyną licznych konfliktów.
W komunikacie MEN z 18 czerwca czytamy, że “Dzieci z Ukrainy w polskiej szkole zachowają swoją tożsamość narodową i kulturową”, co oznacza, że zamiast dążyć do ich asymilacji i zmniejszania różnic kulturowych będzie się je sztucznie podtrzymywać. Prosta recepta na kolejne problemy w przyszłości. Co więcej, w szkołach mają być zatrudnieni “asystenci kulturowi”, którzy jak można się domyślać, będą interweniować w sytuacjach potencjalnie konfliktowych i zgodnie z poprawnością polityczną stawać po stronie ukraińskiej.
Obowiązek szkolny dla 🇺🇦ukraińskich dzieci wywoła w polskich szkołach wiele problemów. Po pierwsze to kolejne zadanie dla samorządów, które nie zawsze mają dodatkowe środki na przykład na dowożenie tych dzieci do szkół. Po drugie, to włączenie w proces edukacji(?) dzieci z różną,… pic.twitter.com/c1N6cpOO46
Lokalnie w wielu gminach może to być problem jeszcze poważniejszy. W niektórych ośrodkach, na które ciągle płacimy, o czym już się zapomniało, wciąż mieszka wielu Ukraińców w tym dzieci w wieku szkolnym. Są one często zlokalizowane w małych miejscowościach. Napływ dziesiątek dzieci innej narodowości i odmiennych kulturowo do szkoły, gdzie jest 100-200 uczniów to poważny problem zarówno dla samorządu, jak i lokalnej społeczności. Dochodzą do mnie sygnały, że w tych ośrodkach nie dzieje się najlepiej. Są wszy, panuje prawo dżungli, a zachowanie odbiega od cywilizowanych norm.
Temat obowiązku szkolnego dla ukraińskich dzieci z pewnością pozostanie z nami na dłużej.
Produkcja prądu z fotowoltaiki i wiatraków zależy od pogody, dlatego trzeba ponieść dodatkowe koszty i budować magazyny energii, które również często zależą od pogody.
Susza sprawia, że elektrownie szczytowo-pompowe również nie produkują energii na zawołanie. Dlatego mówi się coraz więcej o bateryjnych magazynach energii. Te nie będą zależne od pogody, ale za to będą zależne od importu, głównie z Chin.
Obecny model transformacji energetycznej to ślepa uliczka.
Tak, produkcja prądu z fotowoltaiki i wiatraków zależy od pogody, dlatego trzeba ponieść dodatkowe koszty i budować magazyny energii, które również często zależą od pogody. Susza sprawia, że elektrownie szczytowo-pompowe również nie produkują energii na zawołanie. Dlatego mówi… pic.twitter.com/hR7RKtcsS1
Choć mieszkałem w UK kilka lat, to bez emocji patrzę na rozruchy na ulicach tamtejszych miast. Nie dlatego, że są mi obojętne, ale dlatego, że było oczywiste, że do tego dojdzie. Żadne, nawet najbardziej poprawne politycznie społeczeństwo, nie będzie zupełnie obojętne na zamordowanie trzech dziewczynek i ranienie kolejnych kilku niewinnych dzieci.
Brytyjczycy poparli Brexit, bo mieli już dość problemów z imigrantami. Różnica była jednak taka, że ich złość była skierowana na imigrantów z Europy Środkowej, w tym z Polski. Poprawność polityczna dopuszczała do pewnej krytyki imigrację z tego kierunku, w przeciwieństwie do imigracji z Azji czy Afryki. Przez media przechodziły informacje o gwałcicielach, złodziejach i mordercach z Polski i innych państw naszej części Europy. Faktem jest, że po 2004 roku wielu przestępców celem uniknięcia wyroku lub zwykłych oprychów tam wyjechało i zrobiło nam taką, a nie inną reklamę. Jednocześnie z wielkim trudem przebijały się informacje takie jak o gangu składającym się głównie z Pakistańczyków, który wykorzystał dziesiątki nastolatek. Policja wolała to ukryć, by nie zostać oskarżoną o rasizm. Polowali głównie na białe nastolatki. Informacje o przestępstwach popełnianych przez imigrantów z Azji i Afryki były podawane bez danych o pochodzeniu sprawcy (podobnie zaczyna dziać się w Polsce).
Po kilku latach od Brexitu sytuacja na ulicach brytyjskich miast nie tylko się nie poprawia, ale jest jeszcze znacznie gorsza. Już niemal do każdego dotarło, że nie odzyskano kontroli nad granicami, a problem z przestępczą imigracją nie ograniczał się tylko do tych imigrantów pochodzących z Europy.
Brytyjczycy, a zwłaszcza Anglicy czują się jak w pułapce. Nie panują nad imigracją, poprawność polityczna nie pozwala nawet jej krytykować, a rząd i media roztaczają parasol ochronny nam mordercami i gwałcicielami.
Rząd ma narzędzia, aby spacyfikować nawykłe do politycznej poprawności społeczeństwo, ale nie powstrzyma rozruchów, które będą wybuchać coraz częściej i to niekoniecznie za sprawą rdzennych mieszkańców Wysp Brytyjskich.
Brytyjczycy doświadczają tego, czym jest masowa imigracja po przekroczeniu masy krytycznej tzn. punktu, w którym asymilacja nie następuje, a zaczynają tworzyć się osobne społeczności pielęgnujące kulturę, tradycję i styl życia przywieziony z kraju pochodzenia.
Tam również wmawiano ludziom, że bez imigracji gospodarka stanie, a inne kraje będą im uciekać pod względem wzrostu PKB. Dziś to samo słyszymy w Polsce.
Choć mieszkałem w UK kilka lat, to bez emocji patrzę na rozruchy na ulicach tamtejszych miast. Nie dlatego, że są mi obojętne, ale dlatego, że było oczywiste, że do tego dojdzie. Żadne, nawet najbardziej poprawne politycznie społeczeństwo, nie będzie zupełnie obojętne na… pic.twitter.com/kY7Wv4TrTi
Nie dajmy sobie wmówić, że nie ma alternatywy dla masowej imigracji. Jest.
Po pierwsze należy zacząć promocję wartości rodzinnych w miejsce obecnej powszechnie antynatalistycznej propagandy. Takie działania dadzą efekty po latach, ale trzeba je zacząć i to jak najszybciej.
Po drugie wzorem Japonii, która ma jeszcze wyższą średnią wieku niż Polska, ale nie prowadzi polityki otwartych drzwi, należy postawić na większą automatyzację i lepszą organizację pracy, co zmniejszy zapotrzebowanie na pracowników. Tu ważną rolę do spełnienia miałyby szkoły i uczelnie przygotowujące wykwalifikowanych pracowników np. do obsługi robotów itp.
Masowa imigracja to nie tylko wzrost przestępczości i niepożądane zmiany kulturowe, ale też wstrzymanie potrzebnych inwestycji w automatyzację. Tańsza chwilowo siła robocza przekłada się też na spadek wydajności pracy, co odczuła np. Wielka Brytania w okresie największego napływu imigrantów do tego kraju w latach 2004-2016.
Nie dajmy sobie wmówić, że nie ma alternatywy dla masowej imigracji. Jest. Po pierwsze należy zacząć promocję wartości rodzinnych w miejsce obecnej powszechnie antynatalistycznej propagandy. Takie działania dadzą efekty po latach, ale trzeba je zacząć i to jak najszybciej.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem posła Bartłomieja Pejo i Marka Tucholskiego, 30 lipca 2024 r.
Bartłomiej Pejo: – Dzisiaj alarmujemy! Informujemy, że już od stycznia 2027 roku będzie nowy podatek. Podatek związany z tzw. ETS2, czyli z emisją gazów CO2.
Podatek, jak to każdy podatek, uderzy w nasze kieszenie. Według przewidywań, analiz ten podatek będzie oznaczał wzrost cen paliwa o około 50 gr na litrze. A miało być tak tanio – za rządów Platformy Obywatelskiej dążyliśmy przecież do kwoty 5,19 zł. Więc do tej kwoty powyżej 6 zł proszę dodać 50 groszy. Ale to nie wszystko.
Ten podatek to również wzrost cen gazu o około 25%, a więc uderzenie w rachunki naszych gospodarstw domowych. Dodatkowo wzrośnie również cena węgla. o około 500 zł za tonę.
To efekt tzw. pakietu Fit for 55, który nie został zawetowany przez ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego w grudniu 2020 roku. Rząd PiS, za pośrednictwem pana Mateusza Morawieckiego, mógł wstrzymać tego typu rozwiązania i tego typu chorą, klimatyczną politykę Unii Europejskiej. Wówczas sprzeciwiała się temu tylko i wyłącznie Konfederacja. Partie obecnie rządzące popierały wprowadzenie ETS2 i w ogóle pakietu Fit for 55.
Oczywiście będziemy robić wszystko, aby ten podatek nie wszedł w życie. Jako przewodniczący Zespołu Parlamentarnego Obrony Polskich Kierowców zwołuję co miesiąc, co półtorej posiedzenia na których tego typu rozwiązania, uderzające m.in. w polskich kierowców na których walczymy z tymi absurdami Unii Europejskiej. (…)
Marek Tucholski: – ETS 2 jest rozszerzeniem opłaty ETS 1. Opłaty, która została nałożona na energetykę i na przemysł. Mijają dwie dekady obowiązywania tej opłaty i warto przy tej okazji podsumować, jakie przyniosła ona efekty!
Opłata ETS 1 doprowadziła w ciągu tych dwóch dekad do spadku konkurencyjności gospodarek państw Unii Europejskiej, do wyniesienia się części przemysłu na inne kontynenty; do powstania w niektórych krajach, a rozszerzenia w innych, zjawiska ubóstwa energetycznego; do spadku tempa wzrostu PKB i ogólnego obniżenia poziomu życia. To są efekty EST 1.
I takie same będą efekty ETS 2, czyli podatku, opłaty nałożonej na transport i budownictwo. Polska emituje zaledwie 0,8% globalnej emisji spowodowanej przez człowieka CO2. Unia Europejska zaledwie 7% globalnej emisji. Azja około 60%, w tym Chiny ponad 30%. Nawet Indie emitują więcej niż cała Unia Europejska, bo 8% globalnej emisji, a Stany Zjednoczone dwukrotnie więcej, bo 14%.
W ramach tych 0,8 procenta 34% to będą właśnie emisje ETS 2, czyli emisje z transportu i budownictwa. Globalnie oznacza to, że zaledwie około 0,25% emisji na świecie to będą emisje właśnie spowodowane w Polsce przez transport i przez budownictwo. To jest nic! To jest mniej niż wynosi błąd statystyczny pomiarów emisji globalnej. I to nie zmienia niczego przy tej globalnej emisji, jaka ma miejsce. Jaka rośnie, głównie w krajach azjatyckich. To nie zmienia niczego! To nie wpływa w żaden sposób na klimat.
Ale z drugiej strony to bardzo wpływa na budżety Polaków. Jak powiedział pan poseł, już w 2027 roku cena paliwa skoczy o 40-50 gr na litrze! A przecież mówimy tu o początkowym etapie wdrażania ETS 2, kiedy będzie przez 2 lata obowiązywać cena sztywna uprawnień do emisji na poziomie 45 euro za tonę. A przecież później, jak obliczył KOBIZE w Polsce czy Instytut Reform, to może być 210 euro za tonę po 2031 roku!
To oznacza skokowy wzrost cen paliw, to oznacza skokowy wzrost rachunków, jakie będą płacić Polacy! W związku z czym to nie jest dobre rozwiązanie, to jest bardzo szkodliwe rozwiązanie, to jest rozwiązanie zabójcze dla gospodarki. Już teraz obszar ubóstwa energetycznego w Polsce wzrasta. Już teraz odczuwamy wszyscy – nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej – bardzo wysokie ceny energii, w związku z czym coraz więcej firm, coraz bardziej przemysł przenosi się do innych krajów. Sprawy nie załatwi CBAM, graniczny podatek węglowy, ponieważ firmy po prostu będą uciekać, tak czy inaczej.
Kiedy mówimy o ETS 2, nie zapomnijmy też o rolnictwie! Rolnicy, którzy już teraz cierpią z powodu niekontrolowanego, masowego napływu towarów z Ukrainy, którzy już teraz cierpią z powodu Zielonego Ładu, jeszcze bardziej odczują z powodu ETS 2 koszty produkcji rolnej, ponieważ paliwa są znaczącym elementem kosztów produkcji rolnej i to jeszcze bardziej uderzy także w rolników, i oczywiście podniesie inflację, która przez ostatnie lata również drenowała nasze kieszenie.
To są wszystko skutki szalonej polityki klimatycznej Brukseli. I tak, jak na przykładzie ETS 1, tak samo na przykładzie ETS 2 będziemy widzieć, że te skutki są bardzo negatywne, a w żaden sposób nie wpłynie to na klimat.
Chiny w tej chwili oddają średnio dwie nowe elektrownie węglowe do użytku tygodniowo! Tygodniowo. Indie również inwestują w te źródła energii. I nie ma, szanowni Państwo, znaczenia dla klimatu, czy my popełnimy samobójstwo gospodarcze, społeczne, a przy tym także polityczne, czy nie!
Niezależność i stabilność energetyczną zamieniamy na niestabilność i zależność od importu materiałów, surowców i technologii i jeszcze do tego dopłacamy.
Mamy budować magazyny energii, bo pobudowane dużym kosztem wiatraki i fotowoltaika nie produkują energii w sposób ciągły, tylko zależny od pogody. Ponieważ magazyny nie zapewnią odpowiedniego zapasu energii, bo musiałoby powstać ich niezmiernie wiele, chcą, aby magazynować energię w wodorze, ale tu pojawia się inny problem. Wciąż nie ma dobrych technologii na stabilne przechowywanie i przesyłanie wodoru. Poza tym, skąd weźmiemy prąd do zasilania elektrolizerów produkujących wodór, kiedy wiatraki i FV nie będą pracować? Błędne koło nieefektywnych wydatków komplikujących system i podnoszących ceny wytworzenia energii.
Na te pytania nie ma odpowiedzi podobnie jak na pytania o to, skąd wziąć pieniądze na przebudowę sieci, której to przebudowy nie trzeba by było robić w takiej skali, gdyby wybrano niepodległościowy model transformacji energetycznej.
Niezależność i stabilność energetyczną zamieniamy na niestabilność i zależność od importu materiałów, surowców i technologii i jeszcze do tego dopłacamy.
Mamy budować magazyny energii, bo pobudowane dużym kosztem wiatraki i fotowoltaika nie produkują energii w sposób ciągły,… pic.twitter.com/rrJdysHKX9
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) July 6, 2024
Niemal codziennie słyszę od wyborców PiS, że powinniśmy wejść z nimi w koalicję, aby odsunąć Tuska od władzy. Pomijam już kwestię arytmetyki, która jasno pokazuje, że taka koalicja nie ma większości i po prostu nie mogłaby stworzyć rządu.
Podstawowy problem leży jednak gdzie indziej. Wchodzenie w koalicję z PiS jest jak wchodzenie w koalicję z KO. PiS na poziomie realizowanej polityki niewiele różni się od KO. Wystarczy przypomnieć, kto zabiegał o nakładanie na Polskę unijnych podatków. Dziś ci sami ludzie, którzy tego chcieli, grzmią, że to uderzenie w nasze interesy. Tak, to prawda, ale dlaczego sami do tego dążyli?
My nie mamy z PiS wspólnoty programowej, a na poziomie wiarygodności PiS jest tam, gdzie Tusk.
Poniżej nagranie o tym, jakie unijne podatki płacone do Brukseli marzyły się premierowi Morawieckiemu wiosną 2020 roku.
Niemal codziennie słyszę od wyborców PiS, że powinniśmy wejść z nimi w koalicję, aby odsunąć Tuska od władzy. Pomijam już kwestię arytmetyki, która jasno pokazuje, że taka koalicja nie ma większości i po prostu nie mogłaby stworzyć rządu.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
RozwińZwiń komentarze (1)