Chiny spalają w rok więcej węgla niż reszta świata razem wzięta (4,9 mld ton/8,7 mld ton w 2024 roku). Indie planują wzrost zużycia węgla i wzmacniają swoje mocy produkcyjne. Ogólne zużycie węgla ma osiągnąć szczyt w 2027 roku. Jako świat nie odchodzimy od węgla. Jako świat jesteśmy jeszcze przed szczytem jego zużycia.
Zarzynanie naszej gospodarki próbą zbicia emisji o 0,8% w skali globu, kiedy to w latach 2002-2022 emisje światowe urosły 11 razy więcej niż cała UE je ograniczyła, to absurd. Mówienie o uzyskaniu przewag konkurencyjnych w momencie kiedy produkcję prądu uzależnia się od pogody, gdy inni napędzają gospodarki, robotyzację, automatyzację i sztuczną inteligencję coraz większą ilością energii to dowód na intelektualne ograniczenia, albo celowy sabotaż.
Kraje, które dziś w najlepsze korzystają z paliw kopalnych będą mieć zasoby do skoku technologicznego i gospodarczego, aby z czasem w sposób naturalny przejść na inne źródła energii. Tymczasem eurokraci postanowili wymusić rezygnację z użycia paliw kopalnych na państwach członkowskich wpędzając je w gospodarczą stagnację i utratę konkurencyjności.
Udział UE w światowym PKB się kurczy. Przemysł zwija się i przenosi na inne kontynenty. Wzrost PKB jest minimalny, ale nie przeszkadza to elitom w Brukseli uważać, że mogą wymusić na całym świecie dostosowanie się do wymyślonych przez siebie zasad. Żyją w przekonaniu sprawczości, której już dawno nie mają. Zamieniamy się w skansen, a nasi rodzimi euroentuzjaści uważają to za powód do dumy i powtarzają bzdury skutkujące jeszcze większymi ograniczeniami dla przemysłu i energetyki.
Chiny spalają w rok więcej węgla niż reszta świata razem wzięta (4,9 mld ton/8,7 mld ton w 2024 roku). Indie planują wzrost zużycia węgla i wzmacniają swoje mocy produkcyjne. Ogólne zużycie węgla ma osiągnąć szczyt w 2027 roku. Jako świat nie odchodzimy od węgla. Jako świat… https://t.co/iEFRRjIxNA
Suma koniecznych dopłat do pierwszej elektrowni jądrowej przez pierwsze 30 lat eksploatacji może wynieść 247 mld zł (ponad 8 mld zł rocznie!). Cena za 1 MWh prądu może wynieść 700-900 zł – tak wynika z analizy, tutaj: link.
Polecam tekst, ponieważ do tej pory tłumaczenie, że Komisja Europejska i regulacje prawne nie będą wspierać budowy el. jądrowych w Polsce, a koszt prądu będzie wyższy niż ten z węgla i to razem z ETS nie przynosiły skutku.
Jeśli spełni się czarny scenariusz o wyższych kosztach (2500/MWh) i niższym wykorzystaniu mocy, to dopłaty tylko do tej jednej elektrowni na przestrzeni 30 lat będą szły już w biliony złotych.
Mamy do czynienia z bolesnym, ale realnym scenariuszem, w którym prąd z węgla i to z wysokimi kosztami ETS będzie wielokrotnie tańszy niż z elektrowni jądrowej.
Już wcześniej pisałem o tym, że Komisja Europejska nie musi iść Polsce na rękę w realizacji projektów jądrowych. Nie po to Niemcy zamykali swoje elektrownie jądrowe abyśmy my mogli dziś swobodnie realizować swoje projekty.
Energetyka i polityka są ściśle ze sobą związane. Łańcuchy dostaw, regulacje, zasoby, technologie – to wszystko składa się na obraz politycznych zmagań, których większość naszych analityków nie rozumie i dopiero w zderzeniu ze ścianą dociera do nich, że to wszystko wygląda inaczej. Tak samo było z dunkelflaute i “tanią” energią z pogodozależnych OZE.
Suma koniecznych dopłat do pierwszej elektrowni jądrowej przez pierwsze 30 lat eksploatacji może wynieść 247 mld zł (ponad 8 mld zł rocznie!). Cena za 1 MWh prądu może wynieść 700-900 zł – tak wynika z analizy, do której link zamieszczam poniżej.
Według Europejskiej Rady Energii Geotermalnej (EGEC) potencjał geotermii mógłby zaspokoić nawet 75% zapotrzebowania na ogrzewanie i chłodzenie w budynkach mieszkalnych i komercyjnych w UE do 2040 roku.
Według Europejskiej Rady Energii Geotermalnej (EGEC) potencjał geotermii mógłby zaspokoić nawet 75% zapotrzebowania na ogrzewanie i chłodzenie w budynkach mieszkalnych i komercyjnych w UE do 2040 roku. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ jutro ministrowie energii państw UE zostaną… pic.twitter.com/1v0Snq3nn4
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ministrowie energii państw UE zostaną poproszeni o zatwierdzenie konkluzji w sprawie promowania energii geotermalnej w UE. Starania na rzecz uwzględnienia energii geotermalnej w unijnej polityce podjęły Węgry. W wyniku ich działań istnieje szansa na zaangażowanie znacznych środków na rozwój tego źródła energii. Szkoda, że trzeba było czekać dopiero na węgierską prezydencję, aby sprawa ruszyła.
Stracono całe dekady. Polska ma ogromne zasoby geotermalne, które można wykorzystać nie tylko do produkcji ciepła, dla potrzeb rekreacyjnych i uzdrowiskowych, ale również do produkcji energii elektrycznej.
– Całość Zielonego Ładu zasadza się na mnożeniu kosztów związanych z produkcją czegokolwiek, ze świadczeniem jakichkolwiek usług, bo to wszystko generuje z perspektywy Unii Europejskiej emisje dwutlenku węgla. A emisja dwutlenku węgla jest głównym wrogiem, z którym Unia Europejska konsekwentnie walczy.
My to widzimy w cenach prądu, gdzie kilkadziesiąt procent ceny prądu to są certyfikaty na emisję dwutlenku węgla. Ceny prądu przekładają się na wszystko.
Teraz wchodzi ETS 2, czyli certyfikaty na dwutlenek węgla emitowany przy transporcie i przy budownictwie. I to znowu są rzeczy, które my będziemy widzieć w cenach wszystkiego, bo cokolwiek się w gospodarce robi, to trzeba coś przywieźć i trzeba mieć jakiś budynek, mieć jakieś ogrzewanie i tak dalej. Więc to są bardzo proinflacyjne działania Unii Europejskiej i w momencie, kiedy my byśmy wyszli rzeczywiście z systemu, tego paktu klimatycznego, z systemu płacenia za certyfikaty na emisję dwutlenku węgla, to to by miało bardzo bezpośrednie przełożenie na ceny wszystkiego.
A trzeba pamiętać, że ceny prądu – prąd jako taki jest obecnie surowcem strategicznym. Jeżeli my myślimy o rozwoju gospodarczym w epoce wysokich technologii, to ceny prądu są absolutnie strategiczne z perspektywy wieloletniego rozwoju gospodarczego.
Emisja dwutlenku węgla jest głównym wrogiem, z którym Unia Europejska konsekwentnie walczy. My to widzimy w cenach prądu, gdzie kilkadziesiąt procent ceny prądu to są certyfikaty na emisję dwutlenku węgla. ✅ Ceny prądu przekładają się na wszystko.
Elektrownie jądrowe absolutnie na pierwszym miejscu, bo oczywiście możemy obniżyć – odrzucając certyfikaty na emisję dwutlenku węgla, obniżając opodatkowanie prądu – my możemy obniżyć te ceny. Ale my tak naprawdę nadal będziemy musieli, już w obecnej sytuacji, pewnie dużą część tego prądu importować. Natomiast żeby mieć ten prąd w Polsce produkowany, żeby mieć go stabilnie, stabilny dostęp do niego i żeby był tani, to potrzebujemy elektrowni jądrowych.
Upominamy się w Sejmie nieustannie o jakieś informacje na temat tego, jak to w ogóle idzie, bo tak naprawdę to jest trochę wrażenie, że z tymi elektrowniami jądrowymi, tak samo jak z CPK, to stanęło znowu w miejscu i nic się specjalnie w tej sprawie nie dzieje. (…)
Kolejny trudny dzień dla systemu energetycznego. 75% generacji prądu pochodzi z węgla. Zaledwie 1,4% z wiatru. Fotowoltaika praktycznie nie istnieje.
Na szczęście wciąż mamy jeszcze stabilne moce wytwórcze, co wkrótce przez politykę Unii Europejskiej i naszych władz poprzednich i obecnych niestety się zmieni.
W skrajnie trudnej sytuacji są Niemcy. Mimo generacji prawie 40% energii z węgla muszą prawie 1/4 swojego zapotrzebowania pokrywać z importu, bo u nich też nie wieje i nie świeci.
Ceny na rynku spot kosmiczne. Polska 185 euro, Niemcy i Rumunia ponad 260 euro, a ratująca Niemców przed blackoutem Francja ponad 160. Będąca wzorem dla wielu naszych “ekspertów” Wielka Brytania ma cenę 218€/MWh i import na poziomie 10%.
Dziś kolejny trudny dzień dla systemu energetycznego. 75% generacji prądu pochodzi z węgla. Zaledwie 1,4% z wiatru. Fotowoltaika praktycznie nie istnieje.
Na szczęście wciąż mamy jeszcze stabilne moce wytwórcze, co wkrótce przez politykę UE i naszych władz poprzednich i… pic.twitter.com/S8FmUyIVHJ
Tymczasem w Polsce rząd i spółki chwalą się gigantycznymi inwestycjami w wiatraki na Bałtyku i planem szybszego wygaszania stabilnych mocy wytwórczych.
Sytuacja wygląda więc tak, że Titanic trze już o górę, ale załoga zamiast ratować okręt zabrała się do rąbania szalup.
Wielka Brytania sprowadza dziś ponad 12% energii z zagranicy. Głównie z Francji. Cena na rynku spot w tym kraju to obecnie około 140 euro/MWh.
A tak poza tym, to niedawno cieszyli się, że zamknęli ostatnią elektrownię węglową i zainwestowali kolejne miliardy funtów w farmy wiatrowe i magazyny energii.
Wielka Brytania sprowadza dziś ponad 12% energii z zagranicy. Głównie z Francji. Cena na rynku spot w tym kraju to obecnie około 140 euro/MWh. A tak poza tym, to niedawno cieszyli się, że zamknęli ostatnią elektrownię węglową i zainwestowali kolejne miliardy funtów w farmy…
Przeciętne gospodarstwo domowe w UK wydaje miesięcznie ponad 140 funtów na prąd (około 740 zł). Cena prądu dla firm to około 1,8 zł/kWh. Brytyjczycy mają własny system handlu emisjami podobny do tego jaki obowiązuje w UE.
Pomimo ponad pięciokrotnie niższej emisyjności energetyki niż w Polsce, ceny prądu nie odbiegają znacząco od tych w naszym kraju.
Od lat trwa wielka operacja wymiany starych pieców na paliwo stałe na piece gazowe, które miały być bardziej ekologiczne. I oczywiście one są ekologiczne, gdyż niemal nie emitują szkodliwych substancji, eliminując problem smogu. Generują też mniej demonizowanego przez klimatystów dwutlenku węgla.
1200 zł karnego podatku za ogrzewanie gazowe! Miało być tanio – Unia sprawi, że będzie drogo!
Od lat trwa wielka operacja wymiany starych pieców na paliwo stałe na piece gazowe, które miały być bardziej ekologiczne. I oczywiście one są ekologiczne, gdyż niemal nie emitują… pic.twitter.com/ZNqE5hEEhl
Przez wiele lat Unia oraz polski rząd kładły duży nacisk na wymianę pieców węglowych właśnie na gazowe. Setki tysięcy rodzin otrzymało nawet dotację do inwestycji w piece gazowe. Polacy decydowali się na gaz, a nie na pompę ciepła z kilku powodów: -nawet 10x niższy koszt inwestycji, -pewniejsze, nieuzależnione od efektywności paneli fotowoltaicznych źródło energii, -mniejsze koszty eksploatacji.
Chociaż w ostatnich latach wzrosły ceny gazu na rynkach światowych, co wpłynęło również na budżety domowe polskich rodzin, to gaz wciąż pozostaje jednym z tańszych rozwiązań. Niestety nie potrwa to długo.
Mimo że przy w porównaniu do węgla, przy spalaniu gazu do atmosfery ulatnia się 2x mniej dwutlenku węgla, 3x mniej tlenku azotu, 5x mniej tlenku siarki, 100x mniej tlenku węgla i 1000x mniej pyłu, to eurokraci uznali gaz za niszczycielski dla klimatu, więc ukarze nas za jego używanie.
W ramach systemu handlu emisjami ETS2 zapłacimy za każdą wyemitowaną tonę CO2 45 euro. Statystyczne gospodarstwo domowe emituje w związku z ogrzewaniem gazowym 6 ton dwutlenku węgla rocznie, to daje nam 1200 zł za zapewnienie sobie tak podstawowej potrzeby, jak ciepło.
Paradoksy „rynku” OZE: Jeszcze Trump władzy nie przejął, a już rynek sprzedaży paneli fotowoltaicznych w USA się załamał.
Dlaczego? Bo to nie jest rynek, tylko sektor sztucznie rozkręcony ponad miarę przez subwencje dwóch rządów: USA i Chin. USA wstrzymały subwencje i wprowadziły cła na import z Chin i nagle okazało się, że zaopatrzenie na wiele lat zalega w magazynach.
Paradoksy „rynku” OZE:
Jeszcze Trump władzy nie przejął, a już rynek sprzedaży paneli fotowoltaicznych w USA się załamał. Dlaczego? Bo to nie jest rynek tylko sektor sztucznie rozkręcony ponad miarę przez subwencje dwóch rządów: USA i Chin. USA wstrzymały subwencje i wprowadziły… https://t.co/PIkF8zRnAH
PS Podobnie jest w Polsce z magazynami zapełnionymi pompami ciepła importowanymi z Azji (w wielu przypadkach mających parametry niedostosowane do naszego klimatu). Po ewentualnej zmianie reguł Czystego Powietrza na wolnym rynku większości z nich nikt rynkowo nie kupi po wcześniejszych cenach.
Opłata OZE jest doliczana do rachunków za energię od 1 lipca 2016 r., a w ostatnich latach stawka tej opłaty była zerowa. Teraz jednak się to zmieni. W 2025 r. stawka opłaty OZE wyniesie 3,50 zł za każdą megawatogodzinę energii skonsumowanej przez odbiorcę!
Polacy przez nachalne zielone lobby wciskające nierynkowe rozwiązania dotyczące OZE, od lat niemodernizowaną sieć elektroenergetyczną oraz przez brak inwestycji w atom i inne stabilne źródła energii, płacą horrendalne rachunki za prąd. Wszystkiego dopełniają podatki nałożone na przesył i korzystanie z energii. Ceny prądu w Polsce są najbardziej opodatkowane w Europie!
Rząd próbuje ten skandal tuszować dopłatami, które i tak nie są wystarczające, a na które ze względu na rekordowy deficyt budżetowy i tak Polski nie stać. „Mrożenie” cen energii to jedynie leczenie doraźne, a Polska energetyka wymaga rozwiązań systemowych – inwestycję w stabilne i wydajne źródła energii, modernizację sieci przesyłowych oraz uproszczenie i likwidację części podatków, jakimi obarczona jest energia. Należałoby również ukrócić oszukańczą działalność zielonych lobbystów OZE, żerujących na niewiedzy Polaków.
Sławomir Mentzen w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.
– Jestem w Bełchatowie, gdzie mieszka 50 tysięcy ludzi. W elektrowni oraz kopalni Bełchatów, przy której teraz stoję, pracuje 13 tysięcy ludzi. Ta elektrownia produkuje 20% prądu dla całej Polski i rząd chce ją zamknąć w ciągu 10 lat.
Samo PGE do której należy ta elektrownia, rocznie płaci 20 miliardów złotych opłat z tytułu ETS, za emisję dwutlenku węgla. Gdyby rząd nie zabierał tych pieniędzy spółce i nie wydawał na głupoty, spółka mogłaby bez problemu postawić elektrownię jądrową. Niestety tego nie robi.
Zielony Ład prowadzi do tego, że zamykane są dobre zakłady przemysłowe, dobre zakłady energetyczne. Nie będziemy mieli prądu i będziemy go musieli kupować z Niemiec.
Dokąd zmierzamy jako kraj, planując bezrefleksyjnie zamykanie kolejnych kopalń węgla kamiennego? Pytam, bowiem na co dzień wykorzystujemy w Polsce węgiel kamienny: – do produkcji energii elektrycznej i ciepła, – w przemyśle hutniczym, – w przemyśle chemicznym, – do produkcji paliw, – do ogrzewania gospodarstw domowych, – jako źródło energii w procesach produkcyjnych, np. w cementowniach czy przemyśle szklarskim.
➡️ Liczby mówią same ze siebie. W 2023 roku Polska wydobyła ponad 87 ton węgla kamiennego (oraz brunatnego!). Dodatkowo, zaimportowaliśmy niemal 17 mln ton węgla z zagranicy!
➡️ W przypadku spółek wydobywających węgiel kamienny w Polsce, tylko w przypadku PIĘCIU kopalń w 2023 r., wypracowaliśmy zysk w wysokości ponad 4,9 mld zł! Pojawia się zatem pytanie: skąd już za parę lat Polska weźmie potrzebne surowce do tego, aby zapewnić Polakom energię i ciepło, gdy w perspektywie najbliższych lat będą zamykane kolejne kopalnie (które wciąż mają przecież złoża)? OD KTÓRYCH DOKŁADNIE PAŃSTW UZALEŻNIMY SIĘ ZATEM JAKO KRAJ?
Pytam retorycznie, bo zmierzamy w oczywistym kierunku samozagłady finansowo-energetycznej. Nie rozumiem, jak rząd może działać w oderwaniu od realiów. No chyba, że komuś na tym zależy. Pytanie: KOMU i dlaczego? Pytam również o to, bo z alternatywnymi źródłami ecoenergii Polska na pewno nie będzie w najbliższych latach gotowa. To wszystko wygląda na jawne działanie na szkodę własnych obywateli i własnego państwa.
Poseł Krzysztof Szymański w Sejmie nt. nowelizacji ustawy o morskich farmach wiatrowych.
Prawda w sprawie nowelizacji ustawy o morskich farmach wiatrowych – ale prawda, a nie oficjalna wersja przedstawiona w tej nowelizacji – jest taka, że nie chodzi tutaj o wprowadzenie możliwości różnicowania maksymalnych stawek za energię w zależności od lokalizacji.
Prawda jest taka, że chodzi tutaj o zwiększenie stawek maksymalnych dla lokalizacji, w których nie da się wytworzyć energii elektrycznej po dotychczasowych stawkach maksymalnych. A warto zaznaczyć, że jest to stawka dwukrotnie wyższa od kosztu wytworzenia energii z węgla, nawet po uwzględnieniu podatku od emisji dwutlenku węgla jest to stawka równa kosztowi wytworzenia energii z węgla.
Poseł @KSzymanskiKonf: Prawda o nowelizacji ustawy o morskich farmach wiatrowych — prawda, a nie „oficjalna wersja” przedstawiona w tej nowelizacji — jest taka, że nie chodzi tu o wprowadzenie możliwości różnicowania maksymalnych stawek za energię w zależności od lokalizacji.
Przez lata słyszeliśmy o nieograniczonych korzyściach wynikających z inwestycji w morskie farmy wiatrowe. Obiecywano tanią, zieloną energię, która miała być opłacalna i efektywna. Tymczasem okazuje się, że koszty są tak wysokie, że obecne maksymalne stawki nie wystarczają, aby ktokolwiek chciał złożyć ofertę w aukcji. Jeśli to nie jest porażka, to jak inaczej to nazwać?
Zresztą to nie jest pierwszy raz, kiedy Polacy zostają wprowadzeni w błąd obietnicami o wysokiej efektywności zielonych technologii. Przykład pomp ciepła jest tego najlepszym dowodem. Zainstalowane masowo urządzenia w polskich warunkach pogodowych okazały się znacznie mniej efektywne, niż zapewniano. W dodatku większość pomp pochodziła z importu, a polski przemysł na tej inwestycji skorzystał niewiele.
Poseł Zyska ładnie wymienił wiele różnych branż i specjalizacji, które powinny zarobić. To przyjrzyjmy się, ponieważ teraz już widzimy, że w przypadku morskich farm wiatrowych sytuacja wygląda niestety podobnie.
Minister Motyka przyznał na posiedzeniu Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych, że w pierwszej fazie realizacji projektu wind offshore tzw. local content, czyli udział polskiego przemysłu, wyniósł zaledwie 20%. Według mnie to skandal.
Przykłady pierwsze z brzegu. Kable eksportowe do nowej fazy zamówiono z Chin, a morskie wieże transformatorowe z Tajwanu. Zamiast gigantycznego impulsu dla polskiej gospodarki, o którym mówiono przez lata, znowu mamy sytuację, w której, jak wynika z matematyki, 80% środków trafia do zagranicznych koncernów. To nie tylko zmarnowana szansa, to też wbrew interesom gospodarczym Polski i to zdrada obietnic składanym Polakom.
Nie można zapomnieć, że zadanie to jest tym poważniejsze, że wskutek przeniesienia produkcji energii elektrycznej z południa na północ polska sieć przesyłowa wymaga gigantycznych inwestycji, żeby w ogóle móc przyjąć energię z farm wiatrowych na Bałtyku.
Morskie farmy wiatrowe to pogodozależne źródło energii. Planowana wydajność polskich morskich farm wiatrowych to ok. 45% ich mocy zainstalowanej, co jest wartością optymistyczną, porównując do realiów Morza Północnego, gdzie warunki wietrzne są znacznie lepsze niż na Bałtyku.
Zjawisko dunkelflaute, czyli zjawisko długotrwałego okresu bez słońca i bez wiatru, którego niedawno doświadczyliśmy, jest najlepszym dowodem na to, że uzależnienie od niestabilnych źródeł energii może prowadzić do poważnych problemów systemowych. Okres długotrwałego braku wiatru i słońca sprawił, że produkcja energii z OZE spadła niemal do zera, zmuszając Polskę do przywołania rynku mocy. System elektroenergetyczny został uratowany przez elektrownie węglowe.
W takich sytuacjach jasno widać, że bez solidnego zaplecza, stabilnych źródeł energii, takich jak gaz, węgiel czy atom, system energetyczny staje się nie tylko niewydolny, ale także kosztowny. Dunkelflaute to nie incydent, to ostrzeżenie, którego nie możemy zignorować.
W kwestii bezpieczeństwa warto wspomnieć o niedawnej decyzji Szwecji o zawieszeniu realizacji kilkunastu projektów morskich farm wiatrowych. Szwedzi uznali, że farmy wiatrowe na Bałtyku stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Ich obecność utrudnia funkcjonowanie systemów radarowych, zakłóca komunikację oraz ogranicza możliwości operacyjne wzdłuż wybrzeża.
W kontekście rosnącego napięcia geopolitycznego na Bałtyku Polska również musi wziąć pod uwagę, że rozwój farm wiatrowych w tych obszarach może znacząco wpłynąć na zdolności obronne naszego państwa. Bezpieczeństwo narodowe musi pozostać priorytetem w każdej decyzji dotyczącej strategicznych inwestycji energetycznych.
Podsumowując, polska energetyka potrzebuje fundamentów stabilnych i niezależnych od warunków pogodowych. Węgiel, gaz i atom to kluczowe filary naszego bezpieczeństwa energetycznego, które mogą zapewnić nam stabilne dostawy energii przez całą dobę, przez cały rok bez względu na to, czy wieje wiatr czy świeci słońce. Transformacja energetyczna musi być drogą do bezpieczeństwa, a nie do nowych zagrożeń.
Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak w trakcie dyskusji nt, projektów ustaw dotyczących środków nadzwyczajnych mających na celu ograniczenie wysokości cen energii elektrycznej oraz wsparciu niektórych odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła.
– W ramach swojej szansy na pytanie chciałbym wyrazić swoją solidarność z wyborcami, z Polakami, którzy musieli wysłuchać tych 40 pytań, w których wzajemnie oskarżaliście się o to, kto jest winny wzrostowi cen za prąd. Chciałbym zgodzić się z obiema stronami. Tak, wszyscy jesteście winni.
Większość PiS-u, kiedy rządziła przez 8 lat, wdrażała przepisy unijne prowadzące do wzrostu cen prądu i wygaszania elektroenergetyki opartej na węglu. Chodzi też o tzw. porozumienia społeczne zawarte ze związkami zawodowymi, o których ostatnio byli członkowie waszego rządu w randze wicepremierów, wiceministrów powiedzieli, że w momencie ich zawierania wiedzieli, że były one niewykonalne i że nikt ich nie dotrzyma. Wiedziały to, co ciekawe, obie strony.
Druga strona rządziła przecież wcześniej przez 8 lat. Wszyscy solidarnie wdrażacie politykę unijną, która prowadzi do zmuszania państwa polskiego do tworzenia regulacji polegających na sprzedawaniu prądu powyżej ceny jego wytworzenia, do uczestniczenia w europejskim systemie spekulacji wymyślonymi tzw. certyfikatami emisji CO2 i tak naprawdę na niszczeniu stabilności polskiego systemu elektroenergetycznego.
Chciałbym, żebyście mieli odwagę powiedzieć wyborcom wprost, że nie da się oprzeć całego systemu na OZE. Chciałbym, żebyście mieli odwagę powiedzieć wprost, że podstawą systemu elektroenergetycznego muszą być stabilne źródła, co pan minister już tu przyznaje, węglowe, gazowe lub atomowe. Chciałbym, żebyście mieli odwagę powiedzieć wprost, że zarówno poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej przez dwie kadencje, jak i rząd PiS-u pozorowały budowanie elektrowni atomowej, że jako państwo polskie nie mamy do tego momentu zawartego kontraktu na budowę elektrowni atomowej wbrew temu, co podały media, a jedynie niezobowiązujące na razie nikogo do niczego porozumienia dotyczące tzw. projektowania. Bądźcie uczciwi wobec ludzi.
Poza tym, że jesteśmy skazani na to, że w wyniku polityki unijnej i waszej mamy najwyższe ceny energii w Europie, jesteśmy skazani także na tzw. lukę mocową, która będzie maskowana przed społeczeństwem. W tej chwili ceny energii są maskowane przed społeczeństwem przez tarcze. Luka mocowa również będzie maskowana przez tzw. stopnie zasilania, wyłączanie prądu dla przemysłu i odstraszanie z Polski inwestorów, którzy już zaczynają się stąd wycofywać.
Pan Jakub uważa, że przewidział wzrost cen energii. To prawda, ale nie on jeden. W gruncie rzeczy dla każdego interesującego się tematem było jasne, że unijna polityka klimatyczna do tego doprowadzi i doprowadziła.
Pan Jakub uważa, że wysokie ceny energii w Polsce to rezultat tego, że nie odeszliśmy od węgla. Otóż i tak i nie. Prąd z węgla jest drogi, ale głównie za sprawą opłaty ETS, którą narzucili nam eurokraci, a która to opłata w ostatnich latach drastycznie wzrosła. Gdyby nie ona koszt produkcji prądu z węgla byłby o 50-60% niższy.
Pan Jakub argumentuje, że do górnictwa do 2049 roku mamy dopłacić 150 miliardów złotych oraz że wydobycie węgla jest w Polsce droższe niż w innych krajach na świece. Znów i tak i nie. To znaczy rzeczywiście 150 miliardów przeznaczymy na górnictwo, ale pan Jakub zapomniał dodać, że w znacznej części na jego likwidację. Nie na jego modernizację, poprawę wydajności, zakup nowoczesnych maszyn, robotyzację itd. tylko na likwidację.
Tak, wydobycie węgla w Polsce jest droższe niż np. w Rosji czy Australii. Wynika to między innymi z faktu, że polskie złoża położone są głębiej. Od lat nie inwestujemy w rozwój górnictwa węgla kamiennego w Polsce, więc trudno oczekiwać żeby było ono dochodowe. Są jeszcze inne przyczyny słabych wyników branży, ale to nieco inny temat, który wymaga osobnych wyjaśnień.
Niemniej, ostatnie lata pokazały, że z węgla można mieć prąd jeśli nie tańszy, to na pewno nie droższy niż w innych krajach UE. Opierając się na rynku spot jeszcze w 2023 roku cena prądu w Polsce nie różniła się znacząco od ceny w większości krajów UE. W 2022 roku była wyraźnie niższa. Mieliśmy prąd tańszy niż Niemcy o 30% a od atomowej Francji aż o 40%. To pokazało odporność naszego systemu opartego głównie o własne zasoby na geopolityczne wstrząsy i wahania cen.
Czego nie rozumie Jakub Wiech?
Wielu rzeczy, ale od początku.
Pan Jakub uważa, że przewidział wzrost cen energii. To prawda, ale nie on jeden. W gruncie rzeczy dla każdego interesującego się tematem było jasne, że unijna polityka klimatyczna do tego doprowadzi i doprowadziła.… https://t.co/iF2JLEUfgk
W 2021 roku prąd tańszy niż Polska miały tylko kraje skandynawskie i wcale nie była to duża różnica. Nawet atomowa Francja miała o prawie 30 euro/MWh drożej niż my. We wcześniejszych latach ceny był znacznie niższe i wahały się między 30 a 53 euro/MWh – podobnie jak w innych krajach UE. Przykładem cen niech będzie obecny spór inwestorów w energetykę wiatrową na Bałtyku z Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Domagają się ustalenia ceny na aukcji na poziomie między 500 a 600 zł za 1MWh. Koszt produkcji 1 MWh, z węgla do obecnie około 450zł i to z podatkiem ETS wynoszącym około 50% tej kwoty…
Teraz rzecz której najprawdopodobniej pan Jakub Wiech nie rozumie. Otóż nie da się oderwać energetyki od geopolityki. Owszem, możemy zamknąć kopalnie, elektrownie węglowe i przestawić się na źródła pogodozależne i liczyć na to, że w końcu kiedyś uda nam się wybudować elektrownie jądrowe. Do tego czasu możemy importować prąd, ale takie rozwiązanie ma potężne wady: – po pierwsze nie tak uprawia się politykę. Do skutecznej polityki potrzebne są narzędzia i silne podstawy. Te podstawy to między innymi energetyczna niezależność państwa. Bez niej inne kraje mają w ręku narzędzia do nacisku na nasz kraj i na pewno będą je wykorzystywać z korzyścią dla siebie i stratą dla nas, – po drugie Europa nie ma dość prądu. Ostatnie tygodnie pokazały, że kilka krajów (np. Szwecja, Francja czy Norwegia) o pewnych rezerwach stabilnych mocy ratowały inne kraje, przede wszystkim Niemcy, Włochy i Wielką Brytanię przed balckoutem. Również Polska była importerem prądu. Polska i UE bez elektrowni węglowych, których we Wspólnocie wciąż jest jeszcze dużo, sobie nie poradzi. – po trzecie ten model transformacji energetycznej jaki proponuje Jakub Wiech to zamiana uzależnienia od importu jednych surowców na uzależnienie od importów od innych surowców. Import paliw kopalnych zastąpi import komponentów i surowców do fotowoltaiki, wiatraków czy magazynów energii. Tymczasem UE jest w ponad 90% uzależniona od importu metali ziem rzadkich z Chin. To gorsza sytuacja niż obecnie, ponieważ gaz, węgiel czy ropę możemy ściągać z liczniejszych kierunków. My jesteśmy w lepszej sytuacji niż reszta UE, ponieważ przynajmniej węgla nie musimy importować. Gdybyśmy mieli taką potrzebę możemy stosunkowo pewnie oprzeć się na własnych zasobach tego surowca. W tej sytuacji nie straszne nam zawirowania na świecie -pandemie, wojny, przerwane łańcuchy dostaw.
Teraz kolejna sprawa. Jeszcze niedawno Pan Jakub miał jako grafikę w tle na portalu “X” wiatraki. Nie mam nic przeciwko temu. Każdy ma jakieś priorytety i chce je podkreślić. Wspominam o tym w kontekście dopłat do węgla, które pana Jakuba bardzo irytują. Mnie również, ale nie postuluje z tego powodu likwidacji branży. Otóż na wiatraki i fotowoltaikę też są systemy wsparcia.
Czym niby są aukcje OZE i ceny gwarantowane? Czym niby są dotacje do fotowoltaiki? Czym jest brak odpowiedzialności źródeł niestabilnych za stabilizację systemu? Przecież elektrownie konwencjonalne muszą pracować przez pogodozależne wiatraki i fotowoltaikę w nieoptymalnych warunkach ciągle zmieniając intensywność pracy. To nie tylko powoduje zwiększone koszty dla elektrowni węglowych i skraca żywotność bloków, ale też jest powodem wzrostu emisyjności i spadku wydajności pracy elektrowni. Potem jest oczywiście zarzut o ich nierentowność. Inne kraje również dotują źródła pogodozależne. Na przykład Niemcy mają mechanizm wsparcia oparty na ustawie EEG (Erneuerbare-Energien-Gesetz), którego celem jest rozwój produkcji tzw. energii odnawialnej poprzez zapewnienie inwestorom stabilnych warunków finansowych i ekonomicznych. Tylko w 2022 roku przeznaczono na ten cel 11 miliardów euro (43 miliardy złotych).
Mimo różnych starań takich jak nakładanie podatku ETS i stworzenia zasad faworyzujących tzw. OZE cena energii rośnie. Choć używamy mniej węgla, a moce źródeł pogodozaleznych bardzo szybko rosną, cena zamiast spadać jest coraz wyższa. Można to zrzuć na zasady funkcjonowania rynku energii, które naliczają cenę od ceny najdroższego źródła w systemie, ale w takim razie kraje o niskiej emisyjności zawsze powinny mieć tańszy prąd. Jednak tak nie jest. Modelowy przykład to Wielka Brytania. Pan Jakub Wiech podawał niedawno z dumą informację, że ostatnia elektrownia węglowa w tym kraju została zamknięta. Czy to spowodowało obniżkę ceny? Nie. Jest nawet drożej niż w Polsce i to pomimo posiadania elektrowni jądrowych, własnych zasobów gazu i dziesiątek GW w elektrowniach wiatrowych na Morzu Północnym – miejscu o bardzo dobrych warunkach dla tego rodzaju energetyki.
Kraje bałtyckie również mają niską emisyjność, ale cenę wysoką. Niemcy choć mają ponad 160 GW zainstalowane w wiatrakach i fotowoltaice także nie mogą poszczycić się niskimi cenami, a tamtejsze firmy także uciekają na inne kontynenty z powodu cen energii. Można tak długo wymieniać. W UE jedynie kraje skandynawskie, które mają duże zasoby stabilnych źródeł energii i atomowa Francja mają względnie niskie ceny, choć z Francją też różnie to bywa.
Wnioski Obecny model polityki energetycznej i przemysłowej UE to ślepa uliczka. Możemy pozbyć się energetyki węglowej i uzależnić się energetycznie i politycznie, ale to nic nie zmieni. Dalej będzie drogo. Możemy pozostać przy obecnej energetyce i również płacić drogo, ale zachować energetyczną autonomię. Czekając na atom jak na zbawienie też możemy się przeliczyć. Wydatki będą potężne a czas realizacji długi. Do tego zapotrzebowanie na prąd będzie rosło szybciej niż ewentualny wzrost mocy wytwórczych. Oczywiście będzie rosło pod warunkiem, że z powodu obecnej polityki UE nie popadniemy w stagnację gospodarczą, co jest bardzo prawdopodobne. Sposoby na wyjście z sytuacji oczywiście są, ale to temat na inny wpis.
Polska wyprodukowała wczoraj 516 GWh prądu z czego 66,9% z paliw kopalnych. Cena energii na rynku spot wyniosła wczoraj 91,5€/MWh. Przyjmując uśrednioną emisyjność koszt ETS za 1 MWh wyniósł 46,6€/MWh. Gdyby nie ETS tocena prądu wyniosłaby 44,8€/MWh.
Uśredniony koszt za ETS z wczoraj to 104 miliony złotych. I tak w przybliżeniu codziennie.
Polska wyprodukowała wczoraj 516 GWh prądu z czego 66,9% z paliw kopalnych. Cena energii na rynku spot wyniosła wczoraj 91,5€/MWh. Przyjmując uśrednioną emisyjność koszt ETS za 1 MWh wyniósł 46,6€/MWh. Gdyby nie ETS to cena prądu wyniosłaby 44,8€/MWh. Uśredniony koszt za ETS… pic.twitter.com/HSkV3zGfzv
Gdyby nie Francja, Skandynawia, Czechy i Holandia, a więc kraje, które mają duże rezerwy mocy w stabilnych źródłach, połowa Unii Europejskiej mogłaby być trzeci dzień bez prądu. Ten obraz pokazuje, że cofamy się w rozwoju i znów zaczynamy być zależni od pogody.
Na tym polegał postęp technologiczny i rozwój cywilizacyjny, że jako ludzkość oderwaliśmy się od tej zależności. Eurokraci i ich ideologia cofają nas w rozwoju.
Nasz import to obecnie aż 2,5 GW. Skala importu w tych dniach ma inne znaczenie niż wtedy, kiedy w systemie jest nadmiar mocy z powodu pogodozależnych OZE. Dziś nie wieje i nie świeci, jest deficyt energii, a import pokazuje, jak bardzo brakuje wielu krajom dobrego, zdolnego do samodzielnej egzystencji systemu energetycznego.
Niestety, jako Polska po latach inwestowania w 30 GW mocy w wiatraki i fotowoltaikę jesteśmy w bardzo złej sytuacji. Miesiące takie jak listopad, grudzień, styczeń i luty są najtrudniejsze ze względu na liczbę dni pochmurnych i bezwietrznych. Więc jak mawiają klimatyści, ‘byle do wiosny’. Ale czy takie podejście przystoi nowoczesnej cywilizacji?
Gdyby nie Francja, Skandynawia, Czechy i Holandia, a więc kraje, które mają duże rezerwy mocy w stabilnych źródłach, połowa UE mogłaby być trzeci dzień bez prądu. Ten obraz pokazuje, że cofamy się w rozwoju i znów zaczynamy być zależni od pogody. Na tym polegał postęp… pic.twitter.com/SgZr08VYMA
Interesująco wygląda wydajność poszczególnych źródeł pogodozależnych. W 2023 roku Niemcy mieli zainstalowane na początku roku 58 GW w onshore, 8,3 GW w offshore i 68,6 GW w fotowoltaice – łącznie ok. 135 GW (na koniec roku 152 GW). Z tych źródeł wyprodukowali w ciągu ub. roku 192 TWh prądu.
Przyjmując wielkość mocy zainstalowanych na początku roku wydajność poszczególnych źródeł jest następująca: • fotowoltaika – 8,9% • onshore – 22,8% • offshore – 32,3%
Teraz zwróćmy uwagę, że w wiatrakach na Bałtyku (offshore) u nas planuje się osiągnąć efektywność na poziomie 45%. Nawet Brytjczycy na Morzu Północnym tyle nie osiągają. Nam bliżej do warunków niemieckich.
Interesująco wygląda wydajność poszczególnych źródeł pogodozależnych. W 2023 roku Niemcy mieli zainstalowane na początku roku 58 GW w onshore, 8,3 GW w offshore i 68,6 GW w fotowoltaice – łącznie ok. 135 GW (na koniec roku 152 GW). Z tych źródeł wyprodukowali w ciągu ub. roku 192… https://t.co/di1br33Y1U
Niemiecka gospodarka potrzebuje znacznych ilości energii. Pogodozależne źródła jej nie zapewniają, ale i tak Niemcy są w lepszej sytuacji niż my, ponieważ mają bardziej zróżnicowany miks energetyczny niż ten, który my planujemy zbudować. W swoim miksie oprócz wiatraków, fotowoltaiki, węgla, ropy czy gazu mają jeszcze spalarnie śmieci (9,5 TWh/2023 rok), elektrownie wodne (18 TWh/2023 rok), czy elektrownie na biomasę (36,6 TWh/2023 rok).
My mamy mieć kiedyś elektrownie jądrowe, a tak z węgla przechodzimy na podatny na znaczne wzrosty cen importowany gaz i przede wszystkim pogodozależne wiatraki i fotowoltaikę z importowanych surowców i komponentów. Wszystko może pójść nie tak.
Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka i posła Bartłomieja Pejo, 30 października 2024 r.
– Dziś chcemy się odnieść do fundamentalnego problemu, który tłamsi rozwój polskiej gospodarki, powoduje ucieczkę inwestorów z Polski, niszczenie kolejnych miejsc pracy, w ślad za tym również niszczenie ekonomicznych podstaw naszej gospodarki – jakim jest gwałtowny, niekontrolowany wzrost cen energii!
Ten wzrost cen energii jest zjawiskiem, które ma swoje korzenie przede wszystkim w polityce Unii Europejskiej, w celowym obciążaniu produkcji energii z tanich i stabilnych źródeł dodatkowymi karnymi opłatami, tzw. certyfikatami ETS. Z drugiej strony w braku strategii rządu, i poprzedniego, i obecnego, jak temu zaradzić.
Sytuacja staje się naprawdę dramatyczna, nie ma właściwie już miesiąca, żebyśmy nie byli poinformowani o kolejnych firmach, które opuszczają Polskę lub które wchodzą w zwolnienia grupowe. Tylko do sierpnia tego roku ponad 160 firm zgłosiło zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych. W sumie chodzi o 20 tysięcy pracowników.
Jest to najgorszy wynik w ostatnich latach. Firmy takie, jak ABB, Beko, Lear Corporation zadeklarowały zwolnienia odpowiednio 1800 osób, 400 osób, 1000 osób. To jest prawdziwe zaplecze przemysłowe polskiej gospodarki, i te firmy, jak np. ostatnia z wymienionych, przenoszą się do Tunezji. A inwestorzy, z którymi rozmawiamy, rozważają Rumunię, rozważają Turcję, rozważają Ukrainę, rozważają naprawdę różne państwa, w których nie ma najwyższych cen energii na świecie! Jak stało się to możliwe?
Rzut oka na historię wzrostu cen energii. Jeszcze w 2018 roku mieliśmy cenę na poziomie 52 euro za MWh. To już była wysoka cena, wyższa niż we Francji czy w Niemczech – tam odpowiednio było to 50 euro i 41 euro. Natomiast w każdym kolejnym roku te ceny rosły dość gwałtownie, osiągając swoje szczyty mniej więcej koło 2022 roku na poziomie 166 euro! To jest ponad 3 razy więcej. Właściwie przez wszystkie ostatnie lata od 2018 roku, za wyjątkiem roku 2021 i 2022, mieliśmy wyższe ceny energii niż Niemcy i Francja, dwie największe gospodarki Unii Europejskiej, w najwyższym stopniu uprzemysłowione, kraje najbardziej zasobne w kapitał.
Jak polscy przedsiębiorcy mają konkurować z przemysłem francuskim czy niemieckim, mając wyższe ceny energii? Na to pytanie chciałbym, żeby odpowiedzieli architekci tej polityki unijnej, czyli rządu tutaj w Warszawie, jak i z rządu z Komisji Europejskiej. Wygląda to na intencjonalne niszczenie polskiej gospodarki.
Co się na to złożyło? Odpowiedzmy sobie, żebyśmy rozumieli ten proces. Po pierwsze, akceptacja Europejskiego Zielonego Ładu i Fit for 55, czyli radykalizacja celów redukcji emisji CO2. Ta polityka tzw. klimatyczna, która na klimat niespecjalnie wpływa, natomiast wpływa na przemysł i na energetykę. Ta polityka prowadzi do windowania w górę kosztów energii poprzez windowanie w górę cen certyfikatów emisyjnych i zmniejszanie ich liczby.
Wzrost kosztów ETS jest gwałtowny i niekontrolowany. Wszystkie strategie został wyrzucone do kosza. W momencie, jak tworzono system ETS, przewidywano pewną ścieżkę wzrostu tych certyfikatów i to, co się wydarzyło, ma się do tej ścieżki nijak! Nastąpiła spekulacja na rynku certyfikatów emisyjnych przez instytucje finansowe, które po prostu na krzywdzie polskiej gospodarki, na krzywdzie Polaków, na tym drenażu finansowym, który nastąpił, zarabiały. Znów liczby: 25 euro za tonę w 2020 roku, a już w 2023 to było 95 euro za tonę! Prawie 4 razy więcej. Jaki kraj wytrzymałby taką kurację? Jaki biznes może być kalkulowany, kiedy pewne czynniki wynikające z decyzji administracyjnych rosną 4-krotnie w ciągu kilku lat? Tak jak te nieszczęsne certyfikaty emisji.
Wystarczyłoby, żeby Unia Europejska zmieniła swoje przepisy, ustalając stałą cenę tych certyfikatów albo po prostu je likwidując, i tego problemu by nie było! My mieliśmy jeden z najtańszych prądów w Europie, produkowany z węgla. W wyniku ideologii zakazano nam tego i obciążono to karnymi opłatami. Zwracam uwagę, że popularna argumentacja, że wydobywanie węgla w Polsce stało się drogie, że do spółek górniczych się dopłaca – w niektórych przypadkach ta argumentacja jest słuszna, ale ona jest zupełnie obok tematu! Bo koszt pozyskania węgla, jego wydobycia to jest jedno, a koszt wyprodukowania energii to jest drugie. Cały czas na świecie buduje się nowe elektrownie węglowe!
Kraje, które produkują i zamierzają produkować prąd z węgla, obok innych źródeł prądu, mają tańszy prąd niż Polska! Obok tego są również inne, oczywiście, żeby było jasne, popieramy złożony miks energetyczny. Niech to będzie i z węgla, i z atomu, i z OZE, i z gazu, nie ma problemu. Natomiast nie może być tak, a tak jest w tej chwili w Polsce, że cena energii jest dostosowywana do najdroższego prądu, a nie do najtańszego! Przecież to jest absurd. To jest dywersja przeciwko polskiej gospodarce, a to wynika z przyjętych sposobów regulacji rynku energetycznego. Ale to nie koniec.
Poza tymi nieszczęsnymi strategiami unijnymi i wzrostem kosztów certyfikatów ETS mamy wzrost cen węgla wywołany przez wojnę na Ukrainie i sankcje nałożone na Rosję, a także przez likwidowanie i zamykanie także rentownych kopalń w Polsce i uniemożliwianie wejścia do Polski prywatnych inwestorów, którzy w Polsce chcieli wydobywać leżące pokłady węgla – te rzekomo nieopłacalne! Prywatni inwestorzy chcieli budować kopalnie.
Rząd PiSu nie tylko zdecydował o zamykaniu polskich kopalń należących do państwa; rząd PiSu uniemożliwił budowanie kopalń prywatnym inwestorom i Państwo Polskie w tej chwili będzie płacić za to miliardowe odszkodowania! Właśnie przegrało pierwsze sprawy przed trybunałami arbitrażowymi.
Następnie, kolejny czynnik wzrostu cen energii to zarządzony jeszcze przez rząd Mateusza Morawieckiego powrót do stawki VAT 23% od 1 stycznia 2023 na prąd, a więc do tego doszły jeszcze koszty podatkowe. No i jesteśmy w punkcie, gdzie koszt ETS stanowi obecnie 60% kosztu produkcji prądu z węgla. Czyli każda firma, płacąc te najwyższe na świecie rachunki za prąd, 60% nie płaci za żaden prąd, tylko płaci za wymysł eurokratów zatwierdzony przez pierwszy rząd Tuska, następnie rząd PiSu, i obecnie drugi rząd Tuska!
Warto powiedzieć, jak te nakłady się sumują. W 2022 roku to było 32 miliardy złotych – tylko na te uprawnienia. 32 miliardy złotych! W następnym roku, 2023, to było już 40 miliardów złotych! Za ten rok strach pytać, ile to będzie. Ale to jest dziesiątki miliardów złotych! Znacznie więcej niż jakakolwiek inna grupa wydatków w Polsce.
To uderza w budżety gospodarstw domowych, to uderza w konkurencyjność polskiej gospodarki, to prowadzi do wycofywania się firm z Polski. To prowadzi do tego, że inwestorzy, którzy rozważają w Polsce inwestycje, będą je lokować gdzie indziej, a my będziemy mieć coraz większe spowolnienie gospodarcze. To nie dzieje się samo. To polityka zaprogramowana przez rządzących i przez Unię Europejską. Tą politykę trzeba odrzucić!
Pomijając błędy merytoryczne, które pojawiają się w artykule (udział kosztów ETS w cenie 1 MWh prądu to dziś 230-240 zł, a nie 93), to trzeba przyznać, że faktycznie mamy jedne z najwyższych cen prądu w Europie. Jeszcze 3 lata temu tak nie było.
Co więcej, nie jest to skutek obiektywnych czynników, ale przemyślana i celowa strategia. Zasady “rynku energii”, stawka VAT i koszt emisji CO2, a więc czynniki wynikające wprost z decyzji administracyjnych i politycznych składają się na coraz wyższą cenę.
To planowana degradacja naszej gospodarki. To zabijanie jej konkurencyjności. To wprowadzanie naszej gospodarki w stagnację. Nie wierzę, że dzieje się to przypadkiem albo jest wynikiem obiektywnych czynników. To wymuszona na nas autodestrukcja, która u progu rewolucji przemysłowej 4.0, która jest wyzwaniem i szansą jednocześnie, stawia nas w fatalnym położeniu startowym.
Pomijając błędy merytoryczne, które pojawiają się w artykule (udział kosztów ETS w cenie 1 MWh prądu to dziś 230-240 zł, a nie 93), to trzeba przyznać, że faktycznie mamy jedne z najwyższych cen prądu w Europie. Jeszcze 3 lata temu tak nie było.
Kraj, którego model energetyczny przypomina ten do którego i my dążymy, od kilku lat jest w czołówce państw z najdroższą energią na świecie.
Dziś cena to 130 funtów/MWh (677 zł). W Polsce też drogo bo 125 euro/MWh (542 zł).
Brytyjczycy zainstalowali w samych wiatrakach 30 GW mocy z czego aż połowa na morzu, a mimo to (a raczej właśnie dlatego) cena prądu jest bardzo wysoka, a import dziś wynosi aż 9%.
W takie dni jak dziś system opiera się na gazie, który chociaż jest tańszy niż w szczycie kryzysu energetycznego, to i tak mocno podbija ceny energii. Polska również jako paliwo przejściowe wybrała gaz. Różnica jest jednak taka, że Brytyjczycy mają własne złoża, a my będziemy importować surowiec, o który chcemy oprzeć plan likwidacji energetyki węglowej opartej głównie o własny surowiec.
Dalsze perspektywy nie są optymistyczne. Po okresie przejściowym mamy mieć teoretycznie OZE plus atom. To jednak tylko pogłębi zależność energetyczną Polski. Dwie elektrownie jądrowe, jeśli w ogóle powstaną zapewnią najwyżej 25% zapotrzebowania na energię (pod warunkiem, że jej zużycie mocno nie wzrośnie, a to by oznaczało stagnację gospodarczą), a OZE będą generować jedynie koszty dla systemu, którego stabilizacja będzie opierać się głównie na imporcie. Pytanie kto nam sprzeda prąd, jeśli już teraz nasi sąsiedzi sami nie mają go w nadmiarze?
Tu znów przykład Wielkiej Brytanii będzie pomocny. Na wykresie poniżej spadek mocy zainstalowanych w el. węglowych koreluje ze wzrostem importu prądu, głównie z Francji. Francja ma bardzo rozwiniętą energetykę jądrową. Polska przy obecnej polityce przez kolejne dekady nie będzie w stanie nawet w 1/4 osiągnąć tego poziomu, a planowane inwestycje są po prostu niewystarczające. Zwłaszcza w dobie robotyzacji i rozwoju AI.
Do korzystnego dla Polski przeprowadzenia rewolucji przemysłowej 4.0 potrzebujemy nadwyżek energii, a my uparcie idziemy w kierunku redukcji stabilnych mocy wytwórczych i podnoszenia jej ceny. Nie wskoczymy na falę, z której skorzystają tylko ci, którzy mają duże ilości prądu w stosunkowo niskiej cenie. Pozostali, w tym Polska, przegrają.
Wielka Brytania ma dziś najdroższy prąd w Europie. Kraj, którego model energetyczny przypomina ten do którego i my dążymy, od kilku lat jest w czołówce państw z najdroższą energią na świecie. Dziś cena to 130 funtów/MWh (677 zł). W Polsce też drogo bo 125 euro/MWh (542 zł).… pic.twitter.com/hKzFFr74ZA
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.
Skomentuj