Michał Wawer: Może i politycy koalicji rządzącej połamali wszystkie obietnice złożone Polakom, ale za to obietnice złożone niemieckim producentom wiatraków to dla nich rzecz święta.
Premier Tusk z minister Hennig-Kloską zagwarantują Niemcom prawo do stawiania Polakom wiatraków 500 metrów od okien, choćby to miała być jedyna rzecz, jaką zrobią w tej kadencji!
Teraz w Pałacu Prezydenckim nadzieja na zablokowanie tego bezczelnego lobbingu.
Działania Komisji Europejskiej zmierzają do zniszczenia branży kominkowej.
Komisja Europejska forsuje zakaz ogrzewania domów drewnem, pelletem i węglem. Konfederacja zorganizowała w Sejmie konferencję prasową, w czasie której głos zabrali w imieniu partii posłowie Krzysztof Mulawa i Michał Połuboczek. Obecni byli również przedstawiciele branży kominkowej z Cechu Zdunów Polskich i Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kominków i Pieców.
Poseł Krzysztof Mulawa poinformował o planach Unii Europejskiej i wskazał, że plany te są popierane przez minister klimatu i środowiska Paulinę Hennig-Kloskę.
Mulawa zwrócił uwagę, że obecnie stosowany pellet to pellet o już zredukowanej o 98% ilości emitowanych szkodliwych substancji. Unia Europejska walczy o redukcję kolejnego 1 punktu procentowego, co dla środowiska będzie miało minimalne znaczenie, za to bardzo mocno uderzy w branżę, gospodarkę i portfele Polaków. Jak podkreślił poseł Mulawa, aż 90% stosowanych obecnie urządzeń będzie musiało zostać zlikwidowanych i zastąpionych nowymi.
„Chcemy walczyć jako Konfederacja o rozsądek” – podkreślił Krzysztof Mulawa i zaapelował o odejście ze stanowiska ministra środowiska Pauliny Hennig-Kloski, „która szkodzi nam wszystkim”.
Poseł Michał Połuboczek uznał sytuację za kolejny przejaw „ekoszaleństwa z Brukseli”. Wskazał, że palenie w piecu jest podstawą egzystencji dla wielu milionów Europejczyków. Według przytoczonych przez niego danych, w Europie jest 50 milionów punktów grzewczych, a aż 41 milionów Europejczyków ma problem z opłaceniem rachunków za elektryczność i gaz. Proponowany przez Komisję Europejską projekt obniży jakość egzystencji kolejnym milionom mieszkańców kontynentu.
„Zmiany te mają wejść już w 2027 roku. To czas znacznie za krótki, żeby się do nich przystosować, zwłaszcza że te normy wyeliminują praktycznie zupełnie piece, kominki na paliwo stałe, gdyż te normy są praktycznie niewykonalne” – mówił Połuboczek.
Konfederacja sprzeciwia się projektowi Komisji Europejskiej i stoi po stronie polskich producentów kominków i zwykłych Polaków, których nie stać na ekologiczne fanaberie eurokratów.
Wiceprzewodniczący Klubu Poselskiego Konfederacji Michał Wawer
Kolejna odsłona ustawy wiatrakowej przepchnięta przez Sejm. Może i politycy koalicji rządzącej połamali wszystkie obietnice złożone Polakom, ale za to obietnice złożone niemieckim producentom wiatraków to dla nich rzecz święta. Premier Tusk z minister Hennig-Kloską zagwarantują Niemcom prawo do stawiania Polakom wiatraków 500 metrów od okien, choćby to miała być jedyna rzecz, jaką zrobią w tej kadencji! Teraz w Pałacu Prezydenckim nadzieja na zablokowanie tego bezczelnego lobbingu.
Kolejna odsłona ustawy wiatrakowej przepchnięta przez Sejm. Może i politycy koalicji rządzącej połamali wszystkie obietnice złożone Polakom, ale za to obietnice złożone niemieckim producentom wiatraków to dla nich rzecz święta. Premier Tusk z minister Hennig-Kloską zagwarantują… pic.twitter.com/BqQnL9LYj4
Wielka Brytania obniża „zielone podatki” dla przedsiębiorstw, by ratować przemysł. Rząd Keira Starmera ogłosił likwidację części opłat środowiskowych doliczanych do rachunków za energię (tzw. green levies), między innymi obowiązku wsparcia OZE (Renewables Obligation).
Skorzysta na tym ponad 7000 firm z sektorów energochłonnych, takich jak stal, ceramika czy przemysł chemiczny. Dodatkowo od 2026 r. przedsiębiorstwa otrzymają 90% zniżki na opłaty za podłączenie do sieci (obecnie 60%).
Wielka Brytania obniża „zielone podatki” dla przedsiębiorstw, by ratować przemysł.
Rząd Keira Starmera ogłosił likwidację części opłat środowiskowych doliczanych do rachunków za energię (tzw. green levies), między innymi obowiązku wsparcia OZE (Renewables Obligation). Skorzysta… pic.twitter.com/gB48xZPa1P
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) June 23, 2025
Polska szybko idzie brytyjską drogą tzw. transformacji energetycznej, gdzie dominują gaz, pogodozależne OZE i atom. W efekcie Brytyjczycy mają jedne z najwyższych cen energii na świecie, co uderza również w przemysł.
Działania brytyjskiego rządu choć są znaczące, to jednak jedynie desperacka próba ratowania resztek przemysłu. Bez całkowitego odejścia od tzw. zielonej polityki państwa europejskie przegrają gospodarczą konkurencję z krajami azjatyckim i USA.
Już za kilka miesięcy staniemy w obliczu wyraźnych podwyżek rachunków za ciepło – branża ciepłownicza ostrzega, że wzrosty mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu procent. Podwyżki wystąpią prawdopodobnie w ponad połowie systemów ciepłowniczych już po 1 lipca.
Z badania przeprowadzonego na próbie 546 systemów ciepłowniczych wynika, że po 1 lipca – gdy przestanie obowiązywać ustawa ograniczająca wzrost cen – aż 56 proc. systemów może podnieść opłaty dla odbiorców – podała w poniedziałek Izba Gospodarcza Ciepłownictwo Polskie (IGCP). Izba wskazuje, że te podwyżki nie są jedynie wynikiem jednorazowego wydarzenia, ale symptomem znacznie głębszego problemu. Konieczna jest pilna transformacja sektora – zarówno technologiczna, jak i infrastrukturalna.
Transformacja ta wymaga ogromnych nakładów finansowych – do 2050 roku szacuje się, że potrzebne będzie minimum 300 mld zł. Problem w tym, że firmy ciepłownicze mają ograniczony dostęp do taniego finansowania. Nie istnieją bowiem żadne publiczne formy wsparcia sektora. Nie mowa tu tylko o wszechobecnych dziś dotacjach, ale również o preferencjach podatkowych czy tanich kredytach.
Zapłacisz dużo więcej za ciepło!
Już za kilka miesięcy staniemy w obliczu wyraźnych podwyżek rachunków za ciepło – branża ciepłownicza ostrzega, że wzrosty mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu procent. Podwyżki wystąpią prawdopodobnie w ponad połowie systemów ciepłowniczych już po… pic.twitter.com/njxrYwx5hn
Dodatkowo, w latach 2013–2023 budżet państwa zarobił ok. 100 mld zł ze sprzedaży uprawnień do emisji CO₂ w ramach unijnego systemu ETS. To podatek, który do tej pory płaciły elektrownie i przemysł ciężki właśnie na wsparcie inwestycji ograniczających ubytek energetyczny przy ciepłownictwie i energetyce. Jednak większość tych środków nie trafiła na wsparcie sektora, mimo że właśnie temu miały służyć. Prezes IGCP, Jacek Szymczak, zauważa wprost, że ETS stał się głównie narzędziem fiskalnym, zamiast napędem inwestycji niskoemisyjnych. Innymi słowy: unijna zielona ideologia stała się wytrychem do drenażu kieszeni polskich rodzin.
“Systemy, które nie spełnią unijnych kryteriów efektywności, zostaną odcięte od wsparcia ze środków unijnych i krajowych. Koszty modernizacji spadną wówczas bezpośrednio na mieszkańców. Bez szybkich decyzji zapłacimy wszyscy – wyższymi rachunkami, spadkiem jakości usług i kryzysem infrastrukturalnym. To nie odległa perspektywa – to scenariusz, który może się ziścić w najbliższych latach” – ostrzega Izba.
Sprawa jest poważna, bowiem polski sektor cieplny odpowiada za ogrzewanie 15 milionów obywateli w naszym kraju, a także zapewnia ciepło szkołom, szpitalom czy urzędom.
Wraca opłata mocowa, która ponownie pojawi się na fakturach za prąd!
Zamiast realnych działań na rzecz tańszej energii – znowu sięga się do kieszeni obywateli. Rządzący dostali żółtą kartkę od wyborców w wyborach prezydenckich, teraz czas na czerwoną w wyborach parlamentarnych! DOŚĆ podwyżek opłat dla Polaków!
Paweł Usiądek: W 2027 roku wchodzi w życie rozszerzony system handlu emisjami (ETS2), który wprowadzi dodatkowe opłaty za ogrzewanie domu oraz transport. Z badań eksperckich wynika, że w ramach ekologizmu wydamy średnio 30 zł więcej na jednym tankowaniu.
W raporcie czytamy, że przy cenie 5 euro z tonę CO2, przeciętna opłata, jaką będziemy musieli zapłacić przy tankowaniu. może wynieść około 30 zł. Autorzy raportu nie są przeciwnikami UE, wręcz przeciwnie. T&E wspiera tzw. transport zeroemisyjny. Jak powiedział PAP dyrektor warszawskiego oddziału T&E Adam Guibourgé-Czetwertyński, wpływy z ETS2 dla Polski w ciągu 5 lat mogą wynieść 30 mld euro, przy czym nawet 6,5 mld euro nasz kraj dostanie z zamożniejszych państw członkowskich.
Przy cenie 55 euro za emisję tony dwutlenku węgla zapłacimy przy pojedynczym tankowaniu dodatkowo około 7 euro – a więc prawie 30 zł. Celem raportu T&E nie jest oczywiście walka z ETS, a jego gładkie wprowadzenie. Autorzy wskazują, że nowe opłaty mogą sprawić, że ETS2 będzie niepopularny. Trudno się dziwić… Organizacja postuluje w raporcie, że aby zminimalizować koszty związane z nowym systemem, połowa wpływów z nowej opłaty trafiałą z powrotem do gospodarstw domowych. “Reszta powinna zostać przeznaczona na inwestycje trwale zmniejszające emisje, takie jak poprawa dostępu do transportu publicznego czy dostępnych cenowo aut elektrycznych, w szczególności na obszarach z problemem wykluczenia transportowego” – wskazał Guibourgé-Czetwertyński.
ETS2 to jeden z największych projektów fiskalnych Unii Europejskiej. Już dziś płacimy ten podatek w cenie energii elektrycznej oraz w cenie dóbr produkowanych przez przemysł ciężki w Europie. Zgodnie z tym systemem, podmioty gospodarcze (obecnie przemysł i energetyka) są zobligowane do wykupywania specjalnych wirtualnych certyfikatów na emisję dwutlenku węgla. Od 2027 roku system ma zostać rozszerzony o budynki i transport. Zapłacimy więc więcej za gaz czy węgiel do ogrzewania domów i wody oraz do przygotowywania posiłków. Zapłacimy także za transport: w biletach lotniczych, komunikacji miejskiej oraz samym paliwie. Wzrosną również ceny przesyłek kurierskich.
Eurokraci z Ursulą von der Leyen na czele wychodzą z założenia, że jeśli Europa cofnie się w rozwoju, to powstrzymamy zmiany klimatu. Tymczasem Azjaci tylko zacierają ręce, słysząc o kolejnych branżach, zmuszonych do migracji z Europy. Samobójstwo gospodarcze i nędza na własne życzenie…
Obok innych nielicznych w Polsce piszę o tym od dawna, ale nie ma woli politycznej, żeby chociaż pochylić się na tematem. Ale do rzeczy.
Pisałem już kiedyś między innymi o firmie Fervo, która w stanie Utah w USA w przyszłym roku zacznie uruchamiać elektrownię petrotermalną (wykorzystującą gorące skały do produkcji prądu). Około 100 odwiertów o wydajności pozwalającej uzyskać moc 3-4 MW z każdego zapewni dla setek tysięcy mieszkańców tani i czysty prąd. Jednak Amerykanie (podobnie jak Chińczycy) idą dalej i chcą wiercić na 20 kilometrów(!), żeby dostać się do skał o temperaturze powyżej 500°C i otrzymać wydajność 100-120 MW z jednego otworu i to bez konieczności rurowania, ponieważ stopnione skały tworzą naturalną pokrywę zapewniajacą drożnosć otworu.
Amerykańska firma Quaise Energy, wspierana przez teksański przemysł naftowy, rozwija właśnie nowatorską technologię głębokiego wiercenia opartą na falach milimetrowych, które topią i odparowują skały zamiast je kruszyć. Efekt? Wierci się taniej, szybciej, wydajniej, a pierwsza demonstracja nastąpi już w tym roku, komercjalizacja też bardzo szybko, bo pod koniec 2026 r. To może być nowa era w energetyce – niezależna od pogody, dostępna globalnie, konkurencyjna wobec ropy i gazu. Podobną technologię opracowuje wraz z Finami po sąsiedzku słowacka firma GA Drilling.
Energia z super gorących skał powyżej 500°C może już wkrótce zrewolucjonizować energetykę. Według danych The Clean Air Task Force i IEA, wystarczyłoby wykorzystać zaledwie 1% tego źródła, by ośmiokrotnie pokryć globalne zapotrzebowanie na energię.
Możemy mieć tyle energii, ile chcemy, czystej, na miejscu i tanio! Obok innych nielicznych w Polsce piszę o tym od dawna, ale nie ma woli politycznej, żeby chociaż pochylić się na tematem. Ale do rzeczy.
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) June 6, 2025
A jak wygląda sytuacja w Polsce?
W Polsce geotermia jest marginalizowana. Traktowana podejrzliwie rozwija się bardzo powoli i to głównie w kierunku wykorzystania ciepłych wód do ciepłownictwa czy rekreacji, ale praktycznie nie rozważa się produkcji prądu i nie rozważa zwiększenia zakresu działań poza politykę samorządów wnioskujących o dofinansowanie lokalnych inwestycji.
Kontrastuje to z tworzonymi z wielką pompą i z ogromnymi kosztami dla podatników programami budowy farm wiatrowych i fotowoltaicznych czy elektrowni jądrowych. Setki miliardów w elektrownie jądrowe (około 200 na pierwszą na Pomorzu), setki miliardów na wiatraki na Bałtyku (około 400 na zaplanowane 18 GW mocy) wobec 708 mln zł (658 mln zł dotacji i 50 mln zł pożyczek) na lata 2020–2028. To zaledwie niecałe 0,2% tego, co wydamy na wiatraki na Bałtyku.
Jednocześnie geotermia to inwestycja, która nie wymaga dodatkowych działań w postaci przebudowy sieci energetycznej czy stawiania wielkoskalowych magazynów energii. Produkuje energie stabilnie, okres eksploatacji jest znacznie dłuższy i nie trzeba uzależniać się od zewnętrznych dostawców surowców i komponentów do turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych.
Będą wchodzić w życie kolejne unijne polityki, których skutki mocno odczujemy na własnej skórze:
➡️ Połowa 2026 roku to wejście w życie paktu migracyjnego. Dostaniemy niechcianych sąsiadów z dalekich stron świata pod groźbą płacenia wysokich kar za ich nieprzyjęcie.
➡️ Początek 2027 roku to wejście opłaty ETS 2, czyli będziemy dodatkowo płacić za transport i ogrzewanie. Koszty z każdym rokiem będą rosły i to dotkliwie.
➡️ Wchodzenie w życie dyrektywy EPBD. Od 2028 roku nowe budynku publiczne muszą być bezemisyjne, a od 2030 także wszystkie nowe prywatne domy. Pozostałe budynki będą musiały przejść remonty klimatyczne. Kolejny wzrost kosztów sięgający setek tysięcy złotych.
Od połowy przyszłego roku zacznie się dla nas prawdziwy armagedon. Będą wchodzić w życie kolejne unijne polityki, których skutki mocno odczujemy na własnej skórze:
➡️Połowa 2026 roku to wejście w życie paktu migracyjnego. Dostaniemy niechcianych sąsiadów z dalekich stron świata… pic.twitter.com/3h261vIbV9
— Marek Tucholski 🇵🇱 (@tucholski_marek) June 4, 2025
Do tego dojdzie szereg innych, ale też mocno wpływających na nasze życie i stan portfela kwestii takich jak: – zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych, które podniosą ceny samochodów i ograniczą mobilność zwykłych ludzi, – coraz ostrzejsze normy dotyczące rolnictwa (w tym także zalew rynku towarami z Ukrainy i krajów Mercosur), prowadzące do wzrostu kosztów produkcji żywności i bankructw gospodarstw rodzinnych, – przymusowe inwestycje w OZE, nawet tam, gdzie są one nieopłacalne, co zwiększy koszty energii dla gospodarstw domowych i przedsiębiorców, – ograniczenia dla przemysłu i małych firm, wynikające z unijnych regulacji środowiskowych, które zduszą konkurencyjność polskiej gospodarki.
Życie będzie droższe, trudniejsze i podporządkowane ideologii, nie rozsądkowi.
Jesteśmy nie tylko, tak jak przewodniczący klubu poselskiego Konfederacji, pan poseł Grzegorz Płaczek powiedział, że jesteśmy nie tylko z górnikami, nie tylko z hutnikami, ale jesteśmy przede wszystkim również z każdym polskim konsumentem, bo ta dyrektywa, to rozporządzenie wpłynie po prostu na zwiększone rachunki energii elektrycznej w naszym kraju.
A już trzeba przypomnieć to, że Polska charakteryzuje się tym, że w Polsce są drugie najwyższe ceny energii elektrycznej w całej Unii Europejskiej! To rozporządzenie nie będzie zabijało przemysłu niemieckiego, francuskiego, nie będzie zabijało przemysłu belgijskiego, holenderskiego, tylko nasz przemysł górniczy. Tak jak powiedział pan przewodniczący, 90% wydobycia węgla kamiennego w Europie to jest właśnie Polska. Każde dodatkowe 100 tysięcy, milion złotych wpłynie na to, że węgiel stanie się mniej konkurencyjny.
My nie możemy pozwolić sobie na to, żeby nasza polska energetyka oparta była tylko i wyłącznie o niestabilne, pogodozależne źródła energii, jak energia wiatrowa czy energia ze słońca. To nam nie zapewni stabilnych, niskich cen energii. To wszystko zabija stabilność.
Również to rozporządzenie Unii Europejskiej, na które niestety spodziewanie pan premier Donald Tusk zgadza się i będzie chciał wymagać tego samego od posłów Konfederacji, a my oczywiście na to się nie zgodzimy, nie będziemy potulnymi owieczkami w stadzie brukselskich urzędników i polskich polityków, którzy chcą szkodzić tak naprawdę bezpieczeństwu energetycznemu Polski. Oczywiście zagłosujemy przeciwko tej dyrektywie.
Nie mamy prawa wprowadzać jakichkolwiek nowych obciążeń na Polskę, na polskie kopalnie, na polskie huty, a w konsekwencji, tak jak powiedziałem na początku, na wyższe rachunki energii elektrycznej dla każdego Polaka.
Od początku jako Konfederacja – także wtedy, kiedy to było jeszcze niepopularne – mówiliśmy zawsze fedrować, fedrować, fedrować. Bo dopóki nie zapewnimy Polsce stabilnych źródeł energii, takich jak między innymi energia jądrowa, to w polskim interesie jest wydobywać w sposób ekonomicznie uzasadniony polski węgiel, a to jest możliwe w Polsce.
Każde nowe rozporządzenie, każda nowa dyrektywa, która wprowadza dodatkowe obciążenia finansowe, bo tak to trzeba powiedzieć, jest wprost sprzeczna z interesem każdego obywatela w Polsce i interesem bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.
Rząd zdecydował się na procedowanie ustawy Prawo geologiczne i górnicze. Jest to zagrożenie dla polskiej energetyki. Konfederacja zabrała głos w sprawie organizując konferencję prasową w Sejmie RP. Obecni byli przewodniczący klubu Grzegorz Płaczek oraz poseł Krzysztof Mulawa.
Poseł Grzegorz Płaczek przedstawił procedowaną dziś ustawię o nazwie Prawo geologiczne i górnicze. Przypomniał, że jest to efekt rozporządzenia Unii Europejskiej i wskazał, że prawo to wprowadzi limity wydobycia metanu. Procedowane przepisy mają zmniejszyć wydobycie najpierw do 5, a w 2031 roku do zaledwie 3 ton na 1000 ton wydobytego węgla. „To nic innego jak zabijanie polskich kopalń […] to nic innego, jak robienie z nas wariatów, bo Polska w rok produkuje tyle metanu co reszta świata przez 2 dni” – powiedział Płaczek.
Poinformował również, że z Konfederacją kontaktują się związki zawodowe bojące się praktycznej likwidacji branży.
Polityk Konfederacji zaznaczył, że posłowie zdecydują też o karach za łamanie procedowanych przepisów. Kary mogę wynieść nawet 1,5 miliarda złotych rocznie. Płaczek przypomniał, że Polska wydobywa 90% węgla w Unii Europejskiej. Poseł stwierdził też, że zmiany doprowadzą do tragedii na Śląsku, podkreślił także, że rozporządzenie Unii Europejskiej zostało podpisane przez kraje które w ogóle nie wydobywają węgla.
Poseł Krzysztof Mulawa przypomniał, że Polska już w tym momencie ma drugie najwyższe ceny energii w całej Unii Europejskiej. Stanowczo stwierdził, że nie możemy opierać się na niestabilnych źródłach energii odnawialnej. „My się na to nie zgodzimy, nie będziemy potulnymi owieczkami” – powiedział.
Mulawa przypomniał również, że Konfederacja od dawna stoi po stronie górników i zadeklarował, że ugrupowanie zagłosuje przeciwko projektowi. „Nie mamy prawa wprowadzać nowych obciążeń na kopalnie, a w rezultacie na konsumentów energii elektrycznej” – podsumował.
Konfederacja stanowczo opowiada się za stałym wzmacnianiem polskiego bezpieczeństwa energetycznego.
To jedno z kluczowych posiedzeń sejmowych tej kadencji. Sejm pochyla się nad implementacją dyrektywy metanowej, która zakłada zamknięcie niemal wszystkich kopalni węgla, łamiąc umowę społeczną z sektorem górniczym.
Dziś odbywa się drugie czytanie rządowego projektu ustawy implementującego rozporządzenie unijne zakazujące pracy kopalniom, które emitują metan. Sęk w tym, że niemal wszystkie kopalnie węgla wiążą się z uwalnianiem metanu. Eurokraci grożą nam, że jeśli nie przestaniemy uwalniać metanu, to czekają nas kary.
Jaką odpowiedź na to mają polskie władze? ZAMKNĄĆ KOPALNIE!
Wybory się skończyły, można zamykać kopalnie!
To jedno z kluczowych posiedzeń sejmowych tej kadencji. Sejm pochyla się nad implementacją dyrektywy metanowej, która zakłada zamknięcie niemal wszystkich kopalni węgla, łamiąc umowę społeczną z sektorem górniczym.
Komisja do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych zarekomendowała przyjęcie skandalicznej ustawy bez poprawek. Oznacza to, że polskie kopalnie mogą zostać zamknięte jeszcze przed 2035 rokiem, mimo że oficjalna umowa społeczna zawarta pomiędzy rządem a górnikami gwarantowała ich działanie 2049 roku.
W rozporządzeniu metanowym wprowadzono surowe limity – najpierw 5 ton metanu na 1000 ton węgla, a później 3 tony – podczas gdy obecnie średnia emisja w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej wynosi 6 ton na 1000 ton wydobytego węgla. W Polsce jedynym zagłębiem bezmetanowym jest Lubelskie, gdzie obecnie eksploatuje się jedynie złoże w Bogdance.
Co to oznacza dla zwykłych Polaków? Energia elektryczna znów pójdzie w górę!
Zamknięcie naszych kopalni oznaczać będzie deficyt surowca energetycznego, który będzie musiał być teraz importowany z zagranicy. Nie mamy na ten moment (i przez kilka dekad nie będziemy mieć) alternatywy dla węgla. Elektrowni atomowej jak nie było, tak nie ma, a niestabilne fermy wiatrowe, nawet gdyby pracowały z pełną mocą, to nie będą w stanie zaspokoić rosnących potrzeb na energię elektryczną. Ostatecznie ściągniemy więc drogi węgiel z innych rejonów świata i zapłacimy więcej za prąd.
Jak widać Donald Tusk po wyborach nie zamierza już się cackać, ma długi wobec von der Leyen do spłacenia.
Przewodniczący Klubu Poselskiego Konfederacji Grzegorz Płaczek
Czy ktoś mi to może wytłumaczyć? Bo pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl to SAMOZAGŁADA!
Na najbliższym posiedzeniu Sejmu będą przepychane kolejne przepisy dot. kar oraz ograniczenia wydobycia metanu w polskich kopalniach. W skrócie – wydobywając węgiel wytwarzamy za dużo metanu. Jak mamy go ograniczyć? Najprościej jak się da – zamykając kopalnie. A jeśli będziemy nadal wydobywać węgiel, rozwijać ten sektor energetyczny i przekraczać jednocześnie nierealne unijne limity – będziemy płacić potężne kary.
A Bruksela będzie za te pieniądze ratować resztę Europy i świata. Intelektualny majstersztyk. Komuś sufit spadł na głowę.
Czy ktoś mi to może wytłumaczyć? Bo pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl to SAMOZAGŁADA! Na najbliższym posiedzeniu Sejmu będą przepychane kolejne przepisy dot. kar oraz ograniczenia wydobycia metanu w polskich kopalniach. W skrócie – wydobywając węgiel wytwarzamy za dużo… pic.twitter.com/ftarF6zZqV
— Grzegorz Płaczek (@placzekgrzegorz) June 1, 2025
Polska w ciągu roku wydobywa tyle węgla (ok. 42 mln ton), ile na całym świecie wydobywa się w ciągu 2 dni (8,5 mld ton). Świat i największe potęgi węglowe, wydobywając te 8,5 mld ton rocznie, mają w nosie limity emisji metanu. Polskę, która wciąż jeszcze wydobywa w EU najwięcej węgla rocznie, limity już wkrótce obejmą. Realizując politykę zielonego ładu, mamy ratować planetę.
Nikomu nie przeszkadza także fakt, że porozumienie o ograniczeniu emisji metanu podpisały również państwa, które… w ogóle nie wydobywają węgla. Ktoś rozumie, o co tutaj chodzi i komu ten absurd ma służyć?
Co więcej – węgiel koksowy został uznany przez Brukselę za surowiec krytyczny w Unii Europejskiej. Bruksela od lat głosi, że Unia musi uniezależnić się od dostaw tego surowca z zewnątrz. Czy zatem zaoranie polskich kopalń nie oznacza przypadkiem możliwości pozbawienia się takiego uniezależnienia od innych? Gdzie tu sens?
Trzeba być politycznie bezczelnym, żeby dzień po pierwszej turze wyborów prezydenckich i po tym, jak Szanowny Pan Rafał Trzaskowski zapewniał Polaków, że nie ma już polityki „Zielonego Ładu”, wrzucać na Sejm ustawę dotyczącą ograniczenia norm emisji metanu dla kopalń węgla w Polsce.
Trzeba być politycznie bezczelnym, żeby dzień po pierwszej turze wyborów prezydenckich i po tym, jak Szanowny Pan Rafał Trzaskowski zapewniał Polaków, że nie ma już polityki „Zielonego Ładu”, wrzucać na Sejm Ustawę dot. ograniczenia norm emisji metanu dla kopalń węgla w Polsce.…
— Grzegorz Płaczek (@placzekgrzegorz) May 19, 2025
Ustawę, która w konsekwencji doprowadzi do przyspieszenia zamknięcia kolejnych kopalń w Polsce i… do zwolnień w polskim górnictwie i hutnictwie.
Państwa trzeba natychmiast w tych patologicznych działaniach zatrzymać! Przecież to się w głowie nie mieści, co Państwo robicie. Komu to ma służyć??
Koszty ogrzewania gazowego poszybują w kosmos! Nawet o 445,38 [zł/MWh] oraz ogrzewania o 5 211 zł. Nowe przepisy wkrótce wchodzą w życie!
Ursula von der Leyen niczym Gierek: Pomożecie w realizacji planu? Nawet jeśli nie wykażecie entuzjazmu to i tak będziecie w nim partycypować! Już od 2027 roku wchodzi unijny system ETS2, którego zadaniem jest realizacja celów klimatycznych, jakie postawili sobie (i nam) eurokraci. Chcą wyrugować dwutlenek węgla, więc będą nas karać za jeżdżenie autem, gotowanie na gazie i ogrzewanie domów!
Koszty ogrzewania gazowego poszybują w kosmos! Nawet o 445,38 [zł/MWh] oraz ogrzewania o 5 211 zł. Nowe przepisy wkrótce wchodzą w życie!
Ursula von der Leyen niczym Gierek: Pomożecie w realizacji planu? Nawet jeśli nie wykażecie entuzjazmu to i tak będziecie w nim partycypować!… pic.twitter.com/m11IqebrPT
Od 2027 roku wszyscy zapłacimy nowe podatki klimatyczne. Dotychczas system ETS podnosił ceny prądu i koszty w przemyśle, ale teraz dotknie każdego. ETS, czyli europejski system handlu emisjami, zmusza firmy do kupowania certyfikatów na emisję CO2. Od 2027 roku obejmie także transport i budownictwo, co oznacza wyższe koszty tankowania, podróży lotniczych, usług kurierskich czy ogrzewania domu. Podatek ETS2 będzie stale rósł.
ETS2 wspiera unijne cele klimatyczne z pakietu Fit for 55, zaakceptowanego przez rząd Morawieckiego, który zakłada redukcję emisji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 roku w porównaniu z 1990 rokiem. Unia Europejska dąży do pełnej neutralności klimatycznej do 2050 roku. Gwałtowny wzrost cen gazu może zdaniem portalu Forsal wynieść nawet 445,38 [zł/MWh], a koszt ogrzewania o 5 211 zł. Mówimy o nie małych pieniądzach.
W ten sposób Unia chce wymusić na nas zakup pomp ciepła, paneli fotowoltaicznych, a także zakup samochodu elektrycznego. Najlepiej, gdyby wszystko to było niemieckie…
Rząd planuje wydać 9,1 mld zł na likwidację kopalń: Bobrek, Wujek, Sośnica, Bolesław Śmiały, Bielszowice i Halemba. Pracę może stracić nawet 50 tys. osób.
Kolejne sześć kopalni do zamknięcia. I jeszcze za to zapłacimy‼️
Rząd planuje wydać 9,1 mld zł na likwidację kopalń: Bobrek, Wujek, Sośnica, Bolesław Śmiały, Bielszowice i Halemba. Pracę może stracić nawet 50 tys. osób.
Chiny właśnie zatwierdziły budowę 10 nowych reaktorów jądrowych o łącznej mocy 12 GW za kwotę 27,5 miliarda dolarów. To ponad trzykrotnie więcej mocy niż ma mieć pierwsza el. jądrowa w Polsce za dwa razy mniejsze pieniądze.
Co więcej, Chiny chcą podwoić udział energii jądrowej z 5% w 2024 roku do 10% w 2040 roku. Co jednak najważniejsze, Chiny rozwinęły i skutecznie wdrożyły technologię reaktorów wysokotemperaturowych (reaktory IV generacji) i opracowały działający prototyp reaktora torowego. Tor jest 3-4 razy bardziej powszechny w skorupie ziemskiej niż uran, co czyni go strategicznie bardzo atrakcyjnym paliwem. Do tego reaktory torowe są bezpieczniejsze i znacznie wydajniejsze.
Chiny właśnie zatwierdziły budowę 10 nowych reaktorów jądrowych o łącznej mocy 12 GW za kwotę 27,5 miliarda dolarów. To ponad trzykrotnie więcej mocy niż ma mieć pierwsza el. jądrowa w Polsce za dwa razy mniejsze pieniądze. Co więcej, Chiny chcą podwoić udział energii jądrowej z… pic.twitter.com/ZyaVDjNdUp
Chiny inaczej niż Unia Europejska rozwijają szybko stabilne moce w energetyce: elektrownie jądrowe, węglowe, wodne oraz zaczynają poważnie inwestować w geotermię. W Unii Europejskiej wzrostowi mocy niestabilnych towarzyszy jednocześnie wyłączanie mocy stabilnych. Efekty właśnie zaczynamy poznawać w wysokich cenach energii i pojawiających się blackoutach.
Warto zwrócić uwagę na poniższą mapę, która pokazuje, że w całej Europie mamy obecnie 166 reaktorów jądrowych. Najwięcej we Francji, Rosji i na Ukrainie. Co prawda niektóre kraje planują jeszcze inwestować w nowe reaktory (Francja, Wielka Brytania, Czechy, Węgry, Polska), ale czas realizacji projektów i ich koszty są coraz mniej akceptowalne. Do tego inne kraje rezygnują z energetyki jądrowej. Hiszpania do 2035 roku planuje zamknąć wszystkie 7 reaktorów jakie obecnie posiada. Niemcy zamknęły wszystkie swoje reaktory. Łącznie na terenie tego kraju było ich 33 i nie wszystkie musiały zostać zamknięte. Odejście od atomu było, podobnie jak w np. Hiszpanii decyzją polityczną.
Oficjalnie nie znamy jeszcze na 100% przyczyn blackoutu w Hiszpanii, ale przed wczorajszym wydarzeniem istniało wiele przesłanek wskazujących na rosnące ryzyko w europejskich systemach elektroenergetycznych. Raport ERAA 2024 (zwłaszcza Aneks 5 z komentarzami poszczególnych operatorów) oraz krajowe oceny stabilności systemów alarmowały o możliwych problemach od połowy lat 20. XXI wieku: niedoborach mocy w okresach szczytu bez dodatkowych inwestycji i problemach z regulacją częstotliwości przy wysokim udziale niestabilnych OZE.
Hiszpański system elektroenergetyczny do tej pory uchodził za stosunkowo bezpieczny, ale nawet dla Hiszpanii podkreślano potrzebę monitorowania sytuacji w miarę odchodzenia od konwencjonalnych źródeł. Co więcej, Hiszpania zmierza do dalszego wycofywania stabilnych jednostek, także jądrowych. Wyłączanie ma nastąpić stopniowo od 2027 roku. Do 2035 roku wszystkie reaktory jądrowe w Hiszpanii mają zostać zamknięte. Obecnie Hiszpania posiada 7 pracujących reaktorów pokrywających około 20% krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną.
Nas też czeka blackout. Oficjalnie nie znamy jeszcze na 100% przyczyn blackoutu w Hiszpanii, ale przed wczorajszym wydarzeniem istniało wiele przesłanek wskazujących na rosnące ryzyko w europejskich systemach elektroenergetycznych. Raport ERAA 2024 (zwłaszcza Aneks 5 z… pic.twitter.com/0g9gLnrfrh
Wszystkie sygnały stanowiły ostatnie ostrzeżenia przed zdarzeniem, które niestety ziściło się 28.04.2025. Blackout hiszpański potwierdza prognozy specjalistów: dominacja źródeł odnawialnych bez odpowiedniego backupu i inercji, w połączeniu z niesprzyjającymi warunkami (techniczno-pogodowymi), może doprowadzić do załamania nawet nowoczesnego systemu elektroenergetycznego. Dalsze działania będą zapewne zmierzały do inwestycji w stabilizację sieci czy magazyny energii. To jednak ucieczka do przodu, a nie rozwiązanie problemu u podstaw i pogłębienie zależności od importu komponentów i surowców spoza Europy takich jak metale ziem rzadkich czy kluczowe komponenty do OZE. Pisałem o skali zależności UE od importu strategicznych materiałów dla energetyki kilka dni temu 👇.
Polityka energetyczna Hiszpanii i wszystkich dużych państw Unii Europejskiej nie pozostaje też bez wpływu na sąsiadów. Wraz z wycofywaniem jednostek stabilnych np. w Niemczech pogarsza się sytuacja w krajach ościennych, które są z Niemcami połączona w ramach systemu energetycznego. ERAA 2024 podkreśla, że państwa mocno zintegrowane stają się zależne od sytuacji u sąsiadów. Przykładowo Dania w nadchodzącej dekadzie będzie coraz bardziej zależna od importu energii dla utrzymania stabilności systemu, a gdy rośnie ryzyko załamania systemu w krajach sąsiednich, rośnie też w Danii. To samo dotyczy innych państw. Integracja systemu, która w założeniu ma państwom UE pomóc ratować się wzajemnie w razie potrzeby, może być dla nich jednocześnie kulą u nogi. Czuje to Norwegi, czuje to Szwecja. Kraje te wspomagają Niemcy i inne kraje UE, które pozbyły się części swoich jednostek sterowalnych w czasie niedoborów, ale same odczuwają przez to chociażby wzrost cen energii. W Norwegii myśli się nawet o ograniczeniu połączeń energetycznych z krajami UE.
Gdzie w tym wszystkim jest Polska?
Polska jest u progu popełnienia kosztownego samobójstwa energetycznego z planowanymi gigantycznymi wydatkami na niesterowalne OZE i uzależnienie energetyczne od obcych materiałów i technologii. Do tego niszczymy posiadane własne know-how i odwracamy się od zasobów, które są na miejscu. W perspektywie najbliższych kilkunastu lat elektrownia jądrowa nie powstanie, a nawet gdyby, to niewiele zmieni, ponieważ pokryje co najwyżej 12-15% naszego zapotrzebowania na energię elektryczną. W tym czasie wycofamy z systemu wielokrotnie większe moce sterowalne. Pozornym ratunkiem będzie desperacka budowa bloków gazowych, do których będziemy sprowadzać niestabilny cenowo gaz, od którego spalania i tak zapłacimy opłatę ETS. Z powodu takiej polityki blackout w Polsce jest scenariuszem pewnym. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi?
Skomentuj