To była poruszająca uroczystość. Dla mnie dająca wiele do myślenia

Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak

W Belwederze uczestniczyłem we wręczeniu not identyfikacyjnych rodzinom ofiar Polaków zamordowanych przez Niemców, komunistów i Ukraińców z UPA. Dwóch nastolatków, większość dwudziestolatków i kilku mężczyzn w średnim wieku. W sumie 19 odważnych Polaków. Jeden z nich, najmłodszy (zaledwie 14 lat) zapłacił najwyższą cenę po porostu za to że był Polakiem. Zmarł w niemieckim obozie dla dzieci w Łodzi. 18 pozostałych zapłaciło za odwagę — skłonność do walki z okupantami lub po prostu za wyrażanie krytycznych opinii o komunizmie. Ci ostatni byli porywani wieczorami ze swoich domów i nigdy już nie wracali, mordowani po fikcyjnych procesach.

Tak komuniści łamali opór i eliminowali najbardziej asertywną część narodu. Teraz, po 70-80 latach od ich śmierci, ich ciała zostały odnalezione i zidentyfikowane na podstawie badań genetycznych. Były często zakopane anonimowo gdzieś na dziedzińcu więzienia albo pod drogą czy śmietnikiem na cmentarzu.

IPN stałe prowadzi takie poszukiwania i ekshumacje. Przeszukano już setki miejsc i cały czas trwają kolejne prace. W sumie odnaleziono prawie 3 tys. osób, z czego tylko niewielką część udało się zidentyfikować. Niektóre ciała zostały wydobyte całkiem niedawno.

To była poruszająca uroczystość. Dla organizatorów już piętnasta tego rodzaju. Dla mnie pierwsza i dająca wiele do myślenia. Dla rodzin ofiar — jedyna w swoim rodzaju.