Krystian Kamiński, b. poseł na Sejm
W Polsce niemal niezauważony pozostał istotny sygnał polityczny z Kaukazu Południowego, sugerujący postęp w kształtowaniu nowego porządku w tym regionie. Podczas wtorkowej wizyty w Kazachstanie prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew ogłosił zniesienie zakazu tranzytu towarów do Armenii, wprowadzonego jeszcze we wrześniu 1989 r., w czasie narastania wojny o Górski Karabach. Konflikt ten został zbrojnie rozstrzygnięty przez Alijewa w 2023 r., kiedy to szybka wrześniowa ofensywa doprowadziła do całkowitego zajęcia kadłubowej już po wcześniejszej kampanii z 2020 r. Republiki Górskiego Karabachu.
Pierwszy transport kazachstańskiego zboża wjedzie do Armenii przez przejście graniczne z Gruzją, po wcześniejszym przejeździe przez Azerbejdżan, ponieważ na granicy obu skonfliktowanych państw wciąż nie działa żadne przejście. Wbrew powszechnym przekonaniom to zmiany relacji politycznych wywołują przemiany w międzynarodowych procesach gospodarczych – nie odwrotnie.
„Ten krok ma ogromne znaczenie dla otwarcia regionalnego tranzytu, wzmocnienia wzajemnego zaufania i instytucjonalizacji pokoju między Armenią a Azerbejdżanem, zgodnie z porozumieniami osiągniętymi w Waszyngtonie” – napisała rzecznik premiera Armenii, Nazeli Bagdasarian. Ten ruch znosi dotkliwą blokadę, która przez dekady upośledzała rozwój ekonomiczny Armenii, choć realne efekty pojawią się dopiero wtedy, gdy swoją blokadę z 1993 r. zniesie również Turcja.
Decyzja Alijewa jest pierwszym wyraźnym skutkiem deklaracji pokojowej podpisanej w sierpniu pod egidą prezydenta USA Donalda Trumpa. Deklaracja zakładała trwały pokój w obecnych granicach, ale odnosiła się także do oczekiwania Baku, że zapewni ono pełną swobodę komunikacji między głównym terytorium Azerbejdżanu a jego eksklawą – Nachiczewańską Republiką Autonomiczną. Terytorium Azerbejdżanu rozdziela w tym miejscu południowa prowincja Armenii – Sjunik. Problem w tym, że Amerykanie skupili się przede wszystkim na podkreśleniu swojej roli w administracji nowej magistrali transportowej, nie precyzując jej statusu prawno-politycznego.
Alijew odniósł się do tego we wtorek, używając określenia „korytarz zangezurski”. Zangezur to azerbejdżańska nazwa Sjuniku. Prezydent Azerbejdżanu dąży do uzyskania w ramach procesu pokojowego eksterytorialnego szlaku transportowego, co podkreśla właśnie użycie słowa „korytarz”. Premier Armenii Nikol Paszynian stwierdził w zeszłym tygodniu po spotkaniu z Alijewem w Kopenhadze, że kwestia „korytarza zangezurskiego” nie istnieje ani dla niego, ani dla Armenii. Wcześniej opisał to sformułowanie jako wyraz terytorialnych roszczeń Azerbejdżanu wobec Armenii – i faktycznie, taki podtekst to określenie posiada. Alijew tymczasem zadeklarował, że transport przez „korytarz” ma zostać uruchomiony „do połowy przyszłego roku”, co nadaje jego słowom wyraźnie ultymatywny charakter.
Słowo „ultimatum” nie brzmi tu łagodnie. Trzeba pamiętać, że już po pierwszym zwycięstwie w Górskim Karabachu Azerbejdżan zaczął zbrojnie kwestionować międzynarodowo uznane terytorium Armenii. Dochodziło do ostrzałów i rajdów przez granicę, a Alijew pozwalał sobie na wypowiedzi historyczne, w których określał większość terytorium Armenii jako rdzennie azerbejdżańską. To właśnie ta presja stopniowo rozmiękczała stanowisko premiera Nikola Paszyniana.
Pozostaje pytanie, czy utrzyma on ten kurs wbrew oporowi części społeczeństwa. Paszynian dysponuje legitymacją demokratyczną, uzyskaną w wyraźnie wygranych wyborach z 2021 r. Było to jednak jeszcze przed całkowitym upadkiem ormiańskiej Republiki Górskiego Karabachu. Od tamtego czasu premier popadł w konflikt z Apostolskim Kościołem Ormiańskim – instytucją, która przez wieki stanowiła oś budującą narodową tożsamość Ormian i do dziś pozostaje jednym z filarów życia narodowego, o czym pisałem obszernie w zeszłym roku. https://x.com/K_Kaminski_/status/1799481774063378848
Paszynian już przekazał Azerbejdżanowi cztery wsie, mimo że granica nie została jeszcze w pełni delimitowana. Obóz rządzący w Erywaniu idzie też na kolejne ustępstwa, które – choć symboliczne – manifestują słabość państwa i godzą w elementy wspólnej tożsamości. Rząd złagodził ton w kwestii ludobójstwa Ormian dokonanego przez Turków pod koniec istnienia Imperium Osmańskiego. Przypomnijmy: były czasy, gdy Ormianie zorganizowali aż dwa ugrupowania terrorystyczne – ASALA i JCAG – które atakowały tureckich dyplomatów nie tyle za samo ludobójstwo, ile za zaprzeczanie jego faktowi.
Do symbolicznych ustępstw rząd Paszyniana dołożył nawet usunięcie wizerunku góry Ararat z pieczęci straży granicznej. Ararat, choć dziś leży na terytorium Turcji – ziemi oczyszczonej w czasie ludobójstwa z ormiańskiej ludności – pozostaje jednym z najważniejszych symboli narodowych, widocznym zresztą z samego Erywania.
Nawet jeśli przyjmiemy, że wynik wyborów z 2021 r. oznaczał pogodzenie się Ormian z narodową klęską i rolą małego, słabego państwa, uzależnionego od sąsiadów, można sądzić, że w zamian oczekują bezpieczeństwa i poprawy sytuacji gospodarczej. Dlatego Paszynian usilnie dąży do osiągnięcia dwóch celów. Po pierwsze – otwarcia granic i wznowienia wymiany handlowej z Azerbejdżanem i Turcją. Po drugie – normalizacji relacji z Ankarą, by przyciągnąć zachodnie inwestycje i wzmocnić współpracę w dziedzinie bezpieczeństwa. To ostatnie wydaje się jednak mało realne w czasie, gdy Donald Trump starannie dawkuje wsparcie nawet dla Ukrainy.
Nie wydaje się też prawdopodobne, by Zachód – USA czy Europa – miał znacząco wesprzeć gospodarkę Armenii. Co więcej, Paszynian w ogóle nie rozgrywa karty chińskiej. Tymczasem Kaukaz Południowy dla Zachodu to peryferie, a dla Chin – fragment „Pasa i Szlaku”, projektu eurazjatyckiej łączności, który już dziś obejmuje Azję Środkową. Ich większe zaangażowanie po drugiej stronie Morza Kaspijskiego, które w rzeczywistości jest tylko dużym jeziorem, wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne niż poważne inwestycje zachodnie. Chińczycy jednak raczej nie pojawią się tam, gdzie kontrolę nad szlakami transportowymi sprawują Amerykanie.
Poza Chinami kluczową rolę dla gospodarki Armenii nadal odgrywa Rosja – co w Polsce często uchodzi uwadze analityków. Po rozpoczęciu wojny na Ukrainie i wprowadzeniu sankcji Zachodu Armenia stała się ważnym węzłem rosyjskiego handlu zagranicznego. Dwustronne obroty handlowe wzrosły z ok. 5 mld dolarów w 2022 r., do 7,4 mld w 2023 r., i aż 12 mld w 2024 r. Na Rosję przypada dziś około 40 proc. ormiańskiego handlu zagranicznego. Do Armenii napłynął również rosyjski kapitał – wraz z przedsiębiorcami i emigrantami uciekającymi przed mobilizacją. W 2022 r. PKB Armenii wzrósł o ponad 12 proc., a w 2023 r. o 5,9 proc. Rosja więc wciąż pozostaje w Erywaniu istotnym graczem – nie tylko gospodarczo, ale też politycznie. Opozycja ormiańska i Kościół narodowy, konserwatywny i niechętny liberalnym prądom Zachodu, są z Moskwą powiązane.
Armenia, raz obnażona w swej słabości i pozbawiona karabaskiego bastionu, stąpa dziś po kruchym lodzie. Wybory parlamentarne odbędą się w Armenii już w połowie przyszłego roku.
