Krzysztof Bosak krytycznie o narracji, że „o ETS było wiadomo od 2003 roku”

Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu

Fundamentalnym błędem poniższej analizy jest założenie istnienia kolektywnego podmiotu o nazwie „polska elita polityczna”, mającego jakąś zbiorową świadomość w kwestii regulacji energetycznych. Coś takiego nie istnieje.

Demokratyczna polityka wytwarza zbiór niekompetentnych ws. gospodarczych, rywalizujących ze sobą demagogów, nie utrzymujących prawie żadnych kontaktów roboczych, nie mówiąc o uspójnianie wiedzy w tak szczegółowych sprawach.

W kwestii merytorycznej:
W latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych temat w ogóle nie istniał wśród polskich polityków. W trakcie negocjowania i ratyfikowania traktatu lizbońskiego nikt w ogóle o tym nie mówił, instytucje UE i dyplomacja nie przekazywały na ten temat żadnych informacji do parlamentu (do rządu być może tak, ale polska klasa polityczna generalnie nie ma dostępu do dokumentów rządowych).

W 2008 UE przyjęła Pakt Klimatyczno-Energetyczny (znany jako „3×20”), zakładający — jak wtedy się wydawało — ambitne, ale możliwe do wprowadzenia zmiany w energetyce.
Pamiętam że w latach 2010-2013 trzeba było często od podstaw tłumaczyć co to jest i dlaczego będzie kosztowne. Nikt tego nie rozumiał.

Realizacji obecnie narzucanego nam scenariusza nikt w Polsce w ogóle nawet nie rozważał teoretycznie. Podobnie nikt, nawet w instytucjach UE, nie brał pod uwagę tak gwałtownego wzrostu cen uprawnień certyfikatów ETS. Sprawy wymknęły się spod kontroli i taka jest prawda.

Narracja że „sami jesteśmy sobie winni” jest tylko częściowo prawdziwa. Winni są wybrani politycy, którzy robili ustępstwa, ukrywali ryzyka i koszty przed społeczeństwem i parlamentem i nie zablokowali tego wszystkiego na wczesnym etapie.