Rozruchy w Wielkiej Brytanii? Było oczywiste, że do nich dojdzie

Marek Tucholski na serwisie X.

Choć mieszkałem w UK kilka lat, to bez emocji patrzę na rozruchy na ulicach tamtejszych miast. Nie dlatego, że są mi obojętne, ale dlatego, że było oczywiste, że do tego dojdzie. Żadne, nawet najbardziej poprawne politycznie społeczeństwo, nie będzie zupełnie obojętne na zamordowanie trzech dziewczynek i ranienie kolejnych kilku niewinnych dzieci.

Brytyjczycy poparli Brexit, bo mieli już dość problemów z imigrantami. Różnica była jednak taka, że ich złość była skierowana na imigrantów z Europy Środkowej, w tym z Polski. Poprawność polityczna dopuszczała do pewnej krytyki imigrację z tego kierunku, w przeciwieństwie do imigracji z Azji czy Afryki. Przez media przechodziły informacje o gwałcicielach, złodziejach i mordercach z Polski i innych państw naszej części Europy. Faktem jest, że po 2004 roku wielu przestępców celem uniknięcia wyroku lub zwykłych oprychów tam wyjechało i zrobiło nam taką, a nie inną reklamę. Jednocześnie z wielkim trudem przebijały się informacje takie jak o gangu składającym się głównie z Pakistańczyków, który wykorzystał dziesiątki nastolatek. Policja wolała to ukryć, by nie zostać oskarżoną o rasizm. Polowali głównie na białe nastolatki. Informacje o przestępstwach popełnianych przez imigrantów z Azji i Afryki były podawane bez danych o pochodzeniu sprawcy (podobnie zaczyna dziać się w Polsce).

Po kilku latach od Brexitu sytuacja na ulicach brytyjskich miast nie tylko się nie poprawia, ale jest jeszcze znacznie gorsza. Już niemal do każdego dotarło, że nie odzyskano kontroli nad granicami, a problem z przestępczą imigracją nie ograniczał się tylko do tych imigrantów pochodzących z Europy.

Brytyjczycy, a zwłaszcza Anglicy czują się jak w pułapce. Nie panują nad imigracją, poprawność polityczna nie pozwala nawet jej krytykować, a rząd i media roztaczają parasol ochronny nam mordercami i gwałcicielami.

Rząd ma narzędzia, aby spacyfikować nawykłe do politycznej poprawności społeczeństwo, ale nie powstrzyma rozruchów, które będą wybuchać coraz częściej i to niekoniecznie za sprawą rdzennych mieszkańców Wysp Brytyjskich.

Brytyjczycy doświadczają tego, czym jest masowa imigracja po przekroczeniu masy krytycznej tzn. punktu, w którym asymilacja nie następuje, a zaczynają tworzyć się osobne społeczności pielęgnujące kulturę, tradycję i styl życia przywieziony z kraju pochodzenia.

Tam również wmawiano ludziom, że bez imigracji gospodarka stanie, a inne kraje będą im uciekać pod względem wzrostu PKB. Dziś to samo słyszymy w Polsce.