Jak Kaczyński i Morawiecki zrobili zwrot w kierunku zielonego komunizmu

Marek Tucholski na serwisie X.

Irytujący są politycy PiS, którzy próbują wmówić, że na początku Zielony Ład był czymś dobrym i nie stanowił zagrożenia. Jak to się ma do decyzji o wstrzymaniu budowy bloku w Ostrołęce zaledwie 2 miesiące po akceptacji przez Morawieckiego Zielonego Ładu na szczycie Rady Europejskiej? Podobno głównym powodem wstrzymania, a później rezygnacji z budowy miały być koszty ETS (na początku 2020 roku trzykrotnie niższe niż obecnie). Jak to się ma do akceptacji przez PiS Fit for 55 dziesięć miesięcy później? W najlepszym razie próbują udawać, że nie wiedzieli, na co się zgodzili. W najgorszym jest tak, że po prostu cynicznie zmieniają narrację w zależności od potrzeb i interesu partii.

Prawda jest taka, że o ile jeszcze w 2017 roku w rządzie PiS tliły się resztki instynktu propaństwowego, to po przejęciu sterów rządu przez Morawieckiego (który jest typowany jako potencjalny kandydat PiS na prezydenta) zupełnie zarzucono nawet rozważania o niepodległościowym modelu transformacji energetycznej na rzecz uzależnienia od zewnętrznych graczy.

Jeszcze w 2017 roku w Ministerstwie Energii (przemianowane za Morawieckiego na Ministerstwo Klimatu!) pojawił się interesujący raport o możliwości stworzenia polskiego reaktora wysokotemperaturowego HTGR. Eksperymentalny reaktor byłby właśnie teraz uruchamiany, gdyby podjęto się realizacji tego projektu, a w 2031 roku zostałby uruchomiony pierwszy polski przemysłowy reaktor HTGR o mocy 165 MW. Co więcej, reaktory HTGR mogłyby być z powodzeniem używane też do ciepłownictwa systemowego.

Projekt pozostał jednak jedynie na papierze, a nowy premier z namaszczenia Jarosława Kaczyńskiego przy milczącej zgodzie reszty partii zrobił zwrot w kierunku zielonego komunizmu. Stało się tak, ponieważ PiS widział dla Polski inny model transformacji energetycznej. Model będący wypadkową wpływów ideologów z Brukseli i lobbingu korporacji chcących przejąć jak najwięcej z tej góry pieniędzy, jakie wydamy do 2050 roku i później. Państwo i spółki państwowe zaczęły przeznaczać miliardy na zakup wiatraków i fotowoltaiki, a jedyna elektrownia jądrowa, którą wstępnie zdecydowano się budować, okazała się wyborem politycznym, a nie ekonomicznym czy technologicznym. Zresztą, nie wiadomo czy w ogóle dojdzie do skutku, a jeśli tak to gigantycznym kosztem i z ogromnym opóźnieniem.

Jeszcze pół roku przed wyborami parlamentarnymi politycy PiS chcieli przeforsować ustawę wiatrakową zmniejszającą odległość wiatraków od zabudowań do 500 metrów. Nie udało się to między innymi ze względu na sprzeciw Konfederacji. Ustawę “złagodzili” do 700 metrów. Dziś naskakują na rząd Tuska, że robi dokładnie to samo co oni i chce zmniejszyć tę odległość. Różnica jest tylko taka, że nie do 500 a do 300 metrów od zabudowań. 

Wracając do Zielonego Ładu to sam Jarosław Kaczyński był jego zwolennikiem. W maju 2021 roku, a więc pół roku po akceptacji radykalnego ograniczenia emisji CO2 do 2030 roku powiedział, że “(…) to plan, w którym warto uczestniczyć nawet za pewną cenę.” PiS informuje o tym nawet na swojej stronie internetowej (link w komentarzu).

Po kilku miesiącach intensywnej narracji PiS odcinającej się w określony sposób od Zielonego Ładu widać wyraźnie, że jest to element szerszego planu przywracania wiarygodności tej partii wśród wyborców. Politycy PiS przeliczyli się, myśląc, że wystarczy sypnąć ludziom pieniędzmi z państwowej kasy, aby na zawsze kupić sobie ich poparcie. Gdyby tak było, nie straciliby władzy. Teraz próbują naprawić ten błąd i chcą ponownie oszukać ludzi, przywdziewając maskę polskich patriotów. Naszą rolą jest im za każdym razem tę maskę ściągać i pokazywać rzeczywisty obraz bezideowych karierowiczów okupujących prawą stronę sceny politycznej.